22.09.2019, 17:37:06
Luca Turilli - King of the Nordic Twilight (1999)
tracklista:
1.To Magic Horizons 01:21
2.Black Dragon 05:04
3.Legend of Steel 05:21
4.Lord of the Winter Snow 06:06
5.Princess Aurora 03:47
6.The Ancient Forest of Elves 04:44
7.Throne of Ice 01:51
8.Where Heroes Lie 04:25
9.Warrior's Pride 03:47
10.King of the Nordic Twilight 11:38
11.Sofðu unga ástin min 02:12 (bonus, hidden track)
rok wydania: 1999
gatunek: symphonic epic power metal
kraj: Włochy/ Niemcy
skład zespołu:
Olaf Hayer - śpiew
Luca Turilli - gitara, instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara basowa, gitara akustyczna, gitara
Robert Hunecke-Rizzo - perkusja
Michael Rodenberg - instrumenty klawiszowe, cymbały, pianino
oraz Goście
Luca Turilli miał pomysły, które z braku czasu lub z powodu niezgodności artystycznych nie mogły zostać zrealizowane w ramach RHAPSODY. Jednym z nich była trylogia epicka fantasy The Virtual Odyssey Saga, która ostatecznie w zaplanowanym kształcie się nigdy nie ukazała, ale której cześć pierwsza wydana została przez niemiecką wytwórnię Limb Music w listopadzie 1999 roku.
Turilli do nagrania tej płyty nie zaprosił muzyków włoskich a tylko niemieckich, powierzając męskie partie wokalne mało jeszcze wówczas znanemu, ale doskonale rokującemu Olafowi Hayerowi, a funkcję basisty Saschy Paethowi, który właśnie zakończył swoją przygodę z HEAVENS GATE. Pojawili się także inni uznani instrumentaliści, Rannveig Sif Sigurðardóttir w żeńskich głównych partiach wokalnych ponadto potężny chór mieszany (a w nim między innymi Thomas Rettke z HEAVENS GATE) oraz smyczki, flet i tajemniczy Lord James David jako Narrator.
To zrealizowane z rozmachem przedsięwzięcie w sumie nie bardzo odbiegało od tego, co Turilli proponował w RHAPSODY, jednak udział muzyków niemieckich spowodował, że wszystko zabrzmiało mocniej i bardziej monumentalnie.
Patetyczne symfoniczne intro jest typowe dla Turilli, chóry pompatyczne i perfekcyjne i to wyborny wstęp do szybkiego neoklasycznego Black Dragon, gdzie Hayer daje popis bezbłędnego śpiewu na fundamencie neoklasycznym i Turilli nie musi go tu nawet specjalnie wspierać swoją gitara, podobnie jak chóry. Jest melodic power metalowa przy tym, i to bardzo przyjazna dla słuchacza. Potem misternie utkany z klawiszy i fletu wstęp do Legend of Steel prowadzi do kolejnej melodyjnej opowieści minstrela, z kolejnym zrobionym z rozmachem refrenem w stylu niemieckim bardziej niż włoskim.
Warto zwrócić uwagę na dosyć wysmakowane klawisze, nie tylko w tej kompozycji. Dużo Michael Rodenberg gra w stylu neoklasycznym, ale i folkowym czy też nawet nieco fantazyjnie progresywnym. To urozmaicenie tej stosunkowo pod względem melodii nieskomplikowanej muzyki. Pięknie klawisze kontrują gitarę w Lord of the Winter Snow, gdzie dramatyzm narasta z każdą sekundą i jest to utwór pełen rozmachu, choć nie został zagrany ani zbyt szybko, ani z nadmiernie rozbudowanym planem symfonicznym. Oczywiście druga część, łagodna w formie i elegancka w wykonaniu jest bardzo charakterystyczna dla stylu Turilli, choć niekoniecznie dla RHAPSODY. Pięknym głosem sopranistka islandzka Rannveig Sif Sigurðardóttir zaśpiewała Princess Aurora i ten fragment operowy zapada głęboko w pamięć. Wspaniały popis w pełnej poetyki kompozycji przy pianinie Michaela Rodenberga.
The Ancient Forest of Elves to skoczna folk/power metalowa opowieść o elfach, numer solidny, aczkolwiek nieco chyba zbyt prosty jak ten album. Stylistyki włoskiej znowu znacznie mniej niż niemieckiej, może nawet spod znaku BLIND GUARDIAN.
Podobnie Where Heroes Lie, mocniejszy niż to co grają Włosi, ale wysmakowany w ornamentacjach w stylu włoskim i to bardzo dobry heroic melodic power metal, w klasycznej europejskiej odmianie. Klasyczna pieśń barda Warrior's Pride jest niezła, jednak chyba można było się spodziewać czegoś więcej, mimo pełnego patosu refrenu, który chyba potem był zbyt często wykorzystywany w AVANTASIA gdy Armia Tobiasa uderzała w podniosłe tony.
Kolos epicki tym razem zamyka całość. Turilli w King of the Nordic Twilight rzuca na szalę cały swój talent kompozytorski i swoją zebraną Dywizję. Wokalizy, chóry symfoniczne, patos niebywały, niczym w RHAPSODY. Długie wybrzmiewania gitary na tle monumentalnych klawiszy, to dramatycznych, to triumfalnych no tak, on jednak potrafi tworzyć takie giganty epickie w symfonicznym stylu. Jakże to wciąga w tej skocznej melodii i jak dobrze wchodzi w pewnym momencie Hayer. Nie ma nadmiernego ciężaru, jest nadzieja i jest mnóstwo pozytywnej energii. I tak jak należały by oczekiwać zwieńczenie jest podniosłe, pełne fanfar i chórów, a na koniec jeszcze raz Rannveig Sif Sigurðardóttir śpiewa kołysankę...
Cóż, wykonanie jest perfekcyjne, brzmienie wyśmienite, choć Sascha Paeth zrobił to raczej w manierze niemieckiej i to słychać bardzo wyraźnie. Bardzo dobra płyta, stworzona przez doświadczony zespół, ale czegoś tu brak... Może za dużo tu rutyny, a za mało realnej magii, której od Luca Turilli należało oczekiwać.
Chyba najlepiej na tym wszystkim wyszedł Olaf Hayer, który został natychmiast dostrzeżony i w roku następnym dołączył do szwedzkiego DIONYSUS, a potem jego kariera potoczyła się już z górki. Sam Luca Turilli pokazał klasę, ale nie wybiegł wcale tak daleko z obszaru RHAPSODY. Album został przyjęty na tyle ciepło, że Turilli postanowił ten projekt kontynuować.
ocena 8,3/10
new 22.09.2019
Robert Hunecke-Rizzo - perkusja
Michael Rodenberg - instrumenty klawiszowe, cymbały, pianino
oraz Goście
Luca Turilli miał pomysły, które z braku czasu lub z powodu niezgodności artystycznych nie mogły zostać zrealizowane w ramach RHAPSODY. Jednym z nich była trylogia epicka fantasy The Virtual Odyssey Saga, która ostatecznie w zaplanowanym kształcie się nigdy nie ukazała, ale której cześć pierwsza wydana została przez niemiecką wytwórnię Limb Music w listopadzie 1999 roku.
Turilli do nagrania tej płyty nie zaprosił muzyków włoskich a tylko niemieckich, powierzając męskie partie wokalne mało jeszcze wówczas znanemu, ale doskonale rokującemu Olafowi Hayerowi, a funkcję basisty Saschy Paethowi, który właśnie zakończył swoją przygodę z HEAVENS GATE. Pojawili się także inni uznani instrumentaliści, Rannveig Sif Sigurðardóttir w żeńskich głównych partiach wokalnych ponadto potężny chór mieszany (a w nim między innymi Thomas Rettke z HEAVENS GATE) oraz smyczki, flet i tajemniczy Lord James David jako Narrator.
To zrealizowane z rozmachem przedsięwzięcie w sumie nie bardzo odbiegało od tego, co Turilli proponował w RHAPSODY, jednak udział muzyków niemieckich spowodował, że wszystko zabrzmiało mocniej i bardziej monumentalnie.
Patetyczne symfoniczne intro jest typowe dla Turilli, chóry pompatyczne i perfekcyjne i to wyborny wstęp do szybkiego neoklasycznego Black Dragon, gdzie Hayer daje popis bezbłędnego śpiewu na fundamencie neoklasycznym i Turilli nie musi go tu nawet specjalnie wspierać swoją gitara, podobnie jak chóry. Jest melodic power metalowa przy tym, i to bardzo przyjazna dla słuchacza. Potem misternie utkany z klawiszy i fletu wstęp do Legend of Steel prowadzi do kolejnej melodyjnej opowieści minstrela, z kolejnym zrobionym z rozmachem refrenem w stylu niemieckim bardziej niż włoskim.
Warto zwrócić uwagę na dosyć wysmakowane klawisze, nie tylko w tej kompozycji. Dużo Michael Rodenberg gra w stylu neoklasycznym, ale i folkowym czy też nawet nieco fantazyjnie progresywnym. To urozmaicenie tej stosunkowo pod względem melodii nieskomplikowanej muzyki. Pięknie klawisze kontrują gitarę w Lord of the Winter Snow, gdzie dramatyzm narasta z każdą sekundą i jest to utwór pełen rozmachu, choć nie został zagrany ani zbyt szybko, ani z nadmiernie rozbudowanym planem symfonicznym. Oczywiście druga część, łagodna w formie i elegancka w wykonaniu jest bardzo charakterystyczna dla stylu Turilli, choć niekoniecznie dla RHAPSODY. Pięknym głosem sopranistka islandzka Rannveig Sif Sigurðardóttir zaśpiewała Princess Aurora i ten fragment operowy zapada głęboko w pamięć. Wspaniały popis w pełnej poetyki kompozycji przy pianinie Michaela Rodenberga.
The Ancient Forest of Elves to skoczna folk/power metalowa opowieść o elfach, numer solidny, aczkolwiek nieco chyba zbyt prosty jak ten album. Stylistyki włoskiej znowu znacznie mniej niż niemieckiej, może nawet spod znaku BLIND GUARDIAN.
Podobnie Where Heroes Lie, mocniejszy niż to co grają Włosi, ale wysmakowany w ornamentacjach w stylu włoskim i to bardzo dobry heroic melodic power metal, w klasycznej europejskiej odmianie. Klasyczna pieśń barda Warrior's Pride jest niezła, jednak chyba można było się spodziewać czegoś więcej, mimo pełnego patosu refrenu, który chyba potem był zbyt często wykorzystywany w AVANTASIA gdy Armia Tobiasa uderzała w podniosłe tony.
Kolos epicki tym razem zamyka całość. Turilli w King of the Nordic Twilight rzuca na szalę cały swój talent kompozytorski i swoją zebraną Dywizję. Wokalizy, chóry symfoniczne, patos niebywały, niczym w RHAPSODY. Długie wybrzmiewania gitary na tle monumentalnych klawiszy, to dramatycznych, to triumfalnych no tak, on jednak potrafi tworzyć takie giganty epickie w symfonicznym stylu. Jakże to wciąga w tej skocznej melodii i jak dobrze wchodzi w pewnym momencie Hayer. Nie ma nadmiernego ciężaru, jest nadzieja i jest mnóstwo pozytywnej energii. I tak jak należały by oczekiwać zwieńczenie jest podniosłe, pełne fanfar i chórów, a na koniec jeszcze raz Rannveig Sif Sigurðardóttir śpiewa kołysankę...
Cóż, wykonanie jest perfekcyjne, brzmienie wyśmienite, choć Sascha Paeth zrobił to raczej w manierze niemieckiej i to słychać bardzo wyraźnie. Bardzo dobra płyta, stworzona przez doświadczony zespół, ale czegoś tu brak... Może za dużo tu rutyny, a za mało realnej magii, której od Luca Turilli należało oczekiwać.
Chyba najlepiej na tym wszystkim wyszedł Olaf Hayer, który został natychmiast dostrzeżony i w roku następnym dołączył do szwedzkiego DIONYSUS, a potem jego kariera potoczyła się już z górki. Sam Luca Turilli pokazał klasę, ale nie wybiegł wcale tak daleko z obszaru RHAPSODY. Album został przyjęty na tyle ciepło, że Turilli postanowił ten projekt kontynuować.
ocena 8,3/10
new 22.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"