Time Requiem
#1
Time Requiem - Time Requiem (2002)

[Obrazek: R-447834-1365006864-4353.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Time Requiem 09:19
2. Watching the Tower of Skies 08:09
3. Milagros Charm 05:55
4. The Aphorism 06:33
5. Brutal Mentor 05:52
6. Visions of New Dawn 06:51
7. Grand Opus 07:39
8. Interplay of Matters 02:01
9. Above and Beyond 07:09

Rok wydania: 2002
Gatunek: Neoclassical Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Apollo Papathanasio - śpiew
Magnus Nordh - gitara
Dick Lovgren - bas
Peter Wildoer - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe

TIME REQUIEM powstał z przekształcenia wcześniejszego zespołu słynnego klawiszowca Richarda Anderssona MAJESTIC. W tym nowym wcieleniu Andersson postanowił zaprezentować znacznie bardziej progresywną muzykę metalową niż poprzednio, melodyjną, opartą na bardzo mocno wyeksponowanych partiach klawiszowych i pozbawioną w dużej mierze elementów neoklasycznych. Album miał swoją premierę w Japonii nakładem Avalon w październiku 2002, a w listopadzie w Europie (Regain Records).

Na albumie dominują długie, rozbudowane kompozycje, gdzie łącznikami pomiędzy poszczególnymi sekwencjami są nieraz złożone i nowocześnie zaaranżowane pasaże Anderssona. Otwierający ten LP "Time Requiem" jest w pewnym sensie manifestem artystycznym grupy i mieści wszystko co znajduje także dalej. Mocne, bardzo melodyjne refreny, dużo zmian tempa i łamania rytmu. W "Watching the Tower of Skies" wyraźnie słychać, że ten składnik neoklasyczny jest wykorzystany inaczej, stanowi tylko dopełnienie i utwór tylko z początku jest takim spokojnym, chłodnym numerem w tradycji skandynawskiego neoclassical metal. Refren także jest zdecydowanie w stylu melodyjnego neoclassical power, ale poza tym to jeden wielki popis Anderssona. Jednoznacznie mamy do czynienia z płytą gdzie klawisze dominują i to one są elementem wokół którego budowana jest cała struktura kompozycji. Pewnym wyjątkiem jest dynamiczny, trochę malmstenowski "Milagros Charm", gdzie znakomita melodia tworzona jest zarówno przez klawisze jak i gitarę Magnusa Nordha.
Trzeba przy tej okazji jednak powiedzieć, że na tym LP Nordh jest całkowicie zdominowany przez Anderssona i w solowych partiach nie ukazuje tego wszystkiego co naprawdę potrafi.
"The Aphorism" ponownie delikatny we wstępie rozwija się powoli na bazie neoklasycznych klawiszy, aby nabrać potem mocy bez zwiększania tempa. Ta kompozycja jest jedną z prostszych, ale zawiera kilka bardzo ciekawych odniesień do innych gatunków muzyki, podanych dyskretnie, ale łatwych do wychwycenia, przy wykorzystaniu gitarowego ciężaru typowego dla tradycyjnego heavy metalu. Warto też zwrócić uwagę na kapitalne podziały rytmiczne. Na tym albumie znajduje się także jedna z najznakomitszych instrumentalnych kompozycji neoclassical metal jak się pojawiła kiedykolwiek, czyli "Brutal Mentor". Rozegrana brawurowo galopada klawiszowo-perkusyjna, wycyzelowana w najdrobniejszych szczegółach i wsparta symfonicznym drugim planem pozostaje w zasadzie niedoścignionym wzorem takich numerów do dnia dzisiejszego. "Visions of New Dawn" jest utworem bardzo melodyjnym, niemal z kręgu melodic metal, gdzie nawet pewne echa RAINBOW z późnego okresu słychać, ale podanym w bardzo wysmakowany i inteligentny sposób z klawiszami kontrastującymi z główną melodią, gdzie także występuje element neoklasyczny. Ten element stanowi zaś istotę "Grand Opus", rozbujanej zamaszystej kompozycji rozpędzonej w atrakcyjnej melodii, która jest bliska temu co Andersson proponował w MAJESTIC. Część instrumentalna zbudowana na cytatach z muzyki klasycznej to jeden wielki popis Anderssona i jest tu też wreszcie kapitalne solo Nordha.
"Interplay of Matters" bardzo progresywny, niemal eksperymentalny utwór instrumentalny stanowi odległą odskocznię od głównego nurtu muzyki zawartej na tym albumie, ale do tego nurtu TIME REQUIEM wraca w mocno zagranym "Above and Beyond" na koniec i poniekąd w swym zróżnicowaniu wyraża on to samo, co "Time Requiem" na początku.

Poziom wykonania zaprezentowany na tym albumie to Mount Everest metalowej muzyki.
Fantastyczne partie basu, niesamowite zrozumienie z perkusistą i mamy sekcję rytmiczną godną niesamowitych popisów Anderssona, w wielu momentach stanowiącą dla nich równorzędne uzupełnienie. Gitara Nordha wspaniała i jedynie należy żałować, że nie zgrał więcej solówek. A Apollo? Apollo jest po prostu "boski" jak Apollo.
Płyta jest doskonale wyprodukowana, dopieszczona niemal w każdym dźwięku i brzmienie jest porażające selektywnością. To zasługa producenta, którym był oczywiście Fredrik Nordstorm.
Album brylant i to największy brylant neoclassical progressive power metal jaki oszlifowano w Szwecji i zapewne nie tylko.


Ocena: 9.5/10

29.09.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Time Requiem - The Inner Circle (2004)

[Obrazek: R-3543307-1334605129.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Reflections 05:53     
2. The Inner Circle of Reality 11:41     
3. Dreams of Tomorrow 07:03     
4. Attar of Roses 05:34     
5. Definition of Insanity 05:37     
6. Quest of a Million Souls 04:54     
7. Hidden Memories 07:26
8. Bach Prelude Variations (J.S. Bach) 00:44

Rok: 2004
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Apollo Papathanasio - śpiew
Magnus Nordh - gitara
Jonas Reingold - bas
Zoltan Csörsz - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe

Richard Andersson był trochę zajęty od czasu debiutu, to trochę pograł z Evil Masquerade, to stworzył kolejny projekt, gdzie przeplata się akcent neoklasyczny z progresją Space Odyssey, gdzie zaśpiewał Nils Patrik Johansson. W 2004 roku powrócił jednak do Time Requiem i zaszły pewne zmiany, nie tylko personalne w postaci wymiany sekcji rytmicznej, ale i samej muzyki.

Otwierający płytę Reflections można traktować jako pewien rodzaju pomost, łączący debiut z tym albumem i coś w tym jest z Above and Beyond, chociaż już bez akcentu neoklasycznego, a bardziej progresywnego, mimo to refren jest chwytliwy, a kompozycja przystępna. Ale już słychać zmiany.
Kto uważał, że Nordh grał mało poprzednio i został zdominowany, tutaj tak naprawdę go nie ma i już nawet w otwierającym Reflections bas ma więcej do zagrania niż gitarzysta, który robi jedynie za tło. Andersson zmiażdżył i stłamsił Nordha kompletnie i jest nawet poniżej sekcji rytmicznej.
Może lekkie wspomnienie neoklasyki jest w przerywnikach w niemal 12 minutowym kolosie The Circle of Reality, ogólnie jednak jest progresja i wszystkim rządzi Andersson, o dziwo jednak Nordh budzi się i gra pod koniec krótkie solo, ale nie czuć tej energii i pasji czy to z Majestic czy płyty poprzedniej, jakby się nie odnajdował w tej muzyce.
Trzeba przyznać jednak, że blasty nigdy nie brzmiały tak słodko, jak tutaj.
Dreams of Tomorrow to już jest poziom progresji, który osiąga poziom sztuki dla sztuki, tu znów Nordh się udziela, ale gitara brzmi, jakby była wyczerpana. Altar of Roses to pomieszanie z poplątaniem i próba pogodzenia debiutu z tą płytą, jest motyw lekko neoklasyczny, ale tu nie ma tej mocy i pompatyczności debiutu, do tego Nordha znów nie ma... Wraca na chwilę w Definition of Insanity z rockowym solem, bardzo dobrym zresztą.
Quest of a Million Souls podniosły, boski Apollo prowadzi bosko jak zwykle, nawet Nordh dostał szansę i może to jego najdłuższe solo na tej płycie.
Hidden Memories pewnymi zagrywkami klawiszowymi strasznie przypomina Artension, nawet jest lekko rockowy feeling, ale ładnie to się rozwija w typowo melodic powerowym refrenie. Jakie to lekkie i jak Apollo tu chwyta. Nordh znów nieobecny i zdominowany, prawie jak Staffelbach przez Kuprija.

Produkcja jest dobra, chociaż gitara i perkusja zostały nieco spłaszczone na rzecz wysunięcia na czoło basu. Trudno powiedzieć, co było inspiracją dla tego albumu, czy dokonania Artension z tego okresu, czy może wyczyny z drugiej płyty Ring of Fire.
Szczerze powiedziawszy, różnica pomiędzy debiutem a tą płytą jest niemal identyczna jak rozwój Ring of Fire, który na debiucie zaserwował neoklasykę przemieszaną z progresją, po czym na kolejnych albumach szedł coraz bardziej w rejony progresywne, aż w końcu na trzeciej został tylko progress. Bardzo podobna sytuacja jest tutaj, po części także pod względem brzmienia. Niemal kompletna dominacja gitary przez klawisze z kolei przypomina bardzo Artension.
Apollo jak to Boski Apollo, wyborny jak zwykle i słychać, że czuje się tu jak ryba w wodzie, Andersson to ścisła czołówka, jeśli chodzi o klawisze, to i tutaj jest bez zarzutu, sekcja rytmiczna świetna... Tylko tego Nordha szkoda. Kto wie, może dlatego właśnie odszedł z zespołu niedługo po nagraniu tej płyty?
Więcej progresji, więcej sztuki dla sztuki, a mniej przystępnie podanej progresji płyty poprzedniej.
Gdyby Andersson grał w Ring of Fire i połączyć to z Artension, produkt finalny zapewne wyglądał by właśnie tak.
Album nie jest zły, jest po prostu inny.

Ocena: 8/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Time Requiem – Optical Illusion (2006)

[Obrazek: R-4443108-1365013274-8606.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sin to Sin 07:18             
2. The Talisman 05:23     
3. Optical Illusion 07:12                
4. The Ashen Soul 05:35                
5. Ocean Wings 06:43   
6. Creator in Time 05:21                
7. Miracle Man 06:02    
8. Sphere of Fantasy 06:24
 
Rok: 2006
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja
 
Skład:
Göran Edman - śpiew
Magnus Nilsson - gitara
Andy Rose - bas
Jörg Andrews - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
 
Dwa lata minęły od The Inner Circle of Reality, zmieniała się również muzyka, a Richard Andersson też nie próżnował i nagrywał, w Evil Masquerade oraz w swoim solowym projekcie Space Odyssey.
Skład przeszedł poważne zmiany i jedynym oryginalnym członkiem jest Richard Andersson. Nie ma boskiego Apollo, jest za to solidny Goran Edman. Nie ma też już Nordha, który chyba źle się czuł przy graniu płyty poprzedniej i został zastąpiony przez równie solidnego gitarzystę Magnusa Nilssona, którego można było posłuchać w Space Odyssey i gościnnie w Majestic. Sekcja rytmiczna również poszła do wymiany i zostali zastąpieni przez ludzi bliżej nieznanych, którzy po nagraniu tego albumu kontynuowali współpracę z Andersson i nagrał z nimi ostatnią płytę Space Odyssey.
 
No cóż, zaskakuje tu nieco neoklasyczny dodatek, który zaginął niemal kompletnie na poprzedniej płycie, jednak nie czaruje tak, jak na debiucie.
Tutaj neoklasyka występuje, ale jest to przemieszane z progresją i przypomina to tymi wtrąceniami Lapse of Reality zespołu Ring of Fire, ale jest też coś z Space Odyssey, ale to raczej oczywisty bagaż, patrząc na skład.
Nadal jest progresywnie, momentami może aż za bardzo. Co ciekawe, przestrzenie w zwrotkach i refrenach są rozplanowane bardzo podobnie do tych, co na debiucie i chyba najbardziej to słychać w tytułowym Optical Illusion, który bardzo przypomina utwór Time Requiem. Tylko klimat jest jakby nieco bardziej nadęty i jest to przekombinowane i często przejściom brakuje płynności czy sensu i potrafią przejść z epickiego rozmachu do rockowego grania. Brzmi to strasznie mechanicznie i ten utwór tak naprawdę uwypukla wszystkie wady i zalety. No i Edman to jednak nie Apollo.
Otwierający to wszystko Sin to Sin to przyjemny i relaksacyjny melodic metal i fantastycznie śpiewa Edman w podniosłych zwrotkach, do tego świetny refren. Partia solowa bardzo przypomina zagrywkami debiut, chociaż wyjątkowo od Anderssona i Nilssona nie ma jakichś wielkich fajerwerków. Później jest The Talisman, który daje nadzieje na neoklasyczne granie z debiutu albo Majestic i posępne zwrotki pod Ring of Fire są nawet niezłe, ale to wszystko leży w refrenie, gdzie biedny Edman męczy się bardzo i jest niemal zagłuszany przez Anderssona i Andrewsa. Prawdziwy chaos. The Ashen Soul jest pod tym względem bardzo podobne i znów momentami wokalista kompletnie zagłuszony chaosem dźwiękowym. Przyznać trzeba jednak, że w drugiej połowie muzycy grają wybornie.
W Ocean Wings melodia niezbyt porywająca, refren słaby i lepsze są dynamiczne, choć okrutnie ograne nawet przez sam zespół zwrotki. Przy okazji tego utworu już zaczyna wychodzić pewna schematyczność kompozycji.  Creator In Time nie jest zły, ale to niestety nie The Aphorism i stawia Edmana, mimo jego starań, w cieniu Apollo. I wtedy wchodzi bardzo przeciętny, momentami fatalny Miracle Man, w którym słychać słychać mocne naleciałości AOR. Coś w tym jest z Artension i Ring of Fire, ale w tym najgorszym wydaniu.
Naiwność  Sphere of Fantasy jest rozbrajająca w refrenie, który bardzo przypomina typowy szwedzki power metal spod szyldu Insania. Fajne wtrącenia, chociaż szkoda, że solo tak mało neoklasyczne, a bardziej shred.
 
Brzmienie raczej tradycyjne dla Time Requiem czy grania Anderssona, ale sekcja odrobinę za głośna, przez co zagłusza czasami wokalistę. Goran Edman śpiewa różnie, czasami jest wspaniały, innym razem śpiewa kompletnie bez zaangażowania i nie czuje muzyki. Może Boals byłby lepszym wyborem?
Pod względem techniki, to jest album odegrany strasznie schematycznie i zachowawczo i nie ma tu kunsztu debiutu i to „rozwinięcie” kierunku z płyty poprzedniej.
Kompozycyjnie, to mieszanka odrzutów z debiutu z graniem progresywnym, który potrafi być nudne albo kompletnie nieudane.
Sporo ten album ma punktów wspólnych z Lapse of Reality Ring of Fire czy Artension, ale zabrakło warsztatu, którego muzycy pokazać tu nie chcieli.
To ostatnia płyta tego zespołu. Może to i lepiej, bo tendencja spadkowa bardzo widoczna, a i sam Andersson widać za dużo do powiedzenia nie miał.
 
Ocena: 7/10
 
SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości