Metalite
#1
Metalite – Heroes In Time (2017)

[Obrazek: R-11117360-1510164706-9472.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Afterlife 04:09               
2. Purpose of Life 04:23                  
3. Nightmare 04:13           
4. The Hunter 04:22          
5. Heroes in Time 03:45                 
6. Power of Metal 04:37                
7. Over and Done 03:44                  
8. The Light of Orion 05:06         
9. In the Middle of the Night 04:13           
10. Black Horse Rider 04:47        
11. The Great Force Within Us 04:41
 
Rok: 2017
Gatunek: Melodic Metal
Kraj: Szwecja
 
Skład:
Emma Bensing - śpiew
Edwin Premberg - gitara
Robert Örnesved - gitara
Robert Majd - bas
Lea Larsson – perkusja
 
Metalite powstało w 2015 roku i w okolicach 2017 roku udało im się podpisać kontrakt z wytwórnią Inner Wound Recordings. Nie ma tu dużej historii i nie jest to granie świeże czy nowe, bo jest to inspirowane mniej lub bardziej graniem Amaranthe.
Przypadkiem też raczej nie jest, że za  brzmienie AMARANTHE i  tego zespołu odpowiedzialna jest jedna osoba, Jacob Hansen.
 
Różnicą pomiędzy tym zespołem a AMARANTHE jest brak męskich wokali i śpiewa tu jedynie bliżej nieznana pani Emma Bensing. Śpiewa dobrze i trudno jej coś zarzucić, nie brzmi sztucznie i śpiewa to z przekonaniem, nawet kiedy jest to po prostu bezczelna kopia AMARANTHE, jak w Heroes In Time, gdzie refren brzmi niemal jak kopia Dead Drop Cynical, tylko bez świetnych wokali Jake E Berga.
Szczerze mówiąc, dużo tu jest prostego melodic metalu od początku do końca, z solidnymi, ale już ogranymi do bólu melodiami i refrenami, których się słucha dobrze, ale nie są hitami, które wbijają się w czaszkę i będzie się je słyszało w głowie w kolejce w warzywniaku czy lekarza.
Jak nie prosto i nieco odtwórczo w dobrym Afterlife, to jest Purpose of Life, w którym chyba się pogubili i jest to granie strasznie mechaniczne i według opracowanego przez gatunek schematu.
Na plus wybija się The Hunter, bo jest w tym coś z późnego WITHIN TEMPTATION, AMARANTHE ale i typowo szwedzkiego, lekkiego i zwiewnego refrenu.
Jak twarde metale patrzą na takie granie wiadomo, a true brać raczej na to nie spojrzy, po co więc nagrywać takie utwory jak Power of Metal, które nie trafią do nikogo i nie zadowolą żadnego z obozów?
Over and Done ma dosć niespodziewane nawiązania do Insania w refrenie i byłby to solidny utwór, gdyby nie bardzo przeciętna, dyskotekowa partia środkowa. Lepiej chyba by było, gdyby ją wywali i zamiast tego dali następujące po niej solo. The Light of Orion ma dobre sola, ale szkoda, że sama kompozycja jest dość przeciętna, ale lepsze to niż powoli rozwijająca się i dość rozlazła „ballada” In the Middle of the Night, gdzie zabrakło mocy AMARANTHE czy lekkości WITHIN TEMPTATION. Black Horse Rider prosto zagrany, z przyjemnym tłem, ale zabrakło trochę mocy. Na koniec The Great Force Within Us, od którego mocno bije duchem AMARANTHE, jednak nie jest to zagrane z takim luzem.
 
Dobrze wyprodukowane, w końcu odpowiada za to Jacob Hansen i może zostało to zrobione aż za dobrze i momentami zbyt podobnie do AMARANTHE, jednak bez tej różnorodności i siły.
Zagrane to jest dobrze, tylko czy potrzeba dwóch gitarzystów do grania czegoś tak prostego? Moim zdaniem nie.
Ogólnie jest to dobrze zagrane, mimo że to AMARANTHE drugiej wody w wersji light. Słucha się tego dobrze, ale niewiele zapamiętuje i jednym uchem wchodzi, drugim wychodzi.
Niezłe, ale chyba lepiej posłuchać AMARANTHE.
 
Ocena: 6/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Metalite – Biomechanicals (2019)

[Obrazek: R-14312680-1572014562-9022.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Far from the Sanctuary 04:17                              
2. Apocalypse 04:22
3. Biomechanicals 04:26                              
4. Warrior 04:30              
5. Mind of a Monster  04:05      
6. World on Fire 05:05  
7. Eye of the Storm 03:59           
8. Breakaway 04:46       
9. Social Butterflies 05:07                             
10. Rise of the Phoenix 03:43    
11. Victory or Death 04:11
 
Rok: 2019
Gatunek: Melodic Metal
Kraj: Szwecja
 
Skład:
Erica Ohlsson - śpiew
Edwin Premberg - gitara
Robert Örnesved - gitara
Robert Majd - bas
Lea Larsson – perkusja
 
Dwa lata minęły od debiutu i trochę się pozmieniało. W 2019 roku odeszła wokalistka Emma Bensing, która została zastąpiona przez kolejną, bliżej nieznaną wokalistkę Erica Ohlsson. Wytwórnia też się zmieniła i wydawcą nie jest już Inner Wound, tylko AFM Records.
Poza tym dużych zmian nie ma, tak jak poprzednio, nagrania zostały przeprowadzone w duńskim Hansen Studio i pieczę nad tym miał ponownie jest Jacob Hansen.
Nie ma co się oszukiwać, okładka jest koszmarna, na szczęście muzyka jest lepsza niż poprzednim razem.
 
Nadal duch AMARANTHE się nad tym unosi i może jest tego jeszcze więcej niż poprzednio, jednocześnie jest też sporo WITHIN TEMPTATION i dobrze to słychać w bardzo dobrym, melodyjnym i bogatym Biomechanicals. Fajne, przestrzenne granie z fajnym i prostym solem.
Far from the Sanctuary i Apocalypse dobre, ale jednak za dużo w tym AMARANTHE i tylko uwypukla, że nie śpiewa tu Elize Ryd. W obu utworach jednak przyznać trzeba, że sola są dobre.
Melodic metalowy i jednocześnie dość mocno pod AMARANTHE Warrior przyjemny i  aż prosi się o duet z jakimś kolegą po fachu i szczególnie to słychać, kiedy duety wokalistka ma ze sobą.
Próby lekko podniosłego i lekkiego grania w Mind of a Monster dobre, chociaż głównie dzięki patentom AMARANTHE, chociaż sample mogły być lepsze i to samo można powiedzieć o World on Fire, który przez nie brzmi bardzo niemetalowo, momentami irytująco.
Pod względem tła klawiszowego nieco lepsze jest Eye of the Storm z bardzo nośnym refrenem i dobrą perkusją, chociaż najmniej spodziewany jest chyba lekko neoklasyczny akcent w solo.
Breakaway to fajne i rozmarzone granie pod WITHIN TEMPTATION, ale w  Social Butterflies niemal wszystko leży, głównie przez refren wyprany z mocy, sample i dość przeciętne granie pod AMARANTHE. Fajne sola, ale kompozycja o wiele za długa. W Rise of the Phoenix widać, że da się zagrać krótko i przystępnie.
W Victory Or Death jest momentami fajna perkusja, ale początek to strasznie odpychający chaos i to nie brzmi jak zespół, a bardziej zbiór losowych instrumentów i sampli, do których wokalistka zupełnie nie pasuje. Mimo że to utwór kompletnie przeciętny, trudno jest mu odmówić pewnej irytującej przebojowości przez zupełnie niepasujący element folkowy. W tym graniu jednak lepiej odnajduje się chyba TUNGSTEN.
 
Wyprodukowane to jest bez zarzutu tak jak poprzednio i znaczących zmian poza bębnami nie ma, ale czego innego można się spodziewać po Jacobie Hansenie. Może w pewnym sensie jest to nieco krzywdzące dla zespołu, bo nie mają szans na własną tożsamość i nadal brzmią jak kopia AMARANTHE, ale bez ich warsztatu.
Ogólnie zagrane to jest lepiej niż poprzednio i sola gitarowe są znacznie lepsze niż na płycie poprzedniej. Wokalnie Erica Ohlsson to godna następczyni Emmy Bensing, śpiewa dobrze, chociaż podobnie jak poprzedniczka nie błyszczy.
Melodie i kompozycje również lepsze, chociaż daleko im do szczytu listy przeboju. Może trochę za bardzo odlecieli z samplami momentami i trochę irytują.
Lepsze zastosowanie sampli można było już usłyszeć z 14 albo 15 lat temu w PRIMAL FEAR.
Granie dobre, na pewno lepsze niż poprzednio, chociaż nadal w cieniu AMARANTHE.

Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Metalite - A Virtual World (2021)

[Obrazek: 901882.jpg?3749]

Tracklista:
1. A Virtual World 04:00       
2. Cloud Connected 03:42       
3. Talisman 04:57     
4. Beyond the Horizon 04:55     
5. Peacekeepers 04:12     
6. The Vampire Song 03:52     
7. We're Like the Fire 04:14     
8. Artificial Intelligence 04:37     
9. Alone 04:44     
10. Running 04:05     
11. Synchronized 04:20     

Rok: 2021
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja
 
Skład:
Erica Ohlsson - śpiew
Edwin Premberg - gitara
Robert Örnesved - gitara
Robert Majd - bas
Lea Larsson – perkusja


W niezmienionym składzie powraca Szwedzki METALITE po dwóch latach z nową płytą, ponownie wydaną przez AFM Records 26 marca 2021 roku.

Można uznać to za tradycję, że jest 11 kompozycji, tak jak fakt, że to chyba już zawsze będzie kopia AMARANTHE i będą w ich cieniu, bo są momenty, kiedy brzmią jak prawdziwa kopia i odrzut, jak chociażby w Talisman, w którym nie unikają cytatów z Infinity. Tło klawiszowe, podobnie jak w AMARANTHE, jest zagrane bardzo nowocześnie i niemetalowo, ale Premberg i Örnesved wydają się o wiele żywsi niż na poprzednich albumach. Sola na poprzednich albumach były raczej skromne i jak już były, to raczej jako bardzo skromny ozdobnik, tym razem jest ich więcej i są bogatsze i jest to bardziej główny nurt szwedzkiego melodic metalu, jak nieistniejące MORIFADE czy SINERGY. Rozwiązania w A Virtual World dość podobne, jeśli chodzi o poprowadzenie tego wszystkiego. Pod tym względem jest lepiej i to najciekawsza ich płyta jak do tej pory.
Są też echa TEMPERANCE w Cloud Connected i pastelowym, udanym zresztą, Beyond the Horizon czeka się na duet wokalny, który nigdy nie nadejdzie. Słychać jednak, że boją się odciąć pępowinę AMARANTHE i Peacekeepers poza sekcją rytmiczną nie ma niestety nic do zaoferowania. To bardzo typowo brzmiąca szwedzka płyta, We're Like the Fire, The Vampire Song to typowa Szwecja, bardzo bezpieczna, Alone może nawet przerysowana i może by było z tego coś więcej, gdyby nie takie utwory bez mocy jak Artificial Intelligence czy Running. Zabrakło uderzenia albo konkretnej melodii i refrenu, co przecież potrafią zrobić, co słychać w bardzo typowym, ale solidnie zagranym Synchronized.
Japońska edycja, wydana przez Avallon, dostała jako bonus Aftermath i to solidna kompozycja z rockowymi wpływami i wokalnie jest to chyba najlepiej zrealizowane ze wszystkich utworów na płycie. Ohlsson brzmi tutaj tak lekko i swobodnie.

Ponownie nagrania odbyły się w Elite Studios w Sztokholmie, a mix i mastering odbył się w Hansen Studio, tradycyjnie przez samego Jacoba Hansena i tym razem ze zmiękczeniem wszystkiego niestety przesadził i sekcja rytmiczna niemal nie istnieje i mogło to wszystko być bardziej soczyste. Błąd, który nie jest jego pierwszym w karierze.
Bardzo bezpieczna, kompromisowa płyta, zupełnie niegroźna, potulna, niewyróżniające się i dla wszystkich. Wokalnie jest solidnie, gitarowo najciekawsza w całej ich dotychczasowej karierze i to jest krok w dobrą stronę, bo próbują muzykę jakoś urozmaicić, ale nadal jest tych zagrywek za mało.
Próby są, ale to za mało, aby wyjść z cienia AMARANTHE, nawet kiedy są oni w słabszej formie.

Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Metalite - Expedition One (2024)

[Obrazek: NjAtMTI5NC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Expedition One 04:02     
2. Aurora 04:13     
3. CtrIAltDel 04:56     
4. Cyberdome 04:45     
5. Blazing Skies 04:27       
6. Outer Worlds 04:20     
7. New Generation 03:58       
8. In My Dreams 04:05     
9. Disciples of the Stars 04:32       
10. Free 03:40     
11. Legendary 05:01     
12. Paradise 04:50     
13. Sanctum of Light 03:39     
14. Utopia 03:44     
15. Take My Hand 03:10     
16. Hurricane 04:12

Rok wydania: 2024
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Erica Ohlsson - śpiew
Edwin Premberg - gitara
Robert Örnesved - gitara
Robert Majd - bas
Lea Larsson - perkusja


METALITE od początku swojej działalności był zespołem niewyróżniającym się, gatunkowo bardzo poprawnym i niewyróżniającym się z tłumu kopiujących AMARANTHE.
Bez zmian w składzie i bez niespodzianek wydaniem albumu zajmuje się AFM Records z premierą planowaną na 19 stycznia 2024 roku.

Byłem przygotowany na kolejną dawkę rutyny, tym razem wyjątkowo trwającej niemal 70 minut, a jest bardzo miłe zaskoczenie i zaczynają z bardzo wysokiego pułapu hitami Expedition One, Aurora i CtrlAltDel. Expedition One to bardzo sympatyczny szwedzki power z jasno wyrażonym refrenem i dobrymi solami gitarowymi, Aurora to AMARANTHE z pierwszych dwóch albumów i odważyli się nawet dodać growl. Gitarzyści na tym LP są znacznie bardziej aktywni i może daleko tutaj do technicznej ekwilibrystyki, ale dobrze służą za przedłużenie motywu przewodniego kompozycji.
Oczywiście to, że jest tutaj kilka hitów nie znaczy, że jest to muzyka odkrywcza. W żadnym razie i kompozycyjnie jest to wszystko oparte o dobrze znane i sprawdzone aranżacje, których słucha się dobrze, jak w bardzo dobrym Outer Worlds. Znakomity jest podniosły Free, bardzo udane są też Legendary i pozytywny Paradise. Tak AMARANTHE niestety nie gra już od dawna i jest to przyjemna przebojowość bez nachalności. Coś próbują kombinować w stylu PHANTOM ELITE w Sanctum of Light i wyszło to świetnie, spokojnie. Zaskakująco dużo na tym albumie hitów i Take My Hand to kolejna miła niespodzianka pod koniec LP.
Mało jest grup, którym jednak się udało nagrać płytę, która by była nieprzerwaną kopalnią hitów i niepotrzebnie idą w swoje bezpieczne i poprawne rejony, do jakich przyzwyczaili na poprzednich LP, jak Cyberdome, Blazing Skies, In My Dreams czy Disciples of the Stars. Bardzo to jest poprawne, tak gra każdy i niczym na tle konkurencji się nie wyróżniają. Hurricane to bardzo ciekawe zakończenie, w którym zderzają się style flower power z AMARANTHE i w refrenach jest to dość frapujące dzięki pozytywnemu wydźwiękowi, klawisze w refrenach jednak mogły być lepsze.

Tym razem Jacob Hansen nie przesadził ze zmiękczeniem i wszystko brzmi, tak jak powinno, szczególnie mocna, sycząca perkusja. Erica Ohlsson została umieszczona na planie pierwszym i słusznie, bo zaśpiewała na tym albumie swoje życiowe partie.
METALITE nie zagrało tutaj niczego odkrywczego, ale to, co jest, zostało zagrane z pasję i przekonaniem. To zaowocowało hitami, o które tej grupy nikt by nie posądził.
Zapowiadała się dłużąca rutyna, wyszedł bardzo dobry LP swobodnie konkurujący z AMARANTHE, z większym naciskiem na power i metal. METALITE w końcu zaczyna wychodzić z cienia i nagrało najlepszą w swoim dorobku płytę.
Kto by pomyślał, ale i takie niespodzianki się zdarzają.


Ocena: 8.1/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości agencji PR All Noir.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości