01.10.2019, 00:01:04
Dialith – Extinction Six (2019)
Tracklista:
1. Emergence (Intro) 02:32
2. The Sound of Your Voice 06:06
3. Where Fire Dwells 04:58
4. Libra 05:08
5. Break the Chains 03:57
6. Quiver of Deception 05:21
7. The River Runs Dry 04:02
8. In Every Breath 03:41
9. Catalyst 04:45
10. The Wraith 05:08
11. Extinction Six 17:33
Rok: 2019
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: USA
Skład:
Krista Sion - śpiew
Alasdair Wallace Mackie - gitara, orkiestracje
Mark Grey - bas
Cullen Mitchell - perkusja
Charles Woodruff - instrumenty klawiszowe, gitara (10)
Tracklista:
1. Emergence (Intro) 02:32
2. The Sound of Your Voice 06:06
3. Where Fire Dwells 04:58
4. Libra 05:08
5. Break the Chains 03:57
6. Quiver of Deception 05:21
7. The River Runs Dry 04:02
8. In Every Breath 03:41
9. Catalyst 04:45
10. The Wraith 05:08
11. Extinction Six 17:33
Rok: 2019
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: USA
Skład:
Krista Sion - śpiew
Alasdair Wallace Mackie - gitara, orkiestracje
Mark Grey - bas
Cullen Mitchell - perkusja
Charles Woodruff - instrumenty klawiszowe, gitara (10)
Dialith powstało w 2015 roku i był to jednolity skład bez przewijających się gwiazd. Historii nie ma tu dużo, zespół próbował z wytwórniami, wydał EP w 2017 roku, single w 2019, ale żadna wytwórnia się tym nie zainteresowała, to debiut postanowili wydać nakładem własnym.
No cóż, jest to granie różne, mocno osadzone w Epica i Nightwish, słychać to w rozpoczynającym tu to wszystko po intro The Sound of Your Voice, chociaż początek jest nieco odegrany jakby bez życia i odżywa dopiero w drugiej połowie. Where Fire Dwells wokalistka stosuje wysokie zaśpiewy niczym Slava Popova na debiucie Operatika i coś jest w tej melodyce z tego zespołu, tak jak w samym brzmieniu gitary, ale brakuje tu oczywiście poziomu technicznego. Chociaż może to po prostu amerykańskie wykonanie?
Libra to takie przyjemne i ciepłe granie, które kojarzy mi się dość mocno z Leaves Eyes, zagrane przestrzennie, spokojnie, może coś i z Sirenia by się znalazło, biorąc pod uwagę jak prosto to jest zagrane. Break the Chains wybija się bardzo pozytywnie na tym albumie. Bardzo dobrze zagrane, z przytupem i życiem, czego w poprzednich kompozycjach nieco brakowało. Nawet miejsce na całkiem fajne sola się znalazło i trochę szkoda, że właśnie w takim stylu nie grają.
Quiver of Deception to bardzo silna inspiracja Epica i to szczególnie słychać w mocnych i gęstych gitarowo zwrotkach, chociaż w lekkości refrenu słychać momentami coś z Nightwish. Dobrze zagrane, solidna melodia i dobre solo.
No niestety, The River Runs Dry miało być balladą, a jest to dość mętne i zlewa się zupełnie z In Every Breath. Kompletnie niewyróżniające się utwory. Dużo wysokich zaśpiewów pod Popova, co nie każdego raduje.
Fajne jest za to bujające Catalyst, znów dobrze zagrane, dynamiczne, solidna melodia, coś nawet z Amaranthe tu słychać w momentach, w których są sample, ale i mocne zwrotki.
The Wraith to kolejne podejście do ballady i niestety równie mizerne jak poprzednie.
Finałem tutaj jest niemal 18 minutowy, tytułowy Extinction Six i mając na uwadze, że zespół gra dobrze, ale nie porywająco, obawiałem się o długość tej kompozycji. I niestety dużo się nie pomyliłem. To nie jest zespół z warsztatem ani warunkami, aby nagrywać kompozycję tak długą.
Jest tu kilka pomysłów na solidne melodie, wystarczy posłuchać początku. Dopóki coś się dzieje i śpiewają to jest dobrze, ale w środku kompozycji zaliczają 3-4 minutową pauzę, aby kontynuować znośnym solem, choć dalekim do zachwytów.
Chociaż mówienie o 18 minutowej kompozycji jest nieco na wyrost, bo przez ostatnie 3 minuty nic się nie dzieje. Sztuczne i uwypukla braki zespołu, w tym lekką bezsilność kompozycyjną.
Wyprodukowane to jest bardzo dobrze i każdy brzmi jak należy, ale co tu się dziwić, skoro za brzmienie odpowiedzialny jest Jacob Hansen?
Krista Sion ogólnie śpiewa bardzo dobrze i trudno jej coś zarzucić, chociaż gitarzysta mógł się wykazać większą finezją, a sekcja rytmiczna czasami większą mocą.
Okładka ładna, tylko niestety płyt po samej okładce oceniać się nie powinno.
Strasznie nierówny album, przeplatający kompozycje dobre z bardzo przeciętnymi. Kiedy jest dobrze, to jest poprawnie, ale nic ponad to i brakuje petard i hitów, nad którymi można by było wzdychać, a jedna czy dwie solidniejsze kompozycje wiosny nie czynią.
Może gdyby było to 40 minutowe LP by było równiejsze i lepsze, a tak to niestety jest zbiór wypełniaczy.
Ocena: 6.9/10
SteelHammer