Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Angels Fall First (1997)
Tracklista:
1. Elvenpath 04:40
2. Beauty and the Beast 06:24
3. The Carpenter 05:58
4. Astral Romance 05:13
5. Angels Fall First 05:34
6. Tutankhamen 05:32
7. Nymphomaniac Fantasia 04:47
8. Know Why the Nightingale Sings 04:14
9. Lappi (Lapland): Erämaajärvi 02:15
10. Lappi (Lapland): Witchdrums 01:19
11. Lappi (Lapland): This Moment Is Eternity 03:12
12. Lappi (Lapland): Etiäinen 02:34
Rok: 1997
Gatunek: Symphonic/Folk Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Tarja Turunen - śpiew
Tuomas Holopainen - śpiew, instrumenty klawiszowe,
Emppu Vuorinen - gitara, bas
Jukka Nevalainen - perkusja
Historia NIGHTWISH zaczęła się 1996, kiedy to Tuomas Holopainen postanowił pograć na gitarze przy ognisku. Skład zebrał się dość szybko tak jak i szybko został nagrany materiał, bo już w 1997 roku został wydany debiut Angels Fall First, nakładem wytwórni Spinefarm Records, która miała już ugruntowaną pozycję, jeśli chodzi o muzykę ekstremalną.
Muzyka jest tutaj dość różnorodna, bo jest lekki, zwiewny i rozmarzony power metal z kręgów Kepperów z neoklasycznymi ozdobnikami Elvenpath, jest i próba grania muzyki bardziej dramatycznej, klimatycznej i smutnej przypominającej THEATRE OF TRAGEDY w The Carpenter i typowo gotyckie granie w Astral Romance, a przy tym wszystkim są też jakieś pokłosia THE GATHERING.
Sama muzyka jest raczej powszednia, ornamentacje neoklasyczne w niektórych kompozycjach może i ładne, tak jak niektóre sola, chociaż mogłoby się wydawać, że są nieco zbyt oszczędne, jak w Astral Romance. Jest i typowe ogniskowe granie przy akustyku Angels Fall First, są i elementy nieco folklowore w Tutankhamen, ale zabrakło tutaj dobrego refrenu. Z kolei w Nymphomaniac Fantasia zabrakło wszystkiego i nie bez powodu nawet zespół żałował, że to zagrał, a lider skomponował.
Elementy neoklasyczne występują też w Beauty and the Beast i Know Why the Nightingale Sings i to są całkiem niezłe kompozycje, tylko niepotrzebnie śpiewa tutaj Tuomas Holopainen.
Głos bezbarwny i bez wyrazu, wstydliwy i nie ma co się dziwić, skoro jak on sam stwierdził śpiewać nie potrafi, to i nie ma nad czym się tutaj rozpisywać. To był błąd, z którego jednak zespół wyciągnął na szczęście wnioski.
Jest i niemal 9 minutowy Lapland, który ma niezłe momenty, ale sporo tutaj akustyków, które próbują tworzyć klimat, ale do prawdziwej muzyki klimatu tak naprawdę tutaj daleko.
Brzmienie to ciekawa sprawa, bo wydaje się być za ciężkie do tego typu muzyki, bo momentami brzmi to bardziej jak chęć grania grobowego i brzmi to tak ciężko, że CHILDREN OF BODOM takiego brzmienia by się nie powstydziło. Mika Jussila odpowiadał tu za mastering i widać wyciągnął pewne wnioski i nauki, bo debiut SONATA ARCTICA brzmiał lepiej.
To nie jest zła płyta, ale bardzo powszednia i zestarzała się strasznie, może po części przez swój eklektyzm.
Jakąś sławę zespołowi przyniosła, tak jak metkę fińskiej wersji THE GATHERING, ale tylko na scenie lokalnej i nie był to jakiś wielki fenomen.
To jednak zespołowi wystarczyło i na kolejną płytę nie trzeba było czekać długo.
Ocena: 6.8/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Oceanborn (1998)
Tracklista:
1. Stargazers 04:28
2. Gethsemane 05:22
3. Devil & the Deep Dark Ocean 04:46
4. Sacrament of Wilderness 04:12
5. Passion and the Opera 04:51
6. Swanheart 04:44
7. Moondance 03:32
8. The Riddler 05:16
9. The Pharaoh Sails to Orion 06:28
10. Walking in the Air (Howard Blake cover) 05:27
Rok: 1998
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Tarja Turunen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Sami Vänskä - bas
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Debiut nie był zbyt wielkim sukcesem i poza sceną lokalną nie został zauważony. Muzyka była eklektyczna, gotycka, ze zbyt mocnym brzmieniem, a sama realizacja też pozostawiała wiele do życzenia.
Zespół widać wyciągnął wnioski, bo Holopainen postanowił już nie śpiewać, skład wzbogacił się o basistę (Sami Vänskäjest), jest więcej metalu, więcej wtrąceń neoklasycznych i świetne zrealizowanych teł klawiszowych.
Stargazers to standard gatunku i bardzo dobre, lekkie i zwiewne wprowdzenie, Gethsemane to próba położenia większego nacisku na orkiestracje i nadania muzyce głębi, z bardzo dobrymi klawiszami i śpiewem Tarji.
Ciekawym eksperymentem jest tutaj Devil & the Deep Dark Ocean, w którym wyprzedzili KALMAH dusznym klimatem, a może i jest coś z CHILDREN OF BODOM.
Sacrament of Wilderness to znów ornamentacje neoklasyczne i ta kompozycja wręcz płynie dzięki tym ozdobnikom, ale można odnieść wrażenie, że zabrakło zakończenia. Passion and the Opera stoi na heavy metalowym fundamencie, który starają się przykryć orkiestracjami i operowym śpiewem Tarji. Kompozycja bardzo prosta, opierająca się na prostej melodii i zagrywkach, ale co by nie mówić słychać wpływ tego utworu na muzykę metalową po dziś dzień, szczególnie w dość niepasującej drugiej połowie. Swanheart to prosta i dobrze zagrana ballada, ale znów zabrakło konkretnego zakończenia. Moondance to kompozycja instrumentalna z kategorii poprawnych, które nie polegają na popisach, a służą raczej za przedłużające się interludium.
The Riddler to dobra, choć sztampowa kompozycja z przesadzonym tłem klawiszowym, za to The Pharaoh Sails to Orion wyborne, zabija mocą i realizacją, bardzo dobrym parapetem i klimatem. Zrealizowane lepiej niż Passion czy Riddler. Definicja tego albumu i bardzo udane podsumowanie.
Jest jeszcze cover Howarda Blake’a i jest to podobne do Swanheart, chociaż tutaj akurat jest to jednak zbyt przerysowane.
Za mix i mastering odpowiadają mistrzowie Mikko Karmila i Mika Jussila i ten styl soundu zostanie użyty dla debiutu innego fińskiego arcydzieła, SONATA ARCTICA. Wyborny sound, ale może i tak momentami podobieństwa do CHILDREN OF BODOM nie dziwią, skoro ci dwaj panowie i tam odpowiadali za brzmienie.
Kompozycyjnie jest znacznie lepiej niż na albumie poprzednim, chociaż są jeszcze pewne naleciałości i brak zdecydowania, ale ogółem muzycy spisali się znacznie lepiej niż poprzednio, bo i mieli więcej do pokazania.
Album okazał się większym sukcesem niż poprzedni i NIGHTWISH zostało zauważone poza Finlandią, ale zespół nie pokazał wszystkiego.
Ocena: 8/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Wishmaster (2000)
Tracklista:
1. She Is My Sin 04:46
2. The Kinslayer 03:59
3. Come Cover Me 04:34
4. Wanderlust 04:51
5. Two for Tragedy 03:50
6. Wishmaster 04:24
7. Bare Grace Misery 03:41
8. Crownless 04:29
9. Deep Silent Complete 03:58
10. Dead Boy's Poem 06:47
11. FantasMic 08:18
Rok: 2000
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Tarja Turunen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Sami Vänskä - bas
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Oceanborn wybiło NIGHTWISH ponad legion fińskich zespołów i zaistniał poza sceną lokalną. Scena fińska przez ten czas się zmieniła, głównie za sprawą wspaniałego debiutu SONATA ARCTICA, który wyznaczył trendy i pewien styl gry, który ukształtował i trzyma scenę kraju tysiąca jezior do dziś.
Na początku millenium, znów nakładem Spinefarm records, NIGHTWISH nagrał swoją trzecią płytę. Jak bywa z trzecimi płytami mówić nie trzeba, tutaj jednak tego syndromu nie ma.
Jest pewne oparcie się na tym, co SA grało i jednocześnie co SA będzie próbowało pożyczyć kilka lat później ze skutkiem dość marnym.
Album po prostu płynie i jest to spójna całość, nawet jeśli pewne elementy mogły zostać wykonane lepiej, jak druga połowa Wanderlust, któremu zabrakło sensownego zakończenia, czy przeciętna ballada Two For Tragedy, które rozwija się dopiero w drugiej połowie i szkoda, że cała kompozycja nie jest tak poprowadzona, tylko sprowadza się to do folkowych wpływów debiutu i krużgankowości BLIND GUARDIAN. Pod tym względem znacznie lepiej zrealizowany jest kolos Dead Boy’s Poem, chociaż tam partia środkowa jest słaba, niestety.
Może nie ma aż tylu ozdobników neoklasycznych jak poprzednio, ale są lekkie i jasno zaznaczone refreny, co słychać w She is My Sin i świetnie zagranym Kinslayer, Come Cover Me jednak na ich tle wypada bezpiecznie i nieco blado. Dobra kompozycja, ale nie wywołuje zachwytu. Kiedy powracają ornamentacje klasyczne, są zrealizowane wybornie w Crownless. Tytułowy Wishmaster to wysoka półka power metalu ze świetną, prostą melodią, refrenem i solidną pracą perkusji i trochę szkoda, że niewiele jest tutaj takich właśnie przebłysków.
FantasMic to hołd dla Disneya i najdłuższy kawałek, bo niemal 9 minutowy. Niezły, z solidnymi melodiami i wokalizami Turunen, która jest w wybornej formie. Mimo pewnych mielizn, jest to kompozycja spójna i się nie dłuży, a to najważniejsze.
Brzmienie typowo fińskie, co nie zaskakuje, skoro ponownie za sound odpowiadają Mikko Karmila i Mika Jussila i jest to czysta perfekcja.
Może i są pewne braki kompozycyjne, ale ogółem jest to płyta bardzo spójna i nawet mimo niedociągnięć słucha się tego dobrze jako całości, chociaż chciałoby się posłuchać większego szaleństwa gitarowego.
Album dla gatunku ważny, zasłużenie wzbił się na szczyty list przebojów i NIGHTWISH zapracowało sobie na status towaru eksportowego.
Trudno jednak jest utrzymać taki poziom…
Ocena: 8.5/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Century Child (2002)
Tracklista:
1. Bless the Child 06:12
2. End of All Hope 03:55
3. Dead to the World 04:20
4. Ever Dream 04:44
5. Slaying the Dreamer 04:32
6. Forever Yours 03:50
7. Ocean Soul 04:15
8. Feel for You 03:55
9. The Phantom of the Opera (cover) 04:10
10. Beauty of the Beast 10:22
Rok: 2002
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Tarja Turunen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Wishmaster okazało się ogromnym sukcesem i NIGHTWISH zdobyło szczyt. Najtrudniej jednak jest się na nim utrzymać, szczególnie z powodów personalnych i muzycznych pomiędzy Tuomasem a basistą Sami Vänskä, którzy mieli odmienne wizje co do rozwoju zespołu. Były kłótnie, a zespół był na granicy rozpadu.
Ostatecznie zaszły zmiany w składzie, Sami został wyrzucony z zespołu i nowym basistą został Marco Hietala, który w niektórych utworach udziela się również jako wokalista.
Niektóre zmiany wyszły na lepsze i jest to pierwsza płyta NIGHTWISH z prawdziwą orkiestrą i wyszło to zespołowi na dobre, ale z sampli zupełnie nie zrezygnowano. Może Bless the Child nie zwiastuje niczego dobrego, ponieważ poza bardzo dobrą realizacją tła przez orkiestracje i próbami tworzenia klimatu nie dzieje się tutaj nic. Kompozycja rozwija się ślamazarnie i to jest raczej przydługie wprowadzenie, w którym pokazują nowinki, szkoda, że w taki sposób.
Znacznie lepszy jest End of All Hope, w którym zespół odżywa i coś się dzieje, podobnie w bardzo dobrym Dead to the World, który brzmi jak wyrwany z Wishmaster. Hietala okazuje się tutaj dobrym wokalistą, chociaż Alfred Romero to nie jest. Prosta, ciepła kompozycja z jasno zaznaczonymi refrenem i melodią i bardzo dobrymi orkiestracjami.
W Ever Dream słychać zmiany, jeśli chodzi o pomysł na ballady i tak jak poprzednim można było zarzucić kiepskie początki, tak tutaj w końcu klimat jest od początku do końca i są przejawy pewnej przebojowości, podobnie nieco przerysowany Forever Yours. Pomiędzy nimi jest Slaying the Dream i to brzmi jak zlepek różnych pomysłów. Z początku jest to bardzo bezpieczne i monotonne, z kolei w drugiej połowie jest pełnoprawny extreme melodic metal, zrealizowany bardzo dobrze i szkoda, że tak krótko.
Ocean Soul i Feel for You to już niestety pokaz monotonii i nudy, z kolei The Phantom of the Opera to mniej lub bardziej cover kompozycji stworzonej przez Andrew Lloyda Webbera i jest to niezły pokaz orkiestracji i duetów wokalnych, choć może nie do końca pasujących do tego albumu.
Na koniec gigant Beauty of the Beast. Już wcześniej mieli problem z dłuższymi kompozycjami, głównie z powodu zapychaczy, tym razem kompozycja jest za prosta, aby uzasadnić 10 minut. Są dobre momenty i wyszłyby z tego dobre 2 kompozycje po 3-4 minuty, jednak konstrukcyjnie jest to za proste, rozwija się za długo i problemy tej kompozycji są takie same jak otwieracza. Tutaj uproszczenie muzyki na dobre nie wyszło.
Brzmienie jest bardzo dobre i wszystko jest ustawione tak, jak być powinno i trudno było oczekiwać czegoś innego od duetu Mikko Karmila i Mika Jussila.
Pod względem wykonania trudno tutaj coś zarzucić, bo Tarja nadal jest w świetnej formie, ale można odczuć, że sporo zostało tutaj podporządkowane pod nią jeśli chodzi o kompozycje i nie ma już tylu ornamentacji i wtrąceń neoklasycznych i ustąpiły one miejsca dla orkiestracji, które są zrealizowane dobrze, ale nie zawsze słychać
Mimo niedostatków, album okazał się ogromnym sukcesem i zgarnął podwójną platynę w Finlandii i bił rekordy popularności również na świecie.
Momentami może nieco za prosta. Bardzo równa, ale bez większych przebłysków.
Po prostu dobra płyta.
Ocena: 7.8/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Once (2004)
Tracklista:
1. Dark Chest of Wonders 04:28
2. Wish I Had an Angel 04:06
3. Nemo 04:36
4. Planet Hell 04:39
5. Creek Mary's Blood 08:30
6. The Siren 04:45
7. Dead Gardens 04:28
8. Romanticide 04:58
9. Ghost Love Score 10:02
10. Kuolema tekee taiteilijan 03:59
11. Higher than Hope 05:35
Rok: 2004
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Tarja Turunen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Może jakiejś wielkiej wartości muzycznej Century Child nie miało i nie wstrząsnęło metalowym światem w posadach nowinkami, ale była to solidna płyta, co biorąc pod uwagę okoliczności to i tak był sukces.
Ostatecznie jednak to nie był koniec afer i zespół już przy nagraniach Once rozsadzało od środka.
Once to dziwna płyta. Zaczyna się świetnie i jeśli ktoś chce usłyszeć początki AMARANTHE, to nie musi daleko szukać i to słychać w Wish I Had an Angel. Może w pewnym stopniu też zapoczątkowało to pewną erę PRIMAL FEAR. Otwieracz Dak Chest of Wonders z kolei słychać silne piętno CELESTY, szczególnie jeśli chodzi o umiejscowienie orkiestracji i samo brzmienie instrumentów, i to również jest kompozycja jak najbardziej udana.
Może Nemo jest bardzo naiwnie przerysowane w pastelowych kolorach, ale ładnie to płynie. Planet Hell jest również bardzo dobry, zagrany bardzo przebojowo i utrzymany w raczej typowo fińskim klimacie power metalu. Dalej jest już różnie.
Creek Mary's Blood to 8 minut bezsilności kompozycyjnej i może by wyszedł z tego poprawny 3 minutowy utwór. Podobnym pokazem braku pomysłu jest The Siren, w którym poza orkiestracjami nie ma nic poza marnie wykorzystanym motywem ancient.
Dead Gardens to kolejna kompozycja NIGHTWISH na heavy metalowym fundamencie, konkretniej chyba SINNER albo TAROT i jest to bardzo przeciętne. Romanticide się broni głównie dzięki mrocznemu klimatowi, ale to nadal jednak nic ponad to, co grała scena gothic czy suomi w tym czasie. Ghost Love Score orkiestracje ma zrealizowane wybornie, sam kawałek jednak jest bardzo bezpieczny i poprawny. Takie rzeczy lepiej grało CELESTY, ale i EPICA kilka płyt później. Największym problemem jest monotonia i już w okolicach 3 minuty zaczyna nudzić. Szkoda, bo jest tutaj kilka dobrych pomysłów i może dwa dobre numery by z tego wyszły.
Na koniec bezpieczna i poprawna ballada Higher Than Hope i dobrze podsumowuje ogromny minus tej płyty, jakim jest monotonia, która króluje w drugiej połowie.
Pierwsze cztery kompozycje obiecują przebojowy, lekki i przyjemny power metal z elementami symfonicznymi, tymczasem druga połowa płyty to przede wszystkim, mimo prób eksperymentowania i pewnego eklektyzmu, monotonia.
Brzmienie zrealizowane perfekcyjnie jak zwykle i odpowiadają za nie ci sami panowie, ale mało tu gitar i ogólnie niewiele się dzieje.
Niedługo po nagraniu albumu, w 2005 roku została wyrzucona Tarja Turunen z przyczyn muzycznych, ale i personalnych i konfliktu Tarji z resztą zespołu, szczególnie z Marco i odbiło się to szerokim echem.
Płyta gorsza niż Century Child, ale nieznacznie lepsza od raczej nudnego debiutu. Może gdyby poszli na całość z przebojowością by było lepiej, a tak to wyszła nuda.
Tylko co innego mogło wyjść w takim klimacie, jaki panował?
Ocena: 6.9/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Dark Passion Play (2007)
Tracklista:
1. The Poet and the Pendulum 13:53
2. Bye Bye Beautiful 04:14
3. Amaranth 03:51
4. Cadence of Her Last Breath 04:14
5. Master Passion Greed 06:02
6. Eva 04:24
7. Sahara 05:47
8. Whoever Brings the Night 04:17
9. For the Heart I Once Had 03:56
10. The Islander 05:05
11. Last of the Wilds 05:40
12. 7 Days to the Wolves 07:03
13. Meadows of Heaven 07:10
Rok: 2007
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Anette Olzon - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
W klimacie skandalu i wzajemnych żali, Tarja Turunen została wyrzucona z zespołu. To był poważny cios dla NIGHTWISH, wielu fanów się od nich odwróciło i nie wyobrażało sobie zespołu bez niej. O NIGHTWISH było cicho do 2007 roku, kiedy to udało się znaleźć zastępstwo, Anette Olzon i w tym samym roku, po kilku singlach podgrzewających atmosferę, została wydana kolejna płyta.
Na początek słuchacz dostaje 14 minutowy The Poet and the Pendulum, który jest dość ciężkostrawny, bo nie ma tutaj kompletnie konsekwencji i zdecydowania. Na początku potężne orkiestracje wbijające w ziemię, refren w klimacie Once, bardzo szwedzki, potem typowa, wolniejsza część środkowa z fatalnym zakończeniem.
Ta kompozycja nie napawa optymizmem i Bye Bye Beautiful jest niewiele lepsze. Miało być miło i radiowo, a wyszło strasznie sztampowo i to samo można powiedzieć o Amaranth.
Tak czeka się i czeka na jakiegoś killera, ale mija przerysowany Cadence of Her Last Breath, po czym niespodziewanie eksplodują w Master Passion Greed i wchodzą w rejony MDM z thrashowym zacięciem. Zaskakujące, jak dobre to jest w zwrotkach w swojej prostocie i jak świetnie zrealizowane są orkiestracje. Szkoda tylko, że Hietala nie jest wybitnym wokalistą, a refren jest raczej przeciętny, ale Jukka chyba wygrywa tu najciekawsze partie perkusji. Eva to przepłakana i bardzo płaska ballada i na tym kończy się pierwsza połowa albumu.
Czasami się zdarza, że zespoły się budzą w drugiej połowie, ale niestety nie w tym przypadku. Sahara to najnudniejszy z możliwych metal symfoniczny, który próbuje być ciężki, ale przy tak ubogiej gitarze trudno o prawdziwy ciężar. Momentami można odnieść wrażenie, że album tymi cięższymi partiami próbuje konkurować z DIVINEFIRE, ale przy tak prostych partiach trudno o ten klimat walki dobra ze złem.
Whoever Brings the Night poza wybornymi orkiestracjami i partią środkową nie ma nic, For the Heart I Once Had to kolejna zbyt płaczliwa i przesłodzona ballada, która próbuje być przyjazna dla każdego. The Islander jest okropny, po części nawet kompromitujący, typowe granie przy akustykach i fujarkach bez mocy. Wielu zespołom to nie wyszło i NIGHTWISH jest kolejnym z listy. Gdzie temu do emocji KIUAS czy potęgi FALCONER?
Last of the Wilds to nudny instrumental, który nic nie wnosi ani nie daje pokazu umiejętności, bo nie ma niestety czego pokazywać. 7 Days of the Wolves wzbudza nadzieje i jest to kompetentnie zagrany numer, chociaż sztucznie wydłużająca kompozycję część środkowa jest słaba.
Na koniec Meadows of Heaven, które przejawia chęci powrotu do grania z debiutu i te wstawki folk są zupełnie niepotrzebne i brzmi to znacznie lepiej przy samych orkiestracjach, gdzie czuć czysty klimat filmów Disneya.
W końcu album z wstawkami MDM jest przeznaczony dla całej rodziny.
Brzmienie perfekcyjne, ale czego innego oczekiwać od Mikko Karmila i Mika Jussila?
Orkiestracje wykonane są fenomenalnie, ale sam zespół gra raczej poprawnie, z kolei nowa wokalistka okazuje się być poprawna i raczej nic ponad to, jakby to był album nagrany z marszu. A biorąc pod uwagę, że album był nagrany bez niej i to ona musiała się dostosować, to trudno się dziwić, że efekt końcowy nie powala.
Płyta wydaje się być nieprzemyślana i próbować trafić w gusta wszystkich, ale ostatecznie trafia raczej do garstki, bo niewiele jest tutaj zagrane dobrze czy z błyskiem.
Wartość muzyczna niewielka, ale marketingowo album okazał się ogromnym sukcesem, zgarniając platyny w wielu krajach i bijąc rekordy sprzedaży.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Imaginaerum (2011)
Tracklista:
1. Taikatalvi 02:35
2. Storytime 05:22
3. Ghost River 05:28
4. Slow, Love, Slow 05:50
5. I Want My Tears Back 05:07
6. Scaretale 07:32
7. Arabesque 02:57
8. Turn Loose the Mermaids 04:20
9. Rest Calm 07:02
10. The Crow, the Owl and the Dove 04:10
11. Last Ride of the Day 04:32
12. Song of Myself 13:37
13. Imaginaerum 06:18
Rok: 2011
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Anette Olzon - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Pełny skład, tym razem wszystko komponowane już z wokalistką i bez ciśnienia.
Trochę czasu minęło od Dark Passion Play, bo 4 lata, zmieniła się też wytwórnia, bo tym razem Nuclear Blast, a płyta to concept album, który miał wyjść razem z filmem o tym samym tytule. Ostatecznie nic z tego nie wyszło i film zaliczył poślizg, bo wyszedł dopiero rok po premierze albumu w Finlandii, a w innych regionach nawet 4 lata po jego premierze.
Można przypuszczać, że NIGHTWISH chciało mieć swoje The Wall, ale coś nie wyszło.
Dark Passion Play można było zarzucić wiele, szczególnie brak zdecydowania, tutaj są chociaż próby sklejenia tego w miarę spójną całość. W pewnym sensie słychać w muzyce konstrukcję filmową. Jest kontynuacja przebojowości Once w Storytime i jest to zagrane bardzo dobrze, jasno i przebojowo. Takich właśnie kompozycji brakowało poprzednio.
Ghost River również bardzo dobry w swoim delikatnym zarysie szaleństwa, może nie tak dobrze i mocno zagrane jak DARK MOOR, ale jest dobrze. Slow, Love, Slow to już niestety bardzo ograny i typowy jazz, ale zagrany bez większych emocji.
I Want My Tears Back ma zbyt słodki refren i ewidentnie zabrakło tutaj szwedzkiej mocy. Takie rzeczy lepiej grało i śpiewało BLOODBOUND, a kilka lat później TEMPERANCE. Scaretale to całkiem niezła kompozycja, która próbuje łączyć CELESTY z ADAGIO, może nawet coś z EVIL MASQUERADE, ale rozwija się to za długo, a Anette kiedy wchodzi w wyższe rejestry wypada bardzo słabo. Po niewiele wnoszącym Arabesque jest zbyt płaczliwa ballada Turn Loose the Mermaids i w tych klimatach gra znacznie lepiej DAMNATION ANGELS.
Rest Calm jest w podobnym klimacie, ale nie ma tutaj zbytniej płaczliwości, ale Hietala nie powala i mogłoby to być jednak krótsze. The Crow, The Owl and the Dove to kolejna ballada, tym razem jednak dominuje Hietala i brzmi to już słabo. Na szczęście do metalu powracają w Last Ride of the Day, ale Anette śpiewa bardzo średnio i momentami jest ledwie słyszalna. Refren może i strasznie sztampowy, ale dobry.
Na koniec jest rzucony Song of Myself. NIGHTWISH miewało problemy z kolosami i tutaj minusy są jeszcze bardziej uwypuklone, największym jest narrator. Wydaje mi się, że w dobrym koncepcie jak nie muzyką, to śpiewem, ewentualnie krótką narracją, jest opowiadana historia. Tutaj wygląda to tak, że kompozycja trwa 6 minut, potem jest minuta orkiestracji, i pozostałe prawie 7 minut to narracja.
Kto uważał, że MANOWAR stworzył najgorsze narracje, NIGHTWISH ich przebiło.
Brzmienie jak zwykle perfekcyjne, bo i od lat ten sam duet, to nie ma się czemu dziwić.
Kompozycyjnie jest znacznie lepiej niż poprzednio, bo jest chociaż jakaś próba stworzenia spójnej całości bez prób ucieczki w różne gatunki metalu bez jego zrozumienia.
Anette śpiewa lepiej niż poprzednio, ale ogólnie jest to raczej wokalne rzemiosło. Tak samo poprawnie gra zespół i nie ma i nikt nie wychodzi przed szereg.
W 2012 roku z zespołu niechętnie, choć nie w klimacie skandalu Tarji, zostaje wyrzucona Anette, bo zastępstwo już było, ku nieukrywanej niechęci.
Niewzbudzająca emocji swoją poprawnością płyta, ale były i są albumy, które zrealizowały wszystkie pomysły tu zaprezentowane lepiej.
Ocena: 7/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Endless Forms Most Beautiful (2015)
Tracklista:
1. Shudder Before the Beautiful 06:29
2. Weak Fantasy 05:23
3. Élan 04:48
4. Yours Is an Empty Hope 05:34
5. Our Decades in the Sun 06:37
6. My Walden 04:38
7. Endless Forms Most Beautiful 05:07
8. Edema Ruh 05:15
9. Alpenglow 04:45
10. The Eyes of Sharbat Gula 06:03
11. The Greatest Show on Earth 24:00
Rok: 2015
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Floor Jansen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Troy Donockley - dudy, buzuki, śpiew
Gościnnie:
Kai Hahto - perkusja
W trakcie trasy koncertowej pojawia się problem - Anette nie może kontynuować i trzeba znaleźć na ten czas zastępstwo. Z początku były to Alissa White-Gluz (ARCH ENEMY) i Eliz Ryd (AMARANTHE), co już niesamowicie zirytowało Olzen. Potem wybór padł na Floor Jansen, która miała doświadczenie w takiej muzyce, co słychać było w nieistniejącym od lat AFTER FOREVER i REVAMP, w którym mimo raczej przeciętnych i marnych kompozycji nie można było wokalistce odmówić świetnej formy. Sprzeciw ze strony Anette był, bo bała się, że zostanie przez Jansen zastąpiona na stałe - i jak widać słusznie, bo wyleciała z zespołu.
Szczerze powiedziawszy zawsze mnie zastanawiało, dlaczego Jansen nie została zapytana czy wybrana przy okazji odejścia Tarji, biorąc pod uwagę, jak długo szukali zastępstwa, a AFTER FOREVER się rozpadło, a Olzon daleko było do panteonu gwiazd. Zespół musiał zaciągnąć w swoje szeregi nowego perkusistę i na prawach muzyka sesyjnego został nim Kai Hahto (WINTERSUN). Za to oficjalnym członkiem został Troy Donockley, który grał w zespole już wcześniej na dudach i buzuki.
Trochę się wydarzyło, ale przedstawienie musi trwać i w 2015 roku, nakładem Nuclear Blast wydany został nowy album, Endless Forms Most Beautiful.
Wyszedł album, który próbuje pogodzić wszystkich, co słychać w otwieraczu Shudder Beore the Beautiful, który nawiązuje do pierwszych trzech płyt, szczególnie pod względem duchów neoklasycznych i chyba jednym z lepszych sol, jakie były grane w tym zespole, a Weak Fantasy bliżej do ostatnich i może w pewnym stopniu do AFTER FOREVER czy tego, co było grane w REVAMP. Elan to kolejna typowa i pastelowa kompozycja NIGHTWISH i może nawet zbyt przerysowana. Jest i coś z ostrzejszego grania z kręgów EPICA i AFTER FOREVER w Your is an Empty Hope.
Problemem tej płyty nie jest wokalistka. Floor Jansen śpiewa tutaj wybornie i była ona idealnym wyborem. Śpiewa bez cienia fałszu, ma głos ciepły i nie brzmi sztucznie czy siłowo jak momentami Anette.
Pewne braki Imaginaerum można było wybaczyć, bo można powiedzieć, że metal symfoniczny dopiero w tamtym czasie zaczął iść w ciekawym kierunku i zaczęło się tam dziać, jak dość rewolucyjne The Cold Embrace of Fear: A Dark Romantic Symphony RHAPSODY OF FIRE.
Przez te 4 lata od ostatniego albumu zmieniło się dużo i pojawiły się albumy z kręgu metalu symfonicznego, które należy słuchać z pozycji kolan i godnych najwyższych not, jak DAMNATION ANGELS, SERENITY czy LUCA TURILLI'S RHAPSODY albo TEMPERANCE, z którym również po części konkurują. Gdzie topornemu My Walden na fundamencie ACCEPT i DRAGONY nawet do DRAGONY?
Po prostu mamy tu do czynienia z graniem poprawnym, prostym i niezbyt odkrywczym, któremu zarzucić można okrutną wtórność i pójście po najmniejszej linii oporu.
Bo po takich płytach jak Ascending to Infinity czy The Valiant Fire takie kompozycje jak Edma Ruh czy Alpemglow nie robią żadnego wrażenia, bo to poprawne kompozycje zagrane na poziomie i tylko.
Na Eyes of Sharbat Gula lepiej spuścić zasłonę milczenia, a The Greatest Show on Earth... No cóż, może 2 albo 3 dobre kompozycje by z tego wyszły, gdyby wyrzucić nudne niemal 6 minutowe introale od 16 minuty to już jest żenujące. Po 23 minutach i takich kompozycjach jak Shadowhall DOMAIN, Act III: The Ancient Fires of Har-Kuun RHAPSODY OF FIRE, Of Michael the Archangel and Lucifer's Fall oczekuje się po prostu więcej.
Tutaj jest niemal wielkie nic. Góra urodziła mysz.
Brzmienie dobrze zrealizowane przez to samo towarzystwo, co zwykle i przy wsparciu wielkiej wytwórni trudno o wpadki, chociaż moim zdaniem aż za bardzo poszli w polerkę i zmiękczenie brzmienia. Większy ciężar może by lepiej uwydatnił atuty Jansen.
Wykonawczo jest dobrze, momentami może nawet najlepsze występy, ale kompozycyjnie to jest bardzo poprawne, momentami nawet nudne.
Konkurencja nie śpi i zeszły rok obrodził w geniuszy grania symfonicznego i płyty z bardzo wysokim i wyśrubowanym poziomem. 10 kwietnia wychodzi nowa płyta NIGHTWISH i wygląda, że jakieś wnioski zostały wyciągnięte, bo nie ma rozdmuchanych 15-20 minutowych kolosów, co daje pewne nadzieje.
Ale raczej nie nadzieje na płytę powyżej dobrej - ta era chyba minęła już raczej bezpowrotnie.
Ocena: 7/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Human. :||: Nature. (2020)
Tracklista:
1. Music 07:23
2. Noise 05:40
3. Shoemaker 05:19
4. Harvest 05:13
5. Pan 05:18
6. How's the Heart? 05:02
7. Procession 05:31
8. Tribal 03:56
9. Endlessness 07:11
Rok: 2020
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Floor Jansen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Kai Hahto - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Troy Donockley - dudy, buzuki, śpiew
NIGHTWISH powraca w nieco zmienionym składzie, bo w 2019 roku oficjalnie perkusistą zespołu został Kai Hahto, który wystąpił już jako muzyk sesyjny na płycie poprzedniej, zastępując odwiecznego Jukka Nevalainen.
Scena metalu symfonicznego się zmieniła i rozwinęła, rok 2019 obrodził w mocne i potężne płyty i nie zapowiada się, aby w tym roku miało być inaczej.
Widać zespół jakieś wnioski wyciągnął z płyty poprzedniej i nie silą się na 15-20 minutowe kolosy, które w ostatnich latach im słabo wychodziły. Przynajmniej nie w głównej zawartości.
Zaczyna się bardzo słabo i nie wiem, co przyświecało zespołowi, kiedy komponowane i nagrywane było Music. Pierwsza połowa to symfoniczny bełkot, bez którego spokojnie mogło się obejść, druga połowa to coś pomiędzy WITHIN TEMPTATION a… DARK MOOR. Jeszcze więcej DARK MOOR jest w Noise, który może oryginalnością nie zabija, ale środkowa partia jest świetnie zrealizowana, tak jak Floor Jansen, która jest jak zwykle w formie i trudno jej coś zarzucić, chociaż słychać pewną zachowawczość.
Zachowawczość niestety wychodzi w Shoemaker, który jest co najwyżej przeciętnym utworem o fatalnym zakończeniu i rozwinięciu. Harvest to jeszcze więcej nawiązań do rockowej wersji DARK MOOR z ostatnich płyt i brzmi to niestety równie nieciekawie, do tego śpiewa głównie Hietala . Coś z tego pierwiastka jest też w Pan, w którym występują też pogłosy DIMLIGHT i EPICA. Coś z kręgu WITHIN TEMPTATION i SIRENIA i łagodniejszych kompozycji DARK MOOR jest w How’s the Heart?, może przez wykorzystanie dud nawet TEMPERANCE, ale na tle Włochów brzmi to bardzo blado i to jest co najwyżej kraina poprawności. Procession po prostu zabija nudą, Tribal próbuje być czymś pomiędzy SIRENIA, WITHIN TEMPTATION i TRISTANIA i szkoda, że poza garstką pomysłów są próby dość wstydliwego, bitewnego pojękiwania. I to chyba najoryginalniejsza kompozycja w tym wszystkim.
Endlesness zaskakuje i wielka szkoda, że Hietala jest tak bezbarwnym i niewyróżniającym się wokalistą. To był błąd oddawać mu mikrofon i relegować Jansen do wsparcia. Oryginalność melodii i konstrukcji niemal zerowa, ale realizacja bardzo dobra.
Jest też druga płyta, która jest dołączana do albumu, jednak nie ma ona wpływu na ostateczną ocenę – ale jeśli ktoś chce, może spokojnie odjąć pół punktu albo nawet cały, bo jest to nic innego, jak narracje i 30 minut nic nie wnoszących, bardzo przeciętnych i przewidywalnych orkiestracji. O ile ostatni wyczyn BLIND GUARDIAN był śmieszny, to tam chociaż Kursch zaśpiewał. Tutaj to jest tylko chyba dodatek celem podbicia ceny wersji CD.
Kompletnie bezwartościowe nie tylko metalowo, ale i muzycznie ogółem, niestety.
Produkcja solidna, co nie dziwi, skoro wielka wytwórnia sponsoruje mistrzów konsolety, który starali się to dopieścić najbardziej, jak tylko się da, ale tym razem chyba przesadzili, szczególnie przez lekkie cofniecie Jansen, a wysunięcie Hietala. Można było to zrobić ostrzej, bardziej wyraziście, ale wtedy chyba jeszcze bardziej by była uwypuklona niemoc i brak pomysłu, a tak to w najgorszym razie są momentami tylko pogłosy PSYCHEWORK w kwestii umiejscowienia elementów symfonicznych.
Bardzo zachowawcza płyta, tak naprawdę w większości bez treści i o niczym.
Ani to oryginalne, ani to przebojowe jak KRYPTERIA, raczej płyta-produkt, która ma trafić do jak największej liczby odbiorców po jak najmniejszej linii oporu, która ma niewiele do zaoferowania poza kopiowaniem pomysłów lepszych zespołów.
Szkoda, bo Floor Jansen to bardzo dobra wokalistka i należało oczekiwać więcej.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:975
Nightwish - Yesterwynde (2024)
Tracklista:
1. Yesterwynde 02:43
2. An Ocean of Strange Islands 09:26
3. The Antikythera Mechanism 05:55
4. The Day of... 04:34
5. Perfume of the Timeless 08:11
6. Sway 04:23
7. The Children of 'Ata 05:37
8. Something Whispered Follow Me 06:39
9. Spider Silk 06:26
10. Hiraeth 06:14
11. The Weave 04:53
12. Lanternlight 06:06
Rok wydania: 2024
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Floor Jansen - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Jukka Koskinen - bas
Kai Hahto - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Troy Donockley - dudy, buzuki, śpiew
Kolejny album NIGHTWISH to bez wątpienia wielkie wydarzenie medialne i to nie tylko w Finlandii. Ledwie rok po wydaniu przeciętnego Human. :||: Nature z zespołu odszedł po 20 latach współpracy Marko Hietala, a zastąpił go Jukka Koskinen, znany z NORTHER i WINTERSUN.
Premiera odbyła się 20 września 2024 roku nakładem niemieckiego magnata Nuclear Blast.
Yesterwynde to może niezbyt oryginalne wprowadzenie, ale zdumiewają w An Ocean of Strange Islands power metalowymi szarżami, dobrym, klasycznym refrenem i przemyconą z AFTER FOREVER dawką lekkiego mroku. Najsłabsze na tym albumie są partie przeintelektualizowane, gdzie jest za dużo instrumentów niemetalowych, jak na przykład w zakończeniu An Ocean of Strange Islands czy przydługim wstępie Perfume of the Timeless, ale są w stanie utrzymać uwagę słuchacza przez cały ten czas, co jest sporym osiągnięciem.
Ten LP to the best of sprawdzonych pomysłów przez NIGHTWISH, choć nie tylko, co słychać w surowszym i chłodniejszym The Antikythera Mechanism, wynikającym z doświadczenia Floor Jansen, która w końcu nie jest tutaj ozdobą, a wokalistką w formie znakomitej, choć nadal nie rozumiem, dlaczego często jest tutaj wycofywana. The Day Of... to NIGHTWISH z czasów Dark Passion Play ze świetnymi chórkami dziecięcymi, których wykorzystanie jest podobny do tego z ostatniego albumu SONATA ARCTICA. To dobre wyciszenie przed Perfume of the Timeless, świetnie zrealizowanym od strony orkiestracji i prostego refrenu. Kai Hahto na tym albumie ma w końcu do czego grać. Sway to obligatoryjna od czasów debiutu niemetalowa ballada NIGHTWISH i o wiele lepiej prezentuje się w podobnym stylu Hiraeth. The Children of 'Ata, wstępem kojarzący się bardziej z METALITE czy REVAMP i tutaj jest kolejny bardzo udany, klasyczny dla NIGHTWISH refren. Rozmyty Something Whispered Follow Me nie jest tak dobry, szczególnie, kiedy jest pomiędzy The Children of 'Ata i rewelacyjnym, wyśmienicie zrealizowanym Spider Silk. Przebojowo, elegancko, symfonicznie, ale i nowocześnie. The Weave jest niezłe jako kontynuacja pomysłów z REVAMP w bardziej filmowym klimacie i tylko Lanternlight pozostawia obojętnym. Za mało, zbyt skromnie, zbyt delikatnie. Poprawne zakończenie tego LP, z którego można było wyciągnąć coś więcej.
Brzmienie Finnvox klasycznie wieloplanowe i z miażdżącą sekcją rytmiczną, ale w końcu to profesjonaliści.
NIGHTWISH nagrało najciekawszy album od ponad 20 lat, co jest miłym zaskoczeniem i kolejna Fińska Legenda powraca w chwale.
Ocena: 8/10
SteelHammer
|