Seventh Wonder
#1
Seventh Wonder - Become (2005)

[Obrazek: R-13295648-1551571810-7310.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Day by Day 03:54       
2. Like Him 05:30
3. The Damned 04:31       
4. Temple in the Storm 06:16     
5. Blinding My Eyes 03:50     
6. The Secret 04:15       
7. What I've Become 08:40     
8. In the Blink of an Eye 07:37

Rok wydania: 2005
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Andi Kravljača - śpiew
Johan Liefvendahl - gitara
Andreas Blomqvist - bas
Johnny Sandin - perkusja
Andreas Söderin - instrumenty klawiszowe


Grupa złożona z debiutantów, która dopiero po wydaniu dwóch dem własnym nakładem w 2001 i 2003 roku, przygotowując swój debiut z początku własnymi środkami, a którego wydaniem już w 2004 roku zainteresowała się wytwórnia Lion Music, specjalizującą się w progressive i neoclassical metalu Data została wyznaczona na  22 czerwca 2005 roku.
O tej wytwórni słyszał każdy, ale czy ktoś słyszał wtedy o Andi Kravljača?

Często przy okazji debiutu tej grupy mówi się o rdzennym, czystym i nieskażonym progressive metalu. I fakt, są tutaj elementy progressive i najbardziej progresywnymi, zapatrzonymi w USA utworami i chociażby SYMPHONY X czy REDEMPTION są bez wątpienia The Secret, który jest najsłabszy na płycie. Nie zabrakło też ARTENSION i bardziej progresywnym wcieleniem RING OF FIRE niemal 9 minutowy What I've Become i tutaj sporo jest dramaturgii i w których spokojnie mógłby zaśpiewać John West albo Mark Boals.
Główną osią inspiracji są tutaj ARTENSION i RING OF FIRE, co słychać w mocnej ekspozycji klawiszy i basu oraz specyfice melodii. Duch tych dwóch grup unosi się już od Day by Day, ale jest i szwedzka, wyborna realizacja przypominająca TIME REQUIEM i inne projekty Richarda Anderssona i power metalowe jak i neoklasyczne wtrącenia są tutaj wpasowane po mistrzowsku i równie dobrze element power metalowy jest wpasowany w Like Him.
Killerem jest tutaj bez wątpienia  z neoklasyczną podstawą The Damned i bardziej power metalowy Blinding My Eyes.
Materiał został odegrany znakomicie i sola Liefvendahla czarują, tak jak jego dialogi z Andreas Söderin i może trochę szkoda, że nie ma tutaj więcej power metalu, gdzie mogą bardziej puścić swoje wodze fantazji, bo w partiach progresywnych sola są raczej skromniejsze, ale ogólnie kompozycje bardziej zaawansowane technicznie.
Na pochwałę zasługuje również sekcja rytmiczna, która w tym wymagającym materiale odnajduje się bardzo dobrze i szczególne pochwały tutaj należą się dla Andreas Blomqvista, który robi tutaj za drugą gitarę i nie jest tylko tłem.
No i oczywiście Andi Kravljača - mistrz, który sprawdził się wspaniale w kompozycjach wymagających i którego ciepły głos, w który wkłada dużo serca jest stworzony do zaśpiewania tych kompozycji. 


Mix autorski przy asyście Daniela Floresa i mastering w wykonaniu Petera In de Betou, którego można uznać za jednego z ojców szwedzkiego masteringu. Selektywne, z bardzo mocno zaznaczonym basem. Cudo.
Bardzo dobra płyta, choć jeszcze styl zespołu nie do końca się tutaj wyrobił.
Niestety, Andi Kravljača jeszcze nie dostał szansy zostania gwiazdą i opuścił zespół już w 2004 roku, niedługo po nagraniach tego albumu, który okazał się sukcesem. Jego miejsce zajął inny, wtedy jeszcze nieznany wokalista, którego można było usłyszeć już w 2006 roku.


Ocena: 8.2/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Seventh Wonder - Waiting in the Wings (2006)

[Obrazek: R-3763304-1343413377-7506.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Star of David 05:13     
2. Taint the Sky 06:24     
3. Waiting in the Wings 09:18     
4. Banish the Wicked 05:36       
5. Not an Angel 06:44     
6. Devil's Inc. 07:14     
7. Walking Tall 04:20     
8. The Edge of My Blade 06:32       
9. Pieces 04:27

Rok wydania: 2006
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tommy Karevik - śpiew
Johan Liefvendahl - gitara
Andreas Blomqvist - bas
Johnny Sandin - perkusja
Andreas Söderin - instrumenty klawiszowe


Z zespołu odchodzi Andi Kravljača, a na jego miejsce przychodzi nieznany wtedy Tommy Karevik, który odszedł w 2005 roku z VINDICTIV, z którym ostatecznie nic nie nagrał.
W SEVENTH WONDER zawitał na dłużej i zadebiutował na tym albumie, wydanym przez Lion Music 26 sierpnia 2006 roku.

Starzy instrumentaliści, ale nowy wokalista, to i trzeba dostosować do tego muzykę. Z inspiracji TIME REQUIEM i innych szwedzkich zespołów pozostało niewiele i grupa pełną parą weszła w muzykę progresywną głównego nurtu. Amerykańskie wpływy są tutaj bardzo mocno zaznaczone i DREAM THEATER są bardzo słyszalne, tak jak REDEMPTION, SYMPHONY X i może jakieś resztki RING OF FIRE z późniejszych płyt w Taint the Sky, chociaż ani Kuprij, ani Weingart by nie odegrali tak kiczowatych, glam metalowych partii klawiszowych.
Największym wrogiem tej płyty jest poprawność i schematyczność wszystkiego. Waiting in the Wings to oczywisty kolos z wpływami AOR słyszalnymi w refrenach, które słyszało się już wiele razy, podobnie Banish the Wicked. Znacznie ciekawiej w opcji zabawy szwedzko-niemiecko-amerykańską stylistyką rodem z EVIL MASQUERADE jest Not an Angel, finał jednak jest tutaj bardzo rozczarowujący i czeka się na niszczące popisy gitarowe, które nigdy nie nadchodzą. Takie momenty też są w Devil Inc., choć niestety nie tak interesujące jak grupa Duńczyków.
Kompozycyjnie jest to materiał bardzo nierówny, często z przeciętnymi i niezbyt porywającymi melodiami, oklepanymi i kompletnie bezstylowymi refrenami i to jest mocny zarzut i jedyne, co ich ratuje tutaj przed kompletnym znudzeniem materiału jest wykonanie. Zagrane to jest fenomenalnie i Liefvendahl potrafi zagrać ciekawie, ale gwiazdą jest tutaj sekcja rytmiczna, szczególnie basista Andreas Blomqvist, który wygrywa tutaj prawdziwe cuda i często jest na pierwszym planie. Jego popisy są wyborne w każdym utworze i nijaki Walking Tall dzięki niemu oraz świetnej pracy Johnny Sandina robi się interesujący. Oklaski za środkową partię Waiting in the Wings i Banish the Wicked należą się im szczególnie i nawet Johan Liefvendahl w tych partiach pokazuje, że potrafi czarować. Wspaniałe ukłony w stronę EVIL MASQUERADE. Jedynie klawiszowiec Andreas Söderin wypada w większości dość nijako i momentami brzmi tak, jakby muzycznie zatrzymał się w poprzedniej epoce.
No i jest jeszcze Tommy Karevik, głos ciepły i mocny, pełen emocji, co można usłyszeć w balladzie Pieces, w której potrafi przykuć uwagę i zainteresować mimo powszedniości samego pomysłu i niezbyt wymyślnej realizacji.

Trudno tutaj nie mieć skojarzeń z EVIL MASQUERADE, skoro za mix i mastering odpowiada Tommy Hansen, który zadbał o równie masywną sekcję rytmiczną ze wspaniale wyeksponowanymi talerzami i głębokim basem na pierwszym planie.
Album pełen poprawnych kompozycji z wysoką kulturą wykonania, pokazująca grupę i szczególnie wokalistę z dobrej strony, ale zupełnie bez blasku i niewywołujący żadnych emocji czy kontrowersji.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Seventh Wonder - Mercy Falls (2008)

[Obrazek: My0yMjQ3LmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. A New Beginning 03:05     
2. There and Back 03:02
3. Welcome to Mercy Falls 05:11
4. Unbreakable 07:19
5. Tears for a Father 01:58     
6. A Day Away 03:43
7. Tears for a Son 01:42       
8. Paradise 05:46     
9. Fall in Line 06:09     
10. Break the Silence 09:29     
11. Hide and Seek 07:46     
12. Destiny Calls 06:18     
13. One Last Goodbye 04:21       
14. Back in Time 01:14
15. The Black Parade 06:57

Rok wydania: 2008
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tommy Karevik - śpiew
Johan Liefvendahl - gitara
Andreas Blomqvist - bas
Johnny Sandin - perkusja
Andreas Söderin - instrumenty klawiszowe


SEVENTH WONDER powraca po raz trzeci, w tym samym składzie, co na poprzednim albumie. Płyta miała premierę 12 września 2008 roku nakładem Lion Music.

Coś w zespole się zmieniło, tym razem znacznie mocniej został zaakcentowany bas, bardzo bogaty i gęsty, czasami ponad gitarami, oraz na pierwszy plan został wysunięty Tommy Karevik, który tym razem zaliczył występ znakomity, śpiewa znacznie swobodniej i z większym zaangażowaniem niż na albumie poprzednim. Nadal są echa bardziej progresywnego EVIL MASQUERADE, wspartego progresywnym okresem działalności TIME REQUIEM, do tego dochodzi USA z ZERO HOUR i DREAM THEATER, wsparte REDEMPTION i SYMPHONY X, którego nie mogło zabraknąć.
O ile A New Beginning i There and Back to instrumentalne wypełniacze następujące po sobie, co jest błędem, tak Welcome to Mercy Falls na rockowym fundamencie jest bardzo ciepły i przyjemny, z bardzo dobrze zaznaczonym refrenem i wokalistą pełnym młodzieńczej energii i zaangażowania. Unbreakable jest rewelacyjny i to ogromny skok jakościowy w porównaniu z Waiting in the Wings, bardzo bogaty od strony instrumentalnej i dialogi pomiędzy Liefvendahlem, Blomqvistem i Söderinem są tutaj ciekawe.
REDEMPTION uderza w standardowej balladzie Tears For a Father, rockowy fundament i znów Karevik czaruje! Jego głos to magia!
A Day Away jest bardzo dobry i ciekawszy od tego, co TIME REQUIEM prezentowało na swoim ostatnim albumie. Znakomity szwedzki akcent w partii środkowej i wielka szkoda, że takich popisów jest tutaj tak mało. Kolejnym szwedzkim killerem jest Fall in Line z kapitalnym basem i przyspieszeniami i tutaj również trudno się nudzić, podobnie Paradise z przyspieszeniami w stylu power i zgrabnie tutaj przypominają o debiucie.
Break the Silence to niestety rozczarowanie. Popisy instrumentalne są tutaj tylko solidne i do niczego nie prowadzą, poza próbą zamaskowania braku pomysłu jak zrobić z tego interesującą i porywającą kompozycję. 10 minut to za długo jak na tak mało treści. Hide and Seek krąży gdzieś w okolicach ARTENSION, ale poza Karevikiem wkrada się pewna monotonia materiału i brzmi to podobnie do utworów wcześniejszych, a Destiny Calls to tylko gatunkowa poprawność.
One Last Goodbye jednak nie jest spokojnym i wyciszającym zakończeniem, bo jest jeszcze The Black Parade, w którym są słyszalne odległe echa KAMELOT.

Sound bardziej syntetyczny w porównaniu z albumem poprzednim, bardziej skondensowany i z mocnym, bardzo gęstym basem. Ponownie Tommy Hansen i ponownie bez zarzutu.
Są pewne wpadki i pod koniec album trochę się dłuży, ale to jest skok jakościowy w porównaniu z Waiting in the Wings, który powstał za szybko.
Tą płytą zaznaczyli swoją obecność na metalowej scenie, którą nie nacieszyli się zbyt długo.


Ocena: 8/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Seventh Wonder - The Great Escape (2010)

[Obrazek: My03OTczLmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. Wiseman 05:42       
2. Alley Cat 06:06     
3. The Angelmaker 08:29       
4. King of Whitewater 07:20     
5. Long Way Home 04:26     
6. Move On Through 05:04     
7. The Great Escape 30:14

Rok wydania: 2010
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tommy Karevik - śpiew
Johan Liefvendahl - gitara
Andreas Blomqvist - bas
Johnny Sandin - perkusja
Andreas Söderin - instrumenty klawiszowe


Trzeba kuć żelazo, póki gorące, i SEVENTH WONDER powróciło z czwartą płytą 3 grudnia 2010 roku, ponownie nakładem Lion Music.

Tym razem tylko 7 kompozycji, ale bardzo rozbudowanych, długich, ale niekoniecznie dobrych.
SEVENTH WONDER poszło w stronę bardziej przewidywalnego progressive metalu na rockowym fundamencie, mocno przesiąkniętym DREAM THEATER, ale i w pewnym stopniu FATES WARNING.
Karevik śpiewa bardzo dobrze, Liefvendahl daje tutaj prawdopodobnie najlepszy występ w swojej karierze, Blomqvist jest bardziej subtelny, ale jego bas nadal jest nieodłączną częścią kompozycji, ale plan klawiszowy Söderina nie jest tak agresywny jak to miało miejsce na Mercy Falls.
Najlepszym podsumowaniem jest tytułowy The Great Escape, który trwa ponad 30 minut. Absolutny przerost formy nad treścią, z momentami kiczowatym planem klawiszowym. Z tych dobrych pomysłów wyszłaby garść dobrych kompozycji, a tak to wyszło tylko bombardowanie słuchacza różnymi pomysłami i trudno tutaj mówić o płynności.
Najgorszy jest Move On Through, utwór absolutnie nijaki i przesłodzony, który razi schematyzmem i zespół kompletnie zatraca własną tożsamość.
Pozostałe kompozycje są lepiej wyważone, nawet amerykański, przerysowany Long Way Home. Wiseman i King of Whitewater to SYMPHONY X w dobrym wydaniu, Alley Cat to próba połączenia DREAM THEATER z SYMPHONY X i to również jest solidne. Najlepszy jest The Angelmaker z bardzo dobrymi partiami basu i perkusji, chociaż sama kompozycja nie jest zbyt odkrywcza.
Karevik nadal jest w formie, chociaż odnoszę wrażenie, że na tym albumie jest spokojniejszy i na poprzednim miał znacznie więcej pazura i więcej do powiedzenia, ale to wynika raczej z tego, że cały materiał tutaj zaprezentowany to poprawny progressive metal, w którym zespół momentami zatracił własną tożsamość.

Brzmienie jest dobre, selektywne, ale nie tak mocne i dobre jak w 2008 roku. Jest bardzo typowe dla gatunku i Erik Mårtensson to niestety nie Tommy Hansen.
Po wydaniu tego albumu, zespół zniknął na długie lata i wydawało się, że to koniec SEVENTH WONDER, a Tommy Karevik dołączył do amerykańskiego KAMELOT.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#5
Seventh Wonder - Tiara (2018)

[Obrazek: ODMtNjM3MC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Arrival 01:30     
2. The Everones 06:13     
3. Dream Machines 05:38     
4. Against the Grain 06:58       
5. Victorious 04:55     
6. Farewell (Part 1: Tiara's Song) 07:16     
7. Farewell (Part 2: Goodnight) 07:10     
8. Farewell (Part 3: Beyond Today) 05:06     
9. The Truth 04:17     
10. By the Light of the Funeral Pyres 03:54     
11. Damnation Below 06:44     
12. Procession 00:45     
13. Exhale 09:30

Rok wydania: 2018
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tommy Karevik - śpiew
Johan Liefvendahl - gitara
Andreas Blomqvist - bas
Johnny Sandin - perkusja
Andreas Söderin - instrumenty klawiszowe


Po ponad 8 latach milczenia, do życia powraca SEVENTH WONDER z nowym perkusistą i kontraktem z włoską wytwórnią Frontiers Records, która wydała album 12 października 2018 roku.

Coś ze starego SEVENTH WONDER, coś z SYMPHONY X, niepotrzebne zabawy z sci-fi, doświadczenie Karevika wyniesione z KAMELOT i The Everones to jest wstęp bardzo dobry, z nośnym i przestrzennym refrenem z delikatną nutą tęsknoty.
Od strony wykonawczej jest raczej skromnie i popisy Liefvendahla są prostsze, podobnie bas Blomqvist, który jest wyrazisty i dobrze podkreślony. Dream Machines jest proste i solidne, rockowy Against the Grain to już typowy i nachalny amerykański progressive. Victorious to już niestety poprawny metal bez historii, który przypomina The Great Escape i poziom słodkości zbliża ich niebezpiecznie do poziomu brazylijskiego progressive metal/rocka. Mimo że to concept album, to zespół tym razem darował sobie 30 minutowe kompozycje i zamiast tego poszedł w trzyczęściowy punkt kulminacyjny Farewell, Tiara's Song jest ładne i bajkowe i pokazuje, jak bardzo Karevik dojrzał wokalnie. Znacznie więcej emocji, energii i zaangażowania, głos mocny i ciepły, czego czasami mu na poprzednich albumach brakowało. Goodnight to już muzyczne niezdecydowanie, zaczyna się rockowo i przesadnie pieszczotliwie, rozwija się mocniej, a kończy śpiewkami przy ognisku. Beyond Today to inspiracje SERENITY, ale to nawet niegodne tak porównywać do Neuhausera...
The Truth to znowu rock, niezbyt interesujący i By The Light of the Funeral Pyres wzbudza jakieś nadzieje i szczerze powiedziawszy te cztery minuty to jest najlepsze, co ten album ma do zaoferowania. Energiczne, bardzo pozytywne, w tle gdzieś jest duch KAMELOT i jest to bardzo spójne.
Damnation Below to udana wycieczka w rejony SYMPHONY X, podobnie jak udany Exhale, może i standardowy i typowy dla gatunku, ale słychać tu ogromne zaangażowanie zespołu i energię, której w wielu kompozycjach brakowało i 9 minut mija bardzo szybko.

Jens Bogren stworzył sound selektywny i przestrzenny, znacznie lepszy od tego, co było w 2010 roku. Nie jest tak syntetyczne i jest znacznie mniej męczące.
SEVENTH WONDER powróciło po latach, ale chyba nie do końca wiedzieli, jak chcieli powrócić i powstał album bardzo nierówny i niespójny, na którym jest sporo przeciętnie zrealizowanych pomysłów i ciągot do bardzo miałkiego progressive metalu.
Blomqvist dołączył w 2020 roku do ZERO HOUR, gdzie dał bardzo dobry występ w 2022 roku na ich powrotnym albumie, ale jak się okazało reaktywacja ZERO HOUR nie stanęła na przeszkodzie i SEVENTH WONDER nagrało kolejny album.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#6
Seventh Wonder - The Testament (2022)

[Obrazek: MTUtNjg1Ny5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Warriors 04:42     
2. The Light 06:19     
3. I Carry the Blame 06:06     
4. Reflections 05:35     
5. The Red River 06:12     
6. Invincible 03:39     
7. Mindkiller 05:58     
8. Under a Clear Blue Sky 08:45     
9. Elegy 05:51

Rok wydania: 2022
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tommy Karevik - śpiew
Johan Liefvendahl - gitara
Andreas Blomqvist - bas
Johnny Sandin - perkusja
Andreas Söderin - instrumenty klawiszowe


SEVENTH WONDER powraca po 4 latach w barwach Frontiers Records, które wydało album 10 czerwca 2022 roku i to drugi album w tym roku od tej samej wytwórni, na którym można usłyszeć Andreasa Blomqvista.

Kierunek się zmienił i w przeciwieństwie do albumu poprzedniego, kompozycji jest mniej, są krótsze i są one znacznie bogatsze formalnie, z delikatnymi rysami przebojowości, co słychać w znakomitym Warriors z ciągotami do EVERGREY. Bardzo przyjemny jest również przebojowy The Light z rockową energią i Karevik tutaj czaruje rockowym wyczuciem konwencji.
W dyskografii SEVENTH WONDER to album interesujący, bo nigdy nie grali tak lekko i tak rozrywkowo. I Carry the Blame to 6 minut świetnego przebojowo-refleksyjnego grania bez uciekania się do przesłodzonego rocka VOYAGER ostatnich lat, mało jest tutaj tym razem SYMPHONY X i poszli bardziej w stronę DREAM THEATER, ale bez pretensjonalności i niepotrzebnego przekombinowania, jakie dręczyło KAMELOT w ostatnich latach. VOYAGER z czasów The Meaning of I w The Red River jest słyszalny i pięknie to prowadzi Karevik.
Jeśli doszukiwać się SYMPHONY X, może KAMELOT, czy może nawet SHADOW GALLERY, to w kontrastowym i stosunkowo udanym Mindkiller, ale punkt kulminacyjny albumu, Under a Clear Blue Sky, jest odrobinę rozczarowujący, bo tutaj zespół uderza w progressive metal swoich albumów poprzednich i nie ma tutaj tej lekkości i zwiewności kompozycji poprzednich, są za to typowe, klawiszowe pasaże i surowy refren. Przede wszystkim, to nie musiało trwać 8 minut, bo realnie od 4 do prawie 8 minuty nic się tutaj nie dzieje. Takie rzeczy lepiej chyba grało SUSPYRE.
Do takich zapychaczy wpisuje się też niestety nijaki instrumental Reflections, w którym nie ma ani interesujących popisów, ani nawet ciekawej, zapadającej w pamięć melodii głównej. Rockowy Invincible wybiera się za to za bardzo w rejony modern metalu szwedzkiego i to jest co najwyżej poprawne. Elegy to poprawne wyciszenie przy subtelnych chórach i orkiestracjach. Dobre, ale w KAMELOT słyszało się lepsze rzeczy.

Tym razem za produkcję odpowiada nie kto inny, jak mistrz Jacob Hansen i jest to najlepsze brzmienie, jakie zespół miał do tej pory. Ciepłe, selektywne, jednocześnie mocne i można tu usłyszeć wykorzystanie doświadczeń z ostatnich albumów PYRAMAZE i EVERGREY, ale ze znacznie mocniejszą ekspozycją basu.
Od strony wykonawczej niewiele jest tutaj do zarzucenia, chociaż tym razem instrumentaliści są skromni, bo w świetle jupiterów jest Tommy Karevik, który w bardziej rockowych i nośnych kompozycjach porywa tłumy.
Dla SEVENTH WONDER może album nietypowy, ale słychać jeszcze niezdecydowanie i rozłam co do tego, co chcą tutaj grać i jedną nogą nadal są w przeszłości.
Niepotrzebnie, bo to sprawia, że album jest nierówny, a Warrior i The Red River to jest kierunek, który powinni obrać, bo słychać, że potrafią dać porywającą melodię bez porywania się na pretensjonalny progressive metal, jakie jest wiele, a niewielu słucha.


Ocena: 7.8/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości