24.05.2020, 20:18:39
Fairyland - Osyrhianta (2020)
tracklista:
1.The Age of Birth 02:57
2.Across the Snow 05:15
2.Across the Snow 05:15
3.The Hidden Kingdom of Eloran 06:13
4.Eleandra 04:12
5.Heralds of the Green Lands 04:36
6.Alone We Stand 04:40
7.Hubris et Orbis 05:54
8.Mount Mirenor 07:15
9.Of Hope and Despair in Osyrhia 12:02
10.The Age of Light 04:02
rok wydania: 2020
gatunek: symphonic power metal
kraj: Francja
skład zespołu:
Francesco Cavalieri - śpiew
Sylvain Cohen - gitara
Willdric Lievin - gitara basowa
Jean-Baptiste Pol - perkusja
Philippe Giordana - instrumenty klawiszowe
Zapowiedzi były już dawno, nie wszyscy wierzyli, że się spełnią obietnice Giordany dotyczącej nowej płyty, ale jednak po 11 latach jest. A wydała ją wytwórnia Massacre Records w maju.
Skład grupy oczywiście zmienił się bardzo znacznie, przy czym uzdolniony multiinstrumentalista Willdric Lievin zagrał tym razem na basie, na perkusji zaś Jean-Baptiste Pol, znany zapewne najbardziej z KERION. Także z KERION wywodzi się gitarzysta Sylvain Cohen. Największe na pewno zainteresowanie wzbudziło pojawienie się w FAIRYLAND interesującego wokalisty z włoskiego power metalowego WIND ROSE, Francesco Cavalieri.
Najważniejsze są jednak oczywiście klawiszowe i symfoniczne plany samego Philippe Giordana.
Intro The Age of Birth jest pompatyczne i bombastyczne z długą narracją i daje spore nadzieje, jednak mdła melodia i marne plany symfoniczne w Across the Snow niweczą to dobre wrażenie niemal natychmiast. Francesco Cavalieri coś próbuje ratować, ale ogólnie dostosowuje się do ogólnego poziomu. Coś z THY MAJESTIE w gorszej formie, coś z KALEDON z tych słabszych płyt...
The Hidden Kingdom of Eloran jest szybszy, żwawszy, bardziej heroiczny, ale to granie jakiego od lat przybywa w równie ogranej formie, a do wszystkich odmian RHAPSODY z ostatnich lat raczej daleko. Pewne dawki klawiszy są w stylu progresywnym i za bardzo to nie wpływa pozytywnie na klimat kompozycji. Zupełnie nieudany jest zahaczający o rock/power komercyjny Eleandra, gdzie te klawisze są prawie zupełnie oderwane od melodii głównej. Siłowo rozegrano zdecydowanie power metalowy Heralds of the Green Lands i jest to słaba kopia ostatniego RHAPSPDY OF FIRE z męczącymi galopadami i pasażami klawiszowymi. Cavaleri zaś śpiewa po prostu źle, jak zresztą prawie na całej płycie.
Słuchając folk/power krużgankowego songu barda Alone We Stand ma się wrażenie obcowania z muzyką WIND ROSE z wcześniejszych płyt i tu WIND ROSE też wygrywa... Zresztą, podobnie jak w przypadku Hubris et Orbis, gdzie słoneczne galopady gitarowo/klawiszowe mieszają się z mdłym rock/metalem i chórami pompatycznymi, a zarazem nieszczerymi.
Mount Mirenor to niewypał instrumentalny, bo jakieś wyblakłe chóry w tle w pewnym momencie i słabo zarysowane wokalizy żeńskie się tu nie liczą. Jako utwór metalowo symfoniczny zupełnie bez polotu.
Kolos został umieszczony pod koniec i zaczyna się ten Of Hope and Despair in Osyrhia długo, łagodnie na początku, potem skręca w obszary melodic progressive power, choć zapewne chodziło tu o stworzenie efektu cinema, ale nie wyszło. Do przodu jak KALEDON, miałko jak na metal francuski w tkaniu tej pajęczyny aranżacyjnej. Cavalieri to nie Tiranti ani Luppi i w tym przypadku to bardzo słychać. Potem strzeliste motywy w stylu THY MAJESTIE w rezultacie prowadzące donikąd i te 12 minut to w zasadzie czas stracony, z zupełnie niezapadającym w pamięć finałem.
Sentymentalna podróż w przeszłość to Elisa C. Martín w The Age of Light na zakończenie, niczym nie wyróżniającym się hymnowo/cukierkowym utworze, przypominającym debiut FAIRYLAND "Of Wars in Osyrhia" z nią w roli głównej.
Słabą stroną całości są blade chóry, naprawdę zdecydowanie poniżej oczekiwań. Ponadto jakoś niespecjalnie zostały one zrealizowane, ten plan, w którym się znajdują jest zbyt pastelowo zrealizowany. Sylvain Cohen, podobnie jak KERION jest gitarzystą niczym się nie wyróżniającym i jego solowe popisy w zasadzie tu przechodzą bez echa i jedynie na plus udane partie perkusji. Sound francuski, łagodnie zarysowany, nawet zbyt łagodnie i jakoś dla epickości preferowanej tu nieco na siłę to na dobre nie wychodzi.
Bardzo to przeciętna płyta, z motywami ogranymi i mocno kontrowersyjnym miejscami wykonaniem. Rozczarowanie, tym bardziej, że ta ekipa miał sporo czasu, bo kilka lat, by się zgrać i stworzyć bardziej interesujące melodie i aranżacje.
Oczywiście szkoda, bo Philippe Giordana to muzyk uzdolniony, ale od dekady ogarnięty twórczą niemocą.
Zapowiedzi były już dawno, nie wszyscy wierzyli, że się spełnią obietnice Giordany dotyczącej nowej płyty, ale jednak po 11 latach jest. A wydała ją wytwórnia Massacre Records w maju.
Skład grupy oczywiście zmienił się bardzo znacznie, przy czym uzdolniony multiinstrumentalista Willdric Lievin zagrał tym razem na basie, na perkusji zaś Jean-Baptiste Pol, znany zapewne najbardziej z KERION. Także z KERION wywodzi się gitarzysta Sylvain Cohen. Największe na pewno zainteresowanie wzbudziło pojawienie się w FAIRYLAND interesującego wokalisty z włoskiego power metalowego WIND ROSE, Francesco Cavalieri.
Najważniejsze są jednak oczywiście klawiszowe i symfoniczne plany samego Philippe Giordana.
Intro The Age of Birth jest pompatyczne i bombastyczne z długą narracją i daje spore nadzieje, jednak mdła melodia i marne plany symfoniczne w Across the Snow niweczą to dobre wrażenie niemal natychmiast. Francesco Cavalieri coś próbuje ratować, ale ogólnie dostosowuje się do ogólnego poziomu. Coś z THY MAJESTIE w gorszej formie, coś z KALEDON z tych słabszych płyt...
The Hidden Kingdom of Eloran jest szybszy, żwawszy, bardziej heroiczny, ale to granie jakiego od lat przybywa w równie ogranej formie, a do wszystkich odmian RHAPSODY z ostatnich lat raczej daleko. Pewne dawki klawiszy są w stylu progresywnym i za bardzo to nie wpływa pozytywnie na klimat kompozycji. Zupełnie nieudany jest zahaczający o rock/power komercyjny Eleandra, gdzie te klawisze są prawie zupełnie oderwane od melodii głównej. Siłowo rozegrano zdecydowanie power metalowy Heralds of the Green Lands i jest to słaba kopia ostatniego RHAPSPDY OF FIRE z męczącymi galopadami i pasażami klawiszowymi. Cavaleri zaś śpiewa po prostu źle, jak zresztą prawie na całej płycie.
Słuchając folk/power krużgankowego songu barda Alone We Stand ma się wrażenie obcowania z muzyką WIND ROSE z wcześniejszych płyt i tu WIND ROSE też wygrywa... Zresztą, podobnie jak w przypadku Hubris et Orbis, gdzie słoneczne galopady gitarowo/klawiszowe mieszają się z mdłym rock/metalem i chórami pompatycznymi, a zarazem nieszczerymi.
Mount Mirenor to niewypał instrumentalny, bo jakieś wyblakłe chóry w tle w pewnym momencie i słabo zarysowane wokalizy żeńskie się tu nie liczą. Jako utwór metalowo symfoniczny zupełnie bez polotu.
Kolos został umieszczony pod koniec i zaczyna się ten Of Hope and Despair in Osyrhia długo, łagodnie na początku, potem skręca w obszary melodic progressive power, choć zapewne chodziło tu o stworzenie efektu cinema, ale nie wyszło. Do przodu jak KALEDON, miałko jak na metal francuski w tkaniu tej pajęczyny aranżacyjnej. Cavalieri to nie Tiranti ani Luppi i w tym przypadku to bardzo słychać. Potem strzeliste motywy w stylu THY MAJESTIE w rezultacie prowadzące donikąd i te 12 minut to w zasadzie czas stracony, z zupełnie niezapadającym w pamięć finałem.
Sentymentalna podróż w przeszłość to Elisa C. Martín w The Age of Light na zakończenie, niczym nie wyróżniającym się hymnowo/cukierkowym utworze, przypominającym debiut FAIRYLAND "Of Wars in Osyrhia" z nią w roli głównej.
Słabą stroną całości są blade chóry, naprawdę zdecydowanie poniżej oczekiwań. Ponadto jakoś niespecjalnie zostały one zrealizowane, ten plan, w którym się znajdują jest zbyt pastelowo zrealizowany. Sylvain Cohen, podobnie jak KERION jest gitarzystą niczym się nie wyróżniającym i jego solowe popisy w zasadzie tu przechodzą bez echa i jedynie na plus udane partie perkusji. Sound francuski, łagodnie zarysowany, nawet zbyt łagodnie i jakoś dla epickości preferowanej tu nieco na siłę to na dobre nie wychodzi.
Bardzo to przeciętna płyta, z motywami ogranymi i mocno kontrowersyjnym miejscami wykonaniem. Rozczarowanie, tym bardziej, że ta ekipa miał sporo czasu, bo kilka lat, by się zgrać i stworzyć bardziej interesujące melodie i aranżacje.
Oczywiście szkoda, bo Philippe Giordana to muzyk uzdolniony, ale od dekady ogarnięty twórczą niemocą.
ocena: 5,8/10
new 24.05.2020
new 24.05.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"