09.07.2020, 18:12:45
Mob Rules - Etholution A.D. (2006)
Tracklista:
1. Prologue 00:32
2. Unholy War 05:18
3. Ashes to Ashes (Dust to Dust) 06:56
3. Ashes to Ashes (Dust to Dust) 06:56
4. Fuel to the Fire 03:47
5. Veil of Death 01:49
5. Veil of Death 01:49
6. The Last Farewell 05:31
7. Day and a Lifetime 04:07
8. River of Pain 03:49
9. Ain't the One 04:53
10. New Horizon 04:32
11.With Sparrows 05:38
12.Better Morning 04:19
11.With Sparrows 05:38
12.Better Morning 04:19
Rok wydania: 2006
Gatunek: Melodic progressive power metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Klaus Dirks - śpiew
Sven Lüdke - gitara
Matthias Mineur - gitara
Markus Brinkmann - gitara basowa
Arved Mannott - perkusja
Sascha Onnen - instrumenty klawiszowe, pianino
W roku 2005 skład MOB RULES uległ znacznym zmianom. Odeszli Thorsten Plorin i Oliver Fuhlhage zastąpieni przez mało znanych muzyków. Grupa utrzymała jednak kontrakt ze Steamhammer i w październiku 2006 pojawiła się kolejna ich płyta.
Tym razem zespół postanowił trochę zaskoczyć fanów i rozszerzyć swoją publiczność o zwolenników melodyjnego metalu progresywnego, nawet niekoniecznie w power odmianie. Grupa wykorzystała pewne swoje doświadczenia z trylogii Götterdämmerung Buch z płyty poprzedniej i ogólnie przedstawiła metal bardziej wysublimowany, barwniejszy w aranżacjach i bardzo dopracowanym wokalem Dirksa, który technicznie jest bez zarzutu, ale wydaje się w najwyższych partiach (występujących bardzo często) trochę manieryczny. Więcej twórczej swobody uzyskał Onnen i teraz partie pianina nieraz pojawiają się klawiszami drugiego planu równolegle i mają zdecydowanie bardziej progresywny charakter. Gdyby spojrzeć na ten album ogólnie, to można zauważyć zwrot w kierunku stylistyki włoskiej, wyznaczanej przez takich liderów gatunku jak LABYRINTH czy VISION DIVINE, tyle że do tych najlepszych nieraz sporo brakuje. Dotyczy to także samych melodii. No słychać, że się bardzo starają być i wyważeni i eleganccy, ale sama wyważona elegancja nie zastąpi chwytliwych refrenów i przebojowych na progressive metalową modłę zwrotek. Można powiedzieć, że poczynając od The Last Farewell mamy do czynienia z pewnego rodzaju sztuką dla sztuki, gdzie grupa ostrożnie i nieco sztywno kultywuje zasadnicze tradycje melodic progressive metalu, ale tak, jakby w duchu ta muzyka była im obca. Nijakie są te melodie, dramatyzm, jeśli ma miejsce, jest ledwie w letniej temperaturze i do wrzenia nie dochodzi w ani jednej z kompozycji aż do końca. Poprawnie, gładko, ale zupełnie bez tego, co czyni ten podgatunek interesującym. Do tego gitarzyści nie są przygotowani do grania takiej muzyki. Grają prosto i po prostu zbyt prosto. Wystarczy posłuchać With Sparrows. No i song przy pianinie z orkiestracjami w tle Better Morning jest zupełnie bezbarwny i ta emanacja posępności jest bardzo blada. Trochę lepiej prezentuje się mini koncept Ethnolution rozpoczynający się od Prologu, a kończący na Veil of Death.
Trochę lepiej, bo może nieco epickości i fanfar w spokojnym stylu (Unholy War), solidność narracji dramatycznej Ashes to Ashes (Dust to Dust) i realnie atrakcyjna progresywność (świetne klawisze!) Fuel to the Fire powodują, że jest to dobre granie jako konceptualna całość i próba zrobienia czegoś w miarę oryginalnego.
Jak na album z bardziej progresywnym metalem, to klawisze są wyprodukowane średnio i na wcześniejszych płytach były ciekawiej ustawione. Dosyć miękkie gitary, wokal lekko wysunięty tam, gdzie mógłby być schowany i schowany tam , gdzie jego ekspozycja byłaby zdecydowanie pożądana. Realnie kopiowanie stylu realizacji włoskiej, ale zabrakło tu czegoś i tak wybitny spec jak Marcus Teske tym razem nie stworzył dzieła zachwycającego.
W sumie przeciętna płyta, taka przeciętna niemal w każdym aspekcie. Do czołówki melodic progressive bardzo daleko, dosyć daleko także do dobrych płyt niemieckich w tym podgatunku, bo brak swoistej rozpoznawalności.
Jeśli to był muzyczny eksperyment, to raczej nieudany.
ocena: 6/10
new 9.07.2020
Tym razem zespół postanowił trochę zaskoczyć fanów i rozszerzyć swoją publiczność o zwolenników melodyjnego metalu progresywnego, nawet niekoniecznie w power odmianie. Grupa wykorzystała pewne swoje doświadczenia z trylogii Götterdämmerung Buch z płyty poprzedniej i ogólnie przedstawiła metal bardziej wysublimowany, barwniejszy w aranżacjach i bardzo dopracowanym wokalem Dirksa, który technicznie jest bez zarzutu, ale wydaje się w najwyższych partiach (występujących bardzo często) trochę manieryczny. Więcej twórczej swobody uzyskał Onnen i teraz partie pianina nieraz pojawiają się klawiszami drugiego planu równolegle i mają zdecydowanie bardziej progresywny charakter. Gdyby spojrzeć na ten album ogólnie, to można zauważyć zwrot w kierunku stylistyki włoskiej, wyznaczanej przez takich liderów gatunku jak LABYRINTH czy VISION DIVINE, tyle że do tych najlepszych nieraz sporo brakuje. Dotyczy to także samych melodii. No słychać, że się bardzo starają być i wyważeni i eleganccy, ale sama wyważona elegancja nie zastąpi chwytliwych refrenów i przebojowych na progressive metalową modłę zwrotek. Można powiedzieć, że poczynając od The Last Farewell mamy do czynienia z pewnego rodzaju sztuką dla sztuki, gdzie grupa ostrożnie i nieco sztywno kultywuje zasadnicze tradycje melodic progressive metalu, ale tak, jakby w duchu ta muzyka była im obca. Nijakie są te melodie, dramatyzm, jeśli ma miejsce, jest ledwie w letniej temperaturze i do wrzenia nie dochodzi w ani jednej z kompozycji aż do końca. Poprawnie, gładko, ale zupełnie bez tego, co czyni ten podgatunek interesującym. Do tego gitarzyści nie są przygotowani do grania takiej muzyki. Grają prosto i po prostu zbyt prosto. Wystarczy posłuchać With Sparrows. No i song przy pianinie z orkiestracjami w tle Better Morning jest zupełnie bezbarwny i ta emanacja posępności jest bardzo blada. Trochę lepiej prezentuje się mini koncept Ethnolution rozpoczynający się od Prologu, a kończący na Veil of Death.
Trochę lepiej, bo może nieco epickości i fanfar w spokojnym stylu (Unholy War), solidność narracji dramatycznej Ashes to Ashes (Dust to Dust) i realnie atrakcyjna progresywność (świetne klawisze!) Fuel to the Fire powodują, że jest to dobre granie jako konceptualna całość i próba zrobienia czegoś w miarę oryginalnego.
Jak na album z bardziej progresywnym metalem, to klawisze są wyprodukowane średnio i na wcześniejszych płytach były ciekawiej ustawione. Dosyć miękkie gitary, wokal lekko wysunięty tam, gdzie mógłby być schowany i schowany tam , gdzie jego ekspozycja byłaby zdecydowanie pożądana. Realnie kopiowanie stylu realizacji włoskiej, ale zabrakło tu czegoś i tak wybitny spec jak Marcus Teske tym razem nie stworzył dzieła zachwycającego.
W sumie przeciętna płyta, taka przeciętna niemal w każdym aspekcie. Do czołówki melodic progressive bardzo daleko, dosyć daleko także do dobrych płyt niemieckich w tym podgatunku, bo brak swoistej rozpoznawalności.
Jeśli to był muzyczny eksperyment, to raczej nieudany.
ocena: 6/10
new 9.07.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"