Nevermore
#5
Nevermore - Enemies of Reality (2003/2005)

[Obrazek: R-929194-1425823012-4958.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Enemies of Reality 05:11     
2. Ambivalent 04:12     
3. Never Purify 04:04       
4. Tomorrow Turned into Yesterday 04:35     
5. I, Voyager 05:49     
6. Create the Infinite 03:39     
7. Who Decides 04:15       
8. Noumenon 04:37     
9. Seed Awakening 04:31

Rok wydania: 2003
Gatunek: Groove/Thrash/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja

Po długiej trasie koncertowej, NEVERMORE nagrywa nowy materiał. Poprzeczka została postawiona dość wysoko albumem poprzednim i oczekiwania były wysokie. Odpowiedź pojawiła się w 2003 roku i ponownie w składzie była tylko czwórka.

 
Tym razem postanowili spróbować różnych rzeczy, od rockowej przebojowości, zbliżania się do granic death thrashu po muzykę bardzo pretensjonalną, może nawet niepotrzebnie próbującą być lekko snobistyczną.
Enemies of Reality to zniszczenie od początku do końca i zwiastuje wyborną płytę. Bogate, mocne, uderzające partie perkusji, świetne sola gitarowe Loomisa to wizytówka tego utworu. Podobnie jest w Ambivalent, w którym ściana gitar i perkusja masakrują, tak jak ostry śpiew Dane’a. W Never Purify już niestety wytracają na tempie i tę kompozycję ratuje już jedynie zjawiskowa część środkowa.
Tommorow Turned Into Yesterday to bardzo płaczliwa ballada, nazbyt rockowa i przypominająca te słabsze, niemetalowe elementy zespołu. I, Voyager może robić wrażenie od strony instrumentalnej i wokalnej, ale refren jest średnio udany i jest to co najwyżej niezła kompozycja. To jest jakby muzyka kilku światów, jest eklektycznie, Create the Infinite to chaos, nad którym zespół niestety nie panuje. Słychać, że miało być połączenie mocy i przebojowości, ale niestety nie wyszło ani jedno, ani drugie, szczególnie przez koszmarną partię środkową.
Who Decides jest znacznie lepszą balladą od Tommorow Turned Into Yesterday, chociaż i to kompozycja bardzo przerysowana i momentami zbyt pastelowa, jednak bardziej strawna. Noumenon to stonerowy scrap, którego było, jest i będzie na pęczki i często od takich amatorskich brzmień takie zespoły zaczynają ustawiać sprzęt.
Na koniec mocny i zabójczy Seed Awakening, który ma świetne przejścia i kontrasty, wzorowe partie perkusji i całkiem niezłe sola.
 
W 2003 roku album podzielił fanów zespołu, głównie przez godne pożałowania brzmienie, które było bronione przez niektórych argumentem stylizacji na death metal, jednak nawet garażowe dema z regionów świata, gdzie nie dochodzi prąd nie brzmiały tak amatorsko. Nie było ani amerykańskiego brudu, ani gęstości szwedzkich bagien, ani niemieckiego, teutońskiego odhumanizowania czy holenderskiej, kleistej precyzji death metalu, tylko przeciętne brzmiąca płyta. Inni tytani USA postawili na eksperyment w 2003 roku, ale to było zagranie w pełni zamierzone. Jednak to opowieść na inną okazję.

Ostatecznie rozważania czy to stoner, death czy muzyka ludowa plemienia Yonglu wydają się bezcelowe i zbyt głębokie doszukiwanie się czegoś, czego nie ma i nie było, bo zawiniła zwykła fuszerka i brak doświadczenia.
W końcu często się zapomina (albo i się pomija), że album powstał w bardzo przeciętnym klimacie w zespole, który był skonfliktowany z wytwórnią, która obcięła budżet na nagrania. Do tego producentem i odpowiedzialnym za ostateczne brzmienie był Kelly Gray, który jedyne doświadczenie, jakie miał z metalem to QUEENSRYCHE, i to z czasów, kiedy metalu już tam nie było od dłuższego czasu.
Podróż z kapitanem bez doświadczenia i skonfliktowaną załogą prawie zawsze kończy się na skałach albo górze lodowej, nie inaczej było tym razem. Koń jaki jest każdy widzi - czy może raczej słyszy.
Argumenty obrońców nie zadziałały i przez falę krytyki w 2005 roku wyszła re-edycja z mocnym, bardzo dobrym, ostrym i czystym brzmieniem ze świetnie ustawioną sekcją rytmiczną i gitarami. Różnica była taka, że na stanowisku zasiadł ponownie Andy Sneap, który ma doświadczenie i wie, jak ma to brzmieć. I nie zawodzi.
Większość kompozycji zagrana bez zarzutu od strony technicznej, ale wyszła płyta nierówna, niezdecydowana i eklektyczna, niestety nie pozytywnym tego słowa znaczeniu. W połowie zabrakło refrenów, melodii i mocnego spoiwa dla utworów, które brzmią jak zwykły ciąg pomysłów bez czegoś, co by solidnie je łączyło.
Niedługo po re-edycji przyszedł czas na kolejny album, na którym zespół odkupił swoje winy.
 
Ocena: 7.2/10
 
SteelHammer
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Nevermore - przez SteelHammer - 05.07.2020, 15:09:17
RE: Nevermore - przez SteelHammer - 05.07.2020, 16:17:18
RE: Nevermore - przez SteelHammer - 16.07.2020, 12:17:57
RE: Nevermore - przez SteelHammer - 18.07.2020, 16:54:32
RE: Nevermore - przez SteelHammer - 24.07.2020, 01:02:49
RE: Nevermore - przez SteelHammer - 25.08.2020, 15:13:40
RE: Nevermore - przez SteelHammer - 17.06.2021, 13:27:30

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości