11.08.2020, 18:30:10
Wings of Destiny - Kings of Terror (2016)
Tracklista:
1. We Bring You the Night 05:07
2. Angels & Demons 05:58
3. Kings of Terror 04:56
4. Eye of the Storm 05:33
5. Sea of Oblivion (Intro) 02:16
6. Siren's Song 04:12
7. Holy Innocence 05:34
8. Lie to Me 04:58
9. Touch the Sky 05:23
10. Eternity 03:26
11. United We Stand 05:01
12. Angels & Demons 05:55
Rok wydania: 2016
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Kostaryka
Skład:
Anton Darusso - śpiew
Cristian Jimenez - gitara
Allan "Kalay" Murillo - gitara
Jose Pablo Sequeira - bas
David Roda - perkusja
Alejandro Amador - instrumenty klawiszowe
Tracklista:
1. We Bring You the Night 05:07
2. Angels & Demons 05:58
3. Kings of Terror 04:56
4. Eye of the Storm 05:33
5. Sea of Oblivion (Intro) 02:16
6. Siren's Song 04:12
7. Holy Innocence 05:34
8. Lie to Me 04:58
9. Touch the Sky 05:23
10. Eternity 03:26
11. United We Stand 05:01
12. Angels & Demons 05:55
Rok wydania: 2016
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Kostaryka
Skład:
Anton Darusso - śpiew
Cristian Jimenez - gitara
Allan "Kalay" Murillo - gitara
Jose Pablo Sequeira - bas
David Roda - perkusja
Alejandro Amador - instrumenty klawiszowe
WINGS OF DESTINY zostało ciepło przyjęte i nie ma czemu się dziwić. Skład jednak nie przetrwał i wymieniona została sekcja rytmiczna. Na kolejny album nie trzeba było długo czekać i pojawił się w 2016 roku, ponownie nakładem Power Prog Records.
Zmieniona sekcja rytmiczna... I inna muzyka, jednocześnie będąca logiczną kontynuacją tego, co grali wcześniej, bo jakieś pogłosy RHAPSODY na debiucie były, tutaj są jeszcze bardziej słyszalne.
Największa zmiana to niemal kompletne porzucenie Niemiec. Tym razem Włochy i ostry, szorstki heavy power, jakiego w US nie gra się od wielu, wielu lat, podany bardzo nowocześnie. We Bring You The Night to niesamowite zniszczenie. Sekcja rytmiczna jest bezlitosna jak natarcie czołgu, gitary uderzają z siłą bomby atomowej, a Darusso... Darusso jest sobą. Mocny, szorstki, charyzmatyczny. Bardzo ciekawy jest kontrast tej kompozycji, heavy power w zwrotkach, których nie powstydziłyby się najmocniejsze ekipy heavy power amerykańskie czy szwedzkie jak TAD MOROSE, i jak płynnie to przeradza się w RHAPSODY w refrenie.
Kolejnym masakratorem jest Angels & Demons i to jest mocny heavy power, które RHAPSODY OF FIRE bardzo chciało zagrać na From Chaos to Eternity w 2011 roku, ale zupełnie nie wyszło. I znów jest ta bezlitosna konsekwencja i lekki odcień surowości. Może to TAD MOROSE, a może PASTORE?
Po tych dwóch kompozycjach tego albumu słucha się z zaciekawieniem i z niecierpliwością czeka się na to, co będzie dalej. Kings of Terror otwarciem zapowiada wojnę ASPHYX, ale nie ma aż takiego zniszczenia. Jest coś z US power, oczywiście są Włochy. Szczególnie w refrenie i specyficznych klawiszach, które na myśl przywodzą SECRET SPHERE. Zakończenie jednak i dramaturgia to oczywiście spięcie tego wszystkiego klamrą RHAPSODY, tak jak refren.
Nadużywany przez amerykanów IRON MAIDEN w wydaniu ICED EARTH jest we wstępie Eye of the Storm, ostatecznie jest to lekki, słoneczny włoski power. Tutaj głównie te marszowe tempa ratują sola i przyspieszenia, bo sam utwór niestety jest co najwyżej dobry. Siren's Song to próba zmierzenia się z balladami RHAPSODY OF FIRE w wersji Turilliego. Co prawda miał tam wsparcie Riccardo Cecchi, ale Darusso daje sobie radę bez problemu. Bardzo udana ballada i miły przerywnik.
PRIMAL FEAR i SINNER pojawiają się w rozbujanym Holy Innocence, może nawet coś z GRAVE DIGGER. Akcent neoklasyczny? Oczywiście nie mogło go zabraknąć i jest Lie to Me, chociaż bardzo delikatnie zaznaczony i został przykryty RHAPSODY i ARTHEMIS, chociaż jest tutaj też coś z tych nośnych refrenów pierwszego albumu MASTERPLAN.
Może trochę zabrakło szalonego, neoklasycznego sola, ale świetna realizacja, aranżacje i refren to nadrabiają.
W tej całej destrukcji znalazł się też czas na naprężanie mięśni w stylu dobrego MANOWAR i jest metalowy hymn Touch The Sky. Oczywiście nie ma to nic wspólnego ze słabym albumem ostatnim Królów Metalu i jest to znacznie bogatsze w realizacji i dalszych planach i tłach klawiszowych w stylu włoskim, ale jest ta szorstkość i surowość ameryki. Prawdziwy True Metal, młot sam wskakuje do ręki.
Eternity to ballada przy pianinie i niestety znów jest tylko poprawnie i nie rozwijają skrzydeł. Wygląda szczególnie blado przy Siren's Song.
Uinted We Stand to RHAPSODY z HELLOWEEN (chociaż bliższe może jest VICTORIUS z orkiestracjami), podobnie jak na albumie poprzednim. Miło, sympatycznie, nawet jest tutaj pewien romantyzm. Może to jest co najwyżej dobre, ale i takie kompozycje do potańczenia na koncertach są potrzebne.
I to mógłby być koniec, ale jest jeszcze Angels & Demons z Fabio Lione. Podwójne zniszczenie.
Mocne brzmienie, selektywne, gitary ostre jak miecz, a sekcja perfekcyjna, kiedy ten agresywny bas próbuje się przebić przez ścianę gitar i perkusji.
Poprzednia sekcja rytmiczna była bardzo dobra, ale tutaj są godni następcy. Genialne talerze Roda, po prostu genialne.
A Darusso? Pokazał się z jeszcze lepszej strony i okazuje się, że nie pokazał na poprzednim albumie wszystkiego. Co za głos! I to w jakim wymagającym repertuarze.
Ciekawa zmiana inspiracji i kierunku, jednocześnie nie tracąc tożsamości i nie odpychając pewnymi nowościami, a starającymi się trafić do słuchaczy płyty poprzedniej. Co udaje im się osiągnąć bez problemu i zagrane to jest na równie wysokim, a momentami nawet jeszcze wyższym poziomie.
Trochę to smutne, ale to był ostatni album wydany przez Power Prog Records i jakiś czas po jego wydaniu, wytwórnia zakończyła działalność. Szkoda, ale po części to pokazuje, jaki w tamtym czasie był rynek. Ale chociaż pokazali światu ETERNITY'S END oraz WINGS OF DESTINY, za co zasługują na wieczną chwałę.
To bardzo dobry zespół i oczywiście długo nie czekał na kolejny kontrakt płytowy.
Ocena: 8.7/10
SteelHammer