17.08.2020, 21:30:25
Epica - Requiem for the Indifferent (2012)
Tracklista:
1. Karma (Prelude) 01:33
2. Monopoly on Truth 07:11
3. Storm the Sorrow 05:13
4. Delirium 06:08
5. Internal Warfare 05:13
6. Requiem for the Indifferent 08:34
7. Anima (Interlude) 01:25
8. Guilty Demeanor 03:22
9. Deep Water Horizon 06:33
10. Stay the Course 04:26
11. Deter the Tyrant 06:38
12. Avalanche 06:53
13. Serenade of Self-Destruction 09:52
Rok wydania: 2012
Mark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Yves Huts - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe
Ocena: 4/10
SteelHammer
Tracklista:
1. Karma (Prelude) 01:33
2. Monopoly on Truth 07:11
3. Storm the Sorrow 05:13
4. Delirium 06:08
5. Internal Warfare 05:13
6. Requiem for the Indifferent 08:34
7. Anima (Interlude) 01:25
8. Guilty Demeanor 03:22
9. Deep Water Horizon 06:33
10. Stay the Course 04:26
11. Deter the Tyrant 06:38
12. Avalanche 06:53
13. Serenade of Self-Destruction 09:52
Rok wydania: 2012
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia
Skład:
Simone Simons - śpiewMark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Yves Huts - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe
Poprzedni album okazał się sukcesem, choć były i głosy, że produkcja była za mocna i nie brzmiało to tak, jak płyty wcześniejsze. Skład bez zmian, wytwórnia też, i 9 marca 2012 została wydana kolejne dzieło EPICA.
No i minęły 3 lata od rozpadu AFTER FOREVER.
Karma z potężnymi orkiestracjami zapowiada kontynuację Design Your Universe, ale Monopoly on Truth to kompletne tego przeciwieństwo. O ile orkiestracje brzmią dobrze, choć nie tak jak poprzednio, to brzmienie jest zatrważające i fatalnie dobrane do muzyki. Miękkie, pluszowe, kompletnie cofnięte gitary, podobnie jak perkusja, a bas rzadko kiedy się przebija. Z soundu "sharp and clear" przeszli do typowego mainstreamu, gdzie nie ma miejsca na mocne brzmienia, momentami brzmi to bardzo płasko, szczególnie plany dalsze. Zły wybór.
Otwieracz sam w sobie jest całkiem niezły, chociaż brzmi to bardziej jak odrzut płyty poprzedniej z jeszcze bardziej wygładzonymi refrenami.
Storm the Sorrow to są rzeczy, które grała TRISTANIA i to też jeszcze nie jest złe, głównie dzięki chórom w refrenie, ale Delirium to jest kompletna kompozycyjna klapa. Nudna, okropna ballada bez polotu w stylu NIGHTWISH czy szeregu zespołów symfonicznych, które zagrały to o wiele lepiej. Kiedy przyspieszają, to w ogóle nie brzmi groźnie, mimo że Internal Warfare niby miał straszyć perkusją i klimatem, to wychodzi tylko dobry utwór ze świetnymi chórami i śpiewem Simons i dość ciekawymi solami jak na EPICA. Tytułowy Requiem for the Indifferent to miała być chyba konkurencja dla MYRATH jeśli chodzi o motyw ancient, w refrenie wychodzi powszedni metal symfoniczny, dobry, ale bardzo ograny, który mógł się spokojnie zamknąć w 5-6 minutach. Guilty Demeanor to bardzo poprawne kopiowanie TRISTANIA, w którym zespół ma niestety niewiele do powiedzenia i słychać kompletną bezsilność. Deep Water Horizon to utwór kompletnie nijaki, taki, który w dyskografii KALEDON czy RHAPSODY kompletnie wypada z głowy, Stay the Course z kolei to zapowiedź MAYAN.
Deter the Tyrant to znów TRISTANIA, ale tutaj na plus black metalowe wstawki i chóry, Avalanche to rozmemłana półballada, kompozycja, która stara się być progresywna, ale to jest równie ciekawe jak obecny progressive USA z bardzo słabymi próbami nawiązania do kunsztu WINTERHORDE.
Serenade of Self-Destruction to jest wizytówka tego albumu i tego, jak wartościowa jest to muzyka. Takiej kompromitacji, żenady i niekompetencji nie spodziewał się nikt, a to jest historia, którą warto opowiadać, powtarzać i wytykać do końca świata i jeden dzień dłużej.
Na pierwszej wersji CD (chociaż chyba żadnej reedycji ten album się nie doczekał) ta kompozycja była bez wokali i był to długi, rozlazły utwór instrumentalny. Nikt nie zwrócił uwagi, że nie zostały tutaj dodane wokale, ani w trakcie obróbki, jak dostało status złoty, ani jak już to miało lecieć do sklepów i już tam wylądowało.
Zespół oczywiście przeprosił za zaistniałą sytuację. 5 dni po wydaniu albumu. I w ramach przeprosin Nuclear Blast udostępniło tę kompozycję za darmo do pobrania.
Tu już nawet nie chodzi o to, czy ta kompozycja jest dobra czy zła, ale wpadki tak żenującej nie przypominam sobie nawet u zespołów najbardziej amatorskich. To jest po prostu skandaliczne i niewybaczalne.
Jednocześnie pokazuje, w jakim właśnie klimacie i z jakim przekonaniem ten album był robiony.
Oczywiście zachwytów nie brakowało, część prasy próbowała albo udawała, że sytuacja nie zaistniała, albo, co również prawdopodobne, dostała prawidłową wersję cyfrową, ale jak jest naprawdę dziś trudno powiedzieć.
Jakby nie mówić o najsłabszych płytach, nawet tam nie było takiego pokazu, a już szczególnie od tak wielkiej wytwórni jak Nuclear Blast.
Po części zakończenie ironiczne, bo tak jak zabrakło czegoś istotnego w kompozycji końcowej, tak naprawdę zabrakło czegoś istotnego na całej płycie, co by ją wyróżniało.
Tu niestety poza chórami i kilkoma melodiami i solami, nie ma nic.
Ocena: 4/10
SteelHammer