14.01.2021, 21:47:24
Kamelot - Siége Perilous (1998)
tracklista:
1.Providence 05:35
2.Millennium 05:15
3.King's Eyes 06:14
4.Expedition 05:41
5.Where I Reign 05:58
6.Rhydin 05:03
7.Parting Visions 03:34
8.Once a Dream 04:24
9.Irea 04:32
9.Irea 04:32
10.Siege 04:19
rok wydania: 1998
gatunek: melodic progressive power metal
kraj: USA
skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
David Pavlicko - instrumenty klawiszowe
Zazwyczaj odejście Marka Vanderbilta uważa się za ten moment, gdy KAMELOT z drugorzędnego zespołu power metalowego natychmiast awansował do światowej ekstraklasy. Jeśli jednak dokładniej przyjrzeć się albumowi numer 3, czyli "Siége Perilous" wydanemu najpierw w Japonii przez Victor w czerwcu 1998, a potem równocześnie w lipcu na całym świecie przez cztery uznane wytwórnie, w tym Noise, to można mieć jednak pewne wątpliwości.
Przede wszystkim sam Roy Khan tu jednak do końca do siebie nie przekonuje. Jego niewątpliwe sukcesy jako wokalisty w rodzimym norweskim CONCEPTION jakoś się tu nie przełożyły na występ w muzyce nieco innej, mniej nastawionej na ekspresyjną progresję, a bardziej na melodię w opcji fantasy melodic power. Inna rzecz, że i sam Thomas Youngblood, mimo roszad w składzie stworzył tu materiał zachowawczy, w sumie stanowiący kontynuację filozofii muzycznej KAMELOT z Vanderbiltem, gdzie wokalista po prostu tylko spełniał swoją funkcję i nie musiał być charyzmatycznym frontmanem ciągnącym wszystko do przodu, jako główna siła napędowa. Khan jest niezbyt pewny siebie, jest cofnięty w planie gitarowo klawiszowym. A ten jak i poprzednio jest mało czytelny, bo postępu w realizacji soundu muzyki KAMELOT po prostu tu nie ma. To też trochę dziwne, bo Tommy Newton, który dla CONCEPTION stworzył sound własny i interesujący, dla KAMELOT powielił wszystkie błędy produkcyjne dwóch pierwszych płyt Amerykanów. Może też i dlatego więcej nie powierzono mu prac nad następnymi płytami KAMELOT... Poprawność na tej płycie dominuje, poprawność konstrukcji utworów obdarzonych rysem progresywnym (Once a Dream, King's Eyes, Expedition), ale pozbawionych chwytliwości i klimatu. Chlubny wyjątek to otwierający ten LP Providence z melodią przepiękną, ale ekspozycja tego jest nieudana i biedny Khan śpiewa to gdzieś z boku, gdzieś z tyłu i efektu nie ma. Wydaje się, że plan klawiszowy Davida Pavlicko jest tu ważniejszy niż głos, zjawiskowy głos Khana. Zjawiskowy, ale Khan śpiewa na tej płycie jakby bez wiary w ostateczne powodzenie. Khan ma za mało miejsca dla siebie we wspaniałym w melodii dostojnej i poetyckiej Where I Reign i tu jakby lider Thomas nie chce się z nim podzielić realnie tworzeniem tego nastroju. I jednak to samo jest w Once a Dream. Może bardziej już w Rhyden coś zaczyna się równoważyć... Czasem się też wydaje, że ogólnie niepotrzebnie wyhamowują w refrenach, gdy motyw przewodni zwrotek jest doskonały i najlepszym przykładem jest Parting Visions, a nie mniej znaczącym Millennium.
Jeszcze się docierają, jeszcze nie są do końca siebie wzajemnie pewni, jeszcze upiory "Eternity" i "Dominion" nie odeszły w cień. Jeszcze nie nadszedł czas.
Jeszcze się docierają, jeszcze nie są do końca siebie wzajemnie pewni, jeszcze upiory "Eternity" i "Dominion" nie odeszły w cień. Jeszcze nie nadszedł czas.
ocena: 7,5/10
new 14.01.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"