30.01.2021, 16:16:01
Primitai - Violence Of The Skies (2021)
tracklista:
1.Stars Are My Guide 05:31
2.The Uprising 05:03
3.The Violence of The Skies 04:55
4.Valley of Darkness 07:05
5.Warriors of Time 04:24
6.Innocent 05:53
7.Put To The Sword 04:10
8.The Cold Surface of The Moon 05:19
9.I'll Live Again 04:29
10.The Storm Kings 06:08
11.The Huntress 04:09
12.Prophecies 07:29
rok wydania: 2021
gatunek: progressive power metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Guy Miller - śpiew
Srdjan Bilic - gitara
Sergio Girón - gitara
Scott Miller - gitara basowa
Jonathan Warren - perkusja
tracklista:
1.Stars Are My Guide 05:31
2.The Uprising 05:03
3.The Violence of The Skies 04:55
4.Valley of Darkness 07:05
5.Warriors of Time 04:24
6.Innocent 05:53
7.Put To The Sword 04:10
8.The Cold Surface of The Moon 05:19
9.I'll Live Again 04:29
10.The Storm Kings 06:08
11.The Huntress 04:09
12.Prophecies 07:29
rok wydania: 2021
gatunek: progressive power metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Guy Miller - śpiew
Srdjan Bilic - gitara
Sergio Girón - gitara
Scott Miller - gitara basowa
Jonathan Warren - perkusja
PRIMITAI z Sandhurst prezentuje w roku 2021 swój kolejny album, którego premiera przewidziana jest nakładem greckiej wytwórni Rock of Angels Records na 26 marca.
PRIMITAI ewoluuje. Progresywne akcenty słychać było już albumie poprzednim, tu zaś ta progresywność, przy czym należy podkreślić że melodyjna i przystępna, zaczyna dominować. Jest to nadal dynamiczny power metal jednak te gitarowe natarcia duetu Bilic - Girón są bardziej złożone, bardziej nieprzewidywalne i jak zwykle pełne pomysłów i finezji.
Ponadto umiejętnie sterują klimatem utworów i już na samym początku w Stars Are My Guide pojawiają się ambientowe, "kosmiczne" partie elektroniczne, ciekawie wplecione w potoczysty rytm power metalowych gitar i chwytliwą melodię. Ten przystępny melodic progressive dominuje w pełnych rozległych planów i przestrzeni i klasycznych brytyjskich riffów The Uprising, The Violence of The Skies (poetycko i romantycznie!) i to wszystko tak przyjemnie buja i kołysze, a czasem zmusza do refleksji jak trochę bardziej skomplikowanym The Cold Surface of The Moon, przepełnionym progresywnymi niespodziankami.
Trzeba jednak zauważyć, że jest tu także bardziej klasyczne podejście do power metalu i pokazują to w znakomitym heroicznym Put To The Sword z solem gitarowym zagranym tu gościnnie przez Paula Quinna SAXON. Rycersko i bojowo jest w wolniejszym dostojnym The Storm Kings, z gościnnym udziałem byłego gitarzysty Toma Drapera (obecnie amerykański POUNDER). Prostszy od pozostałych The Huntress, zadziorny i zagrany z dużą werwą wcale nie jest gorszy od tych wysublimowanych numerów z opcji progressive, może nawet jest tu jednym z najlepszych bo pojedynek gitarzystów wyborny, a melodia atrakcyjna, z echami "Peavy" RAGE. Ponownie także słychać ten chłodny, posępny styl power metalu o cechach heroicznych podobny do SHADOWKILLER w I'll Live Again i tu są zdecydowanie bardziej amerykańscy niż angielscy... Tej progresji jest najwięcej w utworach najdłuższych, zadumanych, poetyckich, nieraz o dosyć ciężkim klimacie, jak szybki, a zarazem oniryczny Valley of Darkness, czy też w Innocent, z gitarami pulsującymi jak w NEVERMORE i podobnymi płynnymi zmianami tempa do średnich. Jednak pastelowy Prophecies jakoś mnie nie przekonuje i metal jest jakoś zepchnięty na drugi plan przez progressive rock, nawet w samej opcji bardzo ugładzonych gitar i wokali rodem z atmosferycznych odmian rock metalu. taka wariacja na temat ANATHEMA czy AMORPHIS, powiedzmy.
W Warriors of Time, atrakcyjnym i potoczystym progressive power utworze, zagrało gościnnie dwóch Serbów i zarówno klawisze Vladimira Đedovića jak solo gitarowe Mladena Pecovića nadają tej kompozycji świeży, nowoczesny wymiar.
Ponownie bardzo dobry występ Guy'a Millera, który śpiewa dosyć wysoko z lekkim zadziorem w głosie, oczywiście gra obu gitarzystów na najwyższym poziomie, ale tym razem jeszcze należy zdecydowanie wyróżnić Scotta Millera za kapitalne partie basu. Szkoda tylko, że sam instrument nie jest bardziej wyeksponowany, bo pewne niuanse tych basowych natarć i pochodów nie zawsze są w pełni czytelne. Tym razem mastering to dzieło amerykańskiego Mistrza Alana Douchesa. Trzeba pamiętać, że Douches to spec od ekstremalnych gatunków i w tym obszarze zdobył uzasadnioną sławę i uznanie. Tu podszedł do tematu bardzo ostrożnie i nawet zachowawczo, tworząc trochę zbyt mało wyrazisty sound perkusji i basu oraz gładkie i pastelowo stonowane gitary. Sound zazwyczaj sprawdzający się w progressive heavy i power, ale tu, jeśli ma się w pamięci brzmienie z "The Calling" to jednak brakuje mocy i chwilami głębi. Taki trochę DREAM THEATER wyszedł pod tym względem, jest gładko, zbyt gładko i niweczy to wrażenie ogólnie bardzo dynamicznej gry gitarzystów i sekcji rytmicznej.
Album wbrew pozorom trudniejszy w odbiorze i bardziej wysublimowany niż dwa poprzednie, bardzo dopracowany w szczegółach i na pewno przygotowanie tego wszystko musiało kosztować wiele pracy i wysiłku. Do ścisłej czołówki progressive power metalu światowego się nim nie wdarli, ale to album z całą pewnością wysokiej klasy i godny polecenia.
ocena: 8,5/10
new 30.01.2021
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Rock of Angels Records
Trzeba jednak zauważyć, że jest tu także bardziej klasyczne podejście do power metalu i pokazują to w znakomitym heroicznym Put To The Sword z solem gitarowym zagranym tu gościnnie przez Paula Quinna SAXON. Rycersko i bojowo jest w wolniejszym dostojnym The Storm Kings, z gościnnym udziałem byłego gitarzysty Toma Drapera (obecnie amerykański POUNDER). Prostszy od pozostałych The Huntress, zadziorny i zagrany z dużą werwą wcale nie jest gorszy od tych wysublimowanych numerów z opcji progressive, może nawet jest tu jednym z najlepszych bo pojedynek gitarzystów wyborny, a melodia atrakcyjna, z echami "Peavy" RAGE. Ponownie także słychać ten chłodny, posępny styl power metalu o cechach heroicznych podobny do SHADOWKILLER w I'll Live Again i tu są zdecydowanie bardziej amerykańscy niż angielscy... Tej progresji jest najwięcej w utworach najdłuższych, zadumanych, poetyckich, nieraz o dosyć ciężkim klimacie, jak szybki, a zarazem oniryczny Valley of Darkness, czy też w Innocent, z gitarami pulsującymi jak w NEVERMORE i podobnymi płynnymi zmianami tempa do średnich. Jednak pastelowy Prophecies jakoś mnie nie przekonuje i metal jest jakoś zepchnięty na drugi plan przez progressive rock, nawet w samej opcji bardzo ugładzonych gitar i wokali rodem z atmosferycznych odmian rock metalu. taka wariacja na temat ANATHEMA czy AMORPHIS, powiedzmy.
W Warriors of Time, atrakcyjnym i potoczystym progressive power utworze, zagrało gościnnie dwóch Serbów i zarówno klawisze Vladimira Đedovića jak solo gitarowe Mladena Pecovića nadają tej kompozycji świeży, nowoczesny wymiar.
Ponownie bardzo dobry występ Guy'a Millera, który śpiewa dosyć wysoko z lekkim zadziorem w głosie, oczywiście gra obu gitarzystów na najwyższym poziomie, ale tym razem jeszcze należy zdecydowanie wyróżnić Scotta Millera za kapitalne partie basu. Szkoda tylko, że sam instrument nie jest bardziej wyeksponowany, bo pewne niuanse tych basowych natarć i pochodów nie zawsze są w pełni czytelne. Tym razem mastering to dzieło amerykańskiego Mistrza Alana Douchesa. Trzeba pamiętać, że Douches to spec od ekstremalnych gatunków i w tym obszarze zdobył uzasadnioną sławę i uznanie. Tu podszedł do tematu bardzo ostrożnie i nawet zachowawczo, tworząc trochę zbyt mało wyrazisty sound perkusji i basu oraz gładkie i pastelowo stonowane gitary. Sound zazwyczaj sprawdzający się w progressive heavy i power, ale tu, jeśli ma się w pamięci brzmienie z "The Calling" to jednak brakuje mocy i chwilami głębi. Taki trochę DREAM THEATER wyszedł pod tym względem, jest gładko, zbyt gładko i niweczy to wrażenie ogólnie bardzo dynamicznej gry gitarzystów i sekcji rytmicznej.
Album wbrew pozorom trudniejszy w odbiorze i bardziej wysublimowany niż dwa poprzednie, bardzo dopracowany w szczegółach i na pewno przygotowanie tego wszystko musiało kosztować wiele pracy i wysiłku. Do ścisłej czołówki progressive power metalu światowego się nim nie wdarli, ale to album z całą pewnością wysokiej klasy i godny polecenia.
ocena: 8,5/10
new 30.01.2021
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Rock of Angels Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"