09.03.2021, 18:44:49
Stratovarius - Destiny (1998)
Tracklista:
1. Destiny 10:15
2. S.O.S. 04:15
3. No Turning Back 04:22
4. 4000 Rainy Nights 06:00
4. 4000 Rainy Nights 06:00
5. Rebel 04:16
6. Years Go By 05:14
7. Playing with Fire 04:15
8. Venus in the Morning 05:35
9. Anthem of the World 09:31
9. Anthem of the World 09:31
10. Cold Winter Nights 05:13
rok wydania: 1998
gatunek: melodic power metal
kraj: Finlandia
Skład zespołu:
Timo Kotipelto - śpiew
Timo Tolkki - gitara
Timo Kotipelto - śpiew
Timo Tolkki - gitara
Jari Kainulainen - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja
Jens Johansson - instrumenty klawiszowe
W październiku 1998 T&T Records wydaje kolejny album STRATOVARIUS - "Destiny".
Przeznaczeniem zespołu było zadowolić fanów zachowując jednocześnie image grupy spoza nurtu radiowego mainstreamowego rock/metalu. Dlatego elementy symfoniczne i progresywne odgrywają w nowych kompozycjach ważną rolę. Już na początku albumu znajduje się ponad 10 minutowy kolos Destiny z chórem chłopięcym Cantores Minores, który jednak po długim wstępie ustępuje miejsca mocnej gitarze i wysokim wokalom Kotipelto. Tak na dobrą sprawę to tu słychać wpływy wczesnego HELLOWEEN i Finowie na poważnie biorą się za podbijanie Niemiec. Ten refren, tak...
No, a potem symfonicznie, smyczkowo, pompatycznie i dostojnie w łagodnym stylu, jak po latach grać będzie podobne songi AVANTASIA. Na razie to oni jednak przecierają szlaki, także w stonowanym fińskim melodic power z samplami w rytmicznym S.O.S. jakże archetypowym za kilka lat dla tego kraju i piękne solo gra Tolkki, który tu ogólnie się jakoś bardziej przykłada do tego aspektu niż na albumie poprzednim.
Nie zapominają o swojej potężnej broni czyli speed/melodic power w No Turning Back i tu oczywiście poza wysokimi pełnymi energi wokalami Tiomo jest miejsce na tak lubiane dialogi gitary i klawiszy. Neoklasyczny początek Rebel jest wyborny, to ten STRATOAVIUS realnie porywający maestrią i kolejne kosmiczne solo i dialog z Jensem Johanssonem! Trochę szkoda, że takiej muzyki jest tu w sumie tak mało... Kapitalne zakończenie, pełne barokowego patosu!
4000 Rainy Nights jest łagodny, skromny w formie, nostalgiczny, i w jakimś stopniu wyznacza kolejny kierunek zespołu, choć jeszcze nie tego albumu. Dobre, ale jednak jakoś mało metalowe mimo wszystko. Jeśli romantycznie i poetycko to na pewno bardziej przemawia do serca pełen dramatyzmu Years Go By z płaczącą gitarą Timo. I klasa w heroicznym, pełnym mocy power metalu Playing with Fire ze słynnym, niezapomnianym refrenem. I po raz kolejny Timo dewastuje w nazbyt krótkim solo! I nieco bardziej skomplikowany, zbudowany z kilku wątków i smyczkowych ornamentacji na swój sposób smutny Venus in the Morning. STRATOVARIUS przyszłości... Anthem to jakby druga część Destiny, także niemal dziesięć minut symfonizacji podniosłych, neoklasycznych stylizacji wykorzystywanych potem przez KENZINER i VIRTUOCITY i budowanie spokojnego klimatu w power metalowych rytmach w części zasadniczej. Coś z tych słynnych kolosów HELLOWEEN, coś z Keeperów zdecydowanie w refrenach. Wirtuozerskie partie instrumentalne w części instrumentalnej nie pozwalają się nudzić, choć może i ta kompozycja jest odrobinę za długa.
Wydanie europejskie zawiera jakby poza głównym nurtem muzycznym stylowy, elegancki europower metalowy Cold Winter Nights, co ciekawe bliższy konwencji szwedzkiej niż typowo fińskiej, jeśli się na to spojrzy z obecnej perspektywy czasu.
Mistrzowskie, pełne siebie wykonanie znamionuje ogromne zgranie zespołu, instrumentalne popisy niejednokrotnie absolutnie z ekstraligi zagrywek STRATOVARIUS.
Ponieważ jest to album o światowym znaczeniu eksportowym to produkcja (w tej roli Timo Tolkki) jest wymuskana i wyśmienita przez Mistrzów Mika Jussila, Mikko Karmila i Pauli Saastamoinen. W pełni ukształtowany i rozpoznawalny sound STRATOVARIUS i nic dziwnego, że potem, a właściwie do dziś, mówię "brzmi jak STRATOVARIUS z Destiny".
"Episode", "Visions" i w końcu "Destiny", zamyka triumfalny pochód STRATOVARIUS w drugiej połowie XX wieku.
ocena: 8,8/10
new 9.03.2021
Przeznaczeniem zespołu było zadowolić fanów zachowując jednocześnie image grupy spoza nurtu radiowego mainstreamowego rock/metalu. Dlatego elementy symfoniczne i progresywne odgrywają w nowych kompozycjach ważną rolę. Już na początku albumu znajduje się ponad 10 minutowy kolos Destiny z chórem chłopięcym Cantores Minores, który jednak po długim wstępie ustępuje miejsca mocnej gitarze i wysokim wokalom Kotipelto. Tak na dobrą sprawę to tu słychać wpływy wczesnego HELLOWEEN i Finowie na poważnie biorą się za podbijanie Niemiec. Ten refren, tak...
No, a potem symfonicznie, smyczkowo, pompatycznie i dostojnie w łagodnym stylu, jak po latach grać będzie podobne songi AVANTASIA. Na razie to oni jednak przecierają szlaki, także w stonowanym fińskim melodic power z samplami w rytmicznym S.O.S. jakże archetypowym za kilka lat dla tego kraju i piękne solo gra Tolkki, który tu ogólnie się jakoś bardziej przykłada do tego aspektu niż na albumie poprzednim.
Nie zapominają o swojej potężnej broni czyli speed/melodic power w No Turning Back i tu oczywiście poza wysokimi pełnymi energi wokalami Tiomo jest miejsce na tak lubiane dialogi gitary i klawiszy. Neoklasyczny początek Rebel jest wyborny, to ten STRATOAVIUS realnie porywający maestrią i kolejne kosmiczne solo i dialog z Jensem Johanssonem! Trochę szkoda, że takiej muzyki jest tu w sumie tak mało... Kapitalne zakończenie, pełne barokowego patosu!
4000 Rainy Nights jest łagodny, skromny w formie, nostalgiczny, i w jakimś stopniu wyznacza kolejny kierunek zespołu, choć jeszcze nie tego albumu. Dobre, ale jednak jakoś mało metalowe mimo wszystko. Jeśli romantycznie i poetycko to na pewno bardziej przemawia do serca pełen dramatyzmu Years Go By z płaczącą gitarą Timo. I klasa w heroicznym, pełnym mocy power metalu Playing with Fire ze słynnym, niezapomnianym refrenem. I po raz kolejny Timo dewastuje w nazbyt krótkim solo! I nieco bardziej skomplikowany, zbudowany z kilku wątków i smyczkowych ornamentacji na swój sposób smutny Venus in the Morning. STRATOVARIUS przyszłości... Anthem to jakby druga część Destiny, także niemal dziesięć minut symfonizacji podniosłych, neoklasycznych stylizacji wykorzystywanych potem przez KENZINER i VIRTUOCITY i budowanie spokojnego klimatu w power metalowych rytmach w części zasadniczej. Coś z tych słynnych kolosów HELLOWEEN, coś z Keeperów zdecydowanie w refrenach. Wirtuozerskie partie instrumentalne w części instrumentalnej nie pozwalają się nudzić, choć może i ta kompozycja jest odrobinę za długa.
Wydanie europejskie zawiera jakby poza głównym nurtem muzycznym stylowy, elegancki europower metalowy Cold Winter Nights, co ciekawe bliższy konwencji szwedzkiej niż typowo fińskiej, jeśli się na to spojrzy z obecnej perspektywy czasu.
Mistrzowskie, pełne siebie wykonanie znamionuje ogromne zgranie zespołu, instrumentalne popisy niejednokrotnie absolutnie z ekstraligi zagrywek STRATOVARIUS.
Ponieważ jest to album o światowym znaczeniu eksportowym to produkcja (w tej roli Timo Tolkki) jest wymuskana i wyśmienita przez Mistrzów Mika Jussila, Mikko Karmila i Pauli Saastamoinen. W pełni ukształtowany i rozpoznawalny sound STRATOVARIUS i nic dziwnego, że potem, a właściwie do dziś, mówię "brzmi jak STRATOVARIUS z Destiny".
"Episode", "Visions" i w końcu "Destiny", zamyka triumfalny pochód STRATOVARIUS w drugiej połowie XX wieku.
ocena: 8,8/10
new 9.03.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"