24.10.2021, 16:11:05
Virgin Steele - The Black Light Bacchanalia (2010)
Tracklista:
1. By the Hammer of Zeus (And the Wrecking Ball of Thor) 08:05
2. Pagan Heart 06:19
3. The Bread of Wickedness 03:12
4. In a Dream of Fire 05:56
5. Nepenthe (I Live Tomorrow) 05:20
6. The Orpheus Taboo 07:43
7. To Crown Them with Halos (Parts 1 & 2) 11:16
8. The Black Light Bacchanalia (The Age That Is to Come) 07:19
9. The Torture's of the Damned 02:59
10. Necropolis (He Answers Them with Death) 09:08
11. Eternal Regret 09:01
Rok wydania: 2010
Gatunek: Epic Heavy Metal
Kraj: USA
skład zespołu:
David DeFeis - śpiew, instrumenty klawiszowe, gitara basowa
Edward Pursino - gitara
Joshua Block - gitara
Frank Gilchriest - perkusja
W październiku roku 2010 VIRGIN STEELE przedstawia nowe dzieło zatytułowane "The Black Light Bacchanalia" nakładem Steamhammer.
Davis DeFeis trochę otrząsnął się z forsowania metalu klawiszowego i tym razem i gitary są nieco bardziej słyszalne, choć naturalnie nie wszędzie. Zresztą tak musiało być, bo Mistrz odwołuje się do tradycji muzycznej "The Marriage of Heaven and Hell" i "The House Of Atreus". Tak, odwołania i reminiscencje są zdecydowanie słyszalne, tyle że całościowo powiedzmy w ujęciu parodystycznym. No z pewnością nie było to zamiarem twórców, ale tak to właśnie wyszło. Stosowane wcześniej interludia, preludia, miniatury instrumentalne zostały wtłoczone w kompozycje główne, które przybrały formę tasiemcowych kolosów i to akurat jest jeszcze umiarkowanie strawne, ale manieryzm wykonania jest nieraz po prostu śmieszny i budzi uczucie zażenowania. Epickie drapieżne pomiaukiwania Davida Defeisa są jeszcze do zaakceptowania w By the Hammer of Zeus (And the Wrecking Ball of Thor), bo to akurat obiecują początek tej płyty z dobrą, choć wtórną w stosunku do wymienionych albumów melodią główną. No i gitary są! Nawet ostre, z wykorzystaniem długich wybrzmiewań w umiarkowanie szybkim tempie i ciętych solówek. W Pagan Heart nieco się miotają pomiędzy romantycznym epic heavy, a czymś nie do końca jasno określonym, może nawet "ancient" orientalnym. Co nie jest za długie, a nie jest The Bread of Wickedness wyszło przyzwoicie i nawet fajnie w klasycznym w melodii refrenie i tu duch "House Of Atreus' został dobrze przywołany. Jednak już romantyczne pojękiwania i popowe zaśpiewy w In a Dream of Fire, niemal pozbawionym cech metalowych są trudne do zaakceptowania. Dlaczego, skoro już David DeFeis chce być romantyczny, to nie śpiewa po prostu tak naturalnie i rockowo jak w onirycznym songu z pianinem Nepenthe (I Live Tomorrow). Pastelowo, fakt, ale przynajmniej stylowo. W The Orpheus Taboo VIRGIN STEELE ostrożnie krąży wokół swoich najlepszych tematów muzycznych z "Marriage..." ale z tej ostrożności nic nie wynika, poza przypomnieniem, że kiedyś to grali takie rzeczy znacznie lepiej. To Crown Them with Halos (Parts 1 & 2) to rozciągnięta do granic możliwości wariacja na temat VIRGIN STEELE z roku 2006 z udawaniem, że się coś robi z "Marriage...' a wokale Davida są po prostu w swej manieryczności nieznośne. Wszystko, co najgorsze w tej kwestii w jednym miejscu. Koszmar. Tytułowy The Black Light Bacchanalia (The Age That Is to Come) poza długim tytułem wnosi nieco epickości w bladym mroku i refren, który pewnie najlepiej śpiewa się w jedwabnych pończoszkach z podwiązkami. Oryginalne? Wcale, a przecież sama melodia i pomysł aranżacyjny z drugim planem pianina jest dobry. Ultra romantyczne zaśpiewy przy pianinie w The Torture's of the Damned można uznać za jedyną miniaturę nawiązująca do konstrukcji obu dwupłytowych kolosów zespołu, przy czym warto zauważyć, że jednak DeFeis śpiewać umie, także w ostrzejszy, ale bardzo czysty metalowy sposób i tego nie zapomniał. Chyba tylko zapomniał, że z tego można korzystać zdecydowanie częściej. Necropolis (He Answers Them with Death) to więcej metalu, powiedzmy umownie epickiego i to całościowo prezentuje się dobrze, jest w pewnych miejscach sporo zmian tempa, ostrych wejść gitar i bardzo ładne chórki w tle. Nad wyraz łagodne, ale gustowne i perfekcyjne w wykonaniu. I jest swoisty urok w tym, jak ładnie się w poetyckim, melancholijnym i ciepłym stylu rozwija zamykający ten album Eternal Regret. Pewnie najlepsze, co można usłyszeć na tym LP, można usłyszeć na koniec właśnie.
Można by powiedzieć, że brzmienie jest znakomite, mix i mastering wykonany przez DeFeisa wysokiej klasy i ten sound jest lepszy w wielu aspektach niż "Marriage..." i "House...", a na pewno zdecydowanie bardziej interesujący, niż ten z poprzedniej płyty. Można by też powiedzieć, że gdyby z tych prawie 70 minut wykroić 40, to VIRGIN STEELE zaprezentowałby co najmniej dobrą płytę. Jednak manieryczność i dłużyzny rozwadniające nieraz ciekawe pomysły muzyczne nie dają możliwości uznania tego LP za dobry.
ocena: 6,7/10
new 24.10.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"