18.07.2022, 20:58:26
Infamia - Sueño o realidad (2008)
tracklista:
1.Sueño o realidad 04:04
2.Sigue en pie 04:09
3.Flor de hiel 04:19
4.Amanecer 01:05
5.Luz del sol 04:58
6.A tu lado 04:58
7.El llanto de tu adiós 04:23
8.Tiempos de dolor 04:32
9.Por tu vida 05:33
10.Rejas de cristal 04:52
rok wydania: 2008
gatunek: melodic power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Alfredo Arnedo Orio - śpiew
Mario Rodríguez - gitara
José De la Concepción - gitara
Francisco Javier Cernadas - gitara basowa
Alberto Carretero - perkusja
W roku 2002 grupa początkujących muzyków sformowała INFAMIA. Zanim cokolwiek nagrali, zmienił się skład i pojawił się w nim jako centralna postać nowy wokalista Alfredo Arnedo Orio o świetnym, dosyć wysokim głosie, przepełnionym rockowym feelingiem, zupełnie nie pasującym do słusznej postawy i wyglądu zapaśnika tego frontmana. INFAMIA uzyskał kontrakt płytowy z niedużą, początkującą wytwórnią hiszpańską, Triple A Metal i ich debiut pojawił się w październiku 2008 roku.
Jeśli można określić melodic power metal jako słoneczny, pogodny dzień, to taką muzykę można tu właśnie usłyszeć. To w pierwszej części korowód, barwny korowód melodyjnych hitów, budowanych na współpracy dwóch gitar, z pełnym energii śpiewem Alfredo i takie numery jak kapitalne Sueño o realidad, Flor de hiel (te gitarowe przejścia!) czy Sigue en pie (jak to buja w umiarkowanym tempie!) są nasycone zaraźliwymi refrenami, czytelnymi solami i eleganckimi, nieskomplikowanymi riffami. Moc zabawy w najlepszym wydaniu, takiej pełnej uśmiechu, radości i przyjaźni. Pewnie jest pierwszą płytą z taką muzyką z Hiszpanii, wzorowaną na power rocku zachodnioeuropejskim, ale bez nachalnego classic hard rockowego zadęcia. Melodic power metal i tyle. Może w tej kategorii Luz del sol jest nieco słabszy, ale przecież trzyma poziom. W drugiej części płyty jest równie interesująco, choć ballada A tu lado z gitarami akustycznymi trochę blado zaczyna i te burzliwe refreny przyjmuje się tu tym bardziej oklaskami. Potem startują szybciej, w stylu pierwszych killerów i w El llanto de tu adiós niszczą refrenem z kolejnymi chuligańskimi chórkami i zabawa trwa na całego! I jeszcze więcej radosnego, nasyconego rockiem przebojowego power metalu w Tiempos de dolor i nawet jest umiarkowanie epicko i delikatnie dramatycznie. Ładnie to zaśpiewał Alfredo Arnedo Orio, ze swadą i pazurem. Trochę refleksyjnie zwalniają w eleganckim Por tu vida, by pożegnać się rewelacyjnym, w gitarowych ornamentacjach, Rejas de cristal zagranym w dwóch tempach przyspieszeniem w rozległym refrenie. Zdecydowanie może się podobać gra obu gitarzystów na tym albumie, w tym szczególnie cięte, ogniste solówki.
Współproducentem tej płyty jest sam Alberto Ardines Álvarez (AVALANCH, EDEN, WARCRY, teraz ADVENTUS) i on też wykonał wyborny mastering z miękkimi gitarami i niezbyt głośną perkusją (poza wstępem El llanto de tu adiós). Za to pozytywnie rozkrzyczanego Alfredo Arnedo Orio słychać doskonale z każdego kąta sali. W miniaturze instrumentalnej Amanecer zagrał natomiast gościnnie na instrumentach klawiszowych jego kolega z wymienionych zespołów, równie sławny Manuel Ramil.
Jeśli można określić melodic power metal jako słoneczny, pogodny dzień, to taką muzykę można tu właśnie usłyszeć. To w pierwszej części korowód, barwny korowód melodyjnych hitów, budowanych na współpracy dwóch gitar, z pełnym energii śpiewem Alfredo i takie numery jak kapitalne Sueño o realidad, Flor de hiel (te gitarowe przejścia!) czy Sigue en pie (jak to buja w umiarkowanym tempie!) są nasycone zaraźliwymi refrenami, czytelnymi solami i eleganckimi, nieskomplikowanymi riffami. Moc zabawy w najlepszym wydaniu, takiej pełnej uśmiechu, radości i przyjaźni. Pewnie jest pierwszą płytą z taką muzyką z Hiszpanii, wzorowaną na power rocku zachodnioeuropejskim, ale bez nachalnego classic hard rockowego zadęcia. Melodic power metal i tyle. Może w tej kategorii Luz del sol jest nieco słabszy, ale przecież trzyma poziom. W drugiej części płyty jest równie interesująco, choć ballada A tu lado z gitarami akustycznymi trochę blado zaczyna i te burzliwe refreny przyjmuje się tu tym bardziej oklaskami. Potem startują szybciej, w stylu pierwszych killerów i w El llanto de tu adiós niszczą refrenem z kolejnymi chuligańskimi chórkami i zabawa trwa na całego! I jeszcze więcej radosnego, nasyconego rockiem przebojowego power metalu w Tiempos de dolor i nawet jest umiarkowanie epicko i delikatnie dramatycznie. Ładnie to zaśpiewał Alfredo Arnedo Orio, ze swadą i pazurem. Trochę refleksyjnie zwalniają w eleganckim Por tu vida, by pożegnać się rewelacyjnym, w gitarowych ornamentacjach, Rejas de cristal zagranym w dwóch tempach przyspieszeniem w rozległym refrenie. Zdecydowanie może się podobać gra obu gitarzystów na tym albumie, w tym szczególnie cięte, ogniste solówki.
Współproducentem tej płyty jest sam Alberto Ardines Álvarez (AVALANCH, EDEN, WARCRY, teraz ADVENTUS) i on też wykonał wyborny mastering z miękkimi gitarami i niezbyt głośną perkusją (poza wstępem El llanto de tu adiós). Za to pozytywnie rozkrzyczanego Alfredo Arnedo Orio słychać doskonale z każdego kąta sali. W miniaturze instrumentalnej Amanecer zagrał natomiast gościnnie na instrumentach klawiszowych jego kolega z wymienionych zespołów, równie sławny Manuel Ramil.
Ten album spodobał się w Hiszpanii, musiał się spodobać, i grupa uzyskała przedłużenie kontraktu na następną płytę. Nikt jeszcze wtedy nie przypuszczał, że INFAMIA stanie się jednym z najbardziej cenionych, płodnych muzycznie i znaczących grup power metalowych iberyjskiego odłamu.
ocena: 9,5/10
new 17.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"