28.07.2022, 17:32:31
Avalanch - El Angel Caído (2001)
tracklista:
1.Hacia la luz 01:35
2.Tierra de nadie 05:58
3.El ángel caído 06:52
4.Xana 05:37
3.El ángel caído 06:52
4.Xana 05:37
5.La buena nueva 00:36
6.Levántate y anda 05:32
7.Alma en pena 06:31
8.Corazón negro 04:53
8.Corazón negro 04:53
9.Delirios de grandeza 04:23
10.Antojo de un Dios 06:17
11.El séptimo día 00:51
12.Las ruinas del Edén: Acto I 03:39
11.El séptimo día 00:51
12.Las ruinas del Edén: Acto I 03:39
13.Las ruinas del Edén: Acto II 04:39
14.Las ruinas del Edén: Acto III 02:08
15.Santa Bárbara 01:36
rok wydania: 2001
gatunek: melodic power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Alberto Rionda Martínez - gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, programowanie perkusji
Gdy przeszedł czas na nagranie kolejnego albumu, w zespole panowała dosyć dziwna sytuacja. Część członków była intensywnie zajęta przygotowywaniem płyty reaktywowanego WARCRY i w studio nie pojawiła się ani sekcja rytmiczna, ani Roberto García. Jednym z bardzo zajętych był także oczywiście Víctor García González, ale Rionda jakoś go w końcu namówił do nagrania partii wokalnych do nowych utworów. Rionda był na tyle zdeterminowany, że postanowił sam nagrać wszystkie partie instrumentalne, przy czym perkusja została przez niego po prostu zaprogramowana. Pojawiło się kilku gości, w tym Leo Jiménez z SARATOGA w wokalach pobocznych i dodatkowych oraz w wokalach pobocznych wielce obiecujący Ramón Lage.
Album został wydany przez własną wytwórnię Flame Records w roku 2001, a na rynek Ameryki Łacińskiej przez meksykańską Agora w tym samym czasie.
Album został wydany przez własną wytwórnię Flame Records w roku 2001, a na rynek Ameryki Łacińskiej przez meksykańską Agora w tym samym czasie.
Programowana perkusja w roku 2001 to nic emocjonującego, bo technika komputerowa w tym zakresie była jeszcze w tym czasie niezbyt mocno rozwinięta i pukający jednostajnie automat jest w pewnym sensie niegodny znajdowania się w jednej przestrzeni muzycznej z kunsztowną grą Rionda jako gitarzysty i klawiszowca. Dobrze, że Víctor García podszedł do swego zobowiązania jak zwykle poważnie i wokalnie jest to jego kolejny niezwykle udany występ w AVALANCH.
Muzycznie AVALANCH, a w zasadzie Riona jako twórca tych kompozycji, pozostaje w szeroko rozumianym kręgu melodyjnego metalu, szeroko rozumianym, bo obok typowego melodic power, wzorowanego na scenie włoskiej i szwedzkiej są tu także odniesienia do metalu symfonicznego i progresywnego, a wsłuchując się uważniej, można wyłowić i inne inspiracje. Te różne podgatunki często się przenikają w obrębie kompozycji i tak właśnie prezentuje się interesujący fantasy melodic power z akcentami progresywnymi Tierra de nadie.
Jest także pewna dawka klasycznego heavy epickiego w dostojnym tytułowym El ángel caído, w dalszej części przechodzą jednak do szybszego power metalowego grania, a najciekawszymi są tu akcenty i motywy neoklasyczne. Gdyby nie te wstawki progresywne i neoklasyczne pewnie można by przyrównać AVALANCH do lepszej wersji włoskiego KALEDON, bo styl narracji jest podobny. Rzecz jasna iberyjski romantyzm podnosi na wyższy niż włoski poziom takie utwory jak Xana, czy szybki Corazón negro.
Może się na pewno podobać śmiałe wykorzystanie power/thrashowej estetyki riffowej w Levántate y anda, jednak ostatecznie zmierza to w kierunku progresywnego heavy metalu, któremu nadano cechy epic fantasy. Ogólnie można odnieść wrażenie, zwłaszcza po wysłuchaniu Alma en pena, że Riona chciałby tu stworzyć pewien nowy podgatunek heroicznego grania, niejednoznacznego w środkach artystycznego wyrazu i może w jakiś sposób cofający AVALANCH do roku 1997. Przepiękny jest zagrany w umiarkowanym tempie Delirios de grandeza, zapewne najbardziej elegancki i pozbawiony zbędnych ornamentacji utwór z tej płyty. AVALANCH jednak na łatwiznę nie idzie i komplikacja oraz zróżnicowanie to jest wizytówka zespołu. Ponownie wielowątkowy muzycznie jest balladowy i sentymentalny Antojo de un Dios i tu można najwięcej usłyszeć z metalu progresywnego. W sumie dobre to jest, ale może trochę za trudne i zbyt wysublimowane jak na ogólny klimat tego albumu. Finałowa część albumu to Las ruinas del Edén w trzech aktach, poprzedzony instrumentalną miniaturą El séptimo día i tu jest zarówno progressive power, jak i coś z epiki w akcie I, ambientowość i łagodny refleksyjny nastrój łamany ciężkimi riffami gitary w akcie II i realnie progresywny metal melodyjny w akcie III. W zamyśle ambitna rzecz, jednak wyszło to tylko po prostu dobrze.
Kompozycje są tu bez wątpienia wysokiej klasy, niemniej jeden człowiek nie jest w stanie udźwignąć jak należy wszystkie instrumenty i wykonawczo to płyta staranna, ale ostrożna i to oczywiście jest najbardziej słyszalne w przypadku sekcji rytmicznej. Co do soundu, to jest raczej delikatny, pastelowy, zwiewny, a mix jakby zbyt płaski. Basu ogólnie prawie nie słychać, planów dalszych w interesującej formie jest niewiele.
W roku następnym muzycy AVALANCH, powiązani z WARCRY, zostali z zespołu usunięci, w tym także Víctor García. Wraz z basistą Francisco Fidalgo przystąpił do kompletowania nowego składu. Nowym wokalistą został doceniony przez Rionda Ramón Lage.
ocena: 8/10
new 28.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"