02.09.2022, 22:39:18
Blind Guardian - The God Machine (2022)
Tracklista:
1. Deliver Us from Evil 05:22
2. Damnation 05:21
3. Secrets of the American Gods 07:29
4. Violent Shadows 04:18
5. Life Beyond the Spheres 06:03
6. Architects of Doom 06:21
7. Let It Be No More 04:49
8. Blood of the Elves 04:38
9. Destiny 06:47
Rok wydania: 2022
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład:
Hansi Kürsch - śpiew, bas
André Olbrich - gitara
Marcus Siepen - gitara
Frederik Ehmke - perkusja
Gościnnie:
Barend Courbois - bas
Thomas Geiger - instrumenty klawiszowe
Joost van den Broek - instrumenty klawiszowe
Tracklista:
1. Deliver Us from Evil 05:22
2. Damnation 05:21
3. Secrets of the American Gods 07:29
4. Violent Shadows 04:18
5. Life Beyond the Spheres 06:03
6. Architects of Doom 06:21
7. Let It Be No More 04:49
8. Blood of the Elves 04:38
9. Destiny 06:47
Rok wydania: 2022
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład:
Hansi Kürsch - śpiew, bas
André Olbrich - gitara
Marcus Siepen - gitara
Frederik Ehmke - perkusja
Gościnnie:
Barend Courbois - bas
Thomas Geiger - instrumenty klawiszowe
Joost van den Broek - instrumenty klawiszowe
Ale ten czas szybko leci. To już 35 lat działalności BLIND GUARDIAN, przynajmniej pod tą nazwą. Ważna rocznica, to i wypadało jakoś to uczcić. Dwanaście to taka ładna liczba, nawet jeśli liczyć Twilight Orchestra: Legacy of the Dark Lands, który moim zdaniem nie powinien był się pojawić pod tym szyldem, bo to był nic nieznaczący bełkot, mający niewiele wspólnego z samą grupą, ale o tym może kiedyś, innym razem.
Dziś, 2 września 2022 roku przyszedł czas na nowość, wydaną przez Nuclear Blast, bo w końcu wielcy współpracują z wielkimi graczami.
Po tylu latach działalności BLIND GUARDIAN niczym nie zaskakuje i nigdy nie zaskakiwał, bo już od 1988 roku był to zespół spóźnionych trendów, na które próbował się załapać, ale w większości nigdy się nie udało właśnie przez spóźnialstwo.
Tym razem starają się powrócić do przeszłości, nie ma już tutaj słodkiego do bólu melodic metalu niemiecko-szwedzkiego A Twist in the Myth, nie ma też aż tak silnych inspiracji powrotem RHAPSODY lat 2010-2015.
Głównie trzymają się klasyki, szczególnie i najbardziej Imagination From the Other Side, ale poddane lekkiemu liftingowi, aby to nie brzydziło młodszych słuchaczy i jakoś zadowoliło starszych. Taką aktualizacją do dzisiejszych czasów jest Secrets of the American Gods, który wpisuje się w główny nurt boleśnie poprawnego progressive metalu, podobnie jak lekko amerykański Architects of Doom, ale Violent Shadows brzmi jak rodem wyciągnięte z lat 90-tych ze swoim delikatnym thrash metalowym rysem, tylko sekcja rytmiczna jest bardzo standardowa i bezpieczna, a Ehmke przecież potrafi grać, co pokazał w SINBREED. No i Hansi Kürsch... Takie tempa są już dla niego za ostre, ale stara się jak może.
Life Beyond the Spheres to orkiestracje i klawisze wykonane przez Joost van den Broek z nieistniejącego od lat AFTER FOREVER, ale na tle epickich pieśni WARDRUM czy nawet bliższego GREYDON FIELDS wypada to jakoś bezpiecznie i bez emocji. Architects of Doom zagrany zgodnie z tradycją i w wykonaniu, jakiego od zespołu należało oczekiwać i tutaj niespodzianek nie ma.
Za to Let It Be No More to niestety nieudana ballada i uwstecznienie zespołu, który przecież pieśni barda po tylu latach powinien mieć w małym palcu... Gdzie im do EVERGREY, TRAGODIA? Do RHAPSODY to nawet lepiej nie porównywać. To samo można powiedzieć o Destiny, który jest oparty na sprawdzonych schematach, ale mam wrażenie, że to uwstecznienie zespołu do czasów, kiedy THE STORYTELLER nagrywało wartościowe rzeczy. Próbują być nowocześni z modern wstawkami, ale nie wykorzystują tego w taki sposób, jak chociażby NEONFLY.
Niewiele mam za to do zarzucenia Deliver Us From Evil, Damnation oraz Blood of the Elves, które są tradycyjnymi dla grupy i rozpędzonymi killerami. Może i oklepanymi, które były zagrane lepiej, ale wypada to bez wątpienia ciekawiej i bardziej energicznie od ich albumów poprzednich i takiej energii nie było w nich od czasów Imagination From the Other Side. Potęga Zagłębia Ruhry tutaj przemawia i to jest dobrze zrealizowane, z niemałym ożywieniem u Olbricha i Siepena, którzy w ostatnich latach grali poniżej swoich umiejętności.
Sound mi się nie podoba, ale to jest styl, jaki wypracowali w ostatnich latach z rozmytymi gitarami, ale muszę przyznać, że jest to brzmienie ciekawsze od tego z At the Edge of Time i Beyond the Red Mirror. Typowe niemieckie ustawienie perkusji, ale przez ustawienie gitar brzmi to bardzo płasko i jednowymiarowo. Przyjazne dla mas, ale brakuje tutaj niuansów i wieloplanowej produkcji. Tylko tutaj może paść pytanie, czy to w ogóle jest potrzebne, skoro nie ma tutaj za bardzo o czym mówić w kwestii planów dalszych, za które robi jedynie bas, który wyjątkowo został wyciągnięty z tego wszystkiego. Myślę, że w tej kwestii można było zrobić więcej i zrobić lepiej, jak pokazało wiele albumów z tego roku.
BLIND GUARDIAN się broni i nagrał album dobry, bez rewelacji i nie jest to wielkie wydarzenie, o którym warto pisać pieśni.
Po prostu dobra płyta, który nie rozczaruje żadnego fana grupy, bo jest wszystko to, czego taka osoba może oczekiwać.
Ocena: 7.3/10
SteelHammer