03.03.2023, 18:06:16
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.03.2023, 18:06:42 przez SteelHammer.)
Galneryus - Between Dread and Valor (2023)
Tracklista:
1. Demolish the Wickedness! 01:54
2. Run to the Edge 08:57
3. Time Will Tell 05:35
4. Let Us Shine 06:20
5. With Pride 04:48
6. Bravehearts 07:06
7. A Piece of Souls 02:07
8. 祈 (Masatoshi Ono cover) 04:45
Rok wydania: 2023
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Tracklista:
1. Demolish the Wickedness! 01:54
2. Run to the Edge 08:57
3. Time Will Tell 05:35
4. Let Us Shine 06:20
5. With Pride 04:48
6. Bravehearts 07:06
7. A Piece of Souls 02:07
8. 祈 (Masatoshi Ono cover) 04:45
Rok wydania: 2023
Gatunek: Power Metal/J-rock
Kraj: Japonia
Skład:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Taka - bas
Lea - perkusjaYuhki - instrumenty klawiszowe
Na każdy album GALNERYUS czekam z niecierpliwością. Jest to jeden z najbardziej lubianych przeze mnie zespołów i który uważam za fenomen na skalę światową, co wielu może uznać za aksjomat. I tak jest.
Może się wydawać, że tak wielki zespół, serwujący album za albumem najwyższej klasy (w pewnym momencie niemal co roku), może w pewnym momencie zacząć kreować nierealne oczekiwania co do jakości, ale każdy z 13 albumów to było arcydzieło na swój sposób, nawet jeśli były drobne uchybienia. Czasami jednak skaza potrafi dodać sztuce uroku, elementu ludzkiego, który znacznie podwyższa walory innych, bardziej istotnych elementów.
1 marca 2023 GALNERYUS ląduje już po raz 14. Tak jakby. Nie do końca.
Union Gives Strenght jest bardzo interesującym albumem, nie tylko spójnym, ale przede wszystkim wznoszące zespół na nowy poziom nie tylko od strony kompozycyjnej, ale i technicznej. To zawsze zdumiewało w tym zespole, że mimo tylu lat działalności potrafią zaskoczyć i niewiele jest grup, które nagrywały regularnie takie hity.
No ale trzeba w końcu przejść do rzeczy, Between Dread and Valor... Bez obligatoryjnych intro i outro, jest 37 minut muzyki, 33 minuty nowej, nie licząc covera. To znacznie mniej od tego, co było w 2021 roku. W końcu jednak liczy się jakość, a nie ilość, chociaż GALNERYUS słynie z jednego i drugiego.
Patrząc na długość, trudno to nazwać w dzisiejszych czasach pełnoprawnym LP. O ile przy Union Gives Strenght były drobne kontrowersje, wątpliwości szybko zostały rozwiane i otrzymał tytuł pełnoprawnej płyty, mimo że sam zespół uważa to jedynie za mini-LP. Between Dread and Valor jest uznawany przez sam zespół za mini-LP i moim zdaniem tym razem jest to opis trafny, ponieważ nagrania tutaj zawarte przypominają bardziej EP z czasów, kiedy jeszcze Syu nie potrafił poskromić swojego kreatywnego geniuszu i musiał nagrywać. Efekty były różne, ale w końcu na EP można eksperymentować i próbować. I tak też jest tutaj
Run to the Edge jest dobre jako nawiązanie do Into the Purgatory, ale jest to pierwszy raz, kiedy można usłyszeć GALNERYUS bardziej w repertuarze KNIGHTS OF ROUND. Zawsze GALNERYUS imponowało swoich poziomem wykonania, realizacją dalszych planów i zdumiewającą współpracą wszystkich muzyków. Tutaj zeszli wiele poziomów niżej. Syu gra dobrze, ale to nie jest poziom geniuszu, do jakiego przyzwyczaił, Taka, który zawsze miał coś interesującego w zanadrzu jest raczej tylko uzupełnieniem sekcji, a Yuhki... To raczej poziom ULTIMA GRACE. Grają dobrze, ale nie ma tutaj niczego imponującego i jest to muzyka bardzo odtwórcza.
Najlepsze są tutaj bezapelacyjnie Time Will Tell i Bravehearts. Time Will Tell jest udaną kontynuacją pomysłów z Phoenix Rising i refren jest tutaj bardzo dobry. Może delikatnie ograne w motywie przewodnim, ale nadal bardzo dobre. Bravehearts za to nawiązuje do Angel of Salvation swoją lekkością i nie ma tutaj surowego klimatu Under the Force of Courage, ale jest ten charakterystyczny rozmach, epika i budowanie napięcia.
Cover Masatoshi Ono 祈 jest udany i przypomina to lekkie czasy Resurrection, ale ze znacznie pewniej śpiewającym Ono niż to było na debiucie w GALNERYUS. Dobre, ale nie można oceniać albumu przez pryzmat coveru.
With Pride to najprawdziwszy japoński przeciętniak i takie rzeczy GALNERYUS na swoich EP kiedyś grał. Taka muzyka ma w Japonii wzięcie, ale rynek jest tam przesycony i kompletnie przeładowany. I skoro jesteśmy w rejonach visual kei i j-rocka, Let Us Shine to jest zwyczajnie zbrodnia i takiego kiczu w Japonii jest bardzo, bardzo dużo i nawet trzecioligowe zespoły grają takie rzeczy. Poniżej pewnego poziomu nie powinno się schodzić nawet na eksperymentalnych mini-albumach czy LP, ale tutaj kompletnie nie ma GALNERYUS i pierwszy raz można usłyszeć tutaj ten zespół grający tak poprawnie i przeciętnie.
Brzmienie jest dobre dla zespołów z kręgów visual kei czy j-rocka, ale nie ma tutaj dopieszczenia szczegółów GALNERYUS i charakterystycznej wieloplanowości. Bas słychać rzadko i w centrum wszystkiego jest tutaj Masatoshi Ono, który śpiewa znakomicie, ale on wszystko zaśpiewa rewelacyjnie. Reszta zespołu niestety znacznie poniżej oczekiwań. Oczekiwań, które wcale nie były poza ich zasięgiem. Po prostu zagrany został album z kilkoma dobrymi pomysłami, które trudno uznać za satysfakcjonujące i które sprawiają, że GALNERYUS jest zupełnie nierozpoznawalny. Co najwyżej kontrowersyjny i budzący niesmak.
Recenzja jest, ale może lepiej udawać, że to tylko eksperymentalny EP o długości tradycyjnego longplaya, a nie próba nagrania albumu, następcy ich poprzednich arcydzieł.
Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy słyszę GALNERYUS w takiej formie.
Dla zespołu takiej rangi, coś takiego zwyczajnie nie przystoi.
Ocena: 7/10
SteelHammer