27.03.2023, 15:45:26
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2023, 18:20:05 przez SteelHammer.)
Ad Infinitum - Chapter III - Downfall (2023)
Tracklista:
1. Eternal Rains 03:54
2. Upside Down 03:15
3. Seth 03:44
4. From the Ashes 04:41
5. Somewhere Better 04:08
6. The Underworld 03:59
7. Ravenous 03:37
8. Under the Burning Skies 03:57
9. Architect of Paradise 03:33
10. The Serpent's Downfall 04:07
11. New Dawn 03:53
12. Legends 04:03
Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Szwajcaria
Skład:
Melissa Bonny - śpiew
Adrian Thessenvitz - gitara
Korbinian Benedict - bas
Niklas Müller - perkusja
Tracklista:
1. Eternal Rains 03:54
2. Upside Down 03:15
3. Seth 03:44
4. From the Ashes 04:41
5. Somewhere Better 04:08
6. The Underworld 03:59
7. Ravenous 03:37
8. Under the Burning Skies 03:57
9. Architect of Paradise 03:33
10. The Serpent's Downfall 04:07
11. New Dawn 03:53
12. Legends 04:03
Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Szwajcaria
Skład:
Melissa Bonny - śpiew
Adrian Thessenvitz - gitara
Korbinian Benedict - bas
Niklas Müller - perkusja
Tym razem AD INFINITUM potrzebowało chwili oddechu, ale po dwuletniej przerwie, w tym samym składzie nagrany został trzeci album, którego wydaniem ponownie zajęła się wytwórnia Napalm Records. Premiera odbędzie się 31 marca 2023 roku.
O klątwie trzeciej płyty mówić tutaj trudno. Zagrane to zostało z przytupem i rozmachem, słychać dopracowanie kompozycji. Filarem jest oczywiście Melissa Bonny, która jest w znakomitej dyspozycji wokalnej i śpiewa jeszcze lepiej i podniosła poprzeczkę.
Od strony technicznej nie ma niespodzianek i to jest gatunkowy standard z energiczną sekcją rytmiczną i delikatnie rozmytą gitarą. Orkiestracje ponownie zostały zaaranżowane przez gościnnie występującego Eliasa Holmlida z DRAGONLAND, który jak zwykle spisał się bardzo dobrze w nakreślaniu dalszych planów i jego subtelna, wysmakowana gra sprawia, że Under the Burning Skies, a szczególnie bardzo udany Architect of Paradise, są tak dobre. Ekspozycja melodii jest ważna i robi on tutaj znakomitą robotę. Stylistycznie jest więcej tutaj AMARANTHE, ale w większości bez rockowych i kiczowatych naleciałości. Może nawet doszukać się echa WITHIN TEMPTATION i SIRENIA, ale słucha się tego bardzo dobrze.
Eternal Rains, Upside Down to tradycyjne utwory wpisujące się w konwencję gatunku, za udany można też uznać jest też pozytywny New Dawn, ciekawym eksperymentem jest Legends zabarwiony rockiem i może tylko orkiestracje momentami są lekko zbyt kiczowate. Na plus tutaj skromne ozdobniki Adriana Thessenvitza, ale mam nadzieję, że to tylko jednorazowy eksperyment, bo od takiego grania do VOLBEAT i LACUNA COIL nie jest wcale tak daleko i breakdowny niczego tutaj nie zmieniają.
Większość czasu zespół trzyma się tutaj wolniejszych temp i rzadko rozpędzają się bardziej, ale nie ma tutaj wrażenia monotonii czy zlewania się kompozycji w jedno. Są wystarczająco zróżnicowane, a melodie i klimat tworzony przez wokalistkę na tyle zróżnicowany, że nie ma z tym problemu. Bardzo udana jest półballada Somewhere Better, ciekawie operują w okolicach IGNEA z motywem ancient w Seth, a The Underworld przypomina złote lata AMARANTHE, przyjemny też jest marszowy The Serpent's Downfall.
Za brzmienie ponownie odpowiada Jacob Hansen, który tym razem postawił na brzmienie bardziej sterylne i nowocześniejsze, z mocną perkusją i większą przestrzenią. Ustawienie instrumentów nie budzi zarzutów, w końcu to Mistrz.
Trudno tutaj mówić o kompozycjach słabych, bo ich tutaj nie ma i jak wspomniałem wcześniej, słychać, że to jest dopracowane i przemyślane, chociaż czasami trzeba się dobrze wsłuchać, aby usłyszeć melodie i docenić pewne walory. Tego poprzednio nie było. Zabrakło tutaj tylko jakiegoś hitu z prawdziwego zdarzenia i ballady, która sama wyciskałaby łzy z oczu, jak przykładowo to miało miejsce na poprzednim LP albo tegorocznym ASYLUM PYRE. Eternal Rains i Upside Down są bardzo dobre, jak najbardziej, ale nie podnoszą tak poprzeczki, jak Breathe, nie ma tak niszczącego poziomu przebojowości jak w Animals czy Son of Wallachia. Zabrakło kropki nad i, która pozwoliła by rozpatrywać ten album na poziomie wyższym niż bardzo dobrego. Nadal to jednak poziom, który wyróżnia ich na tle konkurencji. No i jest rewelacyjna Melissa Bonny.
Chapter II był nierówny, ale miał hity, które zapadają w pamięć na zawsze. Chapter III jest bardziej wyrównany, ale zabrakło pierwiastka mocy, killera z prawdziwego zdarzenia.
To nadal bardzo dobry album i grupa nadal dopracowuje swój styl. I bardzo dobrze.
Ocena: 8/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.