20.06.2023, 20:36:41
Jag Panzer - The Hallowed (2023)
Tracklista:
1. Bound as One 03:45
2. Prey 03:27
3. Ties That Bind 04:11
4. Stronger than You Know 05:05
5. Onward We Toil 05:31
6. Edge of a Knife 06:05
7. Dark Descent 05:45
8. Weather the Storm 04:15
9. Renewed Flame 05:14
10. Last Rites 09:51
Rok wydania: 2023
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Atomic Fire Records.
Tracklista:
1. Bound as One 03:45
2. Prey 03:27
3. Ties That Bind 04:11
4. Stronger than You Know 05:05
5. Onward We Toil 05:31
6. Edge of a Knife 06:05
7. Dark Descent 05:45
8. Weather the Storm 04:15
9. Renewed Flame 05:14
10. Last Rites 09:51
Rok wydania: 2023
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Harry "The Tyrant" Conklin - śpiew
Mark Briody - gitara
Ken Rodarte - gitara
John Tetley - bas
Rikard Stjernquist - perkusjaTo już 11 album tego wiekowego i zasłużonego dla USA zespołu oraz drugi po jego nieoficjalnie oficjalnej ponownej reaktywacji. Od ostatniej płyty minęło 6 długich lat, z zespołu znów odszedł Tafolla, a na jego miejsce przyszedł wiekowy, choć nieznany mi Ken Rodarte.
Wydania tego LP podjęła się bardzo młoda i niezwykle prężnie rozwijająca się wytwórnia Atomic Fire Records.
Kreśliłem. Pisałem. Potem znowu skreślałem, usuwałem i pisałem na nowo. To jedna z tych płyt. Mimo wielokrotnych przesłuchań, mimo znajdowania jakiegoś plusa, obok niego pojawiają się kolejne szeregi minusów, problemy się piętrzą, a wstęp sprawia problem. A nie powinien, bo to przecież bardzo prosty w założeniu LP...
I w końcu chyba mam. JAG PANZER nie zaskakuje. Absolutnie niczym. No nie, to też nie jest do końca prawda. I chyba tutaj jest główny zarzut, który mam wobec tego wydawnictwa - nie jest do końca szczerze i prawdziwe. Niby jest to concept album o świecie po zimie atomowej, ale nie ma tutaj apokalipsy, a co najwyżej toporny US Power Metal W Bound as One i jeszcze bardziej w Prey. Może Kolorado to będzie Zagłębie Ruhry Made in USA? Ponieważ takie właśnie skojarzenia się tutaj nasuwają.
JAG PANZER postanowiło pójść za trendami i tak jak inni wielcy, znani i lubiani nawiązuje do przeszłości. W przeciwieństwie jednak do [wpisz ulubioną nazwę zespołu tutaj], gdzie grupa nawiązuje do swoich najlepszych lat, JAG PANZER próbuje nawiązywać do... US Metalu ogółem. JAG PANZER jest w tym wszystkim mało, nawet ośmielę się stwierdzić, że poza Tyrantem, to tutaj JP nie istnieje, a więcej jest klasycznego OMEN, WARRIOR, WARLORD, SHOK PARIS, MANOWAR, bo jak inaczej określić zmetalizowany rock Ties That Bind z "epickim" tłem?
Z początku tempo potężnego marszu Onward We Toil mógłby wskazywać na MANOWAR i próbują być na swój sposób epiccy i rycerscy, ale nie ma tutaj żadnego porównania do NIVAINE, o DEATH DEALER nawet nie wspominając.
Jeśli mówić o JAG PANZER, to Stronger Than You Know bardzo przypomina mi The Scourge of the Light i w pewnym stopniu w strukturze te albumy są do siebie podobne, bo ten utwór daje fałszywy obraz powrotu do klasycznego USPM, tak jak Cycles z 2011 roku. Najmocniejszy punkt albumu? Tak, ale to niewiele zmienia, kiedy wchodzi toporny melodic heavy metal Edge of a Knife, w którym Tyrant daje zaskakująco manieryczny występ.
Teatralnego, artystycznego heavy metalu nie ma, tak jak artyzmu. Jest dosłownie chwila ze smyczkami w niemal 10 minutowym Last Rites i to jest najlepszy moment kompozycji, ale w obrębie jej samej te smyczki poza drobnym niuansem wnoszą naprawdę niewiele, a ton wymęczonego wojownika u Tyranta tylko uwypukla, jaki bez mocy i życia jest ten album. Jak wyrachowany jest Dark Descent i jak agresywne solo gitarowe próbuje tutaj nadać potrzebnej mocy. Jakiekolwiek jej zalążki tu są, dobijane są przez kwadratowy, płaski i mało atrakcyjny refren.
Weather The Storm jest po prostu beznadziejny jako oferta melodic heavy i GLACIER, jak i REDD BARON takie rzeczy zagrały nie tylko ciekawiej, ale i znacznie lepiej zaśpiewały. Renewed Flame to kopiowanie ICED EARTH i zasadniczo zabrakło tutaj wszystkiego, z czego słynie ICED EARTH. Brak nerwowych, szarpanych riffów, agresywnej perkusji i ostrych wokaliz, jest za to delikatna melodia i nieśmiały Tyrant. Coś strasznego i prawdopodobnie jedno z najgorszych sol metalowych ostatnich 20 lat.
O Kenie Rodarte powiedzieć coś tutaj trudno, bo gitarowo jest to wszystko zdominowane raczej przez Briody'ego i nie ma tutaj nic poza poprawnym rzemiosłem. Za to jak zwykle czapki z głów dla sekcji rytmicznej, Rikard Stjernquist to nadal mistrz i mimo niesamowitej poprawności materiału, tylko jego można uznać za żywego.
JAG PANZER to zespół znany i uznany i nie współpracuje z byle kim, więc oczywiście za mix odpowiada Jim Morris ze swojego Mirrisound Recording Studios, a mastering wykonał Maor Appelbaum. Postawili na sound vintage, ale myślę, że po takich sławach można było oczekiwać więcej niż brzmienie taniej produkcji. To brzmienie może by było dobre dla CANDLEMASS, ale nie dla materiału, który jest silnie inspirowany latami świetności USPM. Tu powinno być coś bardziej klarownego i selektywnego, coś jak DURBIN albo GLACIER. Elementem czasów współczesnych jest głucha perkusja w stylu CAGE. I pomyśleć, że jest wiele zespołów z lat 80., które brzmią lepiej.
To nie jest album zły, można wymienić dziesiątki, jak nie setki gorszych, ale raczej nie to powinno być wyznacznikiem jakości. Zachwyt będzie raczej początkowy, bo jest tutaj parę dobrych sol i melodii, ale ten przebłysk optymizmu zgaśnie równie szybko, jak życie w mieście po spadku bomby atomowej. Pył optymizmu opadnie, a w głowie pozostanie jednak z tego wszystkiego niewiele.
Próba zagrania the best of USA, gdzie zatracają własną tożsamość na rzecz bliżej nieokreślonego celu, który może gdzieś jest ukryty pod radioaktywnymi odpadami.
Ktoś na pewno jednak się odważy i wybierze się w tę podróż, może nawet uzna ją za owocną, szczególnie fani The Deviant Chord.
I tym osobom życzę sukcesów w wojażach.
Ocena: 6.5/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Atomic Fire Records.