28.04.2024, 14:13:58
Helstar - The King of Hell (2008)
tracklista:
1.The King of Hell 06:28
2.The Plague Called Man 04:53
3.Tormentor 05:13
4.When Empires Fall 03:53
5.Wicked Disposition 06:13
6.Caress of the Dead 05:04
7.Pain Will Be Thy Name 03:47
8.In My Darkness 05:37
9.The Garden of Temptation 08:53
rok wydania: 2008
gatunek: power metal
kraj: USA
skład zespołu:
James Rivera - śpiew
Larry Barragán - gitara
Robert Trevino - gitara
Jerry Abarca - gitara basowa
Russel DeLeon - perkusja
W dobie renesansu amerykańskiego heavy/power i USPM w pierwszej dekadzie XXI wieku odrodzenie HELSTAR było tylko kwestią czasu. W roku 2006 zespół został rozhibernowany, jednak Rivera zaprosił ponownie do składu sprawdzonych już w bojach HELSTAR gitarzystów Barragána i Trevino i w listopadzie 2007 grupa przedstawiła retrospektywny album "Sins of the Past", zawierający nagrane na nowo stare hity grupy oraz dwie nowe kompozycje. Ta płyta wskazywała na kierunek, jaki zespół obrał - mocny agresywny power metal z elementami speed i thrashu. Powrót HELSTAR był w owym czasie nie lada sensacją, zwłaszcza w USA i płyta z zestawem kompozycji była rzeczą oczywistą. We wrześniu 2008 niemiecka wytwórnia AFM Records zaprezentowała "The King of Hell", gdzie ponownie umieszczono Tormentor i Caress of the Dead nagrane na nowo.
W roku 2008 HELSTAR zaprezentował się jako zespół agresywny, chłodny i miejscami kierujący się w stronę speed thrashu, jak w niemal slayerowskim Pain Will Be Thy Name. Jest sporo pozowania na epickość metalową w wydaniu amerykańskim, głównie jednak w lirykach i tytułach, co słychać już w tytułowym The King of Hell. W pewnym sensie ta kompozycja zawiera wszystko, co HELSTAR zamierza na tym LP pokazać słuchaczom. Dużo twardych, technicznie zaawansowanych riffów, atomowa sekcja rytmiczna i Rivera w swoim żywiole, czyli mnóstwo wysokich zaśpiewów, które po przecież długotrwałym odejściu od tej maniery wykonawczej wychodzą mu znakomicie. Masywnie, posępnie, z wykorzystaniem zwolnień i przyspieszeń rozplanowanych bardzo umiejętnie i tak jest niemal we wszystkich utworach. Brak tu tylko melodii. Istotą USPM, jaki by on tam w latach 80tych nie był, były melodie, lepsze gorsze, ale przynajmniej się starano coś zrobić chociażby w refrenach. Zresztą HELSTAR też do tej kategorii należał i robił podobnie. Tu jakby o tych melodiach zupełnie zapomniano o wszystko jest w tym pędzie i zgiełku do siebie bardzo podobne. Jest wrażenie budowania wszystkiego wokół tego motywu z The King of Hell, gdzie w sumie rozpoznawalność melodii jest symboliczna. Oczywiście, są i jakieś bardziej zapadające w pamięć momenty, ale głównie związane z grą gitarzystów. Najlepsze zostawiono na koniec i na pewno The Garden of Temptation i jego piekielne miazmaty gitarowe to najciekawsze, co można na tym albumie usłyszeć. Poza tym wszystko do siebie bardzo podobne, zwłaszcza w pierwszej części płyty, bo czym się różnią Caress of the Dead i Tormentor?
Masakrują nieustannym atakiem gitar i Rivery, a dodatkowy efekt tworzy mastering Mistrza Achima Köhlera. Stalowe brzmienie gitar, basu i perkusji...
Power metal bez wyrazistych melodii stał się w USA modny także w wyniku wpływu tego albumu na inne zespoły. Zaawansowana technicznie muzyka, ale kompletnie bez duszy.
ocena: 6,7/10
new 28.04.2024
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"