25.07.2024, 16:45:21
Powerwolf - Wake Up the Wicked (2024)
Tracklista:
1. Bless 'Em with the Blade 02:47
2. Sinners of the Seven Seas 03:00
3. Kyrie Klitorem 03:03
4. Heretic Hunters 03:26
5. 1589 04:04
6. Viva Vulgata 03:08
7. Wake Up the Wicked 03:39
8. Joan of Arc 03:20
9. Thunderpriest 03:21
10. We Don't Wanna Be No Saints 03:15
11. Vargamor 03:37
Rok wydania: 2024
Ocena: 9.3/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Tracklista:
1. Bless 'Em with the Blade 02:47
2. Sinners of the Seven Seas 03:00
3. Kyrie Klitorem 03:03
4. Heretic Hunters 03:26
5. 1589 04:04
6. Viva Vulgata 03:08
7. Wake Up the Wicked 03:39
8. Joan of Arc 03:20
9. Thunderpriest 03:21
10. We Don't Wanna Be No Saints 03:15
11. Vargamor 03:37
Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Attila Dorn (Karsten Brill) - śpiew
Matthew Greywolf (Benjamin Buss) - gitara
Charles Greywolf (Thomas Erbel) - gitara, bas
Roel van Helden - perkusja
Falk Maria Schlegel - instrumenty klawiszoweZgodnie z dawno ustalonym rozkładem, bo w lipcu, a konkretnie dnia dwudziestego szóstego roku 2024, Napalm Records zaprasza na kolejny sakrament.
Skład zespołu ten sam, chociaż Bracia i Siostry już niestety bez udziału Naszego Brata, Memoriusa.
POWERWOLF jak zwykle zaprasza hucznie na swoją mszę i Bless 'Em with the Blade to tradycyjny, dynamiczny i jakże pompatyczny otwieracz, w którym w niecałe 3 minuty pokazują, że nie bez powodu są Mistrzami Ceremonii.
Przy okazji ostatniego albumu, Call of the Wild, POWERWOLF przedstawia ciekawą tendencję, gdzie kompozycje są bardzo bogate w treść, tak naładowane, że powtarzając po swoim poprzedniku, zawartości w kompozycji jest na minut pięć. W ostatnich latach POWERWOLF stał się poważnym zespołem i ich wersja adventure metalu w Sinners of the Seven Seas jest bardzo dobra, bo oparta o chwyty i pomysły sprawdzone, z bogatymi chórami. Jest coś w tym z albumu Bible of the Beast, ale realizacja jest zdecydowanie lepsza i w porównaniu niemal barokowa. To samo można powiedzieć o treściwym Kyrie Klitorem, w którym wracają do 2009 roku i cóż to jest za sakrament! Jest też i kontynuacja z Blood for Blood (Faoladh) w Heretic Hunters, który miażdży swoim epickim rozmachem i folkowy, celtycki element został wprowadzony tutaj równie szlachetnie, chociaż realizacja tym razem jest bardziej miażdżąca w sekcji rytmicznej i chórach. Bogatych, rozległych chórach, których wydaje się być tutaj więcej, niż kiedykolwiek. A te są znakomite.
Niby tradycyjnie dla POWERWOLF, a 1589 ma w sobie coś z epiki i marszu SABATON, niepokojący, chłodny (choć nie tak makabryczny!) klimat historii o Wilkołaku z Bedburga, Peterze Stumppie, który mordował kobiety i zjadał dzieci, a skazany został na śmierć 28 października wspomnianego roku. Czy POWERWOLF potrafi czymś zaskoczyć po tylu sakramentach? Środkowa partia Viva Vulgata to absolutne zniszczenie i w tych dwóch kompozycjach wracamy do POWERWOLF poważnego. Niepokojące są momenty modern, jak i bardziej tradycyjnie power metalowe dla Niemiec, jak środkowa partia Wake Up The Wicked. POWERWOLF nie musi być ani GAMMA RAY, ani VISION OF ATLANTIS. W temacie jeszcze POWERWOLF, to Joan of Arc jest dokładnie tak w stylu SABATON, jak należało się tego spodziewać. Za mało chłodu i ponurego, poważnego klimatu, aby uznać to za killer SABATON, i za mało POWERWOLF, bo w wydźwięku przypomina to powtórkę błędów z Preachers of the Night.
Thunderpriest to również zaskoczenie, bo ostatnio w Germanii popularną filozofię PARAGON tutaj słychać, ale zrealizowana została tak, jak należy, chociaż refren zaaranżowany dość skromnie. Wątpliwości nie budzi POWERWOLF żartobliwy w We Don't Wanna Be No Saints. Vargamor na szczęście nie jest osłabiającą pieśnią barda, a epickim songiem POWERWOLF.
Thunderpriest to również zaskoczenie, bo ostatnio w Germanii popularną filozofię PARAGON tutaj słychać, ale zrealizowana została tak, jak należy, chociaż refren zaaranżowany dość skromnie. Wątpliwości nie budzi POWERWOLF żartobliwy w We Don't Wanna Be No Saints. Vargamor na szczęście nie jest osłabiającą pieśnią barda, a epickim songiem POWERWOLF.
Produkcja oczywiście na najwyższym poziomie i jest jeszcze lepsza i mocniejsza, niż poprzednio.
Tym razem, tak jak w 2013 roku, POWERWOLF sięga po pomysły z innych Świątyń, w których chwilami POWERWOLF ustępuje miejsca innym Pieśniom i Sakramentom.
Preachers Of The Night MarkII, z podobnymi błędami, ale z obłędną realizacją. Tak, Bracia i Siostry, POWERWOLF nie zawiódł, tylko próbują dywersyfikacji. Ponownie i niepotrzebnie.
Ocena: 9.3/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.