Wczoraj, 21:26:29
Dominum - The Dead Don't Die (2024)
Tracklista:
1. We Are Forlorn 03:48
2. One of Us 03:06
3. The Dead Don't Die 03:33
4. Killed by Life 03:30
5. Die for the Devil 03:38
6. Don't Get Bitten by the Wrong Ones 03:06
7. Happy Deadly Ending 03:24
8. Can't Kill a Dead Man 03:28
9. This Is Not a Game 02:52
10. The Guardians of the Night 03:27
11. Rock You like a Hurricane (Scorpions Cover) 03:17
Rok wydania: 2024
Ponownie Jacob Hansen zajął się brzmieniem i jest ono znakomite, tym razem dając gitarze bardziej wyrazisty, soczysty i ostry sound. Sekcja rytmiczna brzmi dokładnie tak, jak powinna, z gęstym basem na czele. I orkiestracje. Rewelacja.
To ciekawe, jak bardzo ten zespół zmienił się w wciągu roku. Nagrał album mainstreamowy i przebojowy, tak jak poprzednio nie odkrywając niczego nowego, tylko poprawiając niemal wszystko, co było nie tak z debiutem. Jest mocniejsze brzmienie, bardziej wyraziste refreny i orkiestracje, które sprawiają, że kompozycje są bardziej wieloplanowe i nośne.
Brawa dla DOMINUM, który do świata zombi tchnął nowe życie.
Ocena: 8.7/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Tracklista:
1. We Are Forlorn 03:48
2. One of Us 03:06
3. The Dead Don't Die 03:33
4. Killed by Life 03:30
5. Die for the Devil 03:38
6. Don't Get Bitten by the Wrong Ones 03:06
7. Happy Deadly Ending 03:24
8. Can't Kill a Dead Man 03:28
9. This Is Not a Game 02:52
10. The Guardians of the Night 03:27
11. Rock You like a Hurricane (Scorpions Cover) 03:17
Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Mr. Death (Felix Heldt) - śpiew
Jochen Windisch - gitara
Korbinian Benedict - bas
Marcos Feminella - perkusjaW niezmienionym składzie, minął ledwie rok od debiutu, a Pan Śmierć zdążył przygotować dziesięć kompozycji na kolejny album, który zostanie wydany 27 grudnia 2024 roku przez Napalm Records.
Zmiany słychać już w dumnym We Are Forlorn o teutońskim wykonaniu, choć epickie zacięcie mogłoby wskazywać na Skandynawię. Zaczyna się to obiecująco, Felix Heldt wydaje się być bardziej swobodny wokalnie i nie boi się wejść w wyższe jak i niższe rejestry, a sama muzyka ma mocniej zaakcentowany wydźwięk horror metalu, chociaż nadal jest to element drugoplanowy. Power metalu też wydaje się być więcej, ale tego bardziej modern, jaki zaprezentował na ostatnim albumie ANGUS MCSIX i One of Us w tym stylu został wykonany znakomicie. Delikatniejszy, bardziej stadionowy POWERWOLF? Nie ma w tym nic złego, tym bardziej, kiedy orkiestracje odkrywają większą rolę niż na pierwszym LP, a wykonane zostały znakomicie, tak jak żywiołowe, choć krótkie sola Jochena Windischa, a sekcja rytmiczna w porównaniu z debiutem dostała turbodoładowania i gra mocniej, więcej i lepiej, chociaż na debiucie przecież nie grali źle.
Jak dużo wnoszą orkiestracje do tej muzyki słychać już od początku, dodając kolejną warstwę, która świetnie podkreśla melodię główną i refreny. Kapitalnie grają w dumnym Killed By Life, utrzymanym w wolniejszych tempach, zagrzewającym do boju i chwycenia za wyszczerbiony topór. Nie ma tutaj na bolesną kiczowatość i infantylność innych wiodących grup, które próbują grać w "klimacie" lat 80., i jest to dobrze zagrany power metal z elementami power rocka i w tym klimacie Die for the Devil jest więcej niż bardzo dobry. Można to uznać za pozostałość z debiutu w kwestii ciężaru, w wykonaniu jednak słychać większą dojrzałość. Stadionowy Don't Get Bitten by the Wrong Ones może nie jest tak nośny i oryginalny jak kompozycje DYNAZTY, ale jest w tym rockerze coś hipnotyzującego. Może to znakomita forma wokalna Felix Heldta, który śpiewa tutaj bezbłędnie? Może lepsze dotarcie się zespołu, a może lepiej wyrażona i bardziej spójna wizja artystyczna? Udany jest Happy Deadly Ending z lekkimi zapędami modern AMARANTHE i innych grup, łącząc to z formułą amerykańskiego rocka. W Can't Kill a Dead Man wpływy SABATON są oczywiste i w tych klimatach sprawdzają się bardzo dobrze, dodając orkiestracjami jeszcze więcej dramaturgii i gotyckiego klimatu, z kolei The Guardians of the Night to solidne nawiązanie do POWERWOLF i tak jak na LP poprzednim, jest to markowany power metal z elementami disco lat 80.
Cover SCORPIONS w klimacie horror metalu należy raczej traktować jako ciekawostkę, chociaż mi osobiście się to zupełnie nie podoba i mam nadzieję, że zespół nie pójdzie w tym kierunku. This Is Not a Game jest tylko niezły w tym, co próbuje osiągnąć i to raczej prosty heavy metal, mieszane uczucia budzi The Dead Don't Die, którego głównym motywem jest kołysanka, wzbogacona o elementy horror metalu i akcentami POWERWOLF. Z jednej strony rewelacyjne orkiestracje i mroczne gitary, partie kołysankowe jednak takie sobie.Jak dużo wnoszą orkiestracje do tej muzyki słychać już od początku, dodając kolejną warstwę, która świetnie podkreśla melodię główną i refreny. Kapitalnie grają w dumnym Killed By Life, utrzymanym w wolniejszych tempach, zagrzewającym do boju i chwycenia za wyszczerbiony topór. Nie ma tutaj na bolesną kiczowatość i infantylność innych wiodących grup, które próbują grać w "klimacie" lat 80., i jest to dobrze zagrany power metal z elementami power rocka i w tym klimacie Die for the Devil jest więcej niż bardzo dobry. Można to uznać za pozostałość z debiutu w kwestii ciężaru, w wykonaniu jednak słychać większą dojrzałość. Stadionowy Don't Get Bitten by the Wrong Ones może nie jest tak nośny i oryginalny jak kompozycje DYNAZTY, ale jest w tym rockerze coś hipnotyzującego. Może to znakomita forma wokalna Felix Heldta, który śpiewa tutaj bezbłędnie? Może lepsze dotarcie się zespołu, a może lepiej wyrażona i bardziej spójna wizja artystyczna? Udany jest Happy Deadly Ending z lekkimi zapędami modern AMARANTHE i innych grup, łącząc to z formułą amerykańskiego rocka. W Can't Kill a Dead Man wpływy SABATON są oczywiste i w tych klimatach sprawdzają się bardzo dobrze, dodając orkiestracjami jeszcze więcej dramaturgii i gotyckiego klimatu, z kolei The Guardians of the Night to solidne nawiązanie do POWERWOLF i tak jak na LP poprzednim, jest to markowany power metal z elementami disco lat 80.
Ponownie Jacob Hansen zajął się brzmieniem i jest ono znakomite, tym razem dając gitarze bardziej wyrazisty, soczysty i ostry sound. Sekcja rytmiczna brzmi dokładnie tak, jak powinna, z gęstym basem na czele. I orkiestracje. Rewelacja.
To ciekawe, jak bardzo ten zespół zmienił się w wciągu roku. Nagrał album mainstreamowy i przebojowy, tak jak poprzednio nie odkrywając niczego nowego, tylko poprawiając niemal wszystko, co było nie tak z debiutem. Jest mocniejsze brzmienie, bardziej wyraziste refreny i orkiestracje, które sprawiają, że kompozycje są bardziej wieloplanowe i nośne.
Brawa dla DOMINUM, który do świata zombi tchnął nowe życie.
Ocena: 8.7/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.