17.06.2018, 09:02:33
Black Sabbath - Born Again (1983)
Tracklista:
1. Trashed 04:16
2. Stonehenge 01:58
3. Disturbing the Priest 05:49
4. The Dark 00:45
5. Zero the Hero 07:35
6. Digital Bitch 03:39
7. Born Again 06:34
8. Hot Line 04:52
9. Keep It Warm 05:36
Rok wydania: 1983
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ian Gillan - śpiew
Tony Iommi - gitara
Terrance "Geezer" Butler - bas
Bill Ward - perkusja
Geoff Nicholls - instrumnety klawiszowe (muzyk współpracujący z zespołem)
Ocena: 7,5/10
5.02.2008
Tracklista:
1. Trashed 04:16
2. Stonehenge 01:58
3. Disturbing the Priest 05:49
4. The Dark 00:45
5. Zero the Hero 07:35
6. Digital Bitch 03:39
7. Born Again 06:34
8. Hot Line 04:52
9. Keep It Warm 05:36
Rok wydania: 1983
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ian Gillan - śpiew
Tony Iommi - gitara
Terrance "Geezer" Butler - bas
Bill Ward - perkusja
Geoff Nicholls - instrumnety klawiszowe (muzyk współpracujący z zespołem)
Odejście R.J.Dio z BLACK SABBATH było w czasie gdy ten fakt miał miejsce ogromną sensacją. Jeszcze większą jednak było pojawienie się w składzie grupy Iana Gillana, legendarnego wokalisty DEEP PURPLE. Najwięksi tytani epoki tworzenia podstaw pod muzykę heavy metal spotkali się w jednym zespole, który poza wokalistą pojawił się ponownie w oryginalnym składzie.
Album ten jednak obala tezę, że im więcej sław i gigantów gra razem, tym lepiej i tym ciekawiej. Sławne nazwiska mają swoje przywileje. Muzyczne przyzwyczajenie i swoją odrębność na wysokim poziomie, co gdy się to zsumuje razem, nie zawsze daje wynik taki, jakiego oczekują słuchacze. Tak jest i tym razem na płycie, która jako kompromis pomiędzy stylem preferowanym przez Gillana a tym, co oferował przez lata BLACK SABBATH w różnych konfiguracjach, sprawdza się średnio.
Album ten jednak obala tezę, że im więcej sław i gigantów gra razem, tym lepiej i tym ciekawiej. Sławne nazwiska mają swoje przywileje. Muzyczne przyzwyczajenie i swoją odrębność na wysokim poziomie, co gdy się to zsumuje razem, nie zawsze daje wynik taki, jakiego oczekują słuchacze. Tak jest i tym razem na płycie, która jako kompromis pomiędzy stylem preferowanym przez Gillana a tym, co oferował przez lata BLACK SABBATH w różnych konfiguracjach, sprawdza się średnio.
Gillan zaprezentował się bardziej od strony wokalnej ze swoich indywidualnych projektów, niż jako dawny wokalista DEEP PURPLE. Luźny, swobodny rockowy styl, lekkość w licznych wysokich partiach to wokal do tej pory w BLACK SABBATH niespotykany i wymuszający na instrumentalistach inne podejście do tego, co sami prezentują. Na tym LP BLACK SABBATH jak BLACK SABBATH nie brzmi i ktoś słabiej obeznany z twórczością tej grupy mógłby protoplastów ciężkiego grania tu nie rozpoznać. Samo brzmienie jest zdecydowanie lżejsze niż dotychczas, czyste, klarowne i gitarowo ugrzecznione, przy czym poziom mocy jest tu najbardziej porównywalny do albumu "Glory Road" Gillana z 1980 roku. Ward i Butler zrezygnowali tu z tej klasycznej dla zespołu heavy doomej i classic metalowej koncepcji wykorzystania sekcji rytmicznej i mamy tu więcej rockowego szumu blach i wyżej strojonego basu. Iommi nie do końca natomiast jakoś odnajduje się w tym wszystkim. Chwilami można odnieść wrażęnie, że jakby ściga się z Gillanem, że te tempa są szucznie podkręcane, a Gillan wciąż jest o pół kroku do przodu. Iommi stara się zachować swoją tożsamość w solach, ale te, które są prostą kontynuacją stylu BLACK SABBATH, nie zawsze pasują do prostych melodyjnych kompozycji, a te najbardziej melodyjne i rockowe rozmywają swoistość i rozpoznawalność stylu gitarzysty.
W tym całym kotle wymieszanych wpływów na wierzch wypływa przeważnie Gillan.
Szybkie, jasne i posiadający spory rozmach numery w rodzaju "Zero the Hero", "Keep It Warm" czy najlepszy z całej tej szybkiej stawki "Digital Bitch" to kawałki, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na solowej płycie Gillana. Gillan czuje się tu jak ryba w wodzie, natomiast pozostali muzycy już niekoniecznie. Ogólnie tam, gdzie BLACK SABBATH podgrywa Gillanowi, jest przyjemnie, a nawet znakomicie, jak we wspomnianym "Digital Bitch", odegranym brawurowo i z najbardziej zawiadiackim solem Iommiego na płycie.
Tam, gdzie ma dojść do jakichś kompromisów i taki czy inny BLACK SABBATH wychodzi na plan pierwszy ("Trashed", "Disturbing the Priest") jest już gorzej, bo mrok i siła BS podlane sosem hard rocka przełomu lat 70tych i 80tych to mieszanka średnio strawna. Dwa wypełniacze instrumentalne, przy czym "The Dark" można traktować jako pewnego rodzaju intro do "Zero the Hero" i gdyby tylko takie rzeczy się na tym LP znalazły, nie bardzo byłoby gdzie westchnąć z zachwytu.
Jest jednak wśród tych kompozycji magiczny "Born Again". Wolny, ale balladowy, melancholijny, ale nie ckliwy utwór, w którym pewna posępność BLACK SABBATH jest lekko rozświetlana wspaniałymi wokalami Gillana, ekspresyjnymi i przypominającymi czasy "Child In Time". Utwór dla wielu słuchaczy starszego pokolenia bardzo ważny, bo to często zarazem wspomnienie pierwszego taniego wina wypitego z kolegami ogarniętymi pasją słuchania ciężkiej muzyki w przyciemnionym i zadymionym pokoju.
W tym całym kotle wymieszanych wpływów na wierzch wypływa przeważnie Gillan.
Szybkie, jasne i posiadający spory rozmach numery w rodzaju "Zero the Hero", "Keep It Warm" czy najlepszy z całej tej szybkiej stawki "Digital Bitch" to kawałki, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na solowej płycie Gillana. Gillan czuje się tu jak ryba w wodzie, natomiast pozostali muzycy już niekoniecznie. Ogólnie tam, gdzie BLACK SABBATH podgrywa Gillanowi, jest przyjemnie, a nawet znakomicie, jak we wspomnianym "Digital Bitch", odegranym brawurowo i z najbardziej zawiadiackim solem Iommiego na płycie.
Tam, gdzie ma dojść do jakichś kompromisów i taki czy inny BLACK SABBATH wychodzi na plan pierwszy ("Trashed", "Disturbing the Priest") jest już gorzej, bo mrok i siła BS podlane sosem hard rocka przełomu lat 70tych i 80tych to mieszanka średnio strawna. Dwa wypełniacze instrumentalne, przy czym "The Dark" można traktować jako pewnego rodzaju intro do "Zero the Hero" i gdyby tylko takie rzeczy się na tym LP znalazły, nie bardzo byłoby gdzie westchnąć z zachwytu.
Jest jednak wśród tych kompozycji magiczny "Born Again". Wolny, ale balladowy, melancholijny, ale nie ckliwy utwór, w którym pewna posępność BLACK SABBATH jest lekko rozświetlana wspaniałymi wokalami Gillana, ekspresyjnymi i przypominającymi czasy "Child In Time". Utwór dla wielu słuchaczy starszego pokolenia bardzo ważny, bo to często zarazem wspomnienie pierwszego taniego wina wypitego z kolegami ogarniętymi pasją słuchania ciężkiej muzyki w przyciemnionym i zadymionym pokoju.
Perła, ale nie w koronie, bo ten LP na koronację jednak nie zasługuje.
Nietypowy dla BLACK SABBATH, który dla Gillana był tylko poczekalnią przed ponownym wejściem do sali DEEP PURPLE.
Nietypowy dla BLACK SABBATH, który dla Gillana był tylko poczekalnią przed ponownym wejściem do sali DEEP PURPLE.
Ocena: 7,5/10
5.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"