17.06.2018, 15:48:58
Cloven Hoof - A Sultan's Ransom (1989)
Tracklista:
1. Astral Rider 05:15
2. Forgotten Heroes 04:41
3. D.V.R. 02:49
4. Jekyll And Hyde 03:28
5. 1001 Nights 05:28
6. Silver Surfer 03:43
7. Notre Dame 05:45
8. Mad, Mad World 02:29
9. Highlander 03:40
10. Mistress Of The Forest 06:50
Rok wydania: 1989
Gatunek: heavy metal/power metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Russ North - śpiew
Andy Wood - gitara
Lee Payne - bas
Jon Brown - perkusja
Ocena: 8,9/10
12.10.2008
Tracklista:
1. Astral Rider 05:15
2. Forgotten Heroes 04:41
3. D.V.R. 02:49
4. Jekyll And Hyde 03:28
5. 1001 Nights 05:28
6. Silver Surfer 03:43
7. Notre Dame 05:45
8. Mad, Mad World 02:29
9. Highlander 03:40
10. Mistress Of The Forest 06:50
Rok wydania: 1989
Gatunek: heavy metal/power metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Russ North - śpiew
Andy Wood - gitara
Lee Payne - bas
Jon Brown - perkusja
Nie jest ważne w tym momencie, czy CLOVEN HOOF stanowił część NWOBHM, czy też nie, ani to, czy grał tu bardziej heavy metal z elementami power czy odwrotnie.
Ten zespół powołany do życia ponownie przez Payne po upadku Ekipy Czterech Żywiołów nagrał rok po roku dwa albumy, których wartości przecenić nie można, tym bardziej, że posiłkowania się twórczością IRON MAIDEN czy JUDAS PRIEST są śladowe tylko ilości, i bardzo dobrze. CLOVEN HOOF był w tamtym czasie wyszydzany przez tak zwaną oficjalną krytykę muzyczną z taką samą zaciekłością co w początkach działalności. Trudno powiedzieć czy z powodu swoich proamerykańskich muzycznych ciągot, czy też dlatego, że nie układał się ładnie w tym pudełeczku z napisem "Druga Fala NWOBHM", gdzie zespoły w rodzaju THUNDER czy THE ALMIGHTY grały melodyjnego rocka z turbodoładowaniem, tak miłego dla brytyjskiego konserwatywnego słuchacza. Ten album wydała wytwórnia FM Revolver Records z Woverhampton, ale nie powiązana z Heavy Metal Records
Tu CLOVEN HOOF gra metal i nawet jeśli "Astral Rider" to tylko dobry metalowy numer, to nie można po nim oceniać całości płyty. Już "Forgotten Heroes" to znakomity utwór o epickim rycerskim charakterze z rockowym podejściem do tematu, a nawet pewnymi próbami grania nieco bardziej złożonego w części instrumentalnej. "D.V.R." to zwarty i krótki power metalowy atak w stylu amerykańskim i dużo tu pokazali jak na niecałe trzy minuty. "Jekyll And Hyde". Zwykle pod tym tytułem kryje się utwór w formie tandetnego czarno-białego horroru, nudny i rozwlekły. CLOVEN HOOF tymczasem daje numer rytmiczny, zbudowany z tych riffów przypisywanych NWOBHM, które pojawiły się gdzieś około roku 1984. Znakomicie grają i szkoda jedynie, że "1001 Nights" jest potraktowany w tej arabskiej baśniowej tematyce zbyt dosłownie. W "Silver Surfer" znów dumny, nieco surowy power metal, jakiego się w Anglii nie grało raczej, a "Notre Dame" to opowieść i smutna i melodyjna, gdzie dzwony, głosy w tle i gitara akustyczna dopełniają całości w udany sposób. Tu jeden jedyny raz słychać echa IRON MAIDEN, ale te najlepsze na szczęście, także tam, co i jak gra gitarzysta basowy.
Tak przy okazji. Russ North w głosowej dyspozycji w tamtym czasie był znacznie lepszym wokalistą niż Bruce Dickinson. Bolesna dla fanów Bruce'a prawda, ale takie są fakty. Wykonanie od strony instrumentalnej jest znakomite. Ta sekcja rytmiczna dudni, grzmi i syczy, a sola gitarowe Wooda godne uwagi i różnorodne. Łagodny, ale zdecydowanie zagrany "Mad, Mad World" to jeśli chodzi o refren, ozdoba tej płyty. Prosty, genialnie prosty rockowy motyw dostosowany do potrzeb melodic metalu. "Highlander" jest wspaniały w tym skromnym wykorzystaniu szkockiej nuty w true epickim numerze i jest tu coś z THIN LIZZY, ale po głębokiej transformacji nowszych czasów. No i wreszcie na koniec ten niezwykły "Mistress Of The Forest" z neoklasycznym wstępem, pięknymi głosami w tle i bogatą aranżacją w dalszej części, o lekko folkowym zabarwieniu galopadami power metalowymi
Słucha się tej płyty z wielką przyjemnością także dlatego, że została znakomicie wyprodukowana. Kapitalny soczysty i krystalicznie czytelny sound w każdym aspekcie, a równocześnie nie ma tu mowy o sztuczności brzmienia. Naturalne, korzenne metalowe brzmienie epoki. Ni mniej, ni więcej.
Nieważne, co mówili "znawcy" o tej płycie w roku 1989 i na ile to przyczyniło się do ponownego zaniechania działalności przez ten zespół. CLOVEN HOOF został odkryty na nowo i należycie doceniony w wieku XXI przez ogromną rzeszę ludzi, która ceni tradycyjny heavy metal niezależnie od panującej w danym momencie mody.
CLOVEN HOOF z lat 1988-1989 jest tego zdecydowanie wart.
Ten zespół powołany do życia ponownie przez Payne po upadku Ekipy Czterech Żywiołów nagrał rok po roku dwa albumy, których wartości przecenić nie można, tym bardziej, że posiłkowania się twórczością IRON MAIDEN czy JUDAS PRIEST są śladowe tylko ilości, i bardzo dobrze. CLOVEN HOOF był w tamtym czasie wyszydzany przez tak zwaną oficjalną krytykę muzyczną z taką samą zaciekłością co w początkach działalności. Trudno powiedzieć czy z powodu swoich proamerykańskich muzycznych ciągot, czy też dlatego, że nie układał się ładnie w tym pudełeczku z napisem "Druga Fala NWOBHM", gdzie zespoły w rodzaju THUNDER czy THE ALMIGHTY grały melodyjnego rocka z turbodoładowaniem, tak miłego dla brytyjskiego konserwatywnego słuchacza. Ten album wydała wytwórnia FM Revolver Records z Woverhampton, ale nie powiązana z Heavy Metal Records
Tu CLOVEN HOOF gra metal i nawet jeśli "Astral Rider" to tylko dobry metalowy numer, to nie można po nim oceniać całości płyty. Już "Forgotten Heroes" to znakomity utwór o epickim rycerskim charakterze z rockowym podejściem do tematu, a nawet pewnymi próbami grania nieco bardziej złożonego w części instrumentalnej. "D.V.R." to zwarty i krótki power metalowy atak w stylu amerykańskim i dużo tu pokazali jak na niecałe trzy minuty. "Jekyll And Hyde". Zwykle pod tym tytułem kryje się utwór w formie tandetnego czarno-białego horroru, nudny i rozwlekły. CLOVEN HOOF tymczasem daje numer rytmiczny, zbudowany z tych riffów przypisywanych NWOBHM, które pojawiły się gdzieś około roku 1984. Znakomicie grają i szkoda jedynie, że "1001 Nights" jest potraktowany w tej arabskiej baśniowej tematyce zbyt dosłownie. W "Silver Surfer" znów dumny, nieco surowy power metal, jakiego się w Anglii nie grało raczej, a "Notre Dame" to opowieść i smutna i melodyjna, gdzie dzwony, głosy w tle i gitara akustyczna dopełniają całości w udany sposób. Tu jeden jedyny raz słychać echa IRON MAIDEN, ale te najlepsze na szczęście, także tam, co i jak gra gitarzysta basowy.
Tak przy okazji. Russ North w głosowej dyspozycji w tamtym czasie był znacznie lepszym wokalistą niż Bruce Dickinson. Bolesna dla fanów Bruce'a prawda, ale takie są fakty. Wykonanie od strony instrumentalnej jest znakomite. Ta sekcja rytmiczna dudni, grzmi i syczy, a sola gitarowe Wooda godne uwagi i różnorodne. Łagodny, ale zdecydowanie zagrany "Mad, Mad World" to jeśli chodzi o refren, ozdoba tej płyty. Prosty, genialnie prosty rockowy motyw dostosowany do potrzeb melodic metalu. "Highlander" jest wspaniały w tym skromnym wykorzystaniu szkockiej nuty w true epickim numerze i jest tu coś z THIN LIZZY, ale po głębokiej transformacji nowszych czasów. No i wreszcie na koniec ten niezwykły "Mistress Of The Forest" z neoklasycznym wstępem, pięknymi głosami w tle i bogatą aranżacją w dalszej części, o lekko folkowym zabarwieniu galopadami power metalowymi
Słucha się tej płyty z wielką przyjemnością także dlatego, że została znakomicie wyprodukowana. Kapitalny soczysty i krystalicznie czytelny sound w każdym aspekcie, a równocześnie nie ma tu mowy o sztuczności brzmienia. Naturalne, korzenne metalowe brzmienie epoki. Ni mniej, ni więcej.
Nieważne, co mówili "znawcy" o tej płycie w roku 1989 i na ile to przyczyniło się do ponownego zaniechania działalności przez ten zespół. CLOVEN HOOF został odkryty na nowo i należycie doceniony w wieku XXI przez ogromną rzeszę ludzi, która ceni tradycyjny heavy metal niezależnie od panującej w danym momencie mody.
CLOVEN HOOF z lat 1988-1989 jest tego zdecydowanie wart.
Ocena: 8,9/10
12.10.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"