19.06.2018, 18:51:16
Dream Evil - Dragonslayer (2002)
Tracklista:
1. Chasing the Dragon 04:01
2. In Flames You Burn 04:34
3. Save Us 03:39
4. Kingdom of the Damned 03:54
5. The Prophecy 04:14
6. The Chosen Ones 05:02
7. Losing You 05:56
8. The 7th Day 03:33
9. Heavy Metal in the Night 04:54
10. H.M.J. 02:46
11. Hail to the King 03:30
12. Outro 00:15
Rok wydania: 2002
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Niklas Isfeldt - śpiew
Gus G - gitara
Fredrik Nordström - gitara, instrumenty klawiszowe
Peter Stålfors - bas
Snowy Shaw - perkusja (muzyk sesyjny)
Ocena: 9.2/10
23.03.2008
Tracklista:
1. Chasing the Dragon 04:01
2. In Flames You Burn 04:34
3. Save Us 03:39
4. Kingdom of the Damned 03:54
5. The Prophecy 04:14
6. The Chosen Ones 05:02
7. Losing You 05:56
8. The 7th Day 03:33
9. Heavy Metal in the Night 04:54
10. H.M.J. 02:46
11. Hail to the King 03:30
12. Outro 00:15
Rok wydania: 2002
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Niklas Isfeldt - śpiew
Gus G - gitara
Fredrik Nordström - gitara, instrumenty klawiszowe
Peter Stålfors - bas
Snowy Shaw - perkusja (muzyk sesyjny)
W roku 1999, szwedzki producent i multiinstrumentalista, Fredrik Nordström, podczas swego pobytu w słonecznej Grecji, spotkał młodego gitarzystę Gusa G. W tym czasie był to jeszcze muzyk nieznany, utalentowany, ale dopiero czekający na swoją szansę. Panowie pogadali i powstał pomysł założenia zespołu muzycznego, grającego heavy metal. Nordström uruchomił swoje rozległe znajomości i pozyskał do składu wokalistę Niklasa Isfeldta, który miał swój mało znany zespół PURE X, a z Fredrikiem poznał się w czasie nagrywania chórków do debiutu HAMMERFALL, który Nordström wyprodukował. Tenże Isfeldt zawołał swojego kolegę z PURE X, basistę Petera Stålforsa i pozostała tylko kwestia obsady stanowiska perkusisty. Tu powstał problem, bo Nordstrom chciał kogoś ze znanym nazwiskiem. Jakoś w końcu udało mu się przekonać do tego pomysłu słynnego Snowy Shawa, który jednak nie bardzo miał chęć angażować się w projekt nieznanych szerzej muzyków i ostatecznie zgodził się zagrać na prawach muzyka sesyjnego i wspomóc grupę na ewentualnej trasie promocyjnej, jeśli czas mu na to pozwoli.
W znacznej mierze całe to przedsięwzięcie miało charakter muzycznego żartu, pewnej drobnej kpiny z eksplodującego z ogromną siłą w Szwecji i Europie melodic power metalu i Kultu Stali jako takiego. Panowie przybrali bardzo true metalowe pseudonimy, a zespół nazwali DRAGONSLAYER. Na tę nazwę nie zgodziła się jednak wytwórnia Century Media, obawiając się, że grupa zostanie potraktowana jako kolejny dumny band ze Smokiem w nazwie.
Panowie nie oponowali zbytnio i nazwali się DREAM EVIL, od tytułu jednej z płyt DIO. Część kompozycji była już gotowa wcześniej, samo nagranie odbyło się w roku 2001, czuwał nad wszystkim oczywiście sam Nordström, który zagrał tu też na gitarze i instrumentach klawiszowych.
Album ukazał się w lipcu 2002 nakładem Century Media Records i zapewne byłaby to kolejna płyta, która przemknęła w sezonie ogórkowym gdyby... No właśnie, gdyby nie była aż tak dobra, ba, nawet więcej niż bardzo dobra.
Zespół "znikąd" nagle zawojował serca szerokiej rzeszy miłośników melodyjnego heavy metalu i niemal z dnia na dzień uzyskał popularność, o jaką inni zabiegali latami.
W czym należy upatrywać sukcesu tej płyty i tego zespołu? Na pewno w atrakcyjności samych kompozycji, umiejętnym wyważeniu metalowej mocy i rockowej przebojowości, a także w znakomitym wykonaniu i starannej produkcji.
Atutem DREAM EVIL był tu luz i swoboda. Nie był to zespół, od którego niezliczona armia dziennikarzy i krytyków oczekiwała nagle stworzenia arcydzieła, muzycy nie byli obciążeni zaszłościami swojej poprzedniej twórczości, a nad wszystkim dominowała atmosfera zabawy muzyką i metalowej prywatki. Można by powiedzieć - owszem, ale takich zespołów z luzem, jajem i dystansem było przecież wiele. Było, ale żaden w tak jawny sposób nie czerpał z tego, co najlepsze w metalowej muzyce - ognistych refrenów, rycersko epickich motywów, tradycji power i klasycznego heavy i do tego nie podawał z taką lekkością. Muzyczny żart, zwłaszcza, gdy obraca się w sferze heavy metalu, może być ciężki, przyciężki i mało śmieszny. Tu żart jest delikatny, inteligentny i na poziomie. Tak jak poziomie jest muzyka DREAM EVIL na tej płycie, będącej kopalnią i skarbnicą metalowych hiciorów niemal od początku do końca.
Paradę otwiera melodyjny, heavy metalowy "Chasing the Dragon" ze wspaniałym, nośnym rockowym refrenem, podanym z metalową ekspresją, gdzie najlepsze tradycje chwytliwego szwedzkiego grania łączą się z nowszymi trendami w metalu o komercyjnym zabarwieniu... Przebojowo? Bardzo. No to dalej jest "In Flames You Burn", zaczynający się jako akustyczna ballada, ale przekształcający się w powerowy wymiatacz z po prostu niesamowitym refrenem, po prostu niesamowitym i ten zespół patenty na to miał, a szczególnie Isfeldt, bo to jego kompozycja. Trzeba przyznać, że nawet HAMMERFALL w tych swoich rycerskich numerach nie potrafił tak porywać słuchacza w refrenach. Mocarne bębny rozpoczynają pełen ostrych riffów i bojowych męskich chórków "Save Us" i w tych średnich tempach są tu wyborni. No i ta melodia, rozkwitająca dodatkowo w refrenie. Kapitalne.
"Kingdom of the Damned", z nieco progresywną gitarą Gusa w zwrotkach, zamienia się w killer melodic metalowy w refrenie i to zestawienie jest zaskakujące, a przechodzenie od jednego do drugiego motywu niesamowicie płynne. Gus jako kompozytor pokazuje się w niezwykle zgrabnie zrobionym "The Prophecy" ze speed powerowym echami neoklasycznymi i lżejszym refrenem. A wszystko bardzo true i rycersko-epickie, a przy tym jaka lekkość. Tempo wyhamowują w "The Chosen Ones", gdzie ciepła melancholia i zaduma przeważa, gdzie element fantasy jest wspierany pewną dawką symfoniki i wyjątkowo udanymi chórami, jest jednak wiele miejsca na true heavy metal, utrudzonego bojem ze smokiem rycerza. W dalszej części albumu proponują granie bliższe standardom hard rockowym i melodic metal w balladowym, z pianinem Nordstroma, "Losing You" i "The 7th Day", który pełen jest ostrych riffów Gusa i zadziornego wokalu, ale chyba tu zabrakło tego super nośnego refrenu i jakby odrobinę tu przekombinował Gus w niezbyt dopasowanym solo.
Najsłabszym ogniwem jest prowadzony w średnim tempie, toporny heavy kawałek "Heavy Metal In The Night" i tu jedynie jeden motyw gitarowy Gusa i dobrze dobrany wokal Istfeldta ratuje sytuację. W 100% Gus rehabilituje się jako kompozytor i gitarzysta w "H.M.J", gdzie zastosowano skrót tytułu, aby uniknąć krytyki ze strony osób, czytających tytuły kompozycji bez słuchania muzyki. Zniszczenie i heavy rockowy luz jest niesamowity. Proste, a wybuchowe. Na koniec poprowadzony w średnim tempie, bardzo dobry "Hail to the King" z jednym z najbardziej wpadających refrenów na tym albumie. Outro zamyka ten LP jako żart, a jest to fragment strojenia instrumentów przez sekcję smyczkową Orkiestry Symfonicznej z Goeteborga, która tu też miała swój udział w nagraniu albumu. Taki sympatyczny gest ze strony Nordströma.
Co o samych muzykach? Wyłącznie dobre rzeczy. Wokalnie Isfeldt wypadł znakomicie i jest to głos stworzony do takiej muzyki. W HAMMERFALL, gdyby nie to, że robił chórki, mógłby spokojnie zając miejsce Cansa. Gus G. gra piękne, różnorodne sola, jest dynamiczny, melodyjny, pomysłowy i pełen inwencji w rozmaitych konwencjach. Sekcja rytmiczna bez zarzutu, a Shaw gra tu z dużym zaangażowaniem, jak na muzyka sesyjnego, dzielnie wspierany przez pozbawionego kompleksów Petera Stålforsa.
Zapewne członkowie grupy nie spodziewali się sami takiego obrotu sprawy. Zamiast muzycznego bandu-joke pojawił się nagle mocny gracz na metalowej scenie, łączący fanów power i melodyjnego heavy, a także tych, który lubią hard rock i rock na wysokim poziomie. Shaw zaskoczony pozostał w składzie i wsparł grupę jako kompozytor na następnej płycie, panowie z PURE X uznali DREAM EVIL za zespół wiodący, a dla Gusa ta grupa stała się odskocznią do dalszej, bogatej kariery. A Nordström? Ten zajęty jegomość też był bardzo zadowolony, że tak bardzo przyczynił się do zabłyśnięcia nowej gwiazdy, jaką stał się DREAM EVIL.
Dziś ten zespół tworzą już częściowo inni muzycy, sama gwiazda nieco przyblakła, ale to wciąż klasowy zespół czołówki, popularny i wypełniający po brzegi sale koncertowe i stadiony. Zespół, grający przyjazny heavy metal, nawet dla tych, którzy heavy metalu nie lubią.
W znacznej mierze całe to przedsięwzięcie miało charakter muzycznego żartu, pewnej drobnej kpiny z eksplodującego z ogromną siłą w Szwecji i Europie melodic power metalu i Kultu Stali jako takiego. Panowie przybrali bardzo true metalowe pseudonimy, a zespół nazwali DRAGONSLAYER. Na tę nazwę nie zgodziła się jednak wytwórnia Century Media, obawiając się, że grupa zostanie potraktowana jako kolejny dumny band ze Smokiem w nazwie.
Panowie nie oponowali zbytnio i nazwali się DREAM EVIL, od tytułu jednej z płyt DIO. Część kompozycji była już gotowa wcześniej, samo nagranie odbyło się w roku 2001, czuwał nad wszystkim oczywiście sam Nordström, który zagrał tu też na gitarze i instrumentach klawiszowych.
Album ukazał się w lipcu 2002 nakładem Century Media Records i zapewne byłaby to kolejna płyta, która przemknęła w sezonie ogórkowym gdyby... No właśnie, gdyby nie była aż tak dobra, ba, nawet więcej niż bardzo dobra.
Zespół "znikąd" nagle zawojował serca szerokiej rzeszy miłośników melodyjnego heavy metalu i niemal z dnia na dzień uzyskał popularność, o jaką inni zabiegali latami.
W czym należy upatrywać sukcesu tej płyty i tego zespołu? Na pewno w atrakcyjności samych kompozycji, umiejętnym wyważeniu metalowej mocy i rockowej przebojowości, a także w znakomitym wykonaniu i starannej produkcji.
Atutem DREAM EVIL był tu luz i swoboda. Nie był to zespół, od którego niezliczona armia dziennikarzy i krytyków oczekiwała nagle stworzenia arcydzieła, muzycy nie byli obciążeni zaszłościami swojej poprzedniej twórczości, a nad wszystkim dominowała atmosfera zabawy muzyką i metalowej prywatki. Można by powiedzieć - owszem, ale takich zespołów z luzem, jajem i dystansem było przecież wiele. Było, ale żaden w tak jawny sposób nie czerpał z tego, co najlepsze w metalowej muzyce - ognistych refrenów, rycersko epickich motywów, tradycji power i klasycznego heavy i do tego nie podawał z taką lekkością. Muzyczny żart, zwłaszcza, gdy obraca się w sferze heavy metalu, może być ciężki, przyciężki i mało śmieszny. Tu żart jest delikatny, inteligentny i na poziomie. Tak jak poziomie jest muzyka DREAM EVIL na tej płycie, będącej kopalnią i skarbnicą metalowych hiciorów niemal od początku do końca.
Paradę otwiera melodyjny, heavy metalowy "Chasing the Dragon" ze wspaniałym, nośnym rockowym refrenem, podanym z metalową ekspresją, gdzie najlepsze tradycje chwytliwego szwedzkiego grania łączą się z nowszymi trendami w metalu o komercyjnym zabarwieniu... Przebojowo? Bardzo. No to dalej jest "In Flames You Burn", zaczynający się jako akustyczna ballada, ale przekształcający się w powerowy wymiatacz z po prostu niesamowitym refrenem, po prostu niesamowitym i ten zespół patenty na to miał, a szczególnie Isfeldt, bo to jego kompozycja. Trzeba przyznać, że nawet HAMMERFALL w tych swoich rycerskich numerach nie potrafił tak porywać słuchacza w refrenach. Mocarne bębny rozpoczynają pełen ostrych riffów i bojowych męskich chórków "Save Us" i w tych średnich tempach są tu wyborni. No i ta melodia, rozkwitająca dodatkowo w refrenie. Kapitalne.
"Kingdom of the Damned", z nieco progresywną gitarą Gusa w zwrotkach, zamienia się w killer melodic metalowy w refrenie i to zestawienie jest zaskakujące, a przechodzenie od jednego do drugiego motywu niesamowicie płynne. Gus jako kompozytor pokazuje się w niezwykle zgrabnie zrobionym "The Prophecy" ze speed powerowym echami neoklasycznymi i lżejszym refrenem. A wszystko bardzo true i rycersko-epickie, a przy tym jaka lekkość. Tempo wyhamowują w "The Chosen Ones", gdzie ciepła melancholia i zaduma przeważa, gdzie element fantasy jest wspierany pewną dawką symfoniki i wyjątkowo udanymi chórami, jest jednak wiele miejsca na true heavy metal, utrudzonego bojem ze smokiem rycerza. W dalszej części albumu proponują granie bliższe standardom hard rockowym i melodic metal w balladowym, z pianinem Nordstroma, "Losing You" i "The 7th Day", który pełen jest ostrych riffów Gusa i zadziornego wokalu, ale chyba tu zabrakło tego super nośnego refrenu i jakby odrobinę tu przekombinował Gus w niezbyt dopasowanym solo.
Najsłabszym ogniwem jest prowadzony w średnim tempie, toporny heavy kawałek "Heavy Metal In The Night" i tu jedynie jeden motyw gitarowy Gusa i dobrze dobrany wokal Istfeldta ratuje sytuację. W 100% Gus rehabilituje się jako kompozytor i gitarzysta w "H.M.J", gdzie zastosowano skrót tytułu, aby uniknąć krytyki ze strony osób, czytających tytuły kompozycji bez słuchania muzyki. Zniszczenie i heavy rockowy luz jest niesamowity. Proste, a wybuchowe. Na koniec poprowadzony w średnim tempie, bardzo dobry "Hail to the King" z jednym z najbardziej wpadających refrenów na tym albumie. Outro zamyka ten LP jako żart, a jest to fragment strojenia instrumentów przez sekcję smyczkową Orkiestry Symfonicznej z Goeteborga, która tu też miała swój udział w nagraniu albumu. Taki sympatyczny gest ze strony Nordströma.
Co o samych muzykach? Wyłącznie dobre rzeczy. Wokalnie Isfeldt wypadł znakomicie i jest to głos stworzony do takiej muzyki. W HAMMERFALL, gdyby nie to, że robił chórki, mógłby spokojnie zając miejsce Cansa. Gus G. gra piękne, różnorodne sola, jest dynamiczny, melodyjny, pomysłowy i pełen inwencji w rozmaitych konwencjach. Sekcja rytmiczna bez zarzutu, a Shaw gra tu z dużym zaangażowaniem, jak na muzyka sesyjnego, dzielnie wspierany przez pozbawionego kompleksów Petera Stålforsa.
Zapewne członkowie grupy nie spodziewali się sami takiego obrotu sprawy. Zamiast muzycznego bandu-joke pojawił się nagle mocny gracz na metalowej scenie, łączący fanów power i melodyjnego heavy, a także tych, który lubią hard rock i rock na wysokim poziomie. Shaw zaskoczony pozostał w składzie i wsparł grupę jako kompozytor na następnej płycie, panowie z PURE X uznali DREAM EVIL za zespół wiodący, a dla Gusa ta grupa stała się odskocznią do dalszej, bogatej kariery. A Nordström? Ten zajęty jegomość też był bardzo zadowolony, że tak bardzo przyczynił się do zabłyśnięcia nowej gwiazdy, jaką stał się DREAM EVIL.
Dziś ten zespół tworzą już częściowo inni muzycy, sama gwiazda nieco przyblakła, ale to wciąż klasowy zespół czołówki, popularny i wypełniający po brzegi sale koncertowe i stadiony. Zespół, grający przyjazny heavy metal, nawet dla tych, którzy heavy metalu nie lubią.
Ocena: 9.2/10
23.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"