21.06.2018, 15:25:40
Ilium - Ageless Decay (2009)
Tracklista:
1. Mothcaste 05:58
2. Hibernal Thaw 06:54
3. Tar Pit 05:24
4. Omnipaedia 05:12
5. Xerophyte 06:44
6. Nubia Awakes 06:12
7. Ageless Decay 04:00
8. Eocene Dawning 03:45
9. Fragmented Glory 06:04
10. The Neo-Mortician 05:55
11. The Little Witch Of Madagascar 04:16
12. Idolatry 07:35
Rok wydania: 2009
Gatunek: Power Metal/Melodic Progressive Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
Mike DiMeo - śpiew
Adam Smith - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Jason Hodges - gitara
Kaspar Dahlqvist - instrumenty klawiszowe
Tim Yatras - perkusja
Ocena: 5.5/10
26.06.2009
Tracklista:
1. Mothcaste 05:58
2. Hibernal Thaw 06:54
3. Tar Pit 05:24
4. Omnipaedia 05:12
5. Xerophyte 06:44
6. Nubia Awakes 06:12
7. Ageless Decay 04:00
8. Eocene Dawning 03:45
9. Fragmented Glory 06:04
10. The Neo-Mortician 05:55
11. The Little Witch Of Madagascar 04:16
12. Idolatry 07:35
Rok wydania: 2009
Gatunek: Power Metal/Melodic Progressive Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
Mike DiMeo - śpiew
Adam Smith - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Jason Hodges - gitara
Kaspar Dahlqvist - instrumenty klawiszowe
Tim Yatras - perkusja
Zaistnieć i utrzymać się na australijskiej scenie metalowej jest trudno. Wciąż ten rejon świata muzycznego w metalu jest niesłusznie uznawany za marginalny, ale to już kwestia do rozważenia przy innej okazji. ILIUM radzi sobie w tych warunkach bardzo dobrze i mimo zmian w składzie i trudności organizacyjnych, ten zespół nagrał już cztery płyty w latach 2003-2009. Album "Ageless Decay" wydany został przez Escape Music w końcu czerwca 2009.
Gdy po nagraniu LP "Vespertillion" w 2007 zespół definitywnie opuścił "Lord" Tim Grose, poszły słuchy o bliskim końcu zespołu. Tymczasem grupa pozyskała znakomitego wokalistę amerykańskiego Mike DiMeo (RIOT, MASTERPLAN), zaprosiła też słynnego klawiszowca Kaspara Dahlqvista (STORMWIND, DIONYSUS i inne) i nagrała płytę "Ageless Decay".
Takie nieco inne ILIUM niż można się było spodziewać. Z drugiej strony, każda płyta była inna i ta też jest inna niż poprzednie.
Przede wszystkim DiMeo śpiewa jakoś inaczej. Dobrze śpiewa, ale coś mi tu nie pasuje. Za mocno jednak przywykłem do jego stylu z RIOT. Może jednak to wina kompozycji? Sama muzyka to mieszanka power metalu i melodic metalu z domieszką progresywnych rozwiązań, jak to u ILIUM bywa. Wszystkiego jest jednak za mało. Melodie jakieś trudne do ogarnięcia, poweru nie za wiele. Bardzo tu namieszali, zdecydowanie za bardzo, łącząc elementy power metalu z graniem heavy metalu w melodyjnej odmianie, co więcej, z takimi domieszkami progresywnymi, które pięknie wychodzą VANISHING POINT, tu jednak robią wrażenie sztucznego udziwnienia. Masa w tym wszystkim chaosu, nagromadzenia przeciwstawnych pomysłów i wystarczy posłuchać "Idolatry" czy "Xerophyte", aby się o tym przekonać. Brakuje melodii wyrazistych, wpadających w ucho, faktycznie chwytliwych i przesyconych żarliwym rockiem i metalem, w jakim DiMeo czuje się najlepiej. Tu słychać, że jest lekko zagubiony i śpiewa coś, na stworzenie czego nie miał wpływu. Pewne przebłyski są w kilku refrenach, kilku rozwiązaniach głównych motywów. Może w "Nubia Awakes", może w "Tar Pit", może w pierwszej części "Fragmented Glory". Może. Może i wszędzie coś jest, ale ta płyta męczy i nie zachęca do zgłębiania niuansów.
Brak hitów. Brak prostszego grania, jasno sprecyzowanego i ukierunkowanego. Samo wykonanie też bezduszne i mechaniczne. Fatalne klawisze. Na tyle fatalne, że ich brak byłby znacznie lepszym rozwiązaniem. Wołanie Dahlqvista do odstawienia takiej fuszerki... Jedynie perkusja nie zawodzi. Yatras to jednak czołowy australijski perkusista i zawsze robi wszystko na poważnie. Tu jednak niewiele może zdziałać w ogólnym chaosie i dobrze, że przynajmniej nie dokłada do tego swojego instrumentu.
Bardzo dobrze jest to wyprodukowane, fajna selektywność i właściwa mięsistość, której nieco zabrakło na albumie poprzednim. Niestety ta selektywność tu akurat działa na niekorzyść, obnażając liczne niedoróbki. Ta ekipa jakoś się tu nie do końca wzajemnie rozumie.
Wymęczony album z zadęciem na oryginalność. Przeciętny i obniżający australijską średnią za ostatnie lata.
Gdy po nagraniu LP "Vespertillion" w 2007 zespół definitywnie opuścił "Lord" Tim Grose, poszły słuchy o bliskim końcu zespołu. Tymczasem grupa pozyskała znakomitego wokalistę amerykańskiego Mike DiMeo (RIOT, MASTERPLAN), zaprosiła też słynnego klawiszowca Kaspara Dahlqvista (STORMWIND, DIONYSUS i inne) i nagrała płytę "Ageless Decay".
Takie nieco inne ILIUM niż można się było spodziewać. Z drugiej strony, każda płyta była inna i ta też jest inna niż poprzednie.
Przede wszystkim DiMeo śpiewa jakoś inaczej. Dobrze śpiewa, ale coś mi tu nie pasuje. Za mocno jednak przywykłem do jego stylu z RIOT. Może jednak to wina kompozycji? Sama muzyka to mieszanka power metalu i melodic metalu z domieszką progresywnych rozwiązań, jak to u ILIUM bywa. Wszystkiego jest jednak za mało. Melodie jakieś trudne do ogarnięcia, poweru nie za wiele. Bardzo tu namieszali, zdecydowanie za bardzo, łącząc elementy power metalu z graniem heavy metalu w melodyjnej odmianie, co więcej, z takimi domieszkami progresywnymi, które pięknie wychodzą VANISHING POINT, tu jednak robią wrażenie sztucznego udziwnienia. Masa w tym wszystkim chaosu, nagromadzenia przeciwstawnych pomysłów i wystarczy posłuchać "Idolatry" czy "Xerophyte", aby się o tym przekonać. Brakuje melodii wyrazistych, wpadających w ucho, faktycznie chwytliwych i przesyconych żarliwym rockiem i metalem, w jakim DiMeo czuje się najlepiej. Tu słychać, że jest lekko zagubiony i śpiewa coś, na stworzenie czego nie miał wpływu. Pewne przebłyski są w kilku refrenach, kilku rozwiązaniach głównych motywów. Może w "Nubia Awakes", może w "Tar Pit", może w pierwszej części "Fragmented Glory". Może. Może i wszędzie coś jest, ale ta płyta męczy i nie zachęca do zgłębiania niuansów.
Brak hitów. Brak prostszego grania, jasno sprecyzowanego i ukierunkowanego. Samo wykonanie też bezduszne i mechaniczne. Fatalne klawisze. Na tyle fatalne, że ich brak byłby znacznie lepszym rozwiązaniem. Wołanie Dahlqvista do odstawienia takiej fuszerki... Jedynie perkusja nie zawodzi. Yatras to jednak czołowy australijski perkusista i zawsze robi wszystko na poważnie. Tu jednak niewiele może zdziałać w ogólnym chaosie i dobrze, że przynajmniej nie dokłada do tego swojego instrumentu.
Bardzo dobrze jest to wyprodukowane, fajna selektywność i właściwa mięsistość, której nieco zabrakło na albumie poprzednim. Niestety ta selektywność tu akurat działa na niekorzyść, obnażając liczne niedoróbki. Ta ekipa jakoś się tu nie do końca wzajemnie rozumie.
Wymęczony album z zadęciem na oryginalność. Przeciętny i obniżający australijską średnią za ostatnie lata.
Ocena: 5.5/10
26.06.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"