21.06.2018, 21:07:04
Judas Priest - Rocka Rolla (1974)
Tracklista:
1. One For The Road 04:39
2. Rocka Rolla 03:02
3. Winter 01:46
4. Deep Freeze 01:20
5. Winter Retreat 03:27
6. Cheater 02:57
7. Never Satisfied 04:53
8. Run Of The Mill 08:34
9. Dying To Meet You 06:18
10. Caviar And Meths 02:05
Rok wydania: 1974
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład:
Rob Halford: śpiew, harminijka
Glenn Tipton: gitara
K.K. Downing: gitara
Ian Hill: bas
John Hinch: perkusja
Ocena: 6/10
3.12.2007
Tracklista:
1. One For The Road 04:39
2. Rocka Rolla 03:02
3. Winter 01:46
4. Deep Freeze 01:20
5. Winter Retreat 03:27
6. Cheater 02:57
7. Never Satisfied 04:53
8. Run Of The Mill 08:34
9. Dying To Meet You 06:18
10. Caviar And Meths 02:05
Rok wydania: 1974
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład:
Rob Halford: śpiew, harminijka
Glenn Tipton: gitara
K.K. Downing: gitara
Ian Hill: bas
John Hinch: perkusja
W 1974 brytyjski zespół Judas Priest, który zdobył już pewne grono fanów w swoim kraju, wyruszył na trasę koncertową do Niemiec i Holandii. Po powrocie grupie udało się podpisać kontrakt płytowy z małą lokalną wytwórnia płytową Gull, która wnet wydała debiutancki album Anglików zatytułowany 'Rocka Rolla'. Złożyły się na niego przede wszystkim kompozycje, które powstały już czasie, gdy wokalistą kapeli był Rob Halford, chociaż kilka - w tym 'zimowa trylogia' czy instrumentalny 'Caviar And Meths' - stanowiły jeszcze plon współpracy Downinga i Hilla z poprzednim wokalistą Alanem Atkinsem.
Spory wkład w ostateczny kształt umieszczonych na płycie utworów miał gitarzysta, Glenn Tipton - świeży nabytek grupy. Jego udział jako drugiego gitarzysty miał wzmocnić i wzbogacić brzmienie na tym albumie, ale czy to się udało? Patrząc z perspektywy czasu na te utwory grane na średnich tempach, o rwanych riffach i dużej ilości niezagospodarowanej przestrzeni w obrębie poszczególnych kompozycji, to nie do końca wytrzymały one próbę czasu. Dotyczy to zwłaszcza 'Rocka Rolla', 'Cheater' czy 'Never Satisfied', w którym co prawda zakończenie jest znakomite i mnie zapadło w pamięć najbardziej chyba ze wszystkiego, co Judas Priest przedstawił na tej płycie. 'One For The Road' wypada bardzo przyzwoicie zwiastując coś dobrego na przyszłość, wtedy jeszcze dla zespołu bardzo nieokreśloną. 'Dying To Meet You' składający się jakby z dwóch odrębnych części, nagradza cierpliwość słuchacza dopiero w tej drugiej, ale w sumie jest też tylko przeciętną, wczesno metalową kompozycją. 'Winter' z przyległościami to typowy produkt tamtej epoki - wyrastający nieco z doświadczeń wczesnego UFO. Kompozycja niby złożona, ale jednak nieuporządkowana. Momentami frapuje, a momentami odrzuca. Niefortunna to raczej próba wkroczenia na ścieżki art rocka. Inaczej sprawa wygląda z 'Run To The Mill'. Zazwyczaj się tego utworu nie docenia, a szkoda. Długa, łagodna, a przecież równocześnie pełna wewnętrznej siły kompozycja z klawiszowymi ozdobnikami Tiptona i doskonałym śpiewem Halforda podnosi wartość tego albumu.
Cała płyta jest w zasadzie wewnętrznie niespójna. Podkreślam – niespójna, a nie zróżnicowana. Doskonałe i żenująco słabe fragmenty przeplatają się nieustannie nasuwając nieodparte wrażenie pośpiechu i niedopracowania zamieszczonego materiału. Wszystko niby poprawne, gitary, sekcja rytmiczna i wyeksponowany wokal Halforda, ale czy do końca przekonywujące? Ubogo ten album wygląda przy pochodzących z tego okresu płytach Wielkiej Trójki czy wysmakowanych kompozycyjnie dokonaniach art rockowych formacji. Heavy metal rodził się jednak dopiero i aby zostać dostrzeżonym musiał przejść jeszcze stosunkowo długą drogę. Debiut Judas Priest pozostał prawie niezauważony przez rockową publiczność. Na szczęście zespół nie poddał się i nie stał kolejną zapomnianą kapelą z zamierzchłej przeszłości.
Do "Painkillera" droga była jednak jeszcze bardzo daleka...
Spory wkład w ostateczny kształt umieszczonych na płycie utworów miał gitarzysta, Glenn Tipton - świeży nabytek grupy. Jego udział jako drugiego gitarzysty miał wzmocnić i wzbogacić brzmienie na tym albumie, ale czy to się udało? Patrząc z perspektywy czasu na te utwory grane na średnich tempach, o rwanych riffach i dużej ilości niezagospodarowanej przestrzeni w obrębie poszczególnych kompozycji, to nie do końca wytrzymały one próbę czasu. Dotyczy to zwłaszcza 'Rocka Rolla', 'Cheater' czy 'Never Satisfied', w którym co prawda zakończenie jest znakomite i mnie zapadło w pamięć najbardziej chyba ze wszystkiego, co Judas Priest przedstawił na tej płycie. 'One For The Road' wypada bardzo przyzwoicie zwiastując coś dobrego na przyszłość, wtedy jeszcze dla zespołu bardzo nieokreśloną. 'Dying To Meet You' składający się jakby z dwóch odrębnych części, nagradza cierpliwość słuchacza dopiero w tej drugiej, ale w sumie jest też tylko przeciętną, wczesno metalową kompozycją. 'Winter' z przyległościami to typowy produkt tamtej epoki - wyrastający nieco z doświadczeń wczesnego UFO. Kompozycja niby złożona, ale jednak nieuporządkowana. Momentami frapuje, a momentami odrzuca. Niefortunna to raczej próba wkroczenia na ścieżki art rocka. Inaczej sprawa wygląda z 'Run To The Mill'. Zazwyczaj się tego utworu nie docenia, a szkoda. Długa, łagodna, a przecież równocześnie pełna wewnętrznej siły kompozycja z klawiszowymi ozdobnikami Tiptona i doskonałym śpiewem Halforda podnosi wartość tego albumu.
Cała płyta jest w zasadzie wewnętrznie niespójna. Podkreślam – niespójna, a nie zróżnicowana. Doskonałe i żenująco słabe fragmenty przeplatają się nieustannie nasuwając nieodparte wrażenie pośpiechu i niedopracowania zamieszczonego materiału. Wszystko niby poprawne, gitary, sekcja rytmiczna i wyeksponowany wokal Halforda, ale czy do końca przekonywujące? Ubogo ten album wygląda przy pochodzących z tego okresu płytach Wielkiej Trójki czy wysmakowanych kompozycyjnie dokonaniach art rockowych formacji. Heavy metal rodził się jednak dopiero i aby zostać dostrzeżonym musiał przejść jeszcze stosunkowo długą drogę. Debiut Judas Priest pozostał prawie niezauważony przez rockową publiczność. Na szczęście zespół nie poddał się i nie stał kolejną zapomnianą kapelą z zamierzchłej przeszłości.
Do "Painkillera" droga była jednak jeszcze bardzo daleka...
Ocena: 6/10
3.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"