23.06.2018, 17:54:32
Lonewolf - The Dark Crusade (2009)
Tracklista:
1. Dragons of the Night 01:16
2. Viktoria 05:11
3. Legacy of the Wild 05:24
4. The Dark Crusade 04:15
5. Hail Victory 07:15
6. Warrior Priest 03:53
7. The Wolf Division 03:59
8. Heathen Horde 05:47
9. Words of the Witch 05:12
10. Winter Farewell 03:53
11. The Hour Zero 10:55
Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew
Damien Capolongo - gitara
Alex Hilbert - bas
Antoine Bussière - perkusja
Ocena: 8.6/10
13.11.2009
Tracklista:
1. Dragons of the Night 01:16
2. Viktoria 05:11
3. Legacy of the Wild 05:24
4. The Dark Crusade 04:15
5. Hail Victory 07:15
6. Warrior Priest 03:53
7. The Wolf Division 03:59
8. Heathen Horde 05:47
9. Words of the Witch 05:12
10. Winter Farewell 03:53
11. The Hour Zero 10:55
Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew
Damien Capolongo - gitara
Alex Hilbert - bas
Antoine Bussière - perkusja
Francja, jako kraj w melodyjnych odmianach metalu wysublimowany, klasycznym heavy metalem w true odmianie nie stoi. Wśród nielicznych, wartych uwagi zespołów jest od kilku lat LONEWOLF, który radośnie czerpie ze stylistyki niemieckiej i wychodzi mu to dobrze, a nawet coraz lepiej. Najbliżej mu ostatnio do RUNNING WILD i to dobrze, bo kasparkowego metalu brakuje.
Płyta "The Dark Crusade" wydana w listopadzie przez Karthago Records, pokazuje, że jeszcze można z tych wyeksploatowanych zdawałoby się do cna riffów i motywów sklecić zgrabne, choć wtórne kawałki i Francuzom takich na tym LP udało się sporo umieścić.
Intro jak intro, ale "Victoria" jest znakomity po prostu. To najlepszy RUNNING WILD od lat - szybki, piracko brzmiący, z fajnymi chórkami, przywołującymi na myśl to, co Niemcy przez lata robili, także w chwytliwym motywie gitarowym, jaki się tu pojawia co jakiś czas. Inna sprawa, że wokalnie bliżej tu do bandów pokroju GRAVE DIGGER, brzmieniowo poniekąd też i to jest w sumie na całej płycie bardziej kwadratowe granie niż kasparkowe. Tyle, że jak tu się nie ucieszyć, gdy się usłyszy taki motyw, jak w "Legacy Of The Wild". No to jest po prostu to, czego brakowało od lat - running wild pirate metal.
Klon? Owszem, ale słucha się świetnie. No i do tego perkusja, żywa, mocna jak te chłopy z morskich i rycerskich opowieści. Szczęk oręża czy co to tam jest na początku "The Dark Crusade" i zabawa zaczyna się od nowa w szybszym, niemal speed metalowym, tempie. No i solo tu jest doprawdy bardzo dobre, jakby z innej bajki. No dają czadu i jest chęć chwycić za kordelas, muszkiet i co tam jeszcze jest pod ręką. Drugie solo to czysty RW i jest odegrane kapitalnie. Bitwy ciąg dalszy w "Hail Victory", tu jednak w spokojnej kompozycji, z wykorzystaniem gitary akustycznej, żołnierze już są strudzeni bojem. Maszerują w kierunku zasnutego dymami pola bitwy ku zwycięstwu i ten utwór też jest zrobiony bardzo dobrze, z nastawieniem na klimat. Także ten riff heavy powerowy, grany tu niezbyt szybko, jest znakomity. Pewne fragmenty wokalnie może nie są najwyższej marki, ale chórki wyborne i gitara, która w ich tle się pojawia. Znacznie krótszy "Warrior Priest", opatrzony mocnym basem i ostrymi ciętymi riffami, surowszy i jednak słabszy, tu Kasparka mniej, więcej grania w stylu Kopaczy i jakoś to zbyt kanciaste wyszło w przeciwieństwie do potoczystego, szybkiego "The Wolf Division", gdzie jakieś echa SABATON są nawet, ale i specyficznej runningowej rytmiki też nie brakuje.
Wciąż ten RUNNING WILD... i dobrze. W "Heathen Horde" też, z cechami celtyckiego folka i kolejną beczką rumu i fajnie się słucha, jak Francuzi tu powiewają kolejną flagą. Jedynie przydałby się jakiś jeszcze bardziej chwytliwy refren, bo ten, który dali, mało zgrabny do tego znakomitego motywu głównego. Część instrumentalna wyborna. No trzeba pochwalić gitarową solową robotę na tym albumie. Wolniej, nieco ciężej i ostrzej w "Words Of The Witch" z doskonałą gitarą w tle, a ten motyw bardzo podobny już był w Kasparkowej Bitwie Pod Waterloo... albo gdzieś indziej... tak jak i to, co grają w najszybszym na tym LP "Winter Farewell", nośnym i pełnym energii.
Na koniec LONEWOLF mierzy się z formą rozbudowaną i 10 minut grania w "The Hour Zero" to i ładny, intrygujący, spokojny epicki wstęp i galopada w części drugiej, z nawołującą do boju gitarą oraz bardzo dobre solo, snujące ciąg dalszy opowieści, która jednak, mimo wszystko, by mogła być nieco krótsza. Czeka się tu na jakieś niezwykle, zaskakujące rozwinięcie, ale tego jednak nie ma.
Jasne, że RUNNING WILD to zespół w te klocki lepszy, a Kasparek lepiej nie umie śpiewać od Jensa Börnera.
Co z tego, takiej muzyki nigdy nie za wiele i jest to pierwszy album LONEWOLF, który nie razi monotonią i zawiera tyle fajnych motywów i momentów, oraz który jest tak pewnie zagrany.
Nie jest to LP, który mógłby konkurować z klasykami RUNNING WILD, ale na pewno lepszy od tego, co większości Niemcy proponowali w stuleciu bieżącym. Trzeba też pamiętać, że Francuzi jednak tu też zagrali ciężej i w znacznej mierze mamy do czynienia z soundem heavy powerowym, ryczącą gitarą i momentami bardzo głośną sekcja rytmiczną.
Jest huk armat, powiewają sztandary, jest stal, ogień i honor.
Płyta "The Dark Crusade" wydana w listopadzie przez Karthago Records, pokazuje, że jeszcze można z tych wyeksploatowanych zdawałoby się do cna riffów i motywów sklecić zgrabne, choć wtórne kawałki i Francuzom takich na tym LP udało się sporo umieścić.
Intro jak intro, ale "Victoria" jest znakomity po prostu. To najlepszy RUNNING WILD od lat - szybki, piracko brzmiący, z fajnymi chórkami, przywołującymi na myśl to, co Niemcy przez lata robili, także w chwytliwym motywie gitarowym, jaki się tu pojawia co jakiś czas. Inna sprawa, że wokalnie bliżej tu do bandów pokroju GRAVE DIGGER, brzmieniowo poniekąd też i to jest w sumie na całej płycie bardziej kwadratowe granie niż kasparkowe. Tyle, że jak tu się nie ucieszyć, gdy się usłyszy taki motyw, jak w "Legacy Of The Wild". No to jest po prostu to, czego brakowało od lat - running wild pirate metal.
Klon? Owszem, ale słucha się świetnie. No i do tego perkusja, żywa, mocna jak te chłopy z morskich i rycerskich opowieści. Szczęk oręża czy co to tam jest na początku "The Dark Crusade" i zabawa zaczyna się od nowa w szybszym, niemal speed metalowym, tempie. No i solo tu jest doprawdy bardzo dobre, jakby z innej bajki. No dają czadu i jest chęć chwycić za kordelas, muszkiet i co tam jeszcze jest pod ręką. Drugie solo to czysty RW i jest odegrane kapitalnie. Bitwy ciąg dalszy w "Hail Victory", tu jednak w spokojnej kompozycji, z wykorzystaniem gitary akustycznej, żołnierze już są strudzeni bojem. Maszerują w kierunku zasnutego dymami pola bitwy ku zwycięstwu i ten utwór też jest zrobiony bardzo dobrze, z nastawieniem na klimat. Także ten riff heavy powerowy, grany tu niezbyt szybko, jest znakomity. Pewne fragmenty wokalnie może nie są najwyższej marki, ale chórki wyborne i gitara, która w ich tle się pojawia. Znacznie krótszy "Warrior Priest", opatrzony mocnym basem i ostrymi ciętymi riffami, surowszy i jednak słabszy, tu Kasparka mniej, więcej grania w stylu Kopaczy i jakoś to zbyt kanciaste wyszło w przeciwieństwie do potoczystego, szybkiego "The Wolf Division", gdzie jakieś echa SABATON są nawet, ale i specyficznej runningowej rytmiki też nie brakuje.
Wciąż ten RUNNING WILD... i dobrze. W "Heathen Horde" też, z cechami celtyckiego folka i kolejną beczką rumu i fajnie się słucha, jak Francuzi tu powiewają kolejną flagą. Jedynie przydałby się jakiś jeszcze bardziej chwytliwy refren, bo ten, który dali, mało zgrabny do tego znakomitego motywu głównego. Część instrumentalna wyborna. No trzeba pochwalić gitarową solową robotę na tym albumie. Wolniej, nieco ciężej i ostrzej w "Words Of The Witch" z doskonałą gitarą w tle, a ten motyw bardzo podobny już był w Kasparkowej Bitwie Pod Waterloo... albo gdzieś indziej... tak jak i to, co grają w najszybszym na tym LP "Winter Farewell", nośnym i pełnym energii.
Na koniec LONEWOLF mierzy się z formą rozbudowaną i 10 minut grania w "The Hour Zero" to i ładny, intrygujący, spokojny epicki wstęp i galopada w części drugiej, z nawołującą do boju gitarą oraz bardzo dobre solo, snujące ciąg dalszy opowieści, która jednak, mimo wszystko, by mogła być nieco krótsza. Czeka się tu na jakieś niezwykle, zaskakujące rozwinięcie, ale tego jednak nie ma.
Jasne, że RUNNING WILD to zespół w te klocki lepszy, a Kasparek lepiej nie umie śpiewać od Jensa Börnera.
Co z tego, takiej muzyki nigdy nie za wiele i jest to pierwszy album LONEWOLF, który nie razi monotonią i zawiera tyle fajnych motywów i momentów, oraz który jest tak pewnie zagrany.
Nie jest to LP, który mógłby konkurować z klasykami RUNNING WILD, ale na pewno lepszy od tego, co większości Niemcy proponowali w stuleciu bieżącym. Trzeba też pamiętać, że Francuzi jednak tu też zagrali ciężej i w znacznej mierze mamy do czynienia z soundem heavy powerowym, ryczącą gitarą i momentami bardzo głośną sekcja rytmiczną.
Jest huk armat, powiewają sztandary, jest stal, ogień i honor.
Ocena: 8.6/10
13.11.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"