23.06.2018, 17:58:30
Lord Vicar - Fear No Pain (2008)
Tracklista:
1. Down the Nails (08:00)
2. Pillars Under Water (05:06)
3. Born of a Jackal (07:21)
4. The Last of the Templars (08:51)
5. The Spartan (10:36)
6. A Man Called Horse (10:04)
7. The Funeral Pyre (14:25)
Rok wydania: 2008
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Chritus (Christian Lindersson) - śpiew
Peter Inverted - gitara
Jussi "Iron Hammer" Myllykoski - bas
Gareth Millsted - perkusja
Ocena: 7/10
8.11.2008
Tracklista:
1. Down the Nails (08:00)
2. Pillars Under Water (05:06)
3. Born of a Jackal (07:21)
4. The Last of the Templars (08:51)
5. The Spartan (10:36)
6. A Man Called Horse (10:04)
7. The Funeral Pyre (14:25)
Rok wydania: 2008
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Chritus (Christian Lindersson) - śpiew
Peter Inverted - gitara
Jussi "Iron Hammer" Myllykoski - bas
Gareth Millsted - perkusja
Pierwszy album zespołu stworzonego przez byłego gitarzystę REVEREND BIZARRE Inverteda ze słynnym z COUNT RAVEN wokalistą Christianem Linderssonem miał być sporym wydarzeniem. Wydany został przez niemiecką wytwórnię The Church Within Records w listopadzie.
Oczekiwałem zarówno pewnej kontynuacji stylu REVEREND BIZARRE, jak i znaczącego wkładu samego Linderssona w stworzenie atrakcyjnego tradycyjnego albumu doom metalowego w skandynawskim stylu. Niestety wokalnie Lindersson nie błyszczy. Momentami wchodzi w tony płaczliwie pobekujące, czego się po nim nie spodziewałem. Wypada gorzej niż w COUNT RAVEN, wypada też gorzej niż w SAINT VITUS. Ja rozumiem, że trudno to porównywać, bo minęło prawie 20 lat, ale tu jakby zatracił swoje główne walory, czyli Ozzopodobność na poziomie oraz jakąś zadziorność, którą niewątpliwie posiadał. Z drugiej jednak strony, jak można ubarwić absolutnie przeciętny "Down the Nails", oparty na jednym riffie średniej jakości...
"Pillars Under Water" ma zapewne rozwiać nieco senną atmosferę i w miarę się to udaje, dzięki nawiązaniu do wczesnego COUNT RAVEN. Nieco szybciej i zaraz weselej. Nieco więcej gitarowych zagrywek Vicara i zaraz ciekawiej. "Born of a Jackal" po krótkim akustycznym intro to znów najbardziej tradycyjny z tradycyjnych doomowych numer, ale w przeciwieństwie do otwieracza, jest wyraźnie nastawiony na melodię, całkiem udaną, nie powiem. "The Last of the Templars" to próba zagrania epic doom bez wszechobecnych odniesień do Count Raven/St.Vitus. Tu niestety nawalił wokalnie Lindersson - jego głos się do takich rzeczy zresztą nie nadaje. Ponadto w tej kompozycji nie ma konkretnego rozwinięcia i w sumie mógłby się ten utwór skończyć w połowie.
Druga część płyty to trzy doom metalowe kolosy. To jak wiadomo próba ognia.
"The Spartan" też w zamyśle epicki jakoś tego warunku nie spełnia. Nudzi, od połowy już szczególnie. Jest rozciągnięty bez żadnego uzasadnienia. Na szczęście nie tyczy się to żywszego i umiejętnie rozplanowanego "A Man Called Horse". Tu 10 minut mija przy potężnych riffach w partiach wolnych i rytmicznych zagrywkach w średnich tempach. To najbardziej udany utwór na tym LP. Pięknie akustycznie zaczyna się "The Funeral Pyre" i znakomicie się go słucha do połowy, melodia bardzo dobra i wyeksponowana przez niezbyt ciężką tu gitarę. Świetne solo Vicara. Od połowy jednak ponownie jakby brak pomysłu na rozwinięcie. Końcówka niestety słaba i Lindersson mógł sobie ten popis wokalny darować.
Płyta trwa 75 minut i odnoszę wrażenie, że chcieli zapełnić cały audio CD na siłę. Niepotrzebnie. Gdyby płyta była krótsza nic by nie straciła. Wręcz przeciwnie, zyskałaby na atrakcyjności, a dłużyzny nie przesłaniały by tych efektownych i udanych fragmentów. Album ma bardzo dobre brzmienie: mięsiste, ale nie surowe, świetnie ustawiona jest perkusja i wokal w sam raz - ani za głośny, ani schowany.
Ogólnie trochę COUNT RAVEN, trochę SAINT VITUS, trochę REVEREND BIZARRE... wyszło prawie dobrze.
Mało. Wiem. Tradycyjny doom metal nie może jednak bazować wyłącznie na dostojnym riffowaniu. Więcej melodii, więcej klimatu, więcej zwolnień i chwytających za serce gitarowych solówek.
Raczej czuję się zawiedziony powszedniością tego LP, nagranego przez tak uznanych muzyków.
"Pillars Under Water" ma zapewne rozwiać nieco senną atmosferę i w miarę się to udaje, dzięki nawiązaniu do wczesnego COUNT RAVEN. Nieco szybciej i zaraz weselej. Nieco więcej gitarowych zagrywek Vicara i zaraz ciekawiej. "Born of a Jackal" po krótkim akustycznym intro to znów najbardziej tradycyjny z tradycyjnych doomowych numer, ale w przeciwieństwie do otwieracza, jest wyraźnie nastawiony na melodię, całkiem udaną, nie powiem. "The Last of the Templars" to próba zagrania epic doom bez wszechobecnych odniesień do Count Raven/St.Vitus. Tu niestety nawalił wokalnie Lindersson - jego głos się do takich rzeczy zresztą nie nadaje. Ponadto w tej kompozycji nie ma konkretnego rozwinięcia i w sumie mógłby się ten utwór skończyć w połowie.
Druga część płyty to trzy doom metalowe kolosy. To jak wiadomo próba ognia.
"The Spartan" też w zamyśle epicki jakoś tego warunku nie spełnia. Nudzi, od połowy już szczególnie. Jest rozciągnięty bez żadnego uzasadnienia. Na szczęście nie tyczy się to żywszego i umiejętnie rozplanowanego "A Man Called Horse". Tu 10 minut mija przy potężnych riffach w partiach wolnych i rytmicznych zagrywkach w średnich tempach. To najbardziej udany utwór na tym LP. Pięknie akustycznie zaczyna się "The Funeral Pyre" i znakomicie się go słucha do połowy, melodia bardzo dobra i wyeksponowana przez niezbyt ciężką tu gitarę. Świetne solo Vicara. Od połowy jednak ponownie jakby brak pomysłu na rozwinięcie. Końcówka niestety słaba i Lindersson mógł sobie ten popis wokalny darować.
Płyta trwa 75 minut i odnoszę wrażenie, że chcieli zapełnić cały audio CD na siłę. Niepotrzebnie. Gdyby płyta była krótsza nic by nie straciła. Wręcz przeciwnie, zyskałaby na atrakcyjności, a dłużyzny nie przesłaniały by tych efektownych i udanych fragmentów. Album ma bardzo dobre brzmienie: mięsiste, ale nie surowe, świetnie ustawiona jest perkusja i wokal w sam raz - ani za głośny, ani schowany.
Ogólnie trochę COUNT RAVEN, trochę SAINT VITUS, trochę REVEREND BIZARRE... wyszło prawie dobrze.
Mało. Wiem. Tradycyjny doom metal nie może jednak bazować wyłącznie na dostojnym riffowaniu. Więcej melodii, więcej klimatu, więcej zwolnień i chwytających za serce gitarowych solówek.
Raczej czuję się zawiedziony powszedniością tego LP, nagranego przez tak uznanych muzyków.
Ocena: 7/10
8.11.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"