23.06.2018, 18:29:07
Majestic - Trinity Overture (2000)
Tracklista:
1. Entering The Arena 02:11
2. Voodoo Treasure 06:22
3. The Rapture Of Canaan 04:24
4. I’ll Shoot The Moon 04:50
5. Resurrection 04:14
6. Curtain Of Fire 05:24
7. The Breath Of Horus 06:32
8. Approaching The Storm 05:54
9. Confusicus 04:24
10. Trinity Overture 07:00
Rok wydania: 2000
Gatunek: Neoclassical Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Apollo Papathanasio - śpiew
Magnus Nordh - gitara
Martin Wezowski - bas
Peter Wildoer - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
Ocena: 9.5/10
17.04.2008
Tracklista:
1. Entering The Arena 02:11
2. Voodoo Treasure 06:22
3. The Rapture Of Canaan 04:24
4. I’ll Shoot The Moon 04:50
5. Resurrection 04:14
6. Curtain Of Fire 05:24
7. The Breath Of Horus 06:32
8. Approaching The Storm 05:54
9. Confusicus 04:24
10. Trinity Overture 07:00
Rok wydania: 2000
Gatunek: Neoclassical Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Apollo Papathanasio - śpiew
Magnus Nordh - gitara
Martin Wezowski - bas
Peter Wildoer - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
Wkrótce po wydaniu znakomitego debiutu "Abstract Symphony" doszło w zespole do rozłamu i część członków grupy z Blumem i Espinozą odeszła, aby założyć REPTILIAN. Lider zdołał jednak utrzymać kontrakt z Massacre Records i druga płyta ukazała się nakładem Massacre Records w maju 2000.
Przed Anderssonem pojawił się problem uzupełnienia składu i trzeba przyznać, że ci, którzy się w MAJESTIC pojawili, spełnili oczekiwania z nawiązką.
Andersson miał w tym czasie jasno określoną wizję tego, co chce zaprezentować i jacy aktorzy są mu niezbędni, ale na tym LP musiał się podzielić pierwszoplanową rolą z boskim Apollo. Gdyby prześledzić wszystkie popisy wokalne Greka na albumach różnych zespołów, w których występował, to ten występ jest moim zdaniem najbardziej udany. Mamy do czynienia z płytą, której osią są nieustanne dialogi Apollo z progresywnie użytymi klawiszami Anderssona, zmasowanymi, wypełniającymi poszczególne utwory długimi solami i poniekąd, zastępującymi w wielu momentach gitarę. Nie jest to album gitarowy i Nordh jest tu na planie dalszym, gdy jednak dochodzi do głosu w nielicznych solach to słyszymy kolejnego mistrza. Nie jest to neoklasyczny wymiatacz w rodzaju Malmsteena, nie epatuje też karkołomnymi zagraniami. Wnosi jednak tu całkiem nowy w tym rodzaju grania element niemal jazz rockowy, słyszalny w solówkach, który stanowi bardzo ciekawe urozmaicenie całości. Dodaje to muzyce elementu progresywnego i raczej trudno szukać podobnych rzeczy w późniejszym dorobku neoklasycznego metalu. Dyskretna, niegłośna sekcja rytmiczna to tylko tło dla dwóch niepodzielnie rządzących tu Mistrzów.
Z tego opisu wyłania się obraz płyty trudnej, progresywnej i elitarnej.
Tak w rzeczywistości nie jest. Album jest wypełniony muzyką ciepłą i niezwykle melodyjną, gdzie eleganckie melodie w zwrotkach przeplatają się z pięknymi chwytliwymi refrenami w neoklasycznej manierze, często trudnymi wykonawczo dla wokalisty i tym większe brawa dla Papathanasio. Kunsztowne wokale w "Voodoo Treasure" już na początku płyty są tego przykładem. Jeśli kolejny "The Rapture Of Canaan" jest lekko mdły i pastelowy w konwencji melodic metal, to już wszystko co mamy potem stanowi szczyt osiągnięć metalu neoklasycznego w melodyjnej, ale progresywnej odmianie. MAJESTIC nie gra szybko, dominują tempa średnie i kompozycje są bardzo rytmicznie wyraziste, toczą się miarowo i są wycyzelowane w najdrobniejszych szczegółach, jak "I’ll Shoot The Moon" gdzie nieco więcej gitary i dla upiększenia całości niezwykłej urody wielogłosowe harmonie wokalnie w chórkach refrenu. "Resurrection" jest łagodny i kołyszący, z echami tego, co czasem Coverdale próbował przemycać na wczesnych albumach WHITESNAKE. "Curtain Of Fire" dla kontrastu żywy i galopujący, z bardzo skomplikowanymi partiami wokalnymi i frapującą częścią symfoniczną zrobioną w podręcznikowo neoklasycznym stylu. "The Breath Of Horus" toczy się dostojnie i majestatycznie, przypominając epickie nagrania Malmsteena w klimacie i podobne utwory ARTENSION czy RING OF FIRE, w wykorzystaniu instrumentów klawiszowych. Klawisze obudowują też szybszy "Approaching The Storm", nieco mniej jest ich typowo melodic metalowym "Confusicus". Typowo, ale tylko w samej konstrukcji i charakterze ciepłej melodii, bo poziom wykonania jest dla większości zespołów parających się takim graniem niedostępny. Na sam koniec nieco więcej gitarowego, heavy metalowego grania w "Trinity Overture", przy czym wszelkie kanony tej płyty zostały tu zachowane. Siedem minut przykładu nienagannej współpracy wokalisty, klawiszowca i gitarzysty, oraz śmielsza i mocniej wyeksponowana sekcja rytmiczna.
Andersson miał w tym czasie jasno określoną wizję tego, co chce zaprezentować i jacy aktorzy są mu niezbędni, ale na tym LP musiał się podzielić pierwszoplanową rolą z boskim Apollo. Gdyby prześledzić wszystkie popisy wokalne Greka na albumach różnych zespołów, w których występował, to ten występ jest moim zdaniem najbardziej udany. Mamy do czynienia z płytą, której osią są nieustanne dialogi Apollo z progresywnie użytymi klawiszami Anderssona, zmasowanymi, wypełniającymi poszczególne utwory długimi solami i poniekąd, zastępującymi w wielu momentach gitarę. Nie jest to album gitarowy i Nordh jest tu na planie dalszym, gdy jednak dochodzi do głosu w nielicznych solach to słyszymy kolejnego mistrza. Nie jest to neoklasyczny wymiatacz w rodzaju Malmsteena, nie epatuje też karkołomnymi zagraniami. Wnosi jednak tu całkiem nowy w tym rodzaju grania element niemal jazz rockowy, słyszalny w solówkach, który stanowi bardzo ciekawe urozmaicenie całości. Dodaje to muzyce elementu progresywnego i raczej trudno szukać podobnych rzeczy w późniejszym dorobku neoklasycznego metalu. Dyskretna, niegłośna sekcja rytmiczna to tylko tło dla dwóch niepodzielnie rządzących tu Mistrzów.
Z tego opisu wyłania się obraz płyty trudnej, progresywnej i elitarnej.
Tak w rzeczywistości nie jest. Album jest wypełniony muzyką ciepłą i niezwykle melodyjną, gdzie eleganckie melodie w zwrotkach przeplatają się z pięknymi chwytliwymi refrenami w neoklasycznej manierze, często trudnymi wykonawczo dla wokalisty i tym większe brawa dla Papathanasio. Kunsztowne wokale w "Voodoo Treasure" już na początku płyty są tego przykładem. Jeśli kolejny "The Rapture Of Canaan" jest lekko mdły i pastelowy w konwencji melodic metal, to już wszystko co mamy potem stanowi szczyt osiągnięć metalu neoklasycznego w melodyjnej, ale progresywnej odmianie. MAJESTIC nie gra szybko, dominują tempa średnie i kompozycje są bardzo rytmicznie wyraziste, toczą się miarowo i są wycyzelowane w najdrobniejszych szczegółach, jak "I’ll Shoot The Moon" gdzie nieco więcej gitary i dla upiększenia całości niezwykłej urody wielogłosowe harmonie wokalnie w chórkach refrenu. "Resurrection" jest łagodny i kołyszący, z echami tego, co czasem Coverdale próbował przemycać na wczesnych albumach WHITESNAKE. "Curtain Of Fire" dla kontrastu żywy i galopujący, z bardzo skomplikowanymi partiami wokalnymi i frapującą częścią symfoniczną zrobioną w podręcznikowo neoklasycznym stylu. "The Breath Of Horus" toczy się dostojnie i majestatycznie, przypominając epickie nagrania Malmsteena w klimacie i podobne utwory ARTENSION czy RING OF FIRE, w wykorzystaniu instrumentów klawiszowych. Klawisze obudowują też szybszy "Approaching The Storm", nieco mniej jest ich typowo melodic metalowym "Confusicus". Typowo, ale tylko w samej konstrukcji i charakterze ciepłej melodii, bo poziom wykonania jest dla większości zespołów parających się takim graniem niedostępny. Na sam koniec nieco więcej gitarowego, heavy metalowego grania w "Trinity Overture", przy czym wszelkie kanony tej płyty zostały tu zachowane. Siedem minut przykładu nienagannej współpracy wokalisty, klawiszowca i gitarzysty, oraz śmielsza i mocniej wyeksponowana sekcja rytmiczna.
Płyta oprócz nienagannego wykonania charakteryzuje się idealnie dobranym do charakteru muzyki brzmieniem, które może nie jest szczytem możliwości produkcyjnych w roku 2000, ale w pełni oddaje ideę pokazania muzyki ciepłej, a zarazem wysmakowanej i eleganckiej i pozbawionej brutalności, ostrości i chłodu.
Album jest szczytowym osiągnięciem skandynawskiej szkoły neoklasycznego grania, niestety także ostatnim albumem MAJESTIC.
Po nagraniu tego LP Andersson zreformował zespół przekształcając go w TIME REQUIEM, gdzie element progresywny wysunął się bardziej na pierwszy plan.
Album jest szczytowym osiągnięciem skandynawskiej szkoły neoklasycznego grania, niestety także ostatnim albumem MAJESTIC.
Po nagraniu tego LP Andersson zreformował zespół przekształcając go w TIME REQUIEM, gdzie element progresywny wysunął się bardziej na pierwszy plan.
Ocena: 9.5/10
17.04.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"