24.06.2018, 07:20:54
Motörhead - Another Perfect Day (1983)
Tracklista:
1. Back At The Funny Farm 04:12
2. Shine 03:10
3. Dancing On Your Grave 04:27
4. Rock It 03:55
5. One Track Mind 05:54
6. Another Perfect Day 05:26
7. Marching Off To War 04:10
8. I Got Mine 05:21
9. Tales Of Glory 02:54
10. Die You Bastard 04:33
Rok wydania: 1983
Gatunek: Heavy Metal/Rock 'N' Roll
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ian "Lemmy" Kilmister - śpiew, gitara basowa
Brian Robertson - gitara
Phil "Philthy Animal" Taylor - perkusja
Ocena: 9/10
9.09.2007
Tracklista:
1. Back At The Funny Farm 04:12
2. Shine 03:10
3. Dancing On Your Grave 04:27
4. Rock It 03:55
5. One Track Mind 05:54
6. Another Perfect Day 05:26
7. Marching Off To War 04:10
8. I Got Mine 05:21
9. Tales Of Glory 02:54
10. Die You Bastard 04:33
Rok wydania: 1983
Gatunek: Heavy Metal/Rock 'N' Roll
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ian "Lemmy" Kilmister - śpiew, gitara basowa
Brian Robertson - gitara
Phil "Philthy Animal" Taylor - perkusja
Gdy z zespołu odszedł Clarke, w niedługim czasie zastąpił go inny, znany i uznany w tym czasie gitarzysta Brian Robertson, poprzednio występujący w THIN LIZZY i własnym zespole WILD HORSES. Do tej pory pełnił on funkcję tego pana od melodii, teraz zaś przyszło mu się zmierzyć z prostym i momentami skrajnie prymitywnym graniem motocyklowych rokendrolowców. Choć zazwyczaj wszystkie kompozycje na albumach MOTORHEAD podpisane były nazwiskami wszystkich członków grupy to zawsze ten kierunek muzyczny wytyczał jednak Lemmy. Teraz po raz pierwszy przyszło mu nagrać album będący wypadkową własnej wizji i muzycznych upodobań Robertsona, zakorzenionych w bluesie, rocku klasycznym i brytyjskiej hard rockowej tradycji lat 70tych.
Ta płyta, wydana przez Bronze Records w czerwcu 1983, jest inna niż poprzednie, choć to nadal MOTORHEAD.
Ta płyta, wydana przez Bronze Records w czerwcu 1983, jest inna niż poprzednie, choć to nadal MOTORHEAD.
Brutalna, rokendrolowa agresja oparta czasem na punkowej manierze ustąpiła tu miejsca melodiom wysublimowanym, dużo spokojniejszym i zagranym wolniej oraz z dużą dbałością o szczegóły. Po raz pierwszy Kilmister został lekko zepchnięty na dalszy plan, bardziej wtopiony w sekcję rytmiczną i po raz pierwszy MOTORHEAD nagrał płytę gitarową, i to gitarową w sensie wykorzystania tego instrumentu nie tylko jako emitera metalowej energii.
Robertson zagrał tu bardzo transowo, wielokrotnie powtarzając te same riffy, czasem bez zmian, czasem w zmieniających się konfiguracjach, ale zawsze te kompozycje opierały się na melodiach bardzo prostych pod względem formalnym, ale wycyzelowanych w szczegółach. To, co cechowało MOTORHEAD wcześniej, czyli to bałaganiarstwo i niechlujstwo ustąpiło miejsca misternym splotom riffów, tworzących kompozycje o zastanawiającej sile oddziaływania i klimacie. Robertson pozostawia tu jedynie miejsce na wokalne zaistnienie Kilmistera, przy czym zmusza go do śpiewania, prawdziwego śpiewania. Ciekawe, że Lemmy z tym zadaniem sprawił się bardzo dobrze, pozostając sobą, ale bez tego wulgarnego artykułowania, jakie cechowało go na płytach wcześniejszych. "Back At The Funny Farm" jako otwieracz jest doskonałym przykładem głównej zawartości albumu. Średnie tempo, rytmiczność, trochę smutna melodia i ten nieuchwytny element desperacji, jakiego nigdy wcześniej na płytach MOTORHEAD nie było. Ukoronowaniem i najdoskonalszym wyrażeniem tego nieco dziwnego mariażu dwóch wizji metalowego grania jest "Shine". Kompozycja w cudowny sposób łączy rokendrolowy charakter grania MOTORHEAD z elegancją brytyjskiego podejścia do hard rockowego grania. Perła w koronie nagrań MOTORHEAD, szkoda tylko, że zazwyczaj pomijana na koncertach... jak cała ta płyta w zasadzie.
"Dancing On Your Grave" jaklo smutna melodyjna kompozycja jakoś zachwytu nie wzbudza, może z powodu takiego niezbyt dopasowanego refrenu. "Rock It" to ugrzeczniona i bardzo poprawna wersja agresywnych, podobnych kawałków z lat wcześniejszych, brak tu jednak tego fajerwerku i snopa iskier, jaki podobne semi rock'n'rolle rozsiewały wcześniej.
Potem jednak album już do końca wypełniają kompozycje wspaniałe, po części monumentalne i transowe jak ponury "One Track Mind", czy epicki w swej wymowie "Marching Off To War". Tu ujawnia się kunszt Robertsona jako gitarzysty, który momentami po prostu hipnotyzuje i czaruje, także w wystudiowanych solach. "Another Perfect Day" w tym towarzystwie długich kompozycji wypada nieco słabiej, ale i tu części instrumentalnej słucha się z prawdziwą przyjemnością. W "I Got Mine" Robertson dokłada jeszcze odrobinę gniewu i chłodu i mamy kolejny killer. Aby tradycji stało się zadość krótki szybki "Tales Of Glory", ale ten utwór zdecydowanie w charakterze tradycyjnego heavy metalu i też trzeba przyznać, że wypada niezmiernie okazale. Wreszcie na koniec dochodzi do głosu Kilmister w brutalnym i prostackim "Die You Bastard", którego obrazoburczego charakteru nie zdołała zmiękczyć nawet gitara Robertsona.
Album ma wyjątkowo jak na MOTORHEAD staranną produkcję, brzmi ciepło i miękko, ale tam, gdzie to konieczne także surowo i brutalnie. Gitara Robertsona jest tu punktem centralnym i elementem najbardziej dopieszczonym.
Robertson zagrał tu bardzo transowo, wielokrotnie powtarzając te same riffy, czasem bez zmian, czasem w zmieniających się konfiguracjach, ale zawsze te kompozycje opierały się na melodiach bardzo prostych pod względem formalnym, ale wycyzelowanych w szczegółach. To, co cechowało MOTORHEAD wcześniej, czyli to bałaganiarstwo i niechlujstwo ustąpiło miejsca misternym splotom riffów, tworzących kompozycje o zastanawiającej sile oddziaływania i klimacie. Robertson pozostawia tu jedynie miejsce na wokalne zaistnienie Kilmistera, przy czym zmusza go do śpiewania, prawdziwego śpiewania. Ciekawe, że Lemmy z tym zadaniem sprawił się bardzo dobrze, pozostając sobą, ale bez tego wulgarnego artykułowania, jakie cechowało go na płytach wcześniejszych. "Back At The Funny Farm" jako otwieracz jest doskonałym przykładem głównej zawartości albumu. Średnie tempo, rytmiczność, trochę smutna melodia i ten nieuchwytny element desperacji, jakiego nigdy wcześniej na płytach MOTORHEAD nie było. Ukoronowaniem i najdoskonalszym wyrażeniem tego nieco dziwnego mariażu dwóch wizji metalowego grania jest "Shine". Kompozycja w cudowny sposób łączy rokendrolowy charakter grania MOTORHEAD z elegancją brytyjskiego podejścia do hard rockowego grania. Perła w koronie nagrań MOTORHEAD, szkoda tylko, że zazwyczaj pomijana na koncertach... jak cała ta płyta w zasadzie.
"Dancing On Your Grave" jaklo smutna melodyjna kompozycja jakoś zachwytu nie wzbudza, może z powodu takiego niezbyt dopasowanego refrenu. "Rock It" to ugrzeczniona i bardzo poprawna wersja agresywnych, podobnych kawałków z lat wcześniejszych, brak tu jednak tego fajerwerku i snopa iskier, jaki podobne semi rock'n'rolle rozsiewały wcześniej.
Potem jednak album już do końca wypełniają kompozycje wspaniałe, po części monumentalne i transowe jak ponury "One Track Mind", czy epicki w swej wymowie "Marching Off To War". Tu ujawnia się kunszt Robertsona jako gitarzysty, który momentami po prostu hipnotyzuje i czaruje, także w wystudiowanych solach. "Another Perfect Day" w tym towarzystwie długich kompozycji wypada nieco słabiej, ale i tu części instrumentalnej słucha się z prawdziwą przyjemnością. W "I Got Mine" Robertson dokłada jeszcze odrobinę gniewu i chłodu i mamy kolejny killer. Aby tradycji stało się zadość krótki szybki "Tales Of Glory", ale ten utwór zdecydowanie w charakterze tradycyjnego heavy metalu i też trzeba przyznać, że wypada niezmiernie okazale. Wreszcie na koniec dochodzi do głosu Kilmister w brutalnym i prostackim "Die You Bastard", którego obrazoburczego charakteru nie zdołała zmiękczyć nawet gitara Robertsona.
Album ma wyjątkowo jak na MOTORHEAD staranną produkcję, brzmi ciepło i miękko, ale tam, gdzie to konieczne także surowo i brutalnie. Gitara Robertsona jest tu punktem centralnym i elementem najbardziej dopieszczonym.
MOTORHEAD inny, MOTORHEAD przez wielu ortodoksyjnych fanów odrzucony.
Poniekąd odrzucony także przez samego Kilmistera, bo z tej płyty praktycznie niczego w repertuarze koncertowym nie zostało. Przygoda Robertsona w MOTORHEAD była krótka. Wskutek rozbieżności na tle muzycznym i z powodu nadużywania alkoholu, także przed i w trakcie koncertów Kilmister usunął go z zespołu. Na pewien czas MOTORHEAD ucichł, ale muzyka z tej płyty pozostała i dopiero po czasie zaczęła zdobywać sobie szerszą sympatię i zrozumienie.
Inny MOTORHEAD, ale równie piękny. W przypadku muzyki z tej płyty można takiego określenia użyć bez obaw.
Poniekąd odrzucony także przez samego Kilmistera, bo z tej płyty praktycznie niczego w repertuarze koncertowym nie zostało. Przygoda Robertsona w MOTORHEAD była krótka. Wskutek rozbieżności na tle muzycznym i z powodu nadużywania alkoholu, także przed i w trakcie koncertów Kilmister usunął go z zespołu. Na pewien czas MOTORHEAD ucichł, ale muzyka z tej płyty pozostała i dopiero po czasie zaczęła zdobywać sobie szerszą sympatię i zrozumienie.
Inny MOTORHEAD, ale równie piękny. W przypadku muzyki z tej płyty można takiego określenia użyć bez obaw.
Ocena: 9/10
9.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"