24.06.2018, 12:51:41
Novembers Doom - To Welcome the Fade (2002)
Tracklista:
1. Not the Strong 05:00
2. Broken 07:36
3. Lost in a Day 05:30
4. Within My Flesh 04:51
5. If Forever 03:47
6. The Spirit Seed 07:13
7. Torn 05:46
8. The Lifeless Silhouette 05:55
9. Dreams to Follow 01:37
10. Dark Fields for Brilliance 07:36
Rok wydania: 2002
Gatunek: Dark/gothic metal/doom death
Kraj: USA
Skład zespołu:
Paul Kuhr - śpiew
Eric Burnley - gitara, instrumenty klawiszowe
Larry Roberts - gitara
Joe Nunez - perkusja
Brian Gordon - bas (muzyk sesyjny)
Nora O’Conner - wokal żeński
Ocena: 5.5/10
Tracklista:
1. Not the Strong 05:00
2. Broken 07:36
3. Lost in a Day 05:30
4. Within My Flesh 04:51
5. If Forever 03:47
6. The Spirit Seed 07:13
7. Torn 05:46
8. The Lifeless Silhouette 05:55
9. Dreams to Follow 01:37
10. Dark Fields for Brilliance 07:36
Rok wydania: 2002
Gatunek: Dark/gothic metal/doom death
Kraj: USA
Skład zespołu:
Paul Kuhr - śpiew
Eric Burnley - gitara, instrumenty klawiszowe
Larry Roberts - gitara
Joe Nunez - perkusja
Brian Gordon - bas (muzyk sesyjny)
Nora O’Conner - wokal żeński
W roku 2002 zespół przystąpił do nagrywania swojej następnej po The Knowing płyty, która po raz kolejny oczekiwana była z dużym zainteresowaniem.
Niestety Mary Bielich odeszła niebawem do PENANCE i kolejny album został nagrany przy pomocy sesyjnego basisty Briana Gordona.
Po raz kolejny zespół zaskoczył, tyle że tym razem nie do końca pozytywnie.
Krystaliczne brzmienie, szare, ołowiane bezduszne i black/death/dark granie już w pierwszym szybkim utworze Not the Strong. Jest tam fragment z potężnym riffowaniem w stylu UNLEASHED, ale to co klimatyczne być powinno wypada blado. Te same tempa w Broken i styl wręcz wprost zaczerpnięty ze szwedzkiego melodic death metalu z dodatkiem fińskiego dark metalu. Gdzie własna wypracowana odrębność? Wolniejsze fragmenty średnio interesujące, a i ta znana z poprzedniego albumu recytacja na tle delikatnego grania ledwo zarysowana. Rytmika i melodia w Lost in a Day wyraźnie wskazuje na fiński SENTENCED w brutalniejszej wersji w połączeniu z gothic rockiem. Brzmi to ładnie, ale duszy brak.
Gdzieś ten duch smutku i zadumy polatuje nad Within My Flesh i po raz kolejny NOVEMBERS DOOM wykazuje klasę w nagraniach z gitarą akustyczną. Część druga to klasyczna płacząca gitara i seria melodyjnych doom/death miażdżących riffów i wracamy z dalekiej podróży. Jest klimat. Jest siła, no wreszcie jest. Paul Kuhr wreszcie w pełni wykorzystuje atuty swego głosu oscylującego pomiędzy growlem, a wokalem typowym dla dark metalu. Ta gitara akustyczna pojawia się również w balladzie If Forever z Ciemnej Strony, z wokalem czystym i złowieszczym, ale czy takiego rockowego rozwinięcia tu można było oczekiwać? Zimny blackend The Spirit Seed porozcinany eksperymentalnymi wstawkami z elektronicznie zniekształconym wokalem, gitarą i wybuchami agresji nie pozostawia dobrego wrażenia. Jeśli miał być celowo odpychający, to cel został osiągnięty i nawet ten melodyjny fragment z czystym gotyckim wokalem tego nie zmienia. Tym bardziej, że po raz pierwszy udział wokalu żeńskiego (Nora O’Conner) jest w NOVEMBERS DOOM nieporozumieniem. Torn w pewnym stopniu potwierdza to, bo ten głos zupełnie się nie komponuje ze stylem płyty. Nie odmawiam tej pani ciekawego głosu, ale także i sam duet w tym utworze jest zbyt alternatywny, nawet jak na NOVEMBERS DOOM. Do tego brutalne wstawki całkiem niezrozumiałe tym razem. W The Lifeless Silhouette nic się nie dzieje, poza kilkoma ciekawymi gitarowymi zagrywkami na początku i odrobiną jak zwykle wybornej akustyki. Ale gdzie klimat? Znów nie ma, bo i recytacja taka jakaś bezbarwna.
Taka bezbarwna jest ta płyta, a raczej w odcieniu szarości i to wcale nie tej, jakiej się oczekuje od dark metalu. Bo to w zasadzie jest dark metal zagrany ciężko i tego doom/death to tu wiele nie ma. Miniatura Dreams to Follow jest po prostu odegranym fragmentem czegoś, co nie doczekało się rozwinięcia i wreszcie Dark Fields for Brilliance na koniec.
Można powiedzieć, że tym razem ta kulminacja została przesunięta na zakończenie płyty i nie jest źle. Długa melorecytacja, nieco melancholii w średnio ciężkich riffach, niezobowiązująca wokaliza w tle. Leniwa gitara, transowo. Tyle, że za późno.
Wrażenie braku pomysłu na nagranie interesującego albumu z jakąś myślą przewodnią lub chociażby utworów zaskakujących nieformalnym podejściem jest wszechobecne.
Sterylne brzmienie, jednowymiarowe, ze zbyt głośną perkusją, nieciekawa gra gitarzystów, wymęczony wokal Kuhra i nieprzemyślane aranżacje.
To jest jednak NOVEMBERS DOOM. Może to nie wizjonerzy, ale w tym wypadku poprawność jest upadkiem. Ta amerykańska ekipa do tej pory zaskakiwała, zdumiewała, wzbudzała zachwyt. Tu nic nie ma, nawet basu nie ma. Jest basista, a nie ma basu. Czy to znaczy, że Mary jest niezastąpiona? Przecież nie.
Szara poprawność zabiła ten LP. Ciężka muzyka klimatu musi coś w sobie mieć - melodię, ładunek emocji. COŚ.
Tu coś jest? Dla mnie nie ma, a jeśli perkusja ma dobre wyraziste brzmienie (bo ma), to tym gorzej, bo tym razem jest tylko opukiwanie zestawu.
Owszem akustyczne granie na poziomie wysokim, ale czy tu jest eteryczność i ażur z płyty poprzedniej? Doły są słabiutkie, sekcja rytmiczna nic nie wnosi.
Trochę te doły robi tu gitara Robertsa, ale czy o takie coś chodzi w takim graniu?
Co więcej i nawet klawisze Burnley'a tam gdzie są, są bezbarwne.
Tej płyty po prostu się ciężko słucha. Jeden jedyny raz w Within My Flesh serce bije mocniej, ale przecież ten kawałek były zaliczony do średnich na każdym poprzednim albumie...
Wszystko już było. Wszytko było lepiej.
Niestety Mary Bielich odeszła niebawem do PENANCE i kolejny album został nagrany przy pomocy sesyjnego basisty Briana Gordona.
Po raz kolejny zespół zaskoczył, tyle że tym razem nie do końca pozytywnie.
Krystaliczne brzmienie, szare, ołowiane bezduszne i black/death/dark granie już w pierwszym szybkim utworze Not the Strong. Jest tam fragment z potężnym riffowaniem w stylu UNLEASHED, ale to co klimatyczne być powinno wypada blado. Te same tempa w Broken i styl wręcz wprost zaczerpnięty ze szwedzkiego melodic death metalu z dodatkiem fińskiego dark metalu. Gdzie własna wypracowana odrębność? Wolniejsze fragmenty średnio interesujące, a i ta znana z poprzedniego albumu recytacja na tle delikatnego grania ledwo zarysowana. Rytmika i melodia w Lost in a Day wyraźnie wskazuje na fiński SENTENCED w brutalniejszej wersji w połączeniu z gothic rockiem. Brzmi to ładnie, ale duszy brak.
Gdzieś ten duch smutku i zadumy polatuje nad Within My Flesh i po raz kolejny NOVEMBERS DOOM wykazuje klasę w nagraniach z gitarą akustyczną. Część druga to klasyczna płacząca gitara i seria melodyjnych doom/death miażdżących riffów i wracamy z dalekiej podróży. Jest klimat. Jest siła, no wreszcie jest. Paul Kuhr wreszcie w pełni wykorzystuje atuty swego głosu oscylującego pomiędzy growlem, a wokalem typowym dla dark metalu. Ta gitara akustyczna pojawia się również w balladzie If Forever z Ciemnej Strony, z wokalem czystym i złowieszczym, ale czy takiego rockowego rozwinięcia tu można było oczekiwać? Zimny blackend The Spirit Seed porozcinany eksperymentalnymi wstawkami z elektronicznie zniekształconym wokalem, gitarą i wybuchami agresji nie pozostawia dobrego wrażenia. Jeśli miał być celowo odpychający, to cel został osiągnięty i nawet ten melodyjny fragment z czystym gotyckim wokalem tego nie zmienia. Tym bardziej, że po raz pierwszy udział wokalu żeńskiego (Nora O’Conner) jest w NOVEMBERS DOOM nieporozumieniem. Torn w pewnym stopniu potwierdza to, bo ten głos zupełnie się nie komponuje ze stylem płyty. Nie odmawiam tej pani ciekawego głosu, ale także i sam duet w tym utworze jest zbyt alternatywny, nawet jak na NOVEMBERS DOOM. Do tego brutalne wstawki całkiem niezrozumiałe tym razem. W The Lifeless Silhouette nic się nie dzieje, poza kilkoma ciekawymi gitarowymi zagrywkami na początku i odrobiną jak zwykle wybornej akustyki. Ale gdzie klimat? Znów nie ma, bo i recytacja taka jakaś bezbarwna.
Taka bezbarwna jest ta płyta, a raczej w odcieniu szarości i to wcale nie tej, jakiej się oczekuje od dark metalu. Bo to w zasadzie jest dark metal zagrany ciężko i tego doom/death to tu wiele nie ma. Miniatura Dreams to Follow jest po prostu odegranym fragmentem czegoś, co nie doczekało się rozwinięcia i wreszcie Dark Fields for Brilliance na koniec.
Można powiedzieć, że tym razem ta kulminacja została przesunięta na zakończenie płyty i nie jest źle. Długa melorecytacja, nieco melancholii w średnio ciężkich riffach, niezobowiązująca wokaliza w tle. Leniwa gitara, transowo. Tyle, że za późno.
Wrażenie braku pomysłu na nagranie interesującego albumu z jakąś myślą przewodnią lub chociażby utworów zaskakujących nieformalnym podejściem jest wszechobecne.
Sterylne brzmienie, jednowymiarowe, ze zbyt głośną perkusją, nieciekawa gra gitarzystów, wymęczony wokal Kuhra i nieprzemyślane aranżacje.
To jest jednak NOVEMBERS DOOM. Może to nie wizjonerzy, ale w tym wypadku poprawność jest upadkiem. Ta amerykańska ekipa do tej pory zaskakiwała, zdumiewała, wzbudzała zachwyt. Tu nic nie ma, nawet basu nie ma. Jest basista, a nie ma basu. Czy to znaczy, że Mary jest niezastąpiona? Przecież nie.
Szara poprawność zabiła ten LP. Ciężka muzyka klimatu musi coś w sobie mieć - melodię, ładunek emocji. COŚ.
Tu coś jest? Dla mnie nie ma, a jeśli perkusja ma dobre wyraziste brzmienie (bo ma), to tym gorzej, bo tym razem jest tylko opukiwanie zestawu.
Owszem akustyczne granie na poziomie wysokim, ale czy tu jest eteryczność i ażur z płyty poprzedniej? Doły są słabiutkie, sekcja rytmiczna nic nie wnosi.
Trochę te doły robi tu gitara Robertsa, ale czy o takie coś chodzi w takim graniu?
Co więcej i nawet klawisze Burnley'a tam gdzie są, są bezbarwne.
Tej płyty po prostu się ciężko słucha. Jeden jedyny raz w Within My Flesh serce bije mocniej, ale przecież ten kawałek były zaliczony do średnich na każdym poprzednim albumie...
Wszystko już było. Wszytko było lepiej.
Ocena: 5.5/10
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"