24.06.2018, 16:48:39
Paragon - Steelbound (2001)
Tracklista:
1. Thunderstorm 03:54
2. Steelbound 04:16
3. Deathsquad 04:14
4. New Dark Age 05:58
5. Don't Wake the Dead 05:50
6. Reign of Fear 04:20
7. Burning Bridges 05:25
8. Tears of the Damned 05:39
9. Face II Face 03:54
10. Immortal 04:51
Rok wydania: 2001
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andreas Babuschkin - śpiew
Martin Christian - gitara
Claudius Cremer - gitara
Jan Bünning - bas
Markus Corby - perkusja
Ocena: 8/10
11.01.2008
Tracklista:
1. Thunderstorm 03:54
2. Steelbound 04:16
3. Deathsquad 04:14
4. New Dark Age 05:58
5. Don't Wake the Dead 05:50
6. Reign of Fear 04:20
7. Burning Bridges 05:25
8. Tears of the Damned 05:39
9. Face II Face 03:54
10. Immortal 04:51
Rok wydania: 2001
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andreas Babuschkin - śpiew
Martin Christian - gitara
Claudius Cremer - gitara
Jan Bünning - bas
Markus Corby - perkusja
Jeśli przyjąć, że początkiem nowej drogi muzycznej PARAGON, po przyjściu do składu Babuschkina był album poprzedni, czyli "Chalice of Steel ", to jednak "Steelbound"wydany przez Remedy Records w kwietniu 2001 jest płytą bardziej wyrażającą ten nowy obrany kierunek. O ile wcześniej zespół miał dosyć istotne dla stylu inklinacje epickie, to na płycie z 2001 dostajemy już granie bez epatowania rycerską otoczką i mniej formalnie rozbudowane.
Mniej SACRED STEEL, więcej PRIMAL FEAR, przy czym to zdecydowanie jest tu większe niż w ekipie Scheepersa i Sinnera. Zdecydowanie na granie proste i maksymalnie nastawione na wykorzystanie ataku dwóch gitar przy utrzymywaniu jednakowego tempa.
Tym LP zespół rozpoczyna serię płyt z kwadratowym, miłym dla ucha i niewymagającym rozgryzania metalem, jaki zagrać bez nudzenia słuchacza nie jest wcale tak łatwo. "Thunderstorm" to w tym przypadku idealny otwieracz i schemat z tej kompozycji jest zachowany i dalej w "Steelbound". Babuschkin pokazuje dwa style wokalne, przy czym w refrenach potrafi być znacznie delikatniejszy. Inna rzecz, że wspierające go chórki są zazwyczaj bardzo dobre i one też łagodzą stalowo-szary wyraz całości.
W walcach toczących się wolniej i nieubłaganie, jak w "Deathsquad" wychodzi za bardzo toporność, bo ten dla przykładu numer strasznie podjeżdża kwadratowymi kompozycjami pana Udo Dirkschneidera. No niemieckie to bardzo... Podobnie jak i "Don't Wake the Dead", z tym że tu leży starożytny motyw. Ryk wokalisty w pewnych miejscach jest najciekawszy z tego całego "ancient" grania. Gdy jednak dokładają szybkości, jak w "New Dark Age" przy odrobinie epickości z dawnych czasów znów można się rytmicznie pokiwać przy ich muzyce. Potem maszyna nieubłaganie i bezwzględnie toczy się nadal w szybkim "Reign of Fear" i w nieco sinnerowskim "Burning Bridges", gdzie mamy refren o dużym nacisku na melodię i zwrotki niemal rockowe. Odrobina brytyjskiego grania z rejonów JUDAS PRIEST w "Tears of the Damned" to też sympatyczna niespodzianka, tyle że jakby Babuschkin tu nie nadąża za wszystkim i taki lekko zagubiony się wydaje. Halford by to lepiej rozegrał, bez dwóch zdań. Znów jednak pomaga reszta ekipy i jest ogólnie bardzo dobrze. Mamy tu także solidne solo, a niestety pod tym względem jest na tym albumie różnie. Nie jest album wirtuozerskich popisów obu gitarzystów i lepiej wypadają w swoich prostych natarciach w rytm tego, co podaje kompetentna sekcja. Tak jak w "Face II Face", zagranym chwilami w speed metalowym tempie i histerycznymi zaśpiewami Babuschkina.
Na koniec smakowity kąsek i wyciszenie w postaci "Immortal". Epicka ballada, stonowana, wyciszona, ale metalowa w każdym calu. Spokojne melodyjne zakończenie z wybuchowym hymnowym refrenem i tym razem zachwycającym solem.
Brzmienie w tej kompozycji znakomite, czego nie zawsze można powiedzieć o innych. Producent Piet Sielck nie do końca zadbał o czytelność przenikających się gitar, a i perkusja momentami lekko puka.
Tak czy inaczej, jest to płyta udana, słabsza od tych, które w podobnym stylu zespół zaprezentował potem, lecz na tle tego co grały w tym czasie inne kwadratowe niemieckie grupy heavy power solidna i godna uwagi.
Mniej SACRED STEEL, więcej PRIMAL FEAR, przy czym to zdecydowanie jest tu większe niż w ekipie Scheepersa i Sinnera. Zdecydowanie na granie proste i maksymalnie nastawione na wykorzystanie ataku dwóch gitar przy utrzymywaniu jednakowego tempa.
Tym LP zespół rozpoczyna serię płyt z kwadratowym, miłym dla ucha i niewymagającym rozgryzania metalem, jaki zagrać bez nudzenia słuchacza nie jest wcale tak łatwo. "Thunderstorm" to w tym przypadku idealny otwieracz i schemat z tej kompozycji jest zachowany i dalej w "Steelbound". Babuschkin pokazuje dwa style wokalne, przy czym w refrenach potrafi być znacznie delikatniejszy. Inna rzecz, że wspierające go chórki są zazwyczaj bardzo dobre i one też łagodzą stalowo-szary wyraz całości.
W walcach toczących się wolniej i nieubłaganie, jak w "Deathsquad" wychodzi za bardzo toporność, bo ten dla przykładu numer strasznie podjeżdża kwadratowymi kompozycjami pana Udo Dirkschneidera. No niemieckie to bardzo... Podobnie jak i "Don't Wake the Dead", z tym że tu leży starożytny motyw. Ryk wokalisty w pewnych miejscach jest najciekawszy z tego całego "ancient" grania. Gdy jednak dokładają szybkości, jak w "New Dark Age" przy odrobinie epickości z dawnych czasów znów można się rytmicznie pokiwać przy ich muzyce. Potem maszyna nieubłaganie i bezwzględnie toczy się nadal w szybkim "Reign of Fear" i w nieco sinnerowskim "Burning Bridges", gdzie mamy refren o dużym nacisku na melodię i zwrotki niemal rockowe. Odrobina brytyjskiego grania z rejonów JUDAS PRIEST w "Tears of the Damned" to też sympatyczna niespodzianka, tyle że jakby Babuschkin tu nie nadąża za wszystkim i taki lekko zagubiony się wydaje. Halford by to lepiej rozegrał, bez dwóch zdań. Znów jednak pomaga reszta ekipy i jest ogólnie bardzo dobrze. Mamy tu także solidne solo, a niestety pod tym względem jest na tym albumie różnie. Nie jest album wirtuozerskich popisów obu gitarzystów i lepiej wypadają w swoich prostych natarciach w rytm tego, co podaje kompetentna sekcja. Tak jak w "Face II Face", zagranym chwilami w speed metalowym tempie i histerycznymi zaśpiewami Babuschkina.
Na koniec smakowity kąsek i wyciszenie w postaci "Immortal". Epicka ballada, stonowana, wyciszona, ale metalowa w każdym calu. Spokojne melodyjne zakończenie z wybuchowym hymnowym refrenem i tym razem zachwycającym solem.
Brzmienie w tej kompozycji znakomite, czego nie zawsze można powiedzieć o innych. Producent Piet Sielck nie do końca zadbał o czytelność przenikających się gitar, a i perkusja momentami lekko puka.
Tak czy inaczej, jest to płyta udana, słabsza od tych, które w podobnym stylu zespół zaprezentował potem, lecz na tle tego co grały w tym czasie inne kwadratowe niemieckie grupy heavy power solidna i godna uwagi.
Ocena: 8/10
11.01.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"