Pegazus
#1
Pegazus - The Headless Horseman (2002)

[Obrazek: R-4985224-1381374071-7101.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro 01:27
2. The Headless Horsemen 05:03
3. Nightstalker 04:24
4. A Call to Arms 04:29
5. The Patriot 04:49
6. Look to the Stars 05:36
7. Dragon Slayer 03:45
8. Spread Your Wings 02:29
9. Forever Chasing Rainbows 05:43
10. Victim 03:17
11. Neon Angel 03:19
12. Ballad of a Thin Man 05:10

Rok wydania: 2002
Gatunek: Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Rob Thompson - śpiew
Johnny Stojcevski - gitara, śpiew (12)
Robbie Stojcevski - perkusja
Cory Betts - bas (muzyk sesyjny)


W momencie gdy ta płyta była przygotowywana, skład PEGAZUS zaczął się wykruszać.
Gdy odszedł najpierw wokalista Danny Cecati, aby dołączyć do ANARION w roku 2000, nowy frontman Rob Thompson nie miał się okazji wykazać w nowych nagraniach. To głos inny i innej muzycznej oprawy wymagał. Taka oprawa powstała na tym albumie, który jednak już nie był muzyką "starego" PEGAZUS. To między innymi spowodowało, że odszedł także jeszcze przed rozpoczęciem nagrań basista Cory Betts, choć na płycie jeszcze zagrał jako muzyk sesyjny. Ostatecznie płyta ukazała się w marcu 2002 a wydawcą była wytwórnia Nuclear Blast.
Jeśli PEGAZUS można uznać za jeden z pierwszych znaczących zespołów power metalowych w Australii, to tym razem orientacja muzyczna uległa zmianie.

Cięższy, ostrzejszy PEGAZUS, mocno brytyjski i mocno ukierunkowany na lata 80-te i to, co grał JUDAS PRIEST na tych mocniejszych albumach w owym czasie. Może nawet i "Painkiller" tu jest słyszalny, ale po pierwsze Thompson to nie Halford, a po drugie nie można jednocześnie grać heavy/power i hard rocka. Takie wrażenie można odnieść słuchając "The Headless Horsemen". Rycerskie true zwrotki i hard rockowy, zbyt lekki w melodii refren nieco się ze sobą kłócą. Kompozycje nadrabiają solówkami Stojcevskiego. No te sola są znakomite, efektywne i efektowne i nawet jakby przygotowane pod cięższy jeszcze materiał. "Nightstalker" tak trochę podchodzi pod powerowo zagrany stadionowy heavy metal z USA i takie echa są słyszalne i w innych miejscach. Z pewnością najlepiej wypadają tu utwory nie za szybkie, z wyraźnie zaznaczona melodią, chóralnymi refrenami i do najciekawszych należy "A Call to Arms". Taki jest nietypowy zarówno w tym riffie głównym, jak i w solo, także bardzo specyficznym. Gdy nacisk na tę rycerską powerowość jest najważniejszy wypada to interesująco, choć już kolejny "The Patriot" w podobnym stylu cierpi na brak energii. Gdzieś tej mocy też brakuje w "Dragon Slayer", który dodatkowo ma niestety bardzo słaby refren. W przypadku PEGAZUS to się zdarza raczej rzadko. Jak zwykle PEGAZUS dobrze wypada w utworach nieco bardziej podniosłych i z melodią dumną i pod tym względem "Look to the Stars" nie odbiega od najlepszych ich kompozycji. Tu znów wzniosłe solo Stojcevskiego dodaje kolorytu i smaku, choć mogłoby być dłuższe. W przypadku tego zespołu zawsze się na coś czeka... Tym razem chyba na te nieco ponad dwie minuty "Spread Your Wings". Motyw przewodni tego songu jest znakomity i aż dziw bierze, że to w zasadzie taki szkic, z którego można było zrobić pięknego, nastrojowego kolosa. Ten motyw zupełnie nie został wykorzystany i wyeksponowany w czymś więcej niż tylko interludium z wokalem. "Forever Chasing Rainbows" jest bardzo dobrym, galopującym utworem, tu jednak chyba tych riffów na minutę jest trochę za dużo. Na tę godzinę pomysłów nieco zabrakło, bo umieszczenie tu nijakiego "Victim" i "Neon Angel" to tylko dodanie wypełniaczy, w drugim przypadku jedynie ostrzej zagranego hard rockowego utworu, udającego true heavy metal. Niczego natomiast PEGAZUS nie udaje w "Ballad of a Thin Man". Tu zaśpiewał Johnny i zaśpiewał dla Phila Lynotta. Hard rockowo, w klasycznym brytyjskim stylu. Tekst tej kompozycji zbudowany jest z tytułów utworów THIN LIZZY, a muzycznie... No cóż, do killerów Irlandczyków jednak sporo brak.
Jest też cover ACCEPT "Restless and Wild" choć tylko na części wydania. Może i dobrze, bo to wykonanie jest mało interesujące, a Thompson jednak nie ma w głosie zadziora Udo Dirkschneidera. Za to solo doprawdy udane.

Bardzo sprawnie jest ta płyta zagrana. Ładnie tu pracuje sekcja rytmiczna, cały czas jest aktywna, a Betts, mimo że już poza zespołem, słychać, że się stara. Dużo dobrych dołów i dużo dobrego podkładu pod sola gitarowe. Rob Thompson bywa często mocno krytykowany za swój występ na tym LP. Moim zdaniem niesłusznie. Jeśli ten album jest w znacznej mierze rycerskim heavy i power metalem w europejskim stylu, to to, co miał zrobić w takiej konwencji zrobił bardzo dobrze. Czysty, pewny głos, a że nie jest tu drugim Halfordem... Chyba dobrze, że nie jest. Trochę to wszystko nierówne, album krótszy lub też lepiej zaplanowany zapewne zostawiłby lepsze wrażenie, niemniej to solidna płyta z klasycznym graniem i na pewno wstydu zespołowi nie przynosi. Jednocześnie jednak ostatnia i zespół na długie lata zamilkł. Lekko poszedł w zapomnienie, gdy pojawiła się nowa australijska gwiazda BLACK MAJESTY, ale zreformowany w roku 2008 powraca z nową płytą w 2011. Już bez Thompsona, bo historia zatacza koło i tu pojawia się pierwszy frontman, Justin Fleming.


Ocena: 7.8/10

2.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Pegazus - przez Memorius - 24.06.2018, 16:58:48
RE: Pegazus - przez Memorius - 24.06.2018, 16:59:28
RE: Pegazus - przez Memorius - 03.11.2019, 21:09:59
RE: Pegazus - przez Memorius - 11.11.2019, 09:26:41
RE: Pegazus - przez Memorius - 25.11.2019, 19:24:51

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości