24.06.2018, 22:30:07
Powerwolf - Bible of the Beast (2009)
Tracklista:
1. Raise Your Fist, Evangelist 04:00
2. Moscow After Dark 03:15
3. Panic in the Pentagram 05:15
4. Catholic in the Morning... Satanist at Night 03:58
5. Seven Deadly Saints 03:36
6. Werewolves of Armenia 03:55
7. We Take the Church by Storm 03:55
8. Resurrection by Erection 03:51
9. Midnight Messiah 04:13
10. St. Satan's Day 04:31
11. Wolves Against the World 06:05
Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Attila Dorn (Karsten Brill) - śpiew
Matthew Greywolf (Benjamin Buss) - gitara
Charles Greywolf (Thomas Erbel) - bas
Stéfane Funčbre (Stefan Gemballa) - perkusja
Falk Maria Schlegel - organy, instrumenty klawiszowe
Ocena: 9.8/10
27.04.2009
Tracklista:
1. Raise Your Fist, Evangelist 04:00
2. Moscow After Dark 03:15
3. Panic in the Pentagram 05:15
4. Catholic in the Morning... Satanist at Night 03:58
5. Seven Deadly Saints 03:36
6. Werewolves of Armenia 03:55
7. We Take the Church by Storm 03:55
8. Resurrection by Erection 03:51
9. Midnight Messiah 04:13
10. St. Satan's Day 04:31
11. Wolves Against the World 06:05
Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Attila Dorn (Karsten Brill) - śpiew
Matthew Greywolf (Benjamin Buss) - gitara
Charles Greywolf (Thomas Erbel) - bas
Stéfane Funčbre (Stefan Gemballa) - perkusja
Falk Maria Schlegel - organy, instrumenty klawiszowe
No tak.
Patrząc na fotografie zespołu i pseudonimy, pod jakimi ukrywają się muzycy, można by orzec, że to jakiś kolejny zespół z black w tagach i horrorem w ramach gotyckich powieści grozy z wilkołakami i wampirami w roli głównej.
Tandeta.
Tymczasem to zespół, grający power metal. Ani zbyt ciężki, ani zbyt melodyjny, taki solidny power metal, o którym się mówi - fajne granie i po niedługim czasie zapomina, gdy pojawiają się inne fajnie grające power metalowe zespoły z Niemiec.
Takie były dwie pierwsze płyty POWERWOLF z lat 2005-2007, którym nic zarzucić nie można, ale i zachwycać się nie ma czym. Tę trzecią wydała Metal Blade Records w kwietniu 2009 roku.
Wampiry, wilkołaki, Transylwania, krew skondensowana i trumny wypoczynkowe.
Nic, z czym Blade nie dałby sobie rady przy pomocy swojej broni białej i palnej.
Jak się jednak okazuje wampiry i wilkołaki uderzają za każdym razem coraz silniej i stosują coraz bardziej zaawansowane techniki, są coraz zuchwalsze, a, co najgorsze, zaczynają to wszystko traktować niepoważnie, konfundując tym samych swoich oponentów i nieprzyjaciół.
I tak pojawia się "Bible of the Beast".
Boicie się? Doprawdy nie ma czego.
To się nie dzieje naprawdę i nie jest na poważnie.
To kapitalny żart, co więcej bardzo inteligentny i wykorzystujący to, co najmodniejsze.
Organy, chóry, rozmach i bojowe riffy SABATON. Ten SABATON tu słychać tyle w gotyckiej oprawie, ale nie gotyckiej w stylu zawodzących dziewcząt lub zmęczonych życiem chłopców, ale tego gotyku Katedr i Mroku. Oczywiście to przykrywka dla power metalu, ogromnie melodyjnego i raz tylko nieco przerysowanego w rosyjsko brzmiącym "Moscow After Dark".
To się wszystko świetnie trzyma kupy. Jesteśmy świadkami widowiska tyleż dramatycznego w formie wyrazu, co niepoważnego. Tło jest rewelacyjne i cały czas się zmienia w swoim natężeniu, gdy trzeba, ustępując miejsca gitarom, bo to w końcu power metal.
Hail, hail pentagram
Hail, hail pentagram
God damnit
What have I done?
Czy to można traktować poważnie?
Bardzo dobry wokal Attili Dorna, najlepszy z dotychczasowych, jakie zaprezentował na płytach POWERWOLF, plastyczny, artystyczny, teatralny i co najważniejsze niepoważny. Ileż tu na tym LP jest "ooo ooo" i ani razu to nie drażni. Bo taka to niepoważna konwencja.
Opowiadać o wszystkim po kolei nie można, bo filmu się nie opowiada, ale nie wymienić zabójczego "Catholic in the Morning... Satanist at Night" nie sposób. Ten refren chóralny i te organy są zabójcze, nie mówiąc już o tym, gdy się rozpędzają.
Catholic in the morning
Satanist at night
No tak...
Wzbogacenie typowego, szybkiego power metalu o elementy symfoniczne, chóry i podobne rzeczy oraz wzniosły klimat nie jest niczym nowym i jest cała gałąź power, która na tym bazuje. Co innego jednak robić to na poważnie, a co innego stawać gdzieś pomiędzy komiksem a rozrywkowym kolorowym (ale z przewagą czerni) filmem grozy i akcji.
Te monumentalne akcenty są tu celowo uwypuklone i przerysowane. No "Werewolves of Armenia" jako bojowy hymn niszczy totalnie:
Eins, zwei, drei, vier!... hu, ha
Wobec takich kwestii nie można przejść obojętnie...
Pewnie bez tej całej otoczki ta płyta byłaby kolejnym fajnym albumem z power metalem na jakiś niedługi czas. A tymczasem taki skoczny powerek plus organy w "Resurrection by Erection".
Ogólnie to uczestniczymy w Misterium. Takim z rogami Szatana rzecz jasna i rozpiera wszystkich duma (mam nadzieję), tym bardziej że w "Midnight Messiah" są takie fantastycznie dynamiczne gitary, naturalnie w przerwach kazania Priesta, wieszczącego nadejście...
Oj, bluźnierczy to album, znacznie bardziej niż true raw black metalowe płyty, gdzie na ogół nie bardzo można zrozumieć, o czym śpiewają w ogólnym jazgocie.
Chóry! Tu duża zasługa Fredrika Nordströma, który to bardzo zgrabnie zmontował przy stosunkowo skromnych środkach. Takie jak w "St. Satan's Day" na początku.
I wszyscy razem:
St. Satan, St. Satan
When will you come, to welcome your son
Epicko jest, bardzo epicko... I lepszego zakończenia, jak "Wolves Against the World" nie można było sobie wyobrazić, bo to jest pod MANOWAR, więc wszystko jasne.
Zabawa przednia, nie dla ponuraków naturalnie.
A komu się ta płyta nie podoba (bo wcale się nie musi podobać wszystkim), niech przynajmniej skorzysta z tej najważniejszej Złotej Myśli albumu, czyli:
Resurrection by erection
Raise you phallus to the sky and you never die
O. I to by było na tyle. Do następnego razu, Bracia i Siostry Czarnych Obrzędów.
Patrząc na fotografie zespołu i pseudonimy, pod jakimi ukrywają się muzycy, można by orzec, że to jakiś kolejny zespół z black w tagach i horrorem w ramach gotyckich powieści grozy z wilkołakami i wampirami w roli głównej.
Tandeta.
Tymczasem to zespół, grający power metal. Ani zbyt ciężki, ani zbyt melodyjny, taki solidny power metal, o którym się mówi - fajne granie i po niedługim czasie zapomina, gdy pojawiają się inne fajnie grające power metalowe zespoły z Niemiec.
Takie były dwie pierwsze płyty POWERWOLF z lat 2005-2007, którym nic zarzucić nie można, ale i zachwycać się nie ma czym. Tę trzecią wydała Metal Blade Records w kwietniu 2009 roku.
Wampiry, wilkołaki, Transylwania, krew skondensowana i trumny wypoczynkowe.
Nic, z czym Blade nie dałby sobie rady przy pomocy swojej broni białej i palnej.
Jak się jednak okazuje wampiry i wilkołaki uderzają za każdym razem coraz silniej i stosują coraz bardziej zaawansowane techniki, są coraz zuchwalsze, a, co najgorsze, zaczynają to wszystko traktować niepoważnie, konfundując tym samych swoich oponentów i nieprzyjaciół.
I tak pojawia się "Bible of the Beast".
Boicie się? Doprawdy nie ma czego.
To się nie dzieje naprawdę i nie jest na poważnie.
To kapitalny żart, co więcej bardzo inteligentny i wykorzystujący to, co najmodniejsze.
Organy, chóry, rozmach i bojowe riffy SABATON. Ten SABATON tu słychać tyle w gotyckiej oprawie, ale nie gotyckiej w stylu zawodzących dziewcząt lub zmęczonych życiem chłopców, ale tego gotyku Katedr i Mroku. Oczywiście to przykrywka dla power metalu, ogromnie melodyjnego i raz tylko nieco przerysowanego w rosyjsko brzmiącym "Moscow After Dark".
To się wszystko świetnie trzyma kupy. Jesteśmy świadkami widowiska tyleż dramatycznego w formie wyrazu, co niepoważnego. Tło jest rewelacyjne i cały czas się zmienia w swoim natężeniu, gdy trzeba, ustępując miejsca gitarom, bo to w końcu power metal.
Hail, hail pentagram
Hail, hail pentagram
God damnit
What have I done?
Czy to można traktować poważnie?
Bardzo dobry wokal Attili Dorna, najlepszy z dotychczasowych, jakie zaprezentował na płytach POWERWOLF, plastyczny, artystyczny, teatralny i co najważniejsze niepoważny. Ileż tu na tym LP jest "ooo ooo" i ani razu to nie drażni. Bo taka to niepoważna konwencja.
Opowiadać o wszystkim po kolei nie można, bo filmu się nie opowiada, ale nie wymienić zabójczego "Catholic in the Morning... Satanist at Night" nie sposób. Ten refren chóralny i te organy są zabójcze, nie mówiąc już o tym, gdy się rozpędzają.
Catholic in the morning
Satanist at night
No tak...
Wzbogacenie typowego, szybkiego power metalu o elementy symfoniczne, chóry i podobne rzeczy oraz wzniosły klimat nie jest niczym nowym i jest cała gałąź power, która na tym bazuje. Co innego jednak robić to na poważnie, a co innego stawać gdzieś pomiędzy komiksem a rozrywkowym kolorowym (ale z przewagą czerni) filmem grozy i akcji.
Te monumentalne akcenty są tu celowo uwypuklone i przerysowane. No "Werewolves of Armenia" jako bojowy hymn niszczy totalnie:
Eins, zwei, drei, vier!... hu, ha
Wobec takich kwestii nie można przejść obojętnie...
Pewnie bez tej całej otoczki ta płyta byłaby kolejnym fajnym albumem z power metalem na jakiś niedługi czas. A tymczasem taki skoczny powerek plus organy w "Resurrection by Erection".
Ogólnie to uczestniczymy w Misterium. Takim z rogami Szatana rzecz jasna i rozpiera wszystkich duma (mam nadzieję), tym bardziej że w "Midnight Messiah" są takie fantastycznie dynamiczne gitary, naturalnie w przerwach kazania Priesta, wieszczącego nadejście...
Oj, bluźnierczy to album, znacznie bardziej niż true raw black metalowe płyty, gdzie na ogół nie bardzo można zrozumieć, o czym śpiewają w ogólnym jazgocie.
Chóry! Tu duża zasługa Fredrika Nordströma, który to bardzo zgrabnie zmontował przy stosunkowo skromnych środkach. Takie jak w "St. Satan's Day" na początku.
I wszyscy razem:
St. Satan, St. Satan
When will you come, to welcome your son
Epicko jest, bardzo epicko... I lepszego zakończenia, jak "Wolves Against the World" nie można było sobie wyobrazić, bo to jest pod MANOWAR, więc wszystko jasne.
Zabawa przednia, nie dla ponuraków naturalnie.
A komu się ta płyta nie podoba (bo wcale się nie musi podobać wszystkim), niech przynajmniej skorzysta z tej najważniejszej Złotej Myśli albumu, czyli:
Resurrection by erection
Raise you phallus to the sky and you never die
O. I to by było na tyle. Do następnego razu, Bracia i Siostry Czarnych Obrzędów.
Ocena: 9.8/10
27.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"