24.06.2018, 22:39:50
Primal Fear - Devil's Ground (2004)
Tracklista:
1. Metal Is Forever 04:46
2. Suicide and Mania 04:03
3. Visions of Fate 04:50
4. Sea of Flames 04:01
5. The Healer 06:40
6. Sacred Illusion 04:03
7. In Metal 05:15
8. Soulchaser 04:52
9. Colony 13 03:55
10. Wings of Desire 06:46
11. Heart of a Brave 04:55
12. Devil's Ground 02:09
Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy power metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Ralf Scheepers - śpiew
Tom Naumann - gitara
Stefan Leibing - gitara
Mat Sinner - bas
Randy Black - perkusja
Ocena: 8/10
16.03.2008
Tracklista:
1. Metal Is Forever 04:46
2. Suicide and Mania 04:03
3. Visions of Fate 04:50
4. Sea of Flames 04:01
5. The Healer 06:40
6. Sacred Illusion 04:03
7. In Metal 05:15
8. Soulchaser 04:52
9. Colony 13 03:55
10. Wings of Desire 06:46
11. Heart of a Brave 04:55
12. Devil's Ground 02:09
Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy power metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Ralf Scheepers - śpiew
Tom Naumann - gitara
Stefan Leibing - gitara
Mat Sinner - bas
Randy Black - perkusja
Piąta płyta PRIMAL FEAR, wydana w lutym 2004 przez Nuclear Blast nagrana została w zmienionym składzie. Pojawił się znany z wielu innych zespołów perkusista Black, a drugim gitarzystą został ponownie Naumann. Do zespołu przylgnęło już na stałe określenie "niemiecki JUDAS PRIEST z epoki Painkiller" i w zasadzie trudno było sobie wyobrazić, że ten album mógłby przynieść inną muzykę.
Coś uległo jednak zmianie. PRIMAL FEAR nie zaczął naturalnie grać brutal death metalu, ale tu jest nieco inne granie niż poprzednio, czy może raczej znacznie bardziej wyeksponowano to, co w pomysłach, fragmentach i ubarwieniach prezentowali już wcześniej, a co tym razem stało się fundamentem przedstawionej muzyki.
Metal Is Forever - twierdzą już w pierwszym utworze. Tak, to prawda. Prawdą jest też, że taki heavy metal z elementami power, jaki mamy w tym utworze, był już grany setki razy. Zderzenie głębokich ryczących gitar i bardzo prostego refrenu, nie za szybkie tempo, jakieś miłe dla ucha "ooooo" w połowie, solo powtarzające motyw główny. Można powiedzieć - granie zachowawcze, bez pomysłu.
A ja tam będę bronić tej płyty. Przecież to nadal PRIMAL FEAR, a że brzmienie jest dopieszczone? Melodie są i to bardzo dobre, niekiedy podchodzące pod styl SINNER, a że tam trochę to wolniej i chwilami rockowo to w niczym nie ujmuje. Suicide And Maria podobny w swej nieskomplikowanej konstrukcji do utworu poprzedniego, ale jest to przebój, bo refren wyborny. Jest najciężej zagrany LP PRIMAL FEAR. Nie ma tu tej ostrości co poprzednio, ale ciężar jest. Ciężar miły dla ucha, bo zadbano o sound w najdrobniejszych szczegółach. Można nawet powiedzieć, że zwolenników surowszego brzmienia może to razić. Te łatwe w odbiorze melodie czasem też, bo przecież i bardzo dynamiczny Sea Of Flames również jest łatwy we wszystkim. Tyle że tak zrobić "łatwy" numer z tak heavy powerowymi zagrywkami gitarowymi i taką potężną perkusją nie jest łatwo. Płyta poniekąd jest tak łatwa w odbiorze, że aż niebezpieczna dla wykonawcy, bo w tej czystości i uporządkowaniu wychodzą niuanse i braki czy też słabsze melodie - tak rzecz ma się z dobrymi, ale pozbawionymi typowej dla PRIMAL FEAR nośności Vision Of Fate, Sacred Illusion czy In Metal. Tak też jest w przypadku wolniejszego, balladowego The Healer. Dodatki symfoniczne, nastrojowe solo, interesujący drugi plan, bogata perkusja, ale to wszystko broni się tylko na ocenę dobrą, bo sama melodia jest tylko dobra.
Prawdą jest, że podświadomie czeka się na tradycyjne dla nich refreny, mordujące zaraźliwymi frazami, także w Soulchaser, gdzie można było się o to pokusić, tym bardziej że kompozycja startuje z hard rockowych pozycji. No tego nie ma jednak tu i na całej płycie, stąd uczucie zawodu może towarzyszyć zapoznawaniu się z tym albumem. W tym utworze mamy też dialog gitarzystów i chyba jednak Naumann nie dogaduje się tu tak dobrze z Lieblingiem jak na LP "Jaws Of Death". Killery jednak muszą być nawet w tej złagodzonej konwencji i tu jest takim Colony 13. Owszem gdzieś tu znów Sinner w tym wszystkim wysuwa się przed szereg, bo refren to klasyczny motyw sinnerowski, ale czasem można coś od siebie pożyczyć dla zwiększenia miodności nagrań w drugim zespole. To fajny rytmiczny melodyjny, bujający numer i temu raczej nikt nie zaprzeczy. A że lajtowy? No nie grają w końcu brutal death metalu.
Jak zwykle na każdej płycie odrobina ponurego, ale ciepłego grania, tym razem w postaci Wings Of Desire. To specyficzne dosyć wolne tempo pasuje im wyśmienicie, numer wypieszczony w detalach i nie ma tu ani jednego zbędnego dźwięku. Takiego PRIMAL FEAR w oparach lekkiego smutku słucha się zawsze wybornie... nawet jeśli Sinner znów tu coś przemycił z nagranej nieco wcześniej płyty SINNER. Tak, trochę jest tu też w tych wokalach i aurze z numeru Iron Fist In A Velvet Glove i może dlatego tak to fajnie wyszło? Najlepszy numer na płycie, z zamysłu heavy powerowej. Tego surowszego heavy power jest troszeczkę w Heart Of A Drave i też tego starszego grania tej grupy, także w refrenie. Z drugiej strony przecież to nadal PRIMAL FEAR, a że bardziej ułożony i ogólnie dostępny to inna rzecz.
Metal Is Forever - twierdzą już w pierwszym utworze. Tak, to prawda. Prawdą jest też, że taki heavy metal z elementami power, jaki mamy w tym utworze, był już grany setki razy. Zderzenie głębokich ryczących gitar i bardzo prostego refrenu, nie za szybkie tempo, jakieś miłe dla ucha "ooooo" w połowie, solo powtarzające motyw główny. Można powiedzieć - granie zachowawcze, bez pomysłu.
A ja tam będę bronić tej płyty. Przecież to nadal PRIMAL FEAR, a że brzmienie jest dopieszczone? Melodie są i to bardzo dobre, niekiedy podchodzące pod styl SINNER, a że tam trochę to wolniej i chwilami rockowo to w niczym nie ujmuje. Suicide And Maria podobny w swej nieskomplikowanej konstrukcji do utworu poprzedniego, ale jest to przebój, bo refren wyborny. Jest najciężej zagrany LP PRIMAL FEAR. Nie ma tu tej ostrości co poprzednio, ale ciężar jest. Ciężar miły dla ucha, bo zadbano o sound w najdrobniejszych szczegółach. Można nawet powiedzieć, że zwolenników surowszego brzmienia może to razić. Te łatwe w odbiorze melodie czasem też, bo przecież i bardzo dynamiczny Sea Of Flames również jest łatwy we wszystkim. Tyle że tak zrobić "łatwy" numer z tak heavy powerowymi zagrywkami gitarowymi i taką potężną perkusją nie jest łatwo. Płyta poniekąd jest tak łatwa w odbiorze, że aż niebezpieczna dla wykonawcy, bo w tej czystości i uporządkowaniu wychodzą niuanse i braki czy też słabsze melodie - tak rzecz ma się z dobrymi, ale pozbawionymi typowej dla PRIMAL FEAR nośności Vision Of Fate, Sacred Illusion czy In Metal. Tak też jest w przypadku wolniejszego, balladowego The Healer. Dodatki symfoniczne, nastrojowe solo, interesujący drugi plan, bogata perkusja, ale to wszystko broni się tylko na ocenę dobrą, bo sama melodia jest tylko dobra.
Prawdą jest, że podświadomie czeka się na tradycyjne dla nich refreny, mordujące zaraźliwymi frazami, także w Soulchaser, gdzie można było się o to pokusić, tym bardziej że kompozycja startuje z hard rockowych pozycji. No tego nie ma jednak tu i na całej płycie, stąd uczucie zawodu może towarzyszyć zapoznawaniu się z tym albumem. W tym utworze mamy też dialog gitarzystów i chyba jednak Naumann nie dogaduje się tu tak dobrze z Lieblingiem jak na LP "Jaws Of Death". Killery jednak muszą być nawet w tej złagodzonej konwencji i tu jest takim Colony 13. Owszem gdzieś tu znów Sinner w tym wszystkim wysuwa się przed szereg, bo refren to klasyczny motyw sinnerowski, ale czasem można coś od siebie pożyczyć dla zwiększenia miodności nagrań w drugim zespole. To fajny rytmiczny melodyjny, bujający numer i temu raczej nikt nie zaprzeczy. A że lajtowy? No nie grają w końcu brutal death metalu.
Jak zwykle na każdej płycie odrobina ponurego, ale ciepłego grania, tym razem w postaci Wings Of Desire. To specyficzne dosyć wolne tempo pasuje im wyśmienicie, numer wypieszczony w detalach i nie ma tu ani jednego zbędnego dźwięku. Takiego PRIMAL FEAR w oparach lekkiego smutku słucha się zawsze wybornie... nawet jeśli Sinner znów tu coś przemycił z nagranej nieco wcześniej płyty SINNER. Tak, trochę jest tu też w tych wokalach i aurze z numeru Iron Fist In A Velvet Glove i może dlatego tak to fajnie wyszło? Najlepszy numer na płycie, z zamysłu heavy powerowej. Tego surowszego heavy power jest troszeczkę w Heart Of A Drave i też tego starszego grania tej grupy, także w refrenie. Z drugiej strony przecież to nadal PRIMAL FEAR, a że bardziej ułożony i ogólnie dostępny to inna rzecz.
Wysoki poziom wykonania przez tych doświadczonych muzyków nie podlega tu dyskusji. Jest tu, trzeba przyznać, nieco rutyny, nie ma tyle, co poprzednio pasji w grze, ale kompozycje tego nie wymagają. Black jak zwykle tam, gdzie gra robi bardzo dobrą robotę, ustawiony dosyć głośno nieraz zmusza do zwrócenia na niego uwagi, co nie jest wcale czasem straconym. Sinner mniej widoczny niż dotychczas, wtopiony w ścianę miękkich ciężkich gitar. Scheepers swobodny, śpiewa bez żadnego wysiłku i przekrzykiwania tych gitar, i tylko może zbyt często wchodzi w wysokie rejestry, czasem po prostu za wysokie.
Najogólniej mówiąc - tym razem mamy do czynienia z mixem painkillerowskiego JUDAS PRIEST i SINNER z późnego okresu, głównie w wykorzystaniu pewnych klasycznych dla Matta Sinnera patentów na melodie w refrenach. Czasem ten album bywa krytykowany za rockowe odstępstwo od stylu PRIMAL FEAR. Najczęściej tak mówią ci, którzy nie lubią lub nie znają SINNER.
Nie jest to płyta wybitna. Prawdziwe podnoszących ciśnienie kompozycji tu zaledwie kilka, ale regresu nie ma. Jest natomiast lekkie odstępstwo od formuły, która przyniosła sukces, ale chyba już dłużej nie mogła być eksploatowana.
Najogólniej mówiąc - tym razem mamy do czynienia z mixem painkillerowskiego JUDAS PRIEST i SINNER z późnego okresu, głównie w wykorzystaniu pewnych klasycznych dla Matta Sinnera patentów na melodie w refrenach. Czasem ten album bywa krytykowany za rockowe odstępstwo od stylu PRIMAL FEAR. Najczęściej tak mówią ci, którzy nie lubią lub nie znają SINNER.
Nie jest to płyta wybitna. Prawdziwe podnoszących ciśnienie kompozycji tu zaledwie kilka, ale regresu nie ma. Jest natomiast lekkie odstępstwo od formuły, która przyniosła sukces, ale chyba już dłużej nie mogła być eksploatowana.
Ocena: 8/10
16.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"