25.06.2018, 08:23:49
Rainbow - Ritchie Blackmore's Rainbow (1975)
Tracklista:
1. Man On The Silver Mountain 04:37
2. Self Portrait 03:12
3. Black Sheep Of The Family (Quatermass cover) 03:19
4. Catch The Rainbow 06:36
5. Snake Charmer 04:30
6. The Temple Of The King 04:42
7. If You Don't Like Rock 'n' Roll 02:36
8. Sixteenth Century Greensleeves 03:29
9. Still I'm Sad (Yardbirds cover) 03:53
Rok wydania: 1975
Gatunek: Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ronnie James Dio - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Craig Gruber - bas
Gary Driscoll - perkusja
Mickey Lee Soule - instrumenty klawiszowe
Ocena: 8.8/10
5.08.2007
Tracklista:
1. Man On The Silver Mountain 04:37
2. Self Portrait 03:12
3. Black Sheep Of The Family (Quatermass cover) 03:19
4. Catch The Rainbow 06:36
5. Snake Charmer 04:30
6. The Temple Of The King 04:42
7. If You Don't Like Rock 'n' Roll 02:36
8. Sixteenth Century Greensleeves 03:29
9. Still I'm Sad (Yardbirds cover) 03:53
Rok wydania: 1975
Gatunek: Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ronnie James Dio - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Craig Gruber - bas
Gary Driscoll - perkusja
Mickey Lee Soule - instrumenty klawiszowe
W roku 1974, po nagraniu albumu "Stormbringer", Ritchie Blackmore opuścił DEEP PURPLE. Wiadomo już było, że planuje nagranie płyty solowej i poszukuje muzyków, którzy towarzyszyli by mu w tym przedsięwzięciu. Dosyć nieoczekiwanie wybór padł na Amerykanów z grupy rockowej ELF, z którym to zespołem Blackomore nawiązał muzyczne kontakty już wcześniej. ELF zwrócił uwagę Rogera Glovera w roku 1974, uzyskał pomoc produkcyjną i kontrakt płytowy z Purple Records, a także występował jako support DEEP PURPLE w tym samym roku.
Poza gitarzystą Davidem Feinsteinem, który zdobył potem rozgłos z THE RODS, Blackmore pozyskał cały skład ELF i tak narodził się RAINBOW. W początkowym okresie, Blackmore traktował ten zespół jako ekipę mu towarzyszącą i sama nazwa RAINBOW przewinęła się niejako mimochodem w tytule płyty, jednak w zasadzie od początku w historii muzyki traktuje się ten LP jako pierwszą płytę RAINBOW.
Choć Blackmore zapowiadał odejście od stylu DEEP PURPLE, przynajmniej tego z ostatniej płyty, gdzie zagrał, to jednak nadal pozostał w kręgu muzyki blisko związanej z wcześniejszymi dokonaniami. Album zawiera muzykę z obrzeży rodzącego się heavy metalu i hard rocka. Jest też wyrażeniem przywiązania Blackmore'a do rockowej tradycji, co wyraża się w aż dwóch coverach, jakie się na tym wydawnictwie znalazły. O ile jednak pojawienie się klasyka "Still I'm Sad" jest wyborem bardzo dobrym, to już "Black Sheep Of The Family" nieco zastanawia. Wybitni gitarzyści mieli jednak dziwną słabość do tego, w sumie przeciętnego, rockowego numeru, bo i Yngwie Malmsteen wiele lat później także umieścił ten utwór na swojej płycie.
Pierwszy LP RAINBOW to jednak przede wszystkim utwory własne, napisane wspólnie z Dio i poza bardzo trywialnym rockowym "If You Don't Like Rock 'n' Roll" są to utwory niezwykle interesujące. Blackmore zaskakuje mieszanką bardzo delikatnych i mocniejszych kompozycji. Przecudownej urody, łagodny, o baśniowym charakterze "The Temple Of the King" zdradza w pewnym stopniu zainteresowania Blackmore'a rockową transpozycją motywów folkowych, opartych o tradycje średniowiecznych bardów i minstreli. To zainteresowanie jednak w dojrzałej formie wyrażone zostało dopiero wiele lat później, gdy gitarzysta skupił się na projekcie BLACKMORE'S NIGHTS. Pewnym wyrażeniem własnych przemyśleń jest oszczędnie zagrany "Self Portait", a z całą pewnością najsłynniejszą kompozycją jest piękny "Catch The Rainbow", najdłuższy, pełen ciepłej nostalgii i muzycznych ornamentacji. Album zawiera jednak i utwory znacznie mocniejsze, wyrażające estetykę heavy metalu, jak "Man On The Silver Mountain" o wymiarze epickiej opowieści czy wprost odwołujący się do historii, zdecydowanie heavy metalowy w riffach "Sixteenth Century Greensleeves". Całość uzupełnia znakomity, pełen dynamicznej gry Blackmore'a ostry i szybki "Snake Charmer".
Poza gitarzystą Davidem Feinsteinem, który zdobył potem rozgłos z THE RODS, Blackmore pozyskał cały skład ELF i tak narodził się RAINBOW. W początkowym okresie, Blackmore traktował ten zespół jako ekipę mu towarzyszącą i sama nazwa RAINBOW przewinęła się niejako mimochodem w tytule płyty, jednak w zasadzie od początku w historii muzyki traktuje się ten LP jako pierwszą płytę RAINBOW.
Choć Blackmore zapowiadał odejście od stylu DEEP PURPLE, przynajmniej tego z ostatniej płyty, gdzie zagrał, to jednak nadal pozostał w kręgu muzyki blisko związanej z wcześniejszymi dokonaniami. Album zawiera muzykę z obrzeży rodzącego się heavy metalu i hard rocka. Jest też wyrażeniem przywiązania Blackmore'a do rockowej tradycji, co wyraża się w aż dwóch coverach, jakie się na tym wydawnictwie znalazły. O ile jednak pojawienie się klasyka "Still I'm Sad" jest wyborem bardzo dobrym, to już "Black Sheep Of The Family" nieco zastanawia. Wybitni gitarzyści mieli jednak dziwną słabość do tego, w sumie przeciętnego, rockowego numeru, bo i Yngwie Malmsteen wiele lat później także umieścił ten utwór na swojej płycie.
Pierwszy LP RAINBOW to jednak przede wszystkim utwory własne, napisane wspólnie z Dio i poza bardzo trywialnym rockowym "If You Don't Like Rock 'n' Roll" są to utwory niezwykle interesujące. Blackmore zaskakuje mieszanką bardzo delikatnych i mocniejszych kompozycji. Przecudownej urody, łagodny, o baśniowym charakterze "The Temple Of the King" zdradza w pewnym stopniu zainteresowania Blackmore'a rockową transpozycją motywów folkowych, opartych o tradycje średniowiecznych bardów i minstreli. To zainteresowanie jednak w dojrzałej formie wyrażone zostało dopiero wiele lat później, gdy gitarzysta skupił się na projekcie BLACKMORE'S NIGHTS. Pewnym wyrażeniem własnych przemyśleń jest oszczędnie zagrany "Self Portait", a z całą pewnością najsłynniejszą kompozycją jest piękny "Catch The Rainbow", najdłuższy, pełen ciepłej nostalgii i muzycznych ornamentacji. Album zawiera jednak i utwory znacznie mocniejsze, wyrażające estetykę heavy metalu, jak "Man On The Silver Mountain" o wymiarze epickiej opowieści czy wprost odwołujący się do historii, zdecydowanie heavy metalowy w riffach "Sixteenth Century Greensleeves". Całość uzupełnia znakomity, pełen dynamicznej gry Blackmore'a ostry i szybki "Snake Charmer".
O ile same kompozycje na tym LP są bardzo wysokiej klasy, to już ich wykonanie może budzić kontrowersje. Może samo wykonanie nie, bo muzycy odegrali wszystko bardzo starannie, zabrakło jednak autentycznej heavy metalowej mocy. Trzeba pamiętać, że ELF był zespołem, grającym bardziej muzykę rockową i bluesową niż metalową i w tym wszystkim, szczególnie w pracy sekcji rytmicznej, zabrakło pewności i metalowej mocy, której przecież już można było doświadczyć w nagraniach DEEP PURPLE. Nawet Dio jest tu bardzo układny, śpiewa znakomicie, ale nie jest to jednak jeszcze głos, przypominający ryk startującego odrzutowca. Blackmore jakby stara się dołożyć tu więcej mocy, jednak i samo brzmienie instrumentów jest łagodne.
Na specjalną uwagę zasługuje tu gra Mickey'a Lee Soule, który zaprezentował tu duże umiejętności, zwłaszcza w grze na clavinecie.
Trzeba przyznać, że utwory zagrane z tej płyty w wersjach koncertowych w innym składzie i z pewnym siebie Dio, to absolutnie heavy metalowe killery i różnica jest aż nadto słyszalna.
Blackmore nie był zadowolony z ostatecznego efektu finalnego i zwolnił cały skład poza Dio. Dalsze losy muzyków ELF składały się różnie, występowali w innych grupach, także jako muzycy sesyjni i na trasach koncertowych, między innymi z Gary Moorem, Ianem Gillanem i Jackiem Starrem. Gary Driscoll został zamordowany w roku 1987.
Płyta przyjęta była z mieszanymi uczuciami, wielbiciele DEEP PURPLE podzielili się w opiniach. Odezwały się głosy, że to słaba kopia stylu DEEP PURPLE, a także takie, że odejście od tego stylu jest zbyt duże. Jest to płyta, która albo chwyta od razu, oczarowuje swoją lekkością i delikatnością wykonania, albo też dojrzewa powoli w świadomości słuchacza.
Płyta jak na swój czas nietypowa, poniekąd nowatorska i może dlatego nie od razu przez wszystkich należycie doceniona.
Na specjalną uwagę zasługuje tu gra Mickey'a Lee Soule, który zaprezentował tu duże umiejętności, zwłaszcza w grze na clavinecie.
Trzeba przyznać, że utwory zagrane z tej płyty w wersjach koncertowych w innym składzie i z pewnym siebie Dio, to absolutnie heavy metalowe killery i różnica jest aż nadto słyszalna.
Blackmore nie był zadowolony z ostatecznego efektu finalnego i zwolnił cały skład poza Dio. Dalsze losy muzyków ELF składały się różnie, występowali w innych grupach, także jako muzycy sesyjni i na trasach koncertowych, między innymi z Gary Moorem, Ianem Gillanem i Jackiem Starrem. Gary Driscoll został zamordowany w roku 1987.
Płyta przyjęta była z mieszanymi uczuciami, wielbiciele DEEP PURPLE podzielili się w opiniach. Odezwały się głosy, że to słaba kopia stylu DEEP PURPLE, a także takie, że odejście od tego stylu jest zbyt duże. Jest to płyta, która albo chwyta od razu, oczarowuje swoją lekkością i delikatnością wykonania, albo też dojrzewa powoli w świadomości słuchacza.
Płyta jak na swój czas nietypowa, poniekąd nowatorska i może dlatego nie od razu przez wszystkich należycie doceniona.
Ocena: 8.8/10
5.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"