25.06.2018, 17:58:19
Savage - Hyperactive (1985)
Tracklista:
1. We got the Edge 03:49
2. Eye for an Eye 04:09
3. Hard in your Heels 04:28
4. Blind Hunger 04:01
5. Gonna Tear ya Heart out 02:45
6. Stevies Vengeance 06:04
7. Cardiac 04:51
8. All Set to Sting 04:17
9. Keep it on the Ice 04:00
Rok wydania: 1985
Gatunek: heavy metal/power metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Chris Bradley - śpiew, bas
Andy Dawson - gitara
Wayne Renshaw - gitara
Mark Brown - perkusja
To druga płyta SAVAGE z Mansfield, tym razem wydana przez londyńską niedużą wytwórnię Zebra.
Zespół i tym razem zaproponował heavy metal dynamiczny i masywny, z mocnymi ostrymi masywnymi gitarami, jakie bardziej kojarzone są z amerykańskim power metalem tego okresu.
Pod tym względem SAVAGE należał do najcięższych bandów wyrosłych z tradycji NWOBHM i na swojej drugiej płycie nie zamierzał z pozostawania w tej grupie rezygnować.
Początek tego albumu zaskakuje wykorzystaniem riffów THIN LIZZY w "We got the Edge" ta surowość wraca jednak w refrenie z chóralnym wspomaganiem i tak zdzierającego gardło Bradley'a. Potem ten klasyczny SAVAGE w średnim tempie zdominowany przez gitary to "Eye for an Eye" i "Hard in your Heels". Same melodie na tym LP są mniej interesujące niż na debiucie i nie zawsze ich rockowy charakter dobrze się prezentuje w ostrej i mocnej oprawie. Co więcej, gdy ta moc gitar jest redukowana, zespół prezentuje się blado jak w "Blind Hunger", ale powrót do speed power grania w krótkim i zwartym przypomina najlepsze numery z debiutu. Siła SAVAGE to także sola gitarowe i współpraca Dawsona i Renshawa i pod tym względem zmian nie ma. Doskonały duet gitarzystów grających porywające sola, a co potrafili razem zrobić, pokazuje "Stevies Vengeance" dłuższy utwór, rozbudowany, z wykorzystaniem klawiszowego delikatnego tła i z odrobiną melancholijnej psychodelii. W pewnych kompozycjach jednak grupa brzmi trywialnie i podobne rzeczy, jak zagrany w średnim tempie "All Set to Sting" oraz "Keep it on the Ice" robił może wrażenie w roku 1980, ale już nie w 1985.
Czegoś jednak na tym albumie brak. Zapewne świeżości i determinacji bijącej z debiutu. Za dużo tu rocka w masywnej ostrej oprawie.
Chociaż oficjalnie debiut uważa się za lepszy pod względem produkcji, mnie osobiście sound "Hyperactive" podoba się bardziej. Ustawienie sekcji rytmicznej, a zwłaszcza perkusji jest wzorcowe i takiego nie zawsze można się dosłuchać w nowych produkcjach. Gitary fantastycznie brzmią w długich wybrzmiewaniach, a wokal usytuowany centralnie ma dostateczna głośność i wyrazistość.
Album wydała niedoświadczona wytwórnia Zebra i pogrzebała go marną promocją, plasując go w grupie nadziei NWOBHM, który to w tym czasie już przechodził do historii.
Rozczarowani brakiem znaczącego sukcesu muzycy rozwiązali zespół w roku 1986 i pojawił się on ponownie dopiero dziesięć lat później w nieco innym składzie, nie wzbudzając kolejnymi albumami praktycznie żadnego zainteresowania.
Pod tym względem SAVAGE należał do najcięższych bandów wyrosłych z tradycji NWOBHM i na swojej drugiej płycie nie zamierzał z pozostawania w tej grupie rezygnować.
Początek tego albumu zaskakuje wykorzystaniem riffów THIN LIZZY w "We got the Edge" ta surowość wraca jednak w refrenie z chóralnym wspomaganiem i tak zdzierającego gardło Bradley'a. Potem ten klasyczny SAVAGE w średnim tempie zdominowany przez gitary to "Eye for an Eye" i "Hard in your Heels". Same melodie na tym LP są mniej interesujące niż na debiucie i nie zawsze ich rockowy charakter dobrze się prezentuje w ostrej i mocnej oprawie. Co więcej, gdy ta moc gitar jest redukowana, zespół prezentuje się blado jak w "Blind Hunger", ale powrót do speed power grania w krótkim i zwartym przypomina najlepsze numery z debiutu. Siła SAVAGE to także sola gitarowe i współpraca Dawsona i Renshawa i pod tym względem zmian nie ma. Doskonały duet gitarzystów grających porywające sola, a co potrafili razem zrobić, pokazuje "Stevies Vengeance" dłuższy utwór, rozbudowany, z wykorzystaniem klawiszowego delikatnego tła i z odrobiną melancholijnej psychodelii. W pewnych kompozycjach jednak grupa brzmi trywialnie i podobne rzeczy, jak zagrany w średnim tempie "All Set to Sting" oraz "Keep it on the Ice" robił może wrażenie w roku 1980, ale już nie w 1985.
Czegoś jednak na tym albumie brak. Zapewne świeżości i determinacji bijącej z debiutu. Za dużo tu rocka w masywnej ostrej oprawie.
Chociaż oficjalnie debiut uważa się za lepszy pod względem produkcji, mnie osobiście sound "Hyperactive" podoba się bardziej. Ustawienie sekcji rytmicznej, a zwłaszcza perkusji jest wzorcowe i takiego nie zawsze można się dosłuchać w nowych produkcjach. Gitary fantastycznie brzmią w długich wybrzmiewaniach, a wokal usytuowany centralnie ma dostateczna głośność i wyrazistość.
Album wydała niedoświadczona wytwórnia Zebra i pogrzebała go marną promocją, plasując go w grupie nadziei NWOBHM, który to w tym czasie już przechodził do historii.
Rozczarowani brakiem znaczącego sukcesu muzycy rozwiązali zespół w roku 1986 i pojawił się on ponownie dopiero dziesięć lat później w nieco innym składzie, nie wzbudzając kolejnymi albumami praktycznie żadnego zainteresowania.
Ocena: 7,3/10
29.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"