25.06.2018, 18:10:41
Saxon - Innocence Is No Excuse (1985)
Tracklista:
1. Rockin' Again 05:11
2. Call of the Wild 04:03
3. Back on the Streets 04:00
4. Devil Rides Out 04:25
5. Rock n' Roll Gypsy 04:14
6. Broken Heroes 05:25
7. Gonna Shout 03:59
8. Everybody Up 03:30
9. Raise Some Hell 03:40
10. Give It Everything You've Got 03:27
Rok wydania: 1986
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Biff Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Graham Oliver - gitara
Steve Dawson - bas
Nigel Glockler - perkusja
Ocena: 6/10
10.07.2007
Tracklista:
1. Rockin' Again 05:11
2. Call of the Wild 04:03
3. Back on the Streets 04:00
4. Devil Rides Out 04:25
5. Rock n' Roll Gypsy 04:14
6. Broken Heroes 05:25
7. Gonna Shout 03:59
8. Everybody Up 03:30
9. Raise Some Hell 03:40
10. Give It Everything You've Got 03:27
Rok wydania: 1986
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Biff Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Graham Oliver - gitara
Steve Dawson - bas
Nigel Glockler - perkusja
Album "Crusader" wyznaczył nową bardziej komercyjną formułę metalu granego przez SAXON.Taka droga nie każdemu się podobała i część fanów powoli zaczęła tracić zainteresowanie tym bandem, tym bardziej że miłośnicy ostrego energicznego riffowania dostali prezent w postaci coraz dynamiczniej rozwijającego się thrash metalu.
W UK jednak tradycyjny metal na rockowej podbudowie nigdy nie stracił na popularności i SAXON mógł śmiało powtórzyć formułę z "Crusader" nagrywając album z muzyką prostszą, bardziej radiową i przystępną dla zwolenników szeroko rozumianego rocka niż w pierwszych latach kariery.
"Innocence Is No Excuse" wydany w czerwcu 1986 nakładem uznanej wytwórni EMI to... "Rockin' Again". Dużo tego rocka, ładnie podanego, nawet eleganckiego i dopracowanego jak w bardzo dobrym otwieraczu "Rockin' Again" prowadzonym w umiarkowanym tempie gdzie chórki wspierają Byforda przy akompaniamencie ostrych gitar i czuje się uroczysty charakter rockowego święta.
Ten album ma sporo ciepła w tych rozległych chórkach właśnie, przy czym nadal ostre gitary usiłują utrzymać cały czas wrażenie ogólnej łagodności, często poprzez długie soczyste wybrzmiewania, to znów stonowane użycie innych środków wyrazu. "Call of the Wild" pod tym względem wypada nieźle, jednak jest na tym albumie sporo monotonii średnich temp i mało atrakcyjnych melodii jak w "Back on the Streets", "Devil Rides Out", czy "Gonna Shout". To na pewno jest wszystko próba zagrania tego, co tak dobrze wychodziło Amerykanom, jednak zawsze będę podkreślał, że Byford nie jest wokalistą, który swoim głosem jest w stanie udźwignąć w atrakcyjny sposób gramowe radiowe kompozycje. Te numery są przykładem schematyzmu kompozycyjnego, jaki na długie lata stał się wizytówką tego zespołu.
Teoretycznie największym przebojem z tego albumu miał być "Rock n' Roll Gypsy" z potoczystym refrenem, jednak tak często grany później na koncertach i uwieczniony na albumach live nigdy nie był jakimś wielkim hitem tychże. Na pewno wyraża jednak ówczesny stan ducha SAXON - wędrujących po świecie metalowych Cyganów niosących swoją muzykę wielkim widowniom.
Na tym albumie nie ma dobrej ballady, taką nie jest bowiem zbyt hymnowy "Broken Heroes".
Lekko podnoszą ciśnienie i podkręcają tempo w "Everybody Up", przypomina się rok 1980, ale to również nie byłby numer wart szczególnej uwagi na "Wheels Of Steel" chociażby.
Trochę galopują gitary z basem w "Raise Some Hell", a na koniec misterne gitarowe zagrywki w rokendrolowym "Give It Everything You've Got" z najlepszym na tym LP popisem sekcji rytmicznej pozostawiają ostatnie pozytywne wrażenie.
Tak średnio jest po prostu, schematycznie, saxońsko schematycznie, bo Byford to Byford, a brzmienie uparcie takie jak w 1980 roku z dudniącym basem, suchymi gitarami i głośną perkusją. Nawiązania do początków są, ale killerów na miarę tych, jakie wywindowały zespół na szczyt, niestety nie ma.
W UK jednak tradycyjny metal na rockowej podbudowie nigdy nie stracił na popularności i SAXON mógł śmiało powtórzyć formułę z "Crusader" nagrywając album z muzyką prostszą, bardziej radiową i przystępną dla zwolenników szeroko rozumianego rocka niż w pierwszych latach kariery.
"Innocence Is No Excuse" wydany w czerwcu 1986 nakładem uznanej wytwórni EMI to... "Rockin' Again". Dużo tego rocka, ładnie podanego, nawet eleganckiego i dopracowanego jak w bardzo dobrym otwieraczu "Rockin' Again" prowadzonym w umiarkowanym tempie gdzie chórki wspierają Byforda przy akompaniamencie ostrych gitar i czuje się uroczysty charakter rockowego święta.
Ten album ma sporo ciepła w tych rozległych chórkach właśnie, przy czym nadal ostre gitary usiłują utrzymać cały czas wrażenie ogólnej łagodności, często poprzez długie soczyste wybrzmiewania, to znów stonowane użycie innych środków wyrazu. "Call of the Wild" pod tym względem wypada nieźle, jednak jest na tym albumie sporo monotonii średnich temp i mało atrakcyjnych melodii jak w "Back on the Streets", "Devil Rides Out", czy "Gonna Shout". To na pewno jest wszystko próba zagrania tego, co tak dobrze wychodziło Amerykanom, jednak zawsze będę podkreślał, że Byford nie jest wokalistą, który swoim głosem jest w stanie udźwignąć w atrakcyjny sposób gramowe radiowe kompozycje. Te numery są przykładem schematyzmu kompozycyjnego, jaki na długie lata stał się wizytówką tego zespołu.
Teoretycznie największym przebojem z tego albumu miał być "Rock n' Roll Gypsy" z potoczystym refrenem, jednak tak często grany później na koncertach i uwieczniony na albumach live nigdy nie był jakimś wielkim hitem tychże. Na pewno wyraża jednak ówczesny stan ducha SAXON - wędrujących po świecie metalowych Cyganów niosących swoją muzykę wielkim widowniom.
Na tym albumie nie ma dobrej ballady, taką nie jest bowiem zbyt hymnowy "Broken Heroes".
Lekko podnoszą ciśnienie i podkręcają tempo w "Everybody Up", przypomina się rok 1980, ale to również nie byłby numer wart szczególnej uwagi na "Wheels Of Steel" chociażby.
Trochę galopują gitary z basem w "Raise Some Hell", a na koniec misterne gitarowe zagrywki w rokendrolowym "Give It Everything You've Got" z najlepszym na tym LP popisem sekcji rytmicznej pozostawiają ostatnie pozytywne wrażenie.
Tak średnio jest po prostu, schematycznie, saxońsko schematycznie, bo Byford to Byford, a brzmienie uparcie takie jak w 1980 roku z dudniącym basem, suchymi gitarami i głośną perkusją. Nawiązania do początków są, ale killerów na miarę tych, jakie wywindowały zespół na szczyt, niestety nie ma.
Ocena: 6/10
10.07.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"