25.06.2018, 21:09:42
Sonata Arctica - Stones Grow Her Name (2012)
Tracklista:
1. Only the Broken Hearts (Make You Beautiful) 03:23
2. Shitload of Money 04:52
3. Losing My Insanity 04:03
4. Somewhere Close to You 04:13
5. I Have a Right 04:48
6. Alone in Heaven 04:31
7. The Day 04:14
8. Cinderblox 04:08
9. Don't Be Mean 03:17
10. Wildfire, Part: II - One With the Mountain 07:53
11. Wildfire, Part: III - Wildfire Town, Population: 07:57
Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia
Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Marko Paasikoski - bas
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe
Nuclesr Blast w maju 2012 prezentuje kolejny album SONATA ARCTICA. Zawsze należy dać kolejną szansę, zawsze. Szczególnie gdy ma ją otrzymać SONATA ARCTICA.
W pewnych kręgach cokolwiek by nie nagrali, będzie się podobać i każda krytyka będzie odrzucona zaś "Unia" i "The Days of Grays" będą mini kultem.
Takim kompozycjom jak "Only the Broken Hearts (Make You Beautiful)" mówię jednak stanowczo - nie, bo ten układny i grzeczny melodic metal udał się tak naprawdę tylko na "Silence".
Upór, z jakim zespół stapia na nowej płycie ugłaskane koncepcje z dawnych lat z inteligenckim smutactwem "Unia" oraz nieudolne omijanie raf muzycznych poprzedniego LP jest zastanawiający. Jest to jednak omijanie zdecydowanie nieudolne, bo koszmarki rozlazłej łagodności w popowym sosie to na nowej płycie praktycznie norma. "Shitload of Money" to mega koszmarek... no hmmm shit można by powiedzieć... Jakże zabawnie brzmi ten zespół w takim nowoczesnym riffowaniu jak w "Somewhere Close to You" i jak to wszystko się tu bezsensownie rozwija.
Bardzo dobrze śpiewa Kakko, znakomicie wręcz, niestety przeflancować go do innego zespołu się nie da. Zresztą wszyscy tu grają znakomicie lub co najmniej bardzo dobrze i najwyżej można by z lekka pogrozić paluszkiem Henrikowi Klingenbergowi za dyskotekowe klawisze od czasu do czasu. No i te chórki metalowej ekipie z Finlandii nie przystoją. Timo Kotipelto popraw się.
SONATA ARCTICA proponuje na tym LP melodyjny metal przyjazny dla środowiska naturalnego. Tak jest w drętwych numerach takich jak "I Have a Right", czy "Alone in Heaven" nie wspominając o "The Day" i ta trójca dobija w środkowej części albumu. W "The Day" rajtuzy barda nigdy wcześniej nie były tak obcisłe. Ohyda. Może nie zawsze, bo akurat "Losing My Insanity" fragmentami fajny, nawet z lekka neoklasyczny, ale czemu taki miejscami zakręcony? Tytuł wszakże mówi o dążeniu do normalności. "Cinderblox". O tak. Momentami coś dla sonatowych ortodoksów i jest to tempo powerowe, jakie sami onegdaj stworzyli. Dawno temu. Ale świeżo w całej tej bałaganiarskiej właściwie koncepcji. A ballada "Don't Be Mean" bardzo dobra. Taka amerykańska i SKID ROW by to na pewno rozkręcił jeszcze lepiej, ale bez smyczków.
Orkiestracji, symfonizacji i podobnych rzeczy na tej płycie mało. Zresztą nie bardzo byłoby to gdzie wstawić w dominującą nowoczesność smartfonowych odtwarzaczy.
Jeśli chodzi o opowieść "Wildfire" to w obu częściach wywołuje mieszane uczucia. Same główne motywy i epicko-folkowa otoczka interesujące, jednak niepotrzebnie doładowano to marnymi chórkami, denerwującymi klawiszami i kolejną porcją niemodnej nowoczesności w aranżacjach. No i potworne zbędne symfonizacje na dokładkę.
Mizerna zawartość opakowana wybornie w złoto i atłasy produkcji. Który album SONATA ARCTICA został tak fantastycznie selektywnie wyprodukowany? No który?
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że SONATA ARCTICA celuje w stworzenie nowego podgatunku melodyjnego power metalu. Przyjaznego dla środowiska naturalnego z KFC w tle.
W pewnych kręgach cokolwiek by nie nagrali, będzie się podobać i każda krytyka będzie odrzucona zaś "Unia" i "The Days of Grays" będą mini kultem.
Takim kompozycjom jak "Only the Broken Hearts (Make You Beautiful)" mówię jednak stanowczo - nie, bo ten układny i grzeczny melodic metal udał się tak naprawdę tylko na "Silence".
Upór, z jakim zespół stapia na nowej płycie ugłaskane koncepcje z dawnych lat z inteligenckim smutactwem "Unia" oraz nieudolne omijanie raf muzycznych poprzedniego LP jest zastanawiający. Jest to jednak omijanie zdecydowanie nieudolne, bo koszmarki rozlazłej łagodności w popowym sosie to na nowej płycie praktycznie norma. "Shitload of Money" to mega koszmarek... no hmmm shit można by powiedzieć... Jakże zabawnie brzmi ten zespół w takim nowoczesnym riffowaniu jak w "Somewhere Close to You" i jak to wszystko się tu bezsensownie rozwija.
Bardzo dobrze śpiewa Kakko, znakomicie wręcz, niestety przeflancować go do innego zespołu się nie da. Zresztą wszyscy tu grają znakomicie lub co najmniej bardzo dobrze i najwyżej można by z lekka pogrozić paluszkiem Henrikowi Klingenbergowi za dyskotekowe klawisze od czasu do czasu. No i te chórki metalowej ekipie z Finlandii nie przystoją. Timo Kotipelto popraw się.
SONATA ARCTICA proponuje na tym LP melodyjny metal przyjazny dla środowiska naturalnego. Tak jest w drętwych numerach takich jak "I Have a Right", czy "Alone in Heaven" nie wspominając o "The Day" i ta trójca dobija w środkowej części albumu. W "The Day" rajtuzy barda nigdy wcześniej nie były tak obcisłe. Ohyda. Może nie zawsze, bo akurat "Losing My Insanity" fragmentami fajny, nawet z lekka neoklasyczny, ale czemu taki miejscami zakręcony? Tytuł wszakże mówi o dążeniu do normalności. "Cinderblox". O tak. Momentami coś dla sonatowych ortodoksów i jest to tempo powerowe, jakie sami onegdaj stworzyli. Dawno temu. Ale świeżo w całej tej bałaganiarskiej właściwie koncepcji. A ballada "Don't Be Mean" bardzo dobra. Taka amerykańska i SKID ROW by to na pewno rozkręcił jeszcze lepiej, ale bez smyczków.
Orkiestracji, symfonizacji i podobnych rzeczy na tej płycie mało. Zresztą nie bardzo byłoby to gdzie wstawić w dominującą nowoczesność smartfonowych odtwarzaczy.
Jeśli chodzi o opowieść "Wildfire" to w obu częściach wywołuje mieszane uczucia. Same główne motywy i epicko-folkowa otoczka interesujące, jednak niepotrzebnie doładowano to marnymi chórkami, denerwującymi klawiszami i kolejną porcją niemodnej nowoczesności w aranżacjach. No i potworne zbędne symfonizacje na dokładkę.
Mizerna zawartość opakowana wybornie w złoto i atłasy produkcji. Który album SONATA ARCTICA został tak fantastycznie selektywnie wyprodukowany? No który?
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że SONATA ARCTICA celuje w stworzenie nowego podgatunku melodyjnego power metalu. Przyjaznego dla środowiska naturalnego z KFC w tle.
Ocena: 4/10
18.05.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"