27.06.2018, 21:27:07
Trouble - Plastic Green Head (1995)
Tracklista:
1. Plastic Green Head 03:35
2. The Eye 04:20
3. Flowers 04:20
4. The Porpoise Song (Monkees cover) 04:42
5. Opium-Eater 04:25
6. Hear the Earth 03:59
7. Another Day 04:53
8. Requiem 04:53
9. Below Me 02:44
10. Long Shadows Fall 03:38
11. Tomorrow Never Knows (Beatles cover) 05:23
Rok wydania: 1995
Gatunek: stoner/heavy metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Eric Wagner - śpiew
Bruce Franklin - gitara
Rick Wartell - gitara
Ron Holzner - bas
Jeff Olson - perkusja
Ocena: 9/10
31.08.2007
Tracklista:
1. Plastic Green Head 03:35
2. The Eye 04:20
3. Flowers 04:20
4. The Porpoise Song (Monkees cover) 04:42
5. Opium-Eater 04:25
6. Hear the Earth 03:59
7. Another Day 04:53
8. Requiem 04:53
9. Below Me 02:44
10. Long Shadows Fall 03:38
11. Tomorrow Never Knows (Beatles cover) 05:23
Rok wydania: 1995
Gatunek: stoner/heavy metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Eric Wagner - śpiew
Bruce Franklin - gitara
Rick Wartell - gitara
Ron Holzner - bas
Jeff Olson - perkusja
Po pewnej przerwie od wydania "Manic Frustration" Kłopoty powróciły płytą "Plastic Green Head", który został przedstawiony przez londyńską Bullet Proof Records, a w USA przez Century Media, w czerwcu 1995 roku. W zespole pojawił się ponownie perkusista Olson, pojawiło się też coś nowego w stylu muzycznym.
Nadal TROUBLE, ale nie taki ciężki i heavy metalowy jak na "Trouble" ani taki budujący klimat w bardziej delikatny sposób jak na "Manic Frustration".
Jakiś nawrót do lat 60tych nastąpił, zwiększenie dawki tej psychodelii, jaka zawsze gdzieś się czaiła, a wszystko zostało mocno zagrane. Mocno, troublowo, ale bez podania w heavy metal. Jeśli stoner to nie sabbathowski, raczej sięgający korzeniami do tych twardszych rockowych grup przełomu lat 60-tych i 70tych, których tu z nazwy wymieniać nie ma potrzeby, bo te inspiracje wynikają bardziej ze sposobu wyrażenia muzycznej ekspresji niż z bezpośredniego kopiowania riffów. Melodie to nadal TROUBLE. No ten sound jakże specyficzny tym razem. Te gitary ostre jak brzytwy, a równocześnie dołujące. I Wagner. Tym razem bez łagodnych uśmiechów lekkiego rozmarzenia i wokalnie ten album to majstersztyk pomieszania stylów... I solówki rozgrywane w starodawnych klimatach, gdzieś nieco cofnięte poza sekcję rytmiczną, najbardziej tradycyjną i prostą w brzmieniu, jaką sobie można tylko wyobrazić w takim graniu. Album morduje od początku do końca, bo taki tu jest cel. Na rozgrzewkę dosyć szybki i szybki jak na TROUBLE Plastic Green Head potem The Eye rytmiczny i w tempach TROUBLE, jakie wystarczają do wprowadzenia w trans ich graniem. Przy Flowers można się zastanowić czy taki utwór tu jest potrzebny, ale widocznie tak, nawet do tego, aby uderzenie w Opium Eater, rozgrywanego w bujającym, ale jak to w TROUBLE zwykle bywa spowitym dymem stylu... Sola na tym albumie należą do najlepszych, jakie Wartell grał. Są tu poniekąd dodatkowymi opowieściami w poszczególnych utworach, tworząc państwo w państwie. TROUBLE gra na tym albumie muzykę prostą. Morderczy Hear The Earth jest prosty. Tyle że kilka riffów plus zagrywki gitarowe jako ozdobniki i stylizacja wokalna w refrenie na pradawne czasy starcza na to, aby skasować większość całych płyt z podobną muzyką. Tyle że kto gra tak jak TROUBLE? Ten sam zabieg to Another Day. No mogliby tak grać nie przez cztery minuty, ale przez czternaście. Uporczywość, z jaką serwują te akordy na tle złożonych podziałów rytmicznych niezwykła, a gdy łagodnieją i wchodzi gitara solowa, to mogłaby grać godzinami. Zresztą te malutkie solóweczki same z siebie są wyśmienite.
Elegancko odprowadzają w Ostatnią Drogę w Requiem i takiego numeru nie odegrali od czasu drugiej części The Misery Show. Tu Wagner pokazuje doprawdy wyborną klasę, no i ten płacz gitarowy... Dwa sola, dwa pożegnalne spojrzenia. Dosyć smutku... Below Me, szybko, krótko i na temat. Ograny starodawny motyw tu z wbijającym w ziemię basem Holznera. Coś z grania z albumu "Trouble". Zdecydowanie tak. No i Long Shadows Fall. Taki TROUBLE w dosyć szybkim tempie z opiumową, ale nie zapaloną fajką.
Jakiś nawrót do lat 60tych nastąpił, zwiększenie dawki tej psychodelii, jaka zawsze gdzieś się czaiła, a wszystko zostało mocno zagrane. Mocno, troublowo, ale bez podania w heavy metal. Jeśli stoner to nie sabbathowski, raczej sięgający korzeniami do tych twardszych rockowych grup przełomu lat 60-tych i 70tych, których tu z nazwy wymieniać nie ma potrzeby, bo te inspiracje wynikają bardziej ze sposobu wyrażenia muzycznej ekspresji niż z bezpośredniego kopiowania riffów. Melodie to nadal TROUBLE. No ten sound jakże specyficzny tym razem. Te gitary ostre jak brzytwy, a równocześnie dołujące. I Wagner. Tym razem bez łagodnych uśmiechów lekkiego rozmarzenia i wokalnie ten album to majstersztyk pomieszania stylów... I solówki rozgrywane w starodawnych klimatach, gdzieś nieco cofnięte poza sekcję rytmiczną, najbardziej tradycyjną i prostą w brzmieniu, jaką sobie można tylko wyobrazić w takim graniu. Album morduje od początku do końca, bo taki tu jest cel. Na rozgrzewkę dosyć szybki i szybki jak na TROUBLE Plastic Green Head potem The Eye rytmiczny i w tempach TROUBLE, jakie wystarczają do wprowadzenia w trans ich graniem. Przy Flowers można się zastanowić czy taki utwór tu jest potrzebny, ale widocznie tak, nawet do tego, aby uderzenie w Opium Eater, rozgrywanego w bujającym, ale jak to w TROUBLE zwykle bywa spowitym dymem stylu... Sola na tym albumie należą do najlepszych, jakie Wartell grał. Są tu poniekąd dodatkowymi opowieściami w poszczególnych utworach, tworząc państwo w państwie. TROUBLE gra na tym albumie muzykę prostą. Morderczy Hear The Earth jest prosty. Tyle że kilka riffów plus zagrywki gitarowe jako ozdobniki i stylizacja wokalna w refrenie na pradawne czasy starcza na to, aby skasować większość całych płyt z podobną muzyką. Tyle że kto gra tak jak TROUBLE? Ten sam zabieg to Another Day. No mogliby tak grać nie przez cztery minuty, ale przez czternaście. Uporczywość, z jaką serwują te akordy na tle złożonych podziałów rytmicznych niezwykła, a gdy łagodnieją i wchodzi gitara solowa, to mogłaby grać godzinami. Zresztą te malutkie solóweczki same z siebie są wyśmienite.
Elegancko odprowadzają w Ostatnią Drogę w Requiem i takiego numeru nie odegrali od czasu drugiej części The Misery Show. Tu Wagner pokazuje doprawdy wyborną klasę, no i ten płacz gitarowy... Dwa sola, dwa pożegnalne spojrzenia. Dosyć smutku... Below Me, szybko, krótko i na temat. Ograny starodawny motyw tu z wbijającym w ziemię basem Holznera. Coś z grania z albumu "Trouble". Zdecydowanie tak. No i Long Shadows Fall. Taki TROUBLE w dosyć szybkim tempie z opiumową, ale nie zapaloną fajką.
Niecałe 40 minut muzyki własnej, oryginalnej, wtórnej, ale niemożliwej do skopiowania.
Dwa covery w tym numer THE BEATLES. Czemu akurat ich? Bo to płyta z Chłopcami z Liverpoolu w tle.
Hmmm... a może nie?
Hmmm... a może nie?
Ocena: 9/10
31.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"