28.06.2018, 12:30:01
Vhäldemar - Metal Of The World (2011)
Tracklista:
1. River Of Blood 04:09
1. River Of Blood 04:09
2. Dusty Road 03:58
3. Saints Of Hell 03:51
4. Metal Of The World 03:49
5. Wartime 03:39
6. My Nightmare 04:16
7. Wild Hearts 04:02
8. Bastards 03:35
9. Action 03:38
10. Light & Darkness 04:43
11. Arrows Flying High 04:15
12. Bach's Invention (Instrumental) 00:44
13. Old King's Visions (III) 04:18
Rok wydania: 2010/2011
Gatunek: Heavy power metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara, instrumenty klawiszowe
Oscar Cuadrado - bas
Álex de Benito - perkusja
VHALDEMAR to jeden z "mniejszościowej" grupy zespołów hiszpańskich z kręgu heavy power, który wybrał opcję anglojęzyczną.Wzorując się na stylu europejskim nagrał w początkach obecnej dekady dwie znakomite płyty i w pewnym momencie zupełnie zniknął z horyzontu. Od czasu do czasu koncerty, od czasu do czasu zapowiedź nowej płyty i bardzo długie okresy milczenia, które wywoływały liczne spekulacje od zakończeniu działalności. Tymczasem zupełnie niespodziewanie, bez szumu i rozgłosu w roku 2010 na MySpace zespołu pojawiła się informacja o nowej płycie zatytułowanej po prostu "Vhaldemar". Album został od razu udostępniony w formie digital, darmowo i bez ograniczeń, w bardzo dobrej jakości, ze skromniutką okładką kryjącą godną podziwu zawartość, a w wersji CD planowany jest na luty 2011.
Album jest wspaniały. Po tylu latach milczenia można było się spodziewać wszystkiego, ale z pewnością nie aż tak wybornego heavy power, przebijającego nawet to, co wzbudzało u wielu zachwyt w przypadku dwóch pierwszych LP.
Ekipa VHALDEMAR z nowym perkusistą grać potrafi. To, że gitarzyści jako duet należą do najlepszych na obecnej scenie heavy power, to udowadniania nie wymaga, ale tu dodatkowo i wokalnie Escudero poczynił kolejny krok w dobrym kierunku i jego mocny śpiew idealnie wpasował się w mocne granie.
Mocne, bo to mocna płyta, w dalszym ciągu nastawiona na melodie, ale odegrana z ogromnym powerem, dynamiczna i to we wszystkich elementach. Już na początku "River Of Blood" nie bierze żadnych jeńców. Ostry wokal, niemiecka stylistyka riffów i niemiecki chóralny refren. Drapieżne granie, pełne siły jak i na całej płycie, a przy tym poziom wykonania jak to w przypadku Waldka najwyższy. Te solówki gitarowe i te duety budzą podziw. "Dusty Road" i "Saints Of Hell" bardzo dobre, takiej jednak melodyjnej nośności jak otwieracz jednak nie mają mimo że refren z "Dusty Road" żywcem zaimportowany z Niemiec z powodzeniem mógłby stać się ozdobą wielu płyt czołowych grup z okolic od Odry na zachód.
Za to "Metal Of The World" ma w sobie tyleż z german heavy ile z MANOWAR, choć raczej jako hymn sceniczny niż w warstwie epickości. Refren to esencja tradycyjnego true heavy grania, ale warto też zwrócić uwagę na fantazyjne solo gitarowe, jakie się nieczęsto spotyka w podobnych utworach.
Jeśli ma być epicko to rozpoczynający się odgłosami bitwy "Wartime" i kapitalną szarżą gitarową spełnia tej warunek. Tu jest MANOWAR, ten stary i barbarzyński w każdym calu. Zniszczenie i dokończenie dzieła zniszczenia w morderczym refrenie. Kto uważa, że bojowy heavy power zginął w powodzi smęcenia niech posłucha jak tu pracują gitary i jak potężnie chodzi perkusja. Ten człowiek jest na właściwym miejscu i udowadnia to także w "My Nightmare", nieco wolniejszym, rytmicznym, z chóralnym refrenem. Ta kompozycja także łączy elementy grania niemieckiego i amerykańskiego, choć szerzej pojmowanego niż tylko MANOWAR. Stylizacje Escudero na Adamsa w pewnych miejscach słychać, co więcej bardzo udane w tej barbarzyńskiej manierze. Mocny, ale lekko zadumany jest "Wild Hearts" i taka troszeczkę spokojniejsza kompozycja została tu umieszczona we właściwym miejscu. No i ten perkusista wyczynia tu cuda...
Bezlitosnego melodyjnego heavy power ciąg dalszy w "Bastards", kawałku opartym na prostych rozwiązaniach i znanych riffach wspartych krótkimi solami gitarowymi lżejszego niż sam numer kalibru - i jest kolejny killer. "Action" rozpędzony, rozdzierający na strzępy i znów zespół pokazuje jak łączyć stare manowarowe patenty z niemiecka mocą i hiszpańską swobodą. Solo po prostu wyborne, eksplodujące i finezyjne. "Light And Darkness" rozegrany w tempie typowym dla MANOWAR lekko traci poprzez niepotrzebne urozmaicenia w części środkowej, ale to już szukanie poniekąd dziury w całym.
Pod koniec albumu dostajemy jeszcze jeden mocny numer "Arrows Flying High" i tu można poszukać pewnych odniesień do bardziej zwiewnej wersji grania PARAGON, bo ta lokomotywa tu pędzi w paragonowym stylu w głównym ataku gitarowym. Jest tu wplecione również granie trochę lżejsze, także w wokalach i chórkach. Nieco Bacha to preludium do "Old Kings Vision". Ten numer w części pierwszej i drugiej na dwóch poprzednich albumach był popisem całego zespołu i tak jest również tym razem w części trzeciej. Wszystko tu jest - i tempo zawrotne i szczypta neoklasyki i MANOWAR i zabójcze zagrywki gitarowe i sekcja rytmiczna wbijająca w ziemię.
Ta płyta ogólnie wbija w ziemię. Wykonanie, poziom kompozycji jest wyśrubowane tak bardzo, że nie bardzo wiadomo, kto by się mógł w obecnym momencie do nich zbliżyć. Album to self i żaden znany producent ani spece od masteringu w drogim studio tu palców nie maczali, a mimo to brzmienie jest wzorcowe.
Ciężkie soczyste głębokie gitary, głośna sekcja rytmiczna z basem powodującym drżenie ścian i świetne ustawienie wokalu w tym wszystkim. Piękny krwisty heavy powerowy sound.
Tak przy okazji. W ostatnim czasie modne stało się budowanie wokół nowych albumów uznanych firm atmosfery sensacji na wiele miesięcy naprzód. Tasiemcowe studio diary z nagrywania basu do utworu numer pięć, nadęte wideowywiady publikowane wszędzie gdzie się da, drogie klipy promocyjne, legiony gości, którzy wgrywają jedno paru sekundowe solo. A potem okazuje się, że balon jest napełniony próżnią.
VHALDEMAR rzuca ogromny kawał melodic heavy power mięcha, każdemu, za darmo, bez rozgłosu i bez zapewnień - "jesteśmy najlepsi, jeszcze czegoś takiego nie słyszeliście, to nasz najlepszy album". Ten powrót należy uznać za jedną z największych sensacji metalowych roku 2010.
Brawo Waldemarze!
Ocena: 9.5/10
10.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"