28.06.2018, 15:37:34
While Heaven Wept - Fear of Infinity (2011)
Tracklista:
1. Hour of Reprisal 03:47
2. Destroyer of Solace 02:40
3. Obsessions Now Effigies 04:37
4. Unplentitude 03:21
5. To Grieve Forever 06:13
6. Saturn and Sacrifice 05:25
7. Finality 11:08
Rok wydania: 2011
Gatunek: Progressive Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Rain Irving - śpiew
Tom Phillips - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Scott Loose - gitara
Jim Hunter - bas
Trevor Schrotz - perkusja
Ocena: 6/10
22.04.2011
Tracklista:
1. Hour of Reprisal 03:47
2. Destroyer of Solace 02:40
3. Obsessions Now Effigies 04:37
4. Unplentitude 03:21
5. To Grieve Forever 06:13
6. Saturn and Sacrifice 05:25
7. Finality 11:08
Rok wydania: 2011
Gatunek: Progressive Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Rain Irving - śpiew
Tom Phillips - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Scott Loose - gitara
Jim Hunter - bas
Trevor Schrotz - perkusja
WHILE HEAVEN WEPT nagrywa nieczęsto. Te płyty pojawiają się w odstępach kilku lat i za każdym razem są inne i niosą w sobie inny rodzaj metalowej magii. Nową wydała w kwietniu słynna Nuclear Blast. Tym razem odstęp od albumu poprzedniego był niedługi, niestety nie ma też ani magii, ani interesującej muzyki klimatu.
Klimat to właśnie ten element, który jest w muzyce Amerykanów najważniejszy. Specyficzny klimat, malowany barwami na przemian jaskrawymi i pastelowymi i wyrażony w zaskakującym łączeniu doom, power, heavy metalu i progresywnego konstruowania kompozycji długich i wielowątkowych. Tym razem nie ma żadnego z tych elementów. Jest metal nieokreślony, melodyjny, ale na siłę wtłoczony w ramy mainstreamowego grania. Zupełnie nieinteresujące otwarcie "Hour Of Reprisal" z łomocącą mechanicznie perkusją to taki pseudo progresywny metal, jaki w USA gra masa zespołów, zazwyczaj nie mających nic do powiedzenia. Miałkie to jest i dalej w jakby rycersko epickim "Destroer Of Solace" i takie granie w lepszym wykonaniu powinni zostawić chociażby dla TWISTED TOWER DIRE. Nawet w tak prostej kompozycji brak jakiejś mocy i interesującego rozwinięcia, ale co można powiedzieć w niecałe trzy minuty... Od tego zespołu należy oczekiwać znacznie więcej niż to, co zaprezentowali w "Obsessions Now Effigies", który zaczyna się obiecująco, a potem na siłę ciągnie się coś jakby wzniosłego, ale rażącego monotonią i schematyzmem. Akustycznie zrobiony "Unplenitude" z pianinem to już zupełne nieporozumienie w tym przeciąganiu wyświechtanego motywu i to samo można powiedzieć o "To Grieve Forever". Taka nostalgia i melancholia po prostu nudzi i z takiego grania nic nie wynika.
Coś się zaczyna dziać dopiero w "Saturn And Sacrifice", gdzie wreszcie jest eleganckie połączenie epic heavy doom z klasycznym heavy, naprawdę świetny wokal i w końcu klimat, posępny, ale z nutą nadziei. Wszystko zmierza nieuchronnie do finału i rozbudowany kolos staje się języczkiem u wagi dla wartości tej płyty. "Finality" jednak rozczarowuje. Piękne otwarcie w stylu gothic/doom i stylu grupy z dawniejszego okresu, ale potem znów akustyczne plumkanie i niezbyt przekonujący wokal do strasznie ogranych, smutnawych motywów. Co gorsza dalej rozwija się to w żywszych partiach jak melodic power metalowy half balladowy eurometal i tak się wlecze aż do końca z jaśniejszym przebłyskiem w postaci instrumentalnej części. Ale tak niemal identycznie gra legion melodic doom/death metalowych zespołów i dla kogoś, kto słucha takiej muzyki, ten ładny, ale też wyświechtany płaczący motyw nie jest niczym nowym ani zbyt atrakcyjnym.
Cóż z tego, że album ma świetne brzmienie, mocne i soczyste w gitarach i znakomicie ustawiony głos wokalisty, skoro te gitary nic ciekawego nie grają, a Rain Irving jest poniekąd cieniem siebie z płyty poprzedniej? Gdzie się podział jego autentyzm w przekazie emocji. Technicznie bezbłędna bezduszność.
A miało być tak pięknie... Nie jest. Jest metal z obrzeży głównych tradycyjnych gatunków. Nudny, po prostu nudny.
Coś się zaczyna dziać dopiero w "Saturn And Sacrifice", gdzie wreszcie jest eleganckie połączenie epic heavy doom z klasycznym heavy, naprawdę świetny wokal i w końcu klimat, posępny, ale z nutą nadziei. Wszystko zmierza nieuchronnie do finału i rozbudowany kolos staje się języczkiem u wagi dla wartości tej płyty. "Finality" jednak rozczarowuje. Piękne otwarcie w stylu gothic/doom i stylu grupy z dawniejszego okresu, ale potem znów akustyczne plumkanie i niezbyt przekonujący wokal do strasznie ogranych, smutnawych motywów. Co gorsza dalej rozwija się to w żywszych partiach jak melodic power metalowy half balladowy eurometal i tak się wlecze aż do końca z jaśniejszym przebłyskiem w postaci instrumentalnej części. Ale tak niemal identycznie gra legion melodic doom/death metalowych zespołów i dla kogoś, kto słucha takiej muzyki, ten ładny, ale też wyświechtany płaczący motyw nie jest niczym nowym ani zbyt atrakcyjnym.
Cóż z tego, że album ma świetne brzmienie, mocne i soczyste w gitarach i znakomicie ustawiony głos wokalisty, skoro te gitary nic ciekawego nie grają, a Rain Irving jest poniekąd cieniem siebie z płyty poprzedniej? Gdzie się podział jego autentyzm w przekazie emocji. Technicznie bezbłędna bezduszność.
A miało być tak pięknie... Nie jest. Jest metal z obrzeży głównych tradycyjnych gatunków. Nudny, po prostu nudny.
Ocena: 6/10
22.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"