28.06.2018, 16:14:03
Wizard - Magic Circle (2005)
Tracklista:
1. Enter the Magic Circle 01:04
2. Fire and Blood 05:57
3. Call of the Wild 04:52
4. Death Is My Life 04:38
5. On Your Knees 06:12
6. Metal 04:04
7. Uruk-Hai 05:53
8. Circle of Steel 05:25
9. Warriors of the Night 06:25
10. No Way Out 05:08
11. The Magic Goes On 04:23
12. Don't Say Goodbye 05:15
Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic epic heavy power metal
Kraj: Niemcy
skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew, instrumety klawiszowe
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja
Ocena: 7.5/10
2.04.2009
Tracklista:
1. Enter the Magic Circle 01:04
2. Fire and Blood 05:57
3. Call of the Wild 04:52
4. Death Is My Life 04:38
5. On Your Knees 06:12
6. Metal 04:04
7. Uruk-Hai 05:53
8. Circle of Steel 05:25
9. Warriors of the Night 06:25
10. No Way Out 05:08
11. The Magic Goes On 04:23
12. Don't Say Goodbye 05:15
Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic epic heavy power metal
Kraj: Niemcy
skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew, instrumety klawiszowe
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja
Regularnie, co dwa lata WIZARD prezentuje nowy album w XXI wieku i rok 2005 przyniósł płytę "Magic Circle" wydaną w końcu czerwca przez Limb Music.
Ekipa z Niemiec kroczy tu nadal obraną wcześniej drogą melodyjnego rycerskiego heavy i power metalu i nie zaskakuje niczym. No, może jedynie konsekwencją w eksplorowaniu wybranego muzycznego obszaru. Ten sam skład, te same pomysły, jednak tym razem poziomu poprzedniego LP "Odin" osiągnąć nie zdołali. Siła WIZARD tkwi w zgrabnych melodiach, podanych w stosunkowo bogatej oprawie i w zapadających w pamięć bojowych refrenach. To wszystko jest i tutaj, ale niestety nie na tak wysokim poziomie jak na albumach poprzednich. Płyta jest nierówna i ta godzina muzyki po części to takie granie solidnego melodyjnego heavy power, ale tylko dobrego.
Pierwsza część albumu to takie granie doświadczonej ekipy, ale jakby bez polotu. Trochę słabsza momentami forma wokalna Di'Anna, trochę mniej chwytliwe melodie i nie tak interesujące sola jak na płytach wcześniejszych. Kompozycje są prostsze, więcej tu kwadratowego niemieckiego grania. "Fire And Blood" to najsłabszy z dotychczasowych otwieraczy, "Death Is My Life" znów zagrany jakby nerwowo, ze śladowymi elementami neoklasycznymi, które jakoś w wykonaniu tej grupy emocji nie budzą. Jakby weselszy "Call Of The Wild" przypomina pewnymi rozwiązaniami nagrania, gdzie wykorzystywali patenty MANOWAR, ale już ponury i znacznie wolniejszy "On Your Knees" to kompozycja jakiej raczej się po nich trudno było spodziewać. "Metal" to wyraźne nawiązanie do muzyki PARAGON i w tym miejscu już można powiedzieć, że WIZARD na tym LP przemieścił się w obszary bardziej siłowego, germańskiego heavy power metalu, choć refren ma te barbarzyńskie elementy nagrań wczesnego MANOWAR, uwypuklone przez wokal Di'Anna. "Uruk Hai" zaczyna się długo i to obiecuje ciekawe rozwinięcie, jednak potem mamy "tylko" bardzo dobry bojowy heavy power.
Brak na tym albumie zdecydowanych killerów i to jest tu największy mankament. "Circle Of Steel" słucha się bardzo dobrze- mocne melodyjne granie z rozpoznawalnym znakiem firmowym WIZARD- zamaszystymi refrenami i chórkami, ale jednak upodabniają się ponownie do PARAGON. "Warriors Of the Night" najbardziej epicki z tego zestawu, najbliżej tu do klasycznego melodyjnego epickiego heavy metalu, jednak sześć minut to trochę za długo, bo w pewnym momencie zaczynają się tu już niepotrzebnie powtarzać w sławieniu wojowników Odyna. Dobry "No Way Out" rozpędzający się po klimatycznym posępnym wstępie wart uwagi przede wszystkim z powodu znakomitych partii perkusji i bardzo dynamicznego śpiewu. "The Magic Goes On" niespodziewanie zrobiony w stylu typowego niemieckiego speed melodic power z refrenem jakby żywcem wyjętym z repertuaru HELLOWEEN. Odrobina MANOWAR do tego w wolnej części epickiej na końcu i ta mieszanka wypada w sumie interesująco.
Za to zakończenie albumu piękne i wzruszające, w postaci metalowej epickiej ballady "Don't Say Goodbye", stylizowanej na podobne kompozycje Królów Metalu zza Oceanu.
Pierwsza część albumu to takie granie doświadczonej ekipy, ale jakby bez polotu. Trochę słabsza momentami forma wokalna Di'Anna, trochę mniej chwytliwe melodie i nie tak interesujące sola jak na płytach wcześniejszych. Kompozycje są prostsze, więcej tu kwadratowego niemieckiego grania. "Fire And Blood" to najsłabszy z dotychczasowych otwieraczy, "Death Is My Life" znów zagrany jakby nerwowo, ze śladowymi elementami neoklasycznymi, które jakoś w wykonaniu tej grupy emocji nie budzą. Jakby weselszy "Call Of The Wild" przypomina pewnymi rozwiązaniami nagrania, gdzie wykorzystywali patenty MANOWAR, ale już ponury i znacznie wolniejszy "On Your Knees" to kompozycja jakiej raczej się po nich trudno było spodziewać. "Metal" to wyraźne nawiązanie do muzyki PARAGON i w tym miejscu już można powiedzieć, że WIZARD na tym LP przemieścił się w obszary bardziej siłowego, germańskiego heavy power metalu, choć refren ma te barbarzyńskie elementy nagrań wczesnego MANOWAR, uwypuklone przez wokal Di'Anna. "Uruk Hai" zaczyna się długo i to obiecuje ciekawe rozwinięcie, jednak potem mamy "tylko" bardzo dobry bojowy heavy power.
Brak na tym albumie zdecydowanych killerów i to jest tu największy mankament. "Circle Of Steel" słucha się bardzo dobrze- mocne melodyjne granie z rozpoznawalnym znakiem firmowym WIZARD- zamaszystymi refrenami i chórkami, ale jednak upodabniają się ponownie do PARAGON. "Warriors Of the Night" najbardziej epicki z tego zestawu, najbliżej tu do klasycznego melodyjnego epickiego heavy metalu, jednak sześć minut to trochę za długo, bo w pewnym momencie zaczynają się tu już niepotrzebnie powtarzać w sławieniu wojowników Odyna. Dobry "No Way Out" rozpędzający się po klimatycznym posępnym wstępie wart uwagi przede wszystkim z powodu znakomitych partii perkusji i bardzo dynamicznego śpiewu. "The Magic Goes On" niespodziewanie zrobiony w stylu typowego niemieckiego speed melodic power z refrenem jakby żywcem wyjętym z repertuaru HELLOWEEN. Odrobina MANOWAR do tego w wolnej części epickiej na końcu i ta mieszanka wypada w sumie interesująco.
Za to zakończenie albumu piękne i wzruszające, w postaci metalowej epickiej ballady "Don't Say Goodbye", stylizowanej na podobne kompozycje Królów Metalu zza Oceanu.
Mocne brzmienie, zdecydowanie niemieckie uzyskano na tym LP. Bas to tym razem narzędzie eksterminacji, kosztem nieco cofniętej perkusji. Ogólnie perkusja pod względem ustawienia brzmienia nie zachwyca na tym LP, oj nie zachwyca. Gitara nieco cięższa niż dotychczas, czasem jednak wydaje się jakby sucha, zwłaszcza w szybkich fragmentach pierwszej połowy albumu.
Płyta w stosunku do tego co faktycznie mają tym razem do powiedzenia jest trochę za długa. Album krótszy, także i z krótszymi niektórymi utworami wypadł by lepiej, a tak odrobinę nuży. Mniej tu WIZARD, więcej grania typowo niemieckiego, solidnego, ale czasem jednak rzemieślniczego.
Płyta w stosunku do tego co faktycznie mają tym razem do powiedzenia jest trochę za długa. Album krótszy, także i z krótszymi niektórymi utworami wypadł by lepiej, a tak odrobinę nuży. Mniej tu WIZARD, więcej grania typowo niemieckiego, solidnego, ale czasem jednak rzemieślniczego.
Ocena: 7.5/10
2.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"