06.08.2018, 18:08:29
Axehammer - Marching On (2012)
Tracklista:
1. Walk into the Fire 04:06
2. The Dragons Fly 05:19
3. Swing the Steel 04:31
4. Midnight Train 04:00
5. Fire Away 05:20
6. Demon Killer 04:21
7. Cemetary 07:24
8. Flesh Machine 04:13
Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Kleber Mandrake - śpiew
Jerry Watt - gitara
Horacio Colmenares - bas
Joe Aghassi - perkusja
Prace nad drugim albumem AXEHAMMER po reaktywacji opóźniały się z różnych przyczyn. Z grupy odszedł z powodów zdrowotnych Ramp, którego zastąpił metalowy debiutant Kleber Mandrake, ubył także basista Colin Sauers. Dosyć niespodziewanie zastąpił go znany z NEW EDEN i STEEL PROPHET gitarzysta Horacio Colmenares, który tu zajął się także stroną produkcyjną i masteringiem nowego LP. Płyta ukazała się ostatecznie we wrześniu 2012 nakładem Pure Steel Recoirds.
AXEHAMMER po raz drugi zaprezentował tradycyjny metal z pogranicza heavy i power mocno osadzony w stylistyce lat 80tych.
Płyta została zawalona przez dwie osoby. Wokalistę Mandrake i Colmenaresa jako producenta. Brzmienie jest fatalne, gorsze nawet niż na surowych samplach, jakie były prezentowane już znacznie wcześniej przed wydaniem albumu. Doprawdy, perkusja kartonowa, bas brzęczący byle jak, a gitara rzęzi. Trochę to się prezentuje jak sound z 1985 roku słabego studia na sterydach. Chwilami się tego po prostu nie da słuchać. Dosyć wysoki głos Mandrake pozbawiony jest całkowicie zasięgu i przesterowana gitara go całkowicie zabija. Z kolei klasyczne sola Wyatta rozmywają się w ogólnym brzmieniu źle nagranej gitary. A przecież te numery są często bardzo dobre, rycerskie, dynamiczne odegrane z pasją i pewnością siebie przez Watta.
Wsłuchując się w to wszystko, można wyłowić wyborny The Dragons Fly, galopujący Walk into the Fire czy też speedowy Swing the Steel. Udany jest rytmiczny i bardzo melodyjny Midnight Train zrobiony absolutnie według podstawowej recepty na US Heavy Metal XX wieku. Najdłuższą kompozycją jest Cemetary, i to taka bardzo amerykańsko opowiedziana historia z pogranicza horror metalu, jaki gra np RAVENSTHORN. Jak na to, co mieli tu zamiar powiedzieć, to jest to za długie, ponadto chyba to jedyny utwór na płycie, gdzie w instrumentalnych przejściach wdaje się chaos. Jak i poprzednio AXEHAMMER nie ustrzegł się kompozycji odstających poziomem, jak Fire Away w stylu JAG PANZER czy Demon Killer. Również Flesh Machine to taki HELSTAR w ospałej wersji. Ten album udany jest jedynie po części w sferze kompozycyjnej. Dobra gra Wyatta jest zaprzepaszczona, a bardzo dobre basy Colmenaresa nie rekompensują fatalnej amatorskiej produkcji.
AXEHAMMER po raz drugi zaprezentował tradycyjny metal z pogranicza heavy i power mocno osadzony w stylistyce lat 80tych.
Płyta została zawalona przez dwie osoby. Wokalistę Mandrake i Colmenaresa jako producenta. Brzmienie jest fatalne, gorsze nawet niż na surowych samplach, jakie były prezentowane już znacznie wcześniej przed wydaniem albumu. Doprawdy, perkusja kartonowa, bas brzęczący byle jak, a gitara rzęzi. Trochę to się prezentuje jak sound z 1985 roku słabego studia na sterydach. Chwilami się tego po prostu nie da słuchać. Dosyć wysoki głos Mandrake pozbawiony jest całkowicie zasięgu i przesterowana gitara go całkowicie zabija. Z kolei klasyczne sola Wyatta rozmywają się w ogólnym brzmieniu źle nagranej gitary. A przecież te numery są często bardzo dobre, rycerskie, dynamiczne odegrane z pasją i pewnością siebie przez Watta.
Wsłuchując się w to wszystko, można wyłowić wyborny The Dragons Fly, galopujący Walk into the Fire czy też speedowy Swing the Steel. Udany jest rytmiczny i bardzo melodyjny Midnight Train zrobiony absolutnie według podstawowej recepty na US Heavy Metal XX wieku. Najdłuższą kompozycją jest Cemetary, i to taka bardzo amerykańsko opowiedziana historia z pogranicza horror metalu, jaki gra np RAVENSTHORN. Jak na to, co mieli tu zamiar powiedzieć, to jest to za długie, ponadto chyba to jedyny utwór na płycie, gdzie w instrumentalnych przejściach wdaje się chaos. Jak i poprzednio AXEHAMMER nie ustrzegł się kompozycji odstających poziomem, jak Fire Away w stylu JAG PANZER czy Demon Killer. Również Flesh Machine to taki HELSTAR w ospałej wersji. Ten album udany jest jedynie po części w sferze kompozycyjnej. Dobra gra Wyatta jest zaprzepaszczona, a bardzo dobre basy Colmenaresa nie rekompensują fatalnej amatorskiej produkcji.
LP sukcesu nie odniósł, co spowodowało ponowne rozwiązanie zespołu w roku 2014. Aghassi i Colmenares spotkali się niebawem w NEW EDEN.
ocena: 6,6/10
ocena: 6,6/10
new 6.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"