30.08.2018, 17:15:12
Gloryhammer - Tales From The Kingdom Of Fire (2013)
tracklista:
1.Anstruther's Dark Prophecy 01:27
2.The Unicorn Invasion of Dundee 04:26
3.Angus McFife 03:28
4.Quest for the Hammer of Glory 05:38
5.Magic Dragon 05:28
6.Silent Tears of Frozen Princess 05:34
7.Amulet of Justice 04:27
8.Hail to Crail 04:43
9.Beneath Cowdenbeath 02:29
10.The Epic Rage of Furious Thunder 10:28
rok wydania: 2013
gatunek: melodic epic symphonic power metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Thomas Winkler - śpiew
Paul Templing - gitara
James Cartwright - gitara basowa
Ben Turk - perkusja, aranżacje symfoniczne
Christopher Bowes - instrumenty klawiszowe
Czy może być głupszy tytuł utworu niż "Inwazja Jednorożców na Dundee"? Czy może być głuszy pseudonim wokalisty niż Angus McFifie XIII,Prince of the Galactic Empire of Fife? Czy może być głupsza nazwa zespołu niż GLORYHAMMER?
O okładce nie wspominając...
Ta płyta i ten zespół podzieliły fanów melodic power metalu w roku 2013, wzbudziły burzliwe dyskusje i spowodowały lawinę recenzji, gdzie oceny wahały się w skali od zera do miliona na milion. Jedni twierdzili, że to najbardziej nieudany żart muzyczny od czasu skonstruowania gitary elektrycznej, inni zaś uznali tę płytę za najlepszy album metalowy roku 2013, a może i nawet wielu lat wstecz...
Sprawcą tego całego zamieszania był nie kto inny, tylko Christopher Bowes muzyk tworzący metal awangardowy, grincore, black metal, electronic/techno, power punk pop, no i lider uwielbianego przez miliony ALESTORM, grającego jasny, słoneczny, piwny i optymistyczny pirate metal.
Grupa powstałą w roku 2010 i Bowers zaprosił do niej mniej znanych muzyków sceny brytyjskiej. Starannie wybierał wokalistę, nagrywając wersje demo z trzema i ostatecznie Angus McFifie XIII, Prince of the Galactic Empire of Fife został wybrany Thomas Winkler ze znanego szwajcarskiego power metalowego EMERALD. Winkler opuścił EMERALD po klapie słabego albumu "Unleashed" (2012), choć oficjalnie dopiero w roku 2014, a do GLORYHAMMER dołączył w 2011.
Bowers zabrał w 2012 cały skład do Lubeki w Niemczech, zakończył nagrania w grudniu 2012 i słynna wytwórnia Napalm Records nie zawahała się wydać tego albumu pod koniec marca 2013.
Gdy muzyka dotarła do słuchaczy, rozpętało się piekło nie mniejsze niż wtedy, gdy DRAGONFORCE zaczął grać z prędkością mniejszą od prędkości światła.
Jaki naprawdę jest ten album pod względem muzycznym? Podkreślam, muzycznym, bo sama otoczka jest taka, jaka jest i po prostu sam Bowers jest taki, zabawny, nieobliczalny, celowo szokujący, bawiący się tym, co robi i czekający na reakcję publiczności jak na happeningu.
Więc jaka to muzyka? Ze smokami, rycerzami, elfami, księżniczkami i magami powstało setki płyt, od wybitnych po marne, a ograniczając się do podgatunku symfonicznego melodyjnego power metalu, więcej złych niż dobrych.
GLORYHAMMER to nie jest zespół wirtuozów gitarowych, klawiszowych i innych, sam Bowers jest klawiszowcem takim sobie, a Ben Turk nie miał w tworzeniu aranżacji symfonicznych wielkiego doświadczenia. Jednak Bowers już w ALESTORM udowodnił, że można stworzyć porywająco grający zespół bez gwiazd, gdzie siłą napędową jest zaangażowanie iw ola prawdziwie zespołowego grania. Ponadto posiadł potężny atut - Thomasa Winklera. Często dobre kompozycje w tym podgatunku muzycznym kładą marni, bezbarwni wokaliści, i to najczęściej słychać na flower metalowych albumach z Włoch. Tu Winkler śpiewa po prostu wspaniale. Może i przed nagraniami krztusił się ze śmiechu, że został Księciem Imperium Galaktycznego Fife, ale w tych kompozycjach wykonał porywająca robotę jako śpiewach fantasy epic i moim zdaniem, to jest jego najlepszy występ w ogóle, w trakcie jego dosyć długiej kariery. Jeśli nawet pewne melodie, pewne rozwiązania instrumentalne nie są tu szczytami arcydzieł symfonicznego melodic power, to Winkler od pierwszej do ostatniej sekundy jest wspaniały i ta muzyka jakby idealnie trafiła w jego możliwości głosowe, które zostały wystawione na próbę w ostatnich eksperymentach w EMERALD.
Bowers okazał się zdolnym kompozytorem w melodyjnym power, choć nie tak zdolnym jak w pirate metal ALESTORM.
Tym razem dawka szkockiej muzyki ograniczyła się do wybornego Angus McFife i paru inkrustacji, choć wszystkie miejscowości, o jakich mówią teksty na tej płycie, znajdują się w Szkocji i istnieją naprawdę.
The Unicorn Invasion of Dundee jest fantastyczny! Kwintesencja fantasy power metalu - piękna oszczędna orkiestracja, galop w zwrotkach, pompa, kapitalny zamaszysty refren w niemieckiej tradycji starego HELLOWEEN.
Niczym nie ustępuje mu wolniejszy, bardzo epicki i dostojny Quest for the Hammer of Glory, z echami MANOWAR i MAJESTY. Magic Dragon jest elegancki jak najlepsze numery RHAPSODY, a melodia jest klarowna, potoczysta i wpadająca w ucho od razu. Silent Tears of Frozen Princess to przepiękny, romantyczny song balladowy i Winkler jest tu szczególnie przekonujący. To jak on zaśpiewał ten wers:
Niczym nie ustępuje mu wolniejszy, bardzo epicki i dostojny Quest for the Hammer of Glory, z echami MANOWAR i MAJESTY. Magic Dragon jest elegancki jak najlepsze numery RHAPSODY, a melodia jest klarowna, potoczysta i wpadająca w ucho od razu. Silent Tears of Frozen Princess to przepiękny, romantyczny song balladowy i Winkler jest tu szczególnie przekonujący. To jak on zaśpiewał ten wers:
before the last hope dies
Magia!
Sieją zniszczenie w dumnym true epic Hail to Crail i tak się robi prawdziwy rycerski metal!
Z drugiej strony jednak Amulet of Justice to taki nieco tylko żywiej zagrany POWER QUEST, przy którym wieje sztampową nudą, a kolos The Epic Rage of Furious Thunder jest po prostu dobrą opowieścią w manierze włoskiej, z fajnym dodatkowym wokalem/narracją żeńską (śliczna Marie Lorey), ale to taki standard zbudowany według stworzonego wieki temu schematu i poza ten schemat nie wychodzący, zwłaszcza w ogranej melodii i wielokrotnie już rozgrywanych konstrukcjach poszczególnych fragmentów. A to przecież jedna piąta całej zawartości albumu.
Produkcja jest wyborna. Ani za miękkie to wszystko, ani za surowe. W sam raz, a wieloplanowa realizacja dopracowana bardzo dobrze i miejscami przypomina to FAIRYLAND.
Trochę komiksu, trochę parodii gatunku, trochę rozwiązań przemyconych innych gatunków metalu, trochę Anglii, trochę Nemiec, trochę niczym nieskrępowanej radości i trochę pastelowego smutku.
Trochę komiksu, trochę parodii gatunku, trochę rozwiązań przemyconych innych gatunków metalu, trochę Anglii, trochę Nemiec, trochę niczym nieskrępowanej radości i trochę pastelowego smutku.
Trzeba być naprawdę bardzo ponurym człowiekiem, albo zatwardziałym metalowcem o ciasnych poglądach, by się tu nie uśmiechnąć i odpocząć przy sympatycznej muzyce Bowersa w GLORYHAMMER, która nie jest arcydziełem gatunku, jak to widzą niektórzy, a po prostu solidnym kawałkiem melodic power stworzonym przez utalentowanego muzyka o szerokich horyzontach.
ocena: 8,7/10
new 30.08.2018
new 30.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"