28.09.2018, 20:38:33
Motörhead - Aftershock (2013)
Tracklista:
1. Heartbreaker 03:04
2. Coup de Grâce 03:45
3. Lost Woman Blues 04:09
4. End of Time 03:17
5. Do You Believe 02:58
6. Death Machine 02:37
7.Dust and Glass 02:50
8. Going to Mexico 02:51
9. Silence When You Speak to Me 04:30
10. Crying Shame 04:28
11.Queen of the Damned 02:40
12.Knife 02:57
13.Keep Your Powder Dry 03:54
14.Paralyzed 02:50
11.Queen of the Damned 02:40
12.Knife 02:57
13.Keep Your Powder Dry 03:54
14.Paralyzed 02:50
Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy Metal/Rock'n'Roll
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ian "Lemmy" Kilmister - śpiew, bas
Phil Campbell - gitara
Mikkey Dee - perkusja
Tym nie dwóch, a trzech lat potrzebował Kilmister i MOTORHEAD, by przedstawić kolejny album. Płyta nagrana została w kilku studiach, zmiksowana w Paramount Studios tradycyjnie przez Camerona Webba, który był także producentem. Motörhead Music wydała ten LP w październiku 2013.
Tym razem Lemmy zaproponował aż 14 utworów, z których aż siedem jest krótszych niż trzy minuty, a żaden nie przekracza pięciu minut. Takie proporcje można dostrzec na "Iron Fist", czyli nastąpił niejako powrót do koncepcji sprzed ponad 30 lat...
Początek płyty to jednak średnie tempa i taki już bardzo ograny, mało przebojowy MOTORHEAD w Heartbreaker, choć Campbell ubarwia to krótkim, ale atrakcyjnym solo. Za to Coup de Grâce to killer z kapitalnymi partiami gitarowymi opartymi na 12 taktowym boogie w zmetalizowanej rokendrolowej formie. Wolny, ponury, bluesowy Lost Woman Blues jest po prostu kapitalny i ciarki przechodzą po plecach, jak Lemmy śpiewa:
'Cause I swear I'm sick and tired
Singing these Lost Woman Blues'
Singing these Lost Woman Blues'
Och, gdzieś przypominają się wspaniałe czasy gdy Lemmy grał z Robertsonem na mojej ukochanej płycie "Another Perfect Day"...
Potem MOTORHEAD sieje zniszczenie w speedowym End of Time i bawi swobodą i luzem w bardzo dobrym rokendrolu Do You Believe. Serię krótkich, mocnych ataków kontynuują w Death Machine, zrobionym trochę w stylu Capricorn, ale z ciekawszą melodią i mocno wyeksponowanym basem i ogólnie przypominają się tu wczesne lata 80-te MOTORHEAD.
Zupełnie odmienny jest Dust and Glass, rockowy, barowy i nostalgiczny i... łagodny jak smutny Lemmy. Doskonały kawałek, po prostu doskonały. Motor rozpędza ponownie w zwartym surowym Going to Mexico, archetypowym autostradowym numerze grupy. Silence When You Speak to Me to kroczący w dostojnym tempie numer nastawiony na melodię i chwytliwy refren. Oczywiście z zachowaniem chropowatej przebojowości właściwej Kilmisterowi. Crying Shame jest lekko stylizowany na southern metal i okraszony rewelacyjnym wstawkami solowymi gitary. No i bas chodzi tu miejscami miodnie. W Queen of the Damned znów krótko i treściwie i to jeszcze jeden bujający numer oparty na kilmisterowskim rokendrolowym pędzie, ale z dozwoloną prędkością. Knife, pozornie ospały, jest rewelacyjny w tym wykorzystaniu zmetalizowanego boogie. Tylko Kilmister potrafił tworzyć takie rzeczy. Tylko on. Jakie to potoczyste i uporczywe zarazem granie i część instrumentalna jest niesamowita i z pięć razy za krótka. Doprawdy, totalny odlot! Mocno akcentowany basem Keep Your Powder Dry to jeden z tych słonecznych kawałków Lemmy'ego gdzie śpiewa jakby od niechcenia, reszta gra jakby od niechcenia, a w rezultacie powstaje kolejny pozytywnie zakręcony mały killer MOTORHEAD.
Nie spać! Nie spać! Na koniec szybki, surowy Paralyzed wyrywa z rozmarzenia i wspomnień.
Trzy kwadranse z muzyką MOTORHEAD minęły...
Brzmienie jest wzorcowe, odrobinę surowsze niż na płycie poprzedniej, dyskretnie stylizowane na albumy zespołu z wczesnych lat 80. Dlatego może perkusja nie brzmi zanadto wyraziście, za to bas Kilmistera dewastuje.
Ta płyta ma swój klimat. Klimat metalowego zakrapianego piwem święta, gdzie wszyscy się doskonale znają i doskonale bawią. Tu nie ma mowy o tym, że Kilmister jest zmęczony. On po prostu z uśmiechem kończy jeden kawałek i zaczyna drugi, jakby dopiero co rozpoczął i jest spragniony radości swoich słuchaczy.
Jeśli czasem na kilku poprzednich albumach można było mieć drobne zastrzeżenia do wykonania pewnych rzeczy, to tym razem jest to wszystko zagrane absolutnie perfekcyjnie. Zgranie basu Kilmistera z perkusją Dee nie mogło być już chyba lepsze, a partie gitarowe i sola Campbella są często po prostu zdumiewające i zachwycające.
W recenzji "The World Is Yours" stwierdziłem, że Kilmistera nie stać już na nagranie bardzo dobrej płyty.
Myliłem się.
Wszystko to już było. Dosłownie wszystko. Może dlatego właśnie MOTORHEAD jest wielki, bo nie zaskakuje niczym, poza solidną porcją brudnego rokendrola na alkoholowym fundamencie i pozwala każdemu zasiąść na harleyu i poczuć się przez chwilę wolnym.
ocena: 8,6/10
new 28.09.2018
Potem MOTORHEAD sieje zniszczenie w speedowym End of Time i bawi swobodą i luzem w bardzo dobrym rokendrolu Do You Believe. Serię krótkich, mocnych ataków kontynuują w Death Machine, zrobionym trochę w stylu Capricorn, ale z ciekawszą melodią i mocno wyeksponowanym basem i ogólnie przypominają się tu wczesne lata 80-te MOTORHEAD.
Zupełnie odmienny jest Dust and Glass, rockowy, barowy i nostalgiczny i... łagodny jak smutny Lemmy. Doskonały kawałek, po prostu doskonały. Motor rozpędza ponownie w zwartym surowym Going to Mexico, archetypowym autostradowym numerze grupy. Silence When You Speak to Me to kroczący w dostojnym tempie numer nastawiony na melodię i chwytliwy refren. Oczywiście z zachowaniem chropowatej przebojowości właściwej Kilmisterowi. Crying Shame jest lekko stylizowany na southern metal i okraszony rewelacyjnym wstawkami solowymi gitary. No i bas chodzi tu miejscami miodnie. W Queen of the Damned znów krótko i treściwie i to jeszcze jeden bujający numer oparty na kilmisterowskim rokendrolowym pędzie, ale z dozwoloną prędkością. Knife, pozornie ospały, jest rewelacyjny w tym wykorzystaniu zmetalizowanego boogie. Tylko Kilmister potrafił tworzyć takie rzeczy. Tylko on. Jakie to potoczyste i uporczywe zarazem granie i część instrumentalna jest niesamowita i z pięć razy za krótka. Doprawdy, totalny odlot! Mocno akcentowany basem Keep Your Powder Dry to jeden z tych słonecznych kawałków Lemmy'ego gdzie śpiewa jakby od niechcenia, reszta gra jakby od niechcenia, a w rezultacie powstaje kolejny pozytywnie zakręcony mały killer MOTORHEAD.
Nie spać! Nie spać! Na koniec szybki, surowy Paralyzed wyrywa z rozmarzenia i wspomnień.
Trzy kwadranse z muzyką MOTORHEAD minęły...
Brzmienie jest wzorcowe, odrobinę surowsze niż na płycie poprzedniej, dyskretnie stylizowane na albumy zespołu z wczesnych lat 80. Dlatego może perkusja nie brzmi zanadto wyraziście, za to bas Kilmistera dewastuje.
Ta płyta ma swój klimat. Klimat metalowego zakrapianego piwem święta, gdzie wszyscy się doskonale znają i doskonale bawią. Tu nie ma mowy o tym, że Kilmister jest zmęczony. On po prostu z uśmiechem kończy jeden kawałek i zaczyna drugi, jakby dopiero co rozpoczął i jest spragniony radości swoich słuchaczy.
Jeśli czasem na kilku poprzednich albumach można było mieć drobne zastrzeżenia do wykonania pewnych rzeczy, to tym razem jest to wszystko zagrane absolutnie perfekcyjnie. Zgranie basu Kilmistera z perkusją Dee nie mogło być już chyba lepsze, a partie gitarowe i sola Campbella są często po prostu zdumiewające i zachwycające.
W recenzji "The World Is Yours" stwierdziłem, że Kilmistera nie stać już na nagranie bardzo dobrej płyty.
Myliłem się.
Wszystko to już było. Dosłownie wszystko. Może dlatego właśnie MOTORHEAD jest wielki, bo nie zaskakuje niczym, poza solidną porcją brudnego rokendrola na alkoholowym fundamencie i pozwala każdemu zasiąść na harleyu i poczuć się przez chwilę wolnym.
ocena: 8,6/10
new 28.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"