22.10.2018, 17:01:04
Firewind - Immortals (2017)
Tracklista:
1. Hands of Time 04:51
2. We Defy 03:54
3. Ode to Leonidas 06:01
4. Back on the Throne 04:05
4. Back on the Throne 04:05
5. Live and Die by the Sword 06:14
6. Wars of Ages 04:07
7. Lady of 1000 Sorrows 04:44
8. Immortals 01:57
9. Warriors and Saints 04:11
10. Rise from the Ashes 04:32
Rok wydania: 2017
Gatunek: epic melodic heavy/power metal
Kraj: Grecja
Skład zespołu:
Henning Basse - śpiew
Gus G.(Kostas Karamitroudis) - gitara
Petros Christodoylidis - gitara basowa
Johan Nunez - perkusja
Bob Katsionis - instrumenty klawiszowe
Apollo Papathanasio opuścił FIREWIND w roku 2013, a Gus G. zajął się bardziej swoimi solowymi rockowymi projektami.
Wydawał się, że FIREWIND nie przedstawi już kolejnej płyty, mimo że w 2015 dołączył dawny wokalista METALIUM Henning Basse. FIREWIND kontynuował ograniczoną działalność koncertową, w końcu jednak Gus G. postanowił nagrać nową płytę z tym swoim zespołem, tyle że w oparciu o swój stary, pochodzący z roku 2009 pomysł. Gus miał zamiar wówczas nagrać płytę konceptualną, opartą o słynne bitwy w czasie wojny grecko-perskiej w roku 480 p.n.e. Wszedł wówczas w kontakt z Ozzy Osbournem, jednak ostatecznie nic tych planów nie wyszło. Album ukazał się jednocześnie nakładem Century Media Records i AFM Records w styczniu.
Tą płytą grupa powraca do swoich korzeni i czasów Stephena Fredricka, do metalu pełnego epiki i wojennych tematów.
Melodyjnie, potoczyście i wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Katsionis nie musi grać radiowej klawiszowej dyskoteki, robi tu kapitalne plany dalsze i sola, Gus gra konkrety, no wreszcie Basse odżył. Basse to wokalista metalowy, heavy/ power metalowy i te wszystkie progresywne i podobne projekty, w których poprzednie lata uczestniczył, zupełnie do niego nie pasowały. Tu jest zamaszysty, rozległy, pewny siebie, mocny, rozkrzyczany gdy trzeba. To jest po prostu Basse. Taki rozmach panuje na całej płycie. Nie za sprawą symfonicznych aranżacji, a wybornej, pełnej luzu i elegancji oraz niebywałej inwencji współpracy na linii Katsionis - Gus G. Te ich dialogi pojedynki są rewelacyjne, od pełnego energii i melodii openera Hands of Time rozpoczynając. Potem jest jeszcze lepiej, o ile to możliwe. Moc epickiego heavy power w We Defy jest niepodważalna, podobnie jak w Back on the Throne oraz pełnym momentami spokojnej epiki Warriors and Saints. Pięknie zabrzmiał melancholijny wstęp do Ode to Leonidas z narracją Paula Logue z EDEN'S CURSE i rozwój tej kompozycji jest doskonały w mocnym graniu i mocnym śpiewie Basse. To taki FIREWIND prawdziwie z tego heroicznego okresu, z początku wieku. Epicka moc wylewa się z potężnego pompatycznego Live and Die by the Sword, choć w pewnym stopniu FIREWIND ociera się tu o elegancki klasyczny melodic heavy metal w refrenie. Melodyjny i uroczysty jest szybki, mocno akcentowany gitarą Wars of Ages. Killer, killer z killerskim refrenem! Pięknie rozegrany został nostalgiczny, liryczny i delikatny Lady of 1000 Sorrows z pełnym rozmachu refrenem i kunsztowną grą na gitarze Guitar Hero Gusa G. Jaki świetny jest tu Basse i momentami przypomina styl wokalny Jorna Lande. Podobnie chwyta za serce Rise from the Ashes, gdzie łagodne zwrotki przeplatają się z mocnymi refrenami.
Soczyste brzmienie wszystkich instrumentów i każdy jest absolutnie selektywny, rozpoznawalny w każdej chwili. Fakt, albumy FIREWIND zawsze były pod tym względem bez zarzutu, tu jednak słynny basista i producent dołożył wszelkich możliwych starań, by było to dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Shred Axemana Gusa G. jest kapitalny, wstawki Katsionsa genialnie wpasowane, sekcja rytmiczna gniecie od początku do końca, a śpiew Basse najlepszy od wielu lat.
No i te kompozycje, te melodie!
Album jest uznawany przez liczną rzeszę fanów za największe dzieło FIREWIND.
Uważam podobnie.
ocena: 10/10
new 22.10.2018
Wydawał się, że FIREWIND nie przedstawi już kolejnej płyty, mimo że w 2015 dołączył dawny wokalista METALIUM Henning Basse. FIREWIND kontynuował ograniczoną działalność koncertową, w końcu jednak Gus G. postanowił nagrać nową płytę z tym swoim zespołem, tyle że w oparciu o swój stary, pochodzący z roku 2009 pomysł. Gus miał zamiar wówczas nagrać płytę konceptualną, opartą o słynne bitwy w czasie wojny grecko-perskiej w roku 480 p.n.e. Wszedł wówczas w kontakt z Ozzy Osbournem, jednak ostatecznie nic tych planów nie wyszło. Album ukazał się jednocześnie nakładem Century Media Records i AFM Records w styczniu.
Tą płytą grupa powraca do swoich korzeni i czasów Stephena Fredricka, do metalu pełnego epiki i wojennych tematów.
Melodyjnie, potoczyście i wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Katsionis nie musi grać radiowej klawiszowej dyskoteki, robi tu kapitalne plany dalsze i sola, Gus gra konkrety, no wreszcie Basse odżył. Basse to wokalista metalowy, heavy/ power metalowy i te wszystkie progresywne i podobne projekty, w których poprzednie lata uczestniczył, zupełnie do niego nie pasowały. Tu jest zamaszysty, rozległy, pewny siebie, mocny, rozkrzyczany gdy trzeba. To jest po prostu Basse. Taki rozmach panuje na całej płycie. Nie za sprawą symfonicznych aranżacji, a wybornej, pełnej luzu i elegancji oraz niebywałej inwencji współpracy na linii Katsionis - Gus G. Te ich dialogi pojedynki są rewelacyjne, od pełnego energii i melodii openera Hands of Time rozpoczynając. Potem jest jeszcze lepiej, o ile to możliwe. Moc epickiego heavy power w We Defy jest niepodważalna, podobnie jak w Back on the Throne oraz pełnym momentami spokojnej epiki Warriors and Saints. Pięknie zabrzmiał melancholijny wstęp do Ode to Leonidas z narracją Paula Logue z EDEN'S CURSE i rozwój tej kompozycji jest doskonały w mocnym graniu i mocnym śpiewie Basse. To taki FIREWIND prawdziwie z tego heroicznego okresu, z początku wieku. Epicka moc wylewa się z potężnego pompatycznego Live and Die by the Sword, choć w pewnym stopniu FIREWIND ociera się tu o elegancki klasyczny melodic heavy metal w refrenie. Melodyjny i uroczysty jest szybki, mocno akcentowany gitarą Wars of Ages. Killer, killer z killerskim refrenem! Pięknie rozegrany został nostalgiczny, liryczny i delikatny Lady of 1000 Sorrows z pełnym rozmachu refrenem i kunsztowną grą na gitarze Guitar Hero Gusa G. Jaki świetny jest tu Basse i momentami przypomina styl wokalny Jorna Lande. Podobnie chwyta za serce Rise from the Ashes, gdzie łagodne zwrotki przeplatają się z mocnymi refrenami.
Soczyste brzmienie wszystkich instrumentów i każdy jest absolutnie selektywny, rozpoznawalny w każdej chwili. Fakt, albumy FIREWIND zawsze były pod tym względem bez zarzutu, tu jednak słynny basista i producent dołożył wszelkich możliwych starań, by było to dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Shred Axemana Gusa G. jest kapitalny, wstawki Katsionsa genialnie wpasowane, sekcja rytmiczna gniecie od początku do końca, a śpiew Basse najlepszy od wielu lat.
No i te kompozycje, te melodie!
Album jest uznawany przez liczną rzeszę fanów za największe dzieło FIREWIND.
Uważam podobnie.
ocena: 10/10
new 22.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"